niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 29

Hej kochani!
Wróciłam!!! Rozdział 30 został ukończony i powędrował do mojej bety :)
Zapraszam was do przeczytania kolejnego rozdziału :)
Wracam już do normalnego funkcjonowania w życiu codziennym, dlatego też powinnam na spokojnie odpowiadać na komentarze i pisać kolejne rozdziały.
Pozdrawiam was i ściskam!

Rozdział 29

            Oliver skończył pracę i założył plecak na ramię. Od dwóch tygodni źle spał, pracował na pół gwizdka, chociaż nadal nie zrezygnował z drugiego etatu. Wiedział, że nie musi tego robić, odkąd Thomas się wyprowadził, a na jego konto bankowe wpłynęło czterdzieści tysięcy, jednakże uważał, że musi czymś zająć myśli, a taka aktywność wydawała mu się najodpowiedniejszym do tego zajęciem.
            – Lilly, co ty tu robisz? – Zapytał, widząc przyjaciółkę przy stoliku pod oknem. Nie spodziewał się jej zobaczyć. Nie kontaktowali się w sprawie umówienia spotkania, a przyjaciółka przy ostatniej rozmowie nawet słowem o nim nie wspomniała. Powinni się spotkać za dwa dni, natomiast aktualnie kobieta powinna być na randce z Filipem.
            – Zabieram cię w jedno miejsce. Czas najwyższy. – Chwyciła go za rękę i wyciągnęła na dwór. Zdążyła porozmawiać z Jull o tym, by zamknęła lokal, ponieważ dziewczyna sama popierała jej pomysł.
            – Nie mam ochoty i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Chcę wrócić do domu i odpocząć. – Wymusił uśmiech na twarzy. Nie żartował, czuł się strasznie zmęczony i zaczynał podejrzewać u siebie epizod depresyjny. Nie miał na nic siły, najchętniej leżałby w łóżku, nic nie robiąc i gapiąc się w sufit.
            – Nie dzisiaj. Idziemy na dobrą kolację, ja stawiam. Musisz w końcu ze mną porozmawiać, bo jeśli nie, ściągnę ci na kark Thomasa, a dobrze wiem, jak tego nie chcesz. – Niechętnie zmusił się do podążania za przyjaciółką.
            – To chociaż powiedz, gdzie mnie prowadzisz? Chcę mieć pewność, że zjem w końcu coś dobrego. – Uśmiech wpłynął na usta Lilly. Jej przyjaciel nie był świadom, że wraca powoli do siebie, skoro chce zjeść coś co mu będzie smakowało. Przez żołądek do serca. Skoro zostało mu ono złamane, czas najwyższy je uleczyć.
            – Niespodzianka. – Pociągnęła go mocniej, by student zrównał się z nią krokiem, a nie szedł tuż za nią. Zapewne i tak podejrzewał, że zabiera go do małej włoskiej knajpki z jego ulubionym spaghetti carbonara.

