niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 25

Rozdział 25
            Thomas wszedł do siedziby swojej firmy. Sekretarka siedząca niedaleko drzwi, gdy go zobaczyła, upuściła z wrażenia filiżankę z kawą na ziemię.
            – Szefie! Nic panu nie jest! Super! – Młoda, dwudziestojednoletnia kobieta nie zważała na rozlany płyn, brudną spódnicę i rajstopy, tylko podbiegła do niego i uścisnęła. – Wszyscy się o pana martwiliśmy. Jak tak można nie dawać znaku życia? – Pogroziła mu palcem pod nosem. Roześmiał się na jej zachowanie. Eliza była sympatyczna, spontaniczna, ale kiedy trzeba poważna i rozważana.
            – Można, jeśli się nie pamięta, kim się jest, Liz. – Dziewczyna rozdziawiła usta, a on dbając o nią, przymknął jej szczękę dłonią. – Nie zachowuj się jak dziecko, jesteś w pracy. – Mrugnął do niej okiem. – Jest Markus? – Zachowywał się, jak gdyby nigdy nic. Wiele wspomnień wskoczyło na swoje miejsce, co chwilę go to zaskakiwało. Wystarczyło coś zobaczyć i zaczynał sobie przypominać. Dziwne to było.
            – W swoim gabinecie. Rozmawia z klientem. Mogę iść przekazać, że się pan pojawił. – Kobieta rozmasowała sobie ramię. Widać, że chciało jej się płakać. Przecież nie umarł do cholery! – Baliśmy się, że nigdy pan nie wróci, że coś strasznego się stało. – Zamrugała szybko oczyma chcąc odpędzić niechciane łzy.
            – Mam dla ciebie propozycję. Idź do łazienki, przemyj twarz zimną wodą, a ja posprzątam twoją kawę. Zobaczymy się, jak się uspokoisz, dobrze? – Pokiwała szybko głową, nie protestując nawet na jego stwierdzenie, że posprząta i pobiegła do łazienki. Nie był takim typem szefa jak jego ojciec. Może i pracował rewelacyjnie, osiągał sukcesy, ale miał opinię tyrana. Ludzie nie tyle go szanowali, co się go bali. Zakładając swoją firmę architektoniczną, obiecał sobie, że pod żadnym pozorem nie będzie taki sam. Jego pracownicy go lubili i szanowali. Kiedy trzeba było opieprzał ich, ale relacje nie zostały zaburzone przez lęk. Słuchali go, nie obrażali się o to, że zwrócił im uwagę, ale zarazem nie bał się wykonywania czynności, które inni przedsiębiorcy mogli by uznać za hańbiące. Prezes, który sprząta rozlaną kawę? Nie do pomyślenia! Prędzej wydarliby się na biedne dziewczę, że bałagan robi i rozbija służbowy sprzęt.
            Zdążył posprzątać i pochować wszystko, a także umyć ręce, gdy jego wspólnik, a zarazem zastępca wyszedł z korytarza po prawej stronie razem ze starszym, elegancko ubranym mężczyzną. Zaskoczył go jego widok, ale szybko się opanował i pożegnał grzecznie z klientem. Odprowadził do drzwi, uścisnął rękę i otworzył drzwi. Miły gest. Markus zbliżył się do niego z zaciśniętymi pięściami. 
            – Powiedz, że miałeś dobry powód. – Wiedział, o co chodzi ich firma w okresie, gdy stracił pamięć zaczynała gorzej prosperować.
            – Amnezja wsteczna. Częściowa. Pół roku. Nie pamiętałem jednak żadnych nazwisk, imion, nic. Przykro mi. – Na większe wyjaśnienia przyjdzie czas. Charlotta powiedziała mu, jakim cudem udało im się wykaraskać z tarapatów. Wspomniała o jego projekcie, który wygrał konkurs i dzięki temu się podnieśli, a także napłynęli im nowi zleceniodawcy.
            – Masz szczęście, bo inaczej już byś miał obitą mordę. – Nie ma to jak wkurzony kurdupel. W rzeczywistości wspomniany wyżej mężczyzna mierzył metr siedemdziesiąt siedem wzrostu, włosy koloru blond i niebieskie oczy. Garnitur idealnie na nim leżał, a dwudniowy zarost wyglądał na jego twarzy cholernie dobrze.
            – Byłem u Szar, powiedziała mi już co nieco, ale stwierdziła, że to ty powinieneś wytłumaczyć wszystkie szczegóły.
            – Dobrze zrobiła. Nie wie o wszystkim i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. – W końcu Markus wykonał gest sympatii, objął go w specyficzny dla siebie sposób i poklepał po plecach.
            – Dobrze, że jesteś dupku. Klienci o ciebie wypytują. Gdybyś się nie pojawił… – Obaj zdawali sobie sprawę, czym by się to skończyło. – Od kiedy możesz zacząć pracę? – Popatrzył na niego z dezaprobatą, jakby się lenił przez ostatni czas.
            – Od jutra, o ile nie będzie nikomu przeszkadzać moja noga w gipsie. – Dopiero teraz Marcus i obecna ponownie Liz zobaczyli ten, niezauważalny od tej pory szczegół.
            – Źle z tobą. Jesteś w dresach. Jak nie ty. Dajesz sobie radę? – Wiedział, że to dziwnie wygląda, a zarazem mało kto zwracał na niego uwagę. Gips ukrył w szerokich szarych spodniach, a stopę obuta w ciasne ubranko wsunął w klapka. W ten sposób mógł w miarę normalnie chodzić, chociaż nie wyglądał elegancko.
            – Jasne, że tak. Nie będę mógł jednak odprowadzać klientów do drzwi, tak jak to mamy w standardach i wątpię bym przez najbliższe dwa tygodnie, góra miesiąc był w stanie ubrać garnitur.
            – Szczegóły, panie pracoholiku. Jutro o dziewiątej będziesz miał pierwszego klienta. – W ten o to sposób Marcus dał znać sekretarce, że powinna w ciągu najbliższej godziny poumawiać wszystkich ludzi, którzy tak dopytywali się o Thomasa. Po tej wstępnej części rozmowy udali się do gabinetu prezesa porozmawiać o wszystkich pilnych rzeczach.