***

            Thomas siedział naprzeciwko swojego kumpla, jednak w ogóle na niego nie patrzył. W obu dłoniach trzymał kufel piwa, nie chcąc by ktokolwiek zauważył, jak trzęsą mu się dłonie.
            – Jak ona się czuje? – Do tej pory nie widział się z Charlottą i wyjątkowo mu się do tego nie spieszyło. Na dodatek była w ciąży, więc nie zamierzał jej stresować. Uznał, że jeśli będzie chciała to powie mu, jak namieszała w jego życiu. On jednak nie zamierzał odpuścić sobie Olivera. Powoli wymyślał plan jak ponownie zbliżyć się do studenta. Wiedział, że dał mu dużo czasu i swobody, te dwa tygodnie były dla niego katorgą, a jeśli w przypadku Oliego także tak było, mógł być pewny, że obaj mieli dość kiepski okres w swoim życiu.
            – Dobrze, oprócz tego, że przysłowiowo „rzyga jak kot”. Czasem żałuję, że nie mogę jej jakoś ulżyć, ale i tak się zdarza. – Mężczyzna pomasował sobie lekko skronie. Przed wyjściem posprzeczał się trochę z narzeczoną o to, co zrobiła przyjacielowi i że nie powinna go traktować jak dziecko. Namieszała porządnie w jego życiu, nie wtajemniczając we wszystkie aspekty sprawy. Popełniła błąd, ponieważ nie zaufała temu, że Thomas ma prawo decydować o swoich kolejach losu, nawet, jeśli to co miałoby go spotkać przeważałoby jego możliwości. Nikt go przez cale życie nie będzie chronił od zła, jak to próbowała robić przyjaciółka.
            – Zaskoczył mnie twój telefon. – Może nie powinien był o tym wspominać, jednakże taka była prawda. Wiedział, że Ernest przede wszystkim będzie dbał o Charlottę i nie kwestionował jego prawa do tego. Nie jest ważne czy zgadzamy się z partnerem, przede wszystkim, gdy ktoś go atakuje, chcemy go ochronić.
            – Powiedzmy, że trochę się z nią pokłóciłem i powiedziałem, co sądzę o całej tej sprawie. Jakaś koleżanka miała do niej przyjść, a ja postanowiłem wyciągnąć cię na piwo. W nerwach, wszystko mi wyznała i nie wiem czy jestem bardziej zaskoczony czy zniesmaczony. – Te słowa uderzyły w Thomasa niczym stu kilowy taran pędzący dwieście kilometrów na godzinę.
            – No to zaszalałeś, chłopie. Z tego co wiem, to ją uwielbiasz od chwili, gdy się poznaliśmy to jakim cudem… – Ernest nie czekając na dokończenie przez niego wypowiedzi przerwał jego wypowiedź w połowie.
            – Nie zgadzam się z nią w tej sprawie. Rozumiem, że chce cię chronić, ale jesteś dorosłym człowiekiem. Decydujesz o sobie, masz dobrze prosperującą firmę, więc tym bardziej ona nie powinna była tego robić.
            – Czego do jasnej cholery?! – Wiedział, że to co usłyszy odmieni uczucie, którym darzył kobietę i spojrzenie na jej zachowania, reakcje nie był pewien czy jest na to gotowy.
            – Najlepiej będzie, jeśli powiem to w skrócie, żebyś się tak nie denerwował i dopiero potem opowiem całość, ok? –Kiwnął głową na potwierdzenie, tak rzeczywiście będzie lepiej i sprawniej.
            – Powiedziała mu, że jest w ciąży z tobą i że hm… to ty jesteś jej narzeczonym, podobno miała cię na oku od jakiegoś czasu, mimo twojej utraty pamięci. Sądzę jednak, że i w tej kwestii okłamała twojego Olivera. Tak, jak we wszystkim, co wtedy mu wyznała. Siadaj! – Warknął Erni widząc, podnoszącego się przyjaciela. – Jeszcze nie skończyłem i dopóki tego nie zrobię, nie masz prawa opuścić tego miejsca bez pełnego obrazu sytuacji. Inaczej złapię cię i przypierdolę. Uwierz mi na słowo, że tak zrobię. – Mimo to Thomas nadal stał nad nim wzburzony, ręce miał zaciśnięte w pięści, zęby były miażdżone w morderczym ścisku, a żyła na czole nagle się wybrzuszyła. Nie był głupi i orientował się, kto ma przewagę. Może nie posiadał wyrobionych na ćwiczeniach mięśni, jednak znał wiedzę tajemną, która nie dana była kumplowi. Wykorzystał to by zatrzymać go w miejscu.
            – Co za… –Mocniejsze zaciśnięcie szczęki było doskonale widoczne tak samo jak ugryzienie Thomasa własnego języka by nie obrzucić przyjaciółki, a zarazem jego narzeczonej wyzwiskami.