***

            Oliver pracował za siebie i za Jull w miarę możliwości. Obsługiwał klientów, robił kawy, czyścił stoliki czym tylko denerwował kobietę.
            – Siądźże w końcu na tyłku, bo już patrzeć na ciebie nie mogę. – Warknęła na niego i za rękę zaciągnęła na zaplecze. W lokalu nie było w ogóle klientów, a on ciągle chodził, poprawiał krzesła, gazety, przecierał blaty, filiżanki, układał pojemniczki z cukrem, łyżeczki lśniły.
            – Muszę coś robić, bo mnie nosi. – Spojrzał na nią. Dobry ruch z jej strony. Usadziła go na krześle, a sama stała. Teoretycznie posiadała przewagę pod względem wzrostu i dystansu psychicznego.
            – Mam to samo, jak na ciebie patrzę do jasnej cholery. Zrób sobie dziesięciominutową przerwę, bo inaczej ci krzywdę zrobię. Przyniosę ci za chwilę latte, a ty zjedz późny obiad. – Ich zmiana kończyła się za godzinę. Dopiero teraz poczuł skutki swoich działań. Jutro też miał spędzić cały dzień w pracy, a właściwie to dwóch. Julia dobrze zrobiła, przynosząc mu mleko z kawą. Nie będzie aż tak pobudzony jak po zwykłym wywarze, a zarazem zaaplikuje potrzebną mu dawkę kofeiny. Zaczęli rozmawiać przez drzwi. Ona stała i pilnowała ruchu, a właściwie pustego lokalu, tak by on na spokojnie mógł jeść i nie uciekł.
            – Jak tam twój nowy chłopak? – Spojrzała na niego niepewnie.
            – Dobrze. – Uśmiechnęła się lekko. – W sumie na razie nie jest moim chłopakiem. Stara się, zabiega, ale… Sama nie wiem.
            – Zauroczyłaś się? – Kiwnęła głową. – To znaczy, że jesteś jego dziewczyną. – Nie mógł nie odwzajemnić jej gestu.
            – Co masz na myśli? – Zmarszczyła brwi, a on nie mógł powstrzymać głośnego śmiechu.
            – Pomyślmy. Z tego co się orientuję, widzisz się z nim dość regularnie, co chwilę o nim wspominasz, jesteś zauroczona, a on zabiegając o ciebie, okazuje to samo. Chyba o czymś to świadczy. – Kobieta zarumieniła się lekko.
            – W sumie to trochę… Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że masz rację.
            – Ale nie do końca w to wierzysz, więc będziemy musieli o tym porozmawiać kiedy indziej. – Wyszczerzył do niej zęby.
            – A co tobie się dzisiaj stało, że dostajesz takiego szału? – Jego dobry nastrój prysł jak bańka mydlana.
            – Rozstałem się z Thomasem. Wrócił do rodziny i swojej narzeczonej. – Jull zassała głęboko oddech i zbladła gwałtownie. Do tej pory nie chciał jej tego powiedzieć, ale w końcu prawda i tak by wyszła na jaw. Cholera jasna! Jego serce rzeczywiście zostało zmiażdżone i dopiero teraz miał siłę by się do tego przyznać. – Historia zatoczyła koło. Nie ma sensu się denerwować. – Pochylił się na krześle i oparł głowę na rękach.
            – Oli, przykro mi. Może chcesz iść wcześniej do domu, jest mały ruch, a szef na pewno nie będzie miał nic przeciwko. – Zaprzeczył. Nie miało to sensu. Właściciel mógłby mieć do nich dwojga pretensje. Już i tak problemem było to, że raz potrzebował wziąć na szybko wolne. Nie ze względu na sam czyn, lecz powodem takiego stanu rzeczy był niedobór pracowników.
            – Dam radę. Co mam niby robić po powrocie? Siedzieć i gapić się w ścianę? Zostanę. – W jego kierunku popłynął niepewny uśmiech, którego nie mógł dostrzec mają opuszczoną głowę, a kobieta wyszła obsłużyć nowych klientów.

***

            Na szczęście na koniec ich zmiany zrobił się trochę większy ruch, które zapewniły trzy kobiety po czterdziestce. Śmiały się i plotkowały, wniosły odrobinę atmosfery świeżości do lokalu. Były o tyle taktowne, że Julia nie musiała ich wypraszać, bowiem wyszły z kawiarni pięć minut przed zamknięciem. Oliver odetchnął głęboko.
            – Odprowadzę cię na przystanek. – Podał koleżance sweter widzący na wieszaku, by nie zmarzła.
            – Nie trzeba. Dziękuję. Patrick obiecał po mnie przyjść. Czeka przed wejściem, ale byłoby miło, gdybyś opuścił rolety. – Uścisnęła go na pożegnanie i wyszła. Najchętniej posiedziałby tu jeszcze trochę, a nie zwijał się do siebie, gdzie czekała go pustka. Przemógł się jednak, pogasił światła, zamknął drzwi i poczekał, aż żelazne rolety osuną się do ziemi. Nie zamierzał wracać autobusem o domu, przechadzka dobrze mu zrobi.
            Ruszył w kierunku przystanku by ulicę przed nim skręcić w prawo. Ta część miasta nie zawsze była dobrze oświetlona, ale on wybierał bezpieczniejszą drogę. Chwilę później usłyszał za sobą pisk opon. Spodziewał się, że jakieś auto w niego uderzy, zjeżdżając na chodnik. Odwrócił lekko głowę. Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył czarne, niskie, sportowe auto. Światło nie pozwalało dostrzec właściciela, ale nie zamierzał marnować na to czasu. Ponownie odwrócił się w kierunku wybranej drogi i ruszył powolnym spacerkiem.
            – Oliver! – Wydarł się Thomas. – Poczekaj! – No tak, tego można się było spodziewać. Nie zamierzał tego robić. – Nie wkurzaj mnie! Dobrze wiesz, że nie jestem w stanie za tobą pobiec. – Uniósł dłoń i pokazał mu środkowy palec, nie odwracając się nawet. Bardzo dorosłe, ale miał to gdzieś. Samochód za nim ponownie ruszył i po dziesięciu metrach przeciął mu drogę.
            – Teraz mnie chcesz potrącić?! Super! Rób tak dalej. Przynajmniej będziesz miał jednego świadka mniej! – Krzyknął wściekły. Dał się oszukać pięknym słówkom, a on miał kobietę!
            – A uspokoisz się do jasnej cholery!? Wsiadaj. Odwiozę cię do domu i tam wszystko wytłumaczę. Teraz wiem o wiele więcej niż do tej pory. – Student obszedł samochód i chciał go minąć bez słowa, jednak został przyciągnięty do ciała Thomasa. – Nie zamierzasz reagować? – Groźny pomruk wydobył się z jego piersi. Oliver tylko spojrzał mu w oczy, zaciskając lekko wargi. To musiało mu starczyć za odpowiedź.
            Pocałował go w usta, nie dając się odepchnąć. Cholera. Kochał go, nie zamierzał dać się odrzucić przez plany ojca i jego zachowanie.
            – Wsiądziesz teraz do auta i wytłumaczę ci wszystko u ciebie w mieszkaniu, dobrze?      – A przy okazji się streścisz, bo jutro idę na rano do pracy i mam dostawę. – Nie zamierzał być miły.
            – Nie obiecuję, ale ok. – Oliver wsiadł zdenerwowany do samochodu. Ręce mu się trzęsły, gdy zapinał pasy i ogólnie jego cała postawa świadczyła o tym, że był „na nie”.
            Po około dziesięciu minutach obaj weszli na klatkę schodową kierując się do mieszkania. Nie odzywali się, co tylko komplikowało sytuację.
            – Kawy, herbaty, wody? –Nie podobało mu się to, ale właśnie teraz wolał się zachowywać w sposób zdystansowany.
            – Wody, poproszę. – Po chwili wylądowała przed nim szklanka, ale Oliver cały czas próbował się krzątać po kuchni. Wstał z narożnika, na którym spędził bardzo dużo czasu i podszedł do mężczyzny. Przytulił go od tyłu, nie pozwalając się wyrwać. Oparł brodę o jego ramię.
            – Byłem jej przykrywką. Ma faceta, spodziewa się dziecka. – Czuł, jak chłopak tężeje. – Jest w szóstym tygodniu. Wątpliwe, bym to ja spłodził potomka Erika, nie sądzisz? – Chłopak okręcił się w jego ramionach i spojrzał mu w twarz.
            – Nie potrafię ci uwierzyć. – Te słowa im obu sprawiły ból.