            – Zrobiła to, ponieważ wiedziała więcej niż my wszyscy razem wzięci. Twój ojciec chce go zniszczyć, nienawidzi go, odkąd go poznał. Chcesz wiedzieć więcej? Miała do wyboru rozwalenie waszego związku i pozory uczucia między waszą dwójką, kosztem przyjaźni albo zniszczenie przyszłości twojemu partnerowi po oskarżeniu o gwałt na nieletnim i posłużeniem się majątkiem w celu wyeliminowania go z twojego życia. Co ty byś wybrał? – Zarejestrował jak twarz Thomasa zbladła o kilka tonów, ręce mimo zaciśniętych dłoni w pięści zaczynają się trząść, a mężczyzna zaczyna szybko przełykać ślinę. Widział, jak usta wypowiadają nieme przekleństwo pod adresem rodzica. Mógł tylko przypuszczać, jak szybko pracują trybiki w głowie przyjaciela, zastanawiał się jednak co z tego wyniknie. Sytuacja na tę chwilę wydawała się nie do rozwiązania. – Nadal uważasz, że ta odrobina twojego cierpienia jest warta jego przyszłości? Mówiłeś, że kocha to, co robi, więc dlaczego chcesz być tak egoistycznym dupkiem i go tego pozbawić? Jesteś tego wart? Nie chodzi mi o obrażenie cię, ale o uświadomienie ci kilku kwestii. – Umiał wejść Thomasowi na ambicje, i orientował się jak to zrobić, tym bardziej, że mężczyzna nie był złym człowiekiem, czasem działał pod wpływem emocji, ale jednak zawsze kierował się dobrem innych osób. Nie dziwił się temu, wiedząc, jaki jest jego ojciec. Tom chciał być jego przeciwieństwem. Szanowanym za to, jaki jest, a nie za to jakie nazwisko nosi. Przyjaciel opadł ciężko na siedzenie i skulił ramiona. Schował głowę w dłoniach i pociągnął się mocno za włosy próbując znaleźć w sobie odpowiedź na pytanie, dlaczego ma takiego popieprzonego rodzica. Mógł tylko podejrzewać co się teraz w nim dzieje, a do tego idealnie nadawało się jedno słowo. Entropia. Co za pierdolony układ.
Thomas uświadomił sobie, jak pospiesznie ocenił Charlottę, pomimo tego, że znał ją przez prawie całe swoje życie. Była cholernie dobrą przyjaciółką, a on pozwolił by chwilowe niesnaski i wątpliwości spowodowały rozpad ich znajomości. Tym razem zawalili obydwoje, jednakże będzie musiał z nią o tym porozmawiać. Nie chciał by więcej decydowała za niego. W pewnym sensie poświęciła się dla dobra jego i Olivera. Wydawało mu się, a właściwie był pewien na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, że to, co powiedziała Erniemu nie było nieprzemyślaną decyzją. Posłużyła się swoim narzeczonym by ominąć z nim rozmowę w cztery oczy. Ernest najprawdopodobniej także orientował się w zagrywkach swojej przyszłej żony, jednak każdy związek powiązany jest w inny, specyficzny dla siebie sposób i to, co jednemu pasuje, drugiemu nie musi. Charlotta dobrze wiedziała, że zazwyczaj działa pod wpływem emocji i że zanim cokolwiek zrobi, musi mieć czas na przemyślenia. Umożliwiła mu znalezienie furtki, dzięki której da sobie radę. W końcu znajdzie drogę dzięki której będzie umiał wyjść z bagna, w które się wszyscy wpakowali.
Kobieta wykazała się według niego dużą dawką odwagi i samozaparcia, jednakże mimo całej wdzięczności nie był w stanie jej tego wybaczyć. Nie w tej chwili. Przez dwa tygodnie czuł się, jakby ktoś go rozciągał na pieprzonym kole do tortur, obserwując jak jego emocje, uczucia, nastroje ulegają rozprężeniu, rozerwaniu z powodu nadmiaru niewypowiedzianych słów, aż w końcu coś zostanie w nim nieodwracalnie złamane. Mało brakowało by się poddał i zniechęcił do wszystkiego. Wycofał z kontaktów ze światem zewnętrznym. Już raz to przeżył. Napięcie tak silne, że miał ochotę sobie coś zrobić. Fakt, próba swoistej ucieczki od problemów bez ich rozwiązywania, a jednak wtedy, gdy umarła jego pierwsza miłość, wiedział, że jest w stanie to zrobić.
W momencie, gdy pierwszy raz zbliżył się z Oliverem fizycznie, chciał mu powiedzieć, że go kocha. Nie była to forma wdzięczności, ale prawdziwe uczucie. Dlatego napisał mu wiadomość, że muszą poważnie porozmawiać, bo zdawał sobie wtedy sprawę, że może zostać przez niego wyrzucony z domu. Nie każdy facet, nawet jeśli jest gejem, chce usłyszeć od drugiego mężczyzny, że ten się w nim zakochał. To, co wtedy zrobili, było tego przejawem, nie uważał, by tylko rozładowali swoje napięcie. Mimo chęci rozmowy, wyjaśnienia tego, jak Oli go wtedy traktował, gdy leżeli w siebie wtuleni, nie potrafił wydobyć z siebie głosu, zebrać się na odwagę.
            Najchętniej już teraz poszedłby do Olivera wytłumaczyć mu wszystko, próbując odzyskać jego uczucie. Miał ochotę pójść na całość, nic nie ryzykował, a mógł tylko zyskać. Jednocześnie czuł się dziwnie wypompowany emocjonalnie, być może dlatego, że w końcu wszystko się wyjaśniło i