            – Spotkaj się z Charlottą. Beze mnie. Ona ci wszystko wyjaśni, skoro mnie nie chcesz zaufać. Nie zmuszę cię do tego, ale chciałaby cię poznać. Wybór należy do ciebie. – Oliver mimo swych słów przytulił się do niego mocno.
            – O czymś jeszcze chciałbyś mi powiedzieć? – Znów czuł to silne przyciąganie do Thomasa. Nie chciał tego. Byłoby mu o wiele łatwiej się z nim rozstać, jeśli jego ciało, mózg i serce nie chciało tego faceta.
            – Przepraszam za sytuację z moim ojcem i, że zostałeś skazany na to, jak cię potraktował. Nie chciałem, byś widział, jak mnie traktuje. Gardzi mną. – Uśmiechnął się krzywo i z politowaniem. – W relacji z nim jestem zimny, on o kilkunastu rzeczach nie wie. Na razie nie mogę sobie pozwolić by się dowiedział. Przepraszam. – Przytknął usta do policzka Olivera.
            – Nienawidzę go. Mam nadzieję, że ta kasa nie naruszy was za bardzo. – Oli spojrzał mu w oczy, a on nie mógł powstrzymać uśmiechu.
            – Nie dziwię ci się. Mogłeś powiedzieć stówę. Bardziej by go zabolało. – Nie mógł powstrzymać śmiechu na widok miny zrobionej przez chłopaka.
            – Też mam swoją firmę.
            – Chodź. Poopowiadasz mi wszystko, jak usiądziesz. Noga cię pewnie boli. – Przytaknął. Do tej pory mało kto o to dbał, a on miał serdecznie dość. Na dodatek dopiero za dwa dni będzie mógł się wprowadzić ponownie do siebie. Spłacił w banku wszystkie odsetki po wyjaśnieniu sytuacji. Teraz musiał tylko czekać na ponowny dostęp do prądu i gazu.
            – Trochę. Mogę zostać dzisiaj u ciebie? – Spojrzenie studenta było uważne, ale tylko pokiwał głową.
            – Ile chcesz. – Cholera, rozczuliło go to. Powinien być na niego wściekły, zresztą jak zdążył zobaczyć zaistniał taki stan rzeczy. Julia napisała mu sms–a, że jeśli go spotka to go skopie. Milutko. Lilly zadzwoniła i powiedziała mu, że jest okropną świnią i dupkiem. Czemu to on musiał być tym złym?
            – Twoje przyjaciółki chcą mnie zabić. Czy wiesz coś o tym? – Przynajmniej posiadał na tyle przyzwoitości by się zarumienić.
            – Pobiegłem do Lilly, bo tam miałem najbliżej. – Uniósł brwi zdziwiony. – Dobrze słyszysz. Pobiegłem. A Julia cały dzień ze mną pracowała. Zdążyła się domyślić.
            – Niezawodne wsparcie. W każdym bądź razie mam zagwarantowany wpiernicz i nie wiem, o co im chodzi. – Wyszczerzył do niego zęby.
            – Nie wiesz, kochany? – Thomas pocałował go w usta, słysząc te słowa. – Nie pozwalasz sobie za dużo? – Tym razem to on schylił się po pocałunek. – Powinieneś zdawać sobie sprawę, jakim dupkiem się okazałeś. Amnezja swoją drogą, ale ukryłeś kilka rzeczy świadomie.
            – Skąd wiesz? – Musnął palcem pojawiającą się zmarszczkę na czole mężczyzny.
            – Bo jestem dobrym obserwatorem i zdołałem cię przejrzeć. Gesty pozwalają wiele rzeczy połączyć. Powinieneś o tym wiedzieć.
            Nie dane mu było powiedzieć nic więcej. Silne ramiona Thomasa przyciągnęły go do siebie, a on bez problemu się im poddał. Usta tarły o wargi tego drugiego. Jego dłonie wylądowały na karku Thomasa i w jego włosach, a ten nie pozostawał mu dłużny, kładąc dłonie pod koszulką. Muskał i głaskał jego plecy, budząc w ciele ogień.
            – Jutro idę do pracy, leniwcu. – Oderwał na chwilę swe wargi.
            – Już ja ci pokażę, jakim leniwcem potrafię być. Poza tym, ja też. – Poczuł usta na szyi, delikatne liźnięcie na grdyce. – Mam spotkanie o dziewiątej. – Liźniecie na sutku spowodowało u niego wzrost napięcia.
            – Och. Jesteś idiotą. – Musiał przecież powiedzieć swoje. Otarcie się Thomasa o niego skomplikowało jego tok myślenia.
            – Wiem. – Kolejny czuły pocałunek wylądował tym razem na jego ramieniu.
            – Nienawidzę cię. – Mruknął cicho wypychając biodra do przodu.
            – Też cię kocham, Oli. – Przymknął oczy zaskoczony. – I doskonale zdaję sobie sprawę, że ty mnie również. – Za odpowiedź musiał posłużyć mu pocałunek. Nie mógł wypowiedzieć tych słów. Nie dzisiaj.

***

            Oliver jęknął, słysząc znienawidzoną melodię budzika. Czy chociaż raz nie mógłby się spóźnić? Podniósł zmęczony głowę. Nie wyspał się przez Thomasa. Już nie chodziło o sam fakt tego, co robili, ale o to, że mężczyzna rzucał się pół nocy po wąskim narożniku, nie dając mu spać. Na szczęście ratował go zapach śniadania i kawa podsunięta prawie pod sam nos.
            – Dzień dobry. – Lekki pocałunek w policzek wydawał mu się bardzo miły. – Zrobiłem śniadanie. Wczoraj wieczorem chyba nic nie zjadłeś, więc dzisiaj musisz nabrać sił.
            – Hej. Wiesz, że to zabrzmiało dość… – Nie wiedział jakiego określenia użyć by nie urazić Toma.
            – Tandetnie? Mam tego świadomość. – Roześmiał się. – Po prostu obudziłem się jakiś czas temu, a wiedząc, że masz mocny sen, postanowiłem zadziałać.
            – Dzięki. – Potarł zmęczone powieki. – Ale zanim to… – Wstał i udał się do łazienki jakoś oporządzić. Sikanie na stojąco, będąc prawie nieprzytomnym jest cholernie trudne!
            Gdy wrócił do pokoju nie spodziewał się zastać stojącej w nim przyjaciółki.
            – Lill, co ty tu robisz? – Uśmiechnął się lekko i uścisnął ją.
            – Przyszłam ci przynieść klucze do mnie. Wczoraj zapomniałam ci je dać. – Spojrzała po nich obu, jednak słowem nie skomentowała tego, co zastała. Oliver zarumienił się i wygiął lekko ręce.
            – Thomas na razie jeszcze u mnie mieszka. Wszystko się wyjaśniło. – Ruda roześmiała się na głos.
            – Jesteście bardziej zmienni niż baby. Powinniście spisywać w kalendarzu czy jesteście ze sobą czy nie i wysyłać tę informację do wszystkich znajomych. Chyba zaczynam się gubić, ale cieszę się twoim szczęściem.
            – Wiedziałem, że zawsze można na ciebie liczyć. – Zripostował złośliwe. – Chcesz kawy?
            – Nie dzięki. Piłam już. Poza tym za pół godziny muszę być w pracy, więc lecę. – Pocałowała ich obu w policzki i nim się obejrzeli, wybiegła z mieszkania.
            – Ona się w tym nie zabije? – Oliver doskonale wiedział, o co chodziło Thomasowi. Dziesięciocentymetrowe szpilki wydawały mu się idealnym sposobem na połamanie nóg.

            – Wątpię. Próbuje od trzech lat i jeszcze jej się nie udało. – Na widok miny kochanka roześmiał się. – Żartowałem. Zjesz ze mną? – Miły, trochę sielski poranek spędzony w dość szybkim tempie był tym, czego potrzebował.

14 komentarzy:

  1. Eee... Z jakiegoś powodu nie bardzo ogarnęłam ostatnie rozdziały. :/ Mimo to i tak są świetne, więc życzę powodzenia w dalszym pisaniu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się,że Oli tak szybko wybaczy Thomasowi, ale może dobrze, że się tak stało, Pewnie i tak los im coś ciekawego szykuje w niedalekiej przyszłości(czyli Ty).
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Czy im coś zgotuję czy nie... To się jeszcze okaże :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  3. Iiiiip to było cudowne. Dużo weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Wena się jak najbardziej przyda.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  4. Jeejuuu ^^ nie wiem co napisać cudowne opowiadanie cudownej bloggerki :3

    OdpowiedzUsuń
  5. W pewnym sensie ten rozdział był sielankowy ale mi się w nim to podobało *.* już czekam niecierpliwie na następną niedziele i kolejny rozdział <3
    Pozdrawiam OfeliaRose

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, jak dobrze, że ta katastrofa nie ciągnęła się przez więcej notek, bo bym tu chyba umarła. Jej, całe szczęście się pogodzili, to było takie słodkie, mam nadzieję że wszystko się dalej ułoży, chociaż pewnie ten ojciec Toma im trochę problemów narobi...Czekam na dalszy rozdział, dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Najpierw ponarzekam i wytknę błędy, dobrze? xD
    Po pierwsze... Jakim cudem Tom prowadzi samochód z gipsem? Zastanawiałam się już przy ostatnim rozdziale, ale wtedy sądziłam, że już ma zdjęty gips, że coś przeoczyłam. Ale teraz? No kurde! Z gipsem nie da się prowadzić! No dobra może i się da, ale jest to zabronione! I na pewno wiąże się to z dużym niebezpieczeństwem :< Może mieć coś na kolano założone i można zginać nogę, a to "urządzenie" pomaga... Eh nie wiem jak się to nazywa. No wiem czepiam się czepiam ale ja lubię się czepiać. A ten temat upodobał mi się do czepiania i nadal nie mogę sobie wyobrazić jak można prowadzić w gipsie >n<
    Czegoś jeszcze miałam się doczepić, ale nie pamiętam czego... No cóż, w takim razie przejdę do następnej części komentarza.

    Rozdział fabularnie bardzo mi się podobał. Polubiłam sekretarkę Tom'a, no i fajnego ma też wspólnika. Jej, miło, że Olivier dogadał się z Thomasem. No ale czuję, że ta sielanka długo nie potrwa :<


    Pozdrawiam i życzę dużo weny!♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja droga Lady Makbet, to że coś nie przypadło ci do gustu nie sprawi że przestanę Cię lubić. Jesteśmy indywidualnymi jednostkami a nie szarą zbitą masą więc to naturalne że mamy różne poglądy oraz różnice w "lubię to" ;). Musiałbym mieć, że tak powiem nierówno pod sufitem aby obrazić się o taką pierdółkę. I oczywiście nic się nie stało że dopiero teraz odpisałaś. Serio, w końcu jesteśmy tylko ludźmi.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam,
    zwrot akcji, oby już wszystko było między nimi w porządku, jak dobrze mieć takie osoby jak Lilli czy Julia, jak widać Thomas jest dobrym pracodawcą, i właśnie pomyślałam, ze jego ojciec nie wie, że ma własną firmę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego czy wszystko będzie dobrze, jeszcze się okaże :) Co do przyjaciół masz rację. Dobrze mieć takich :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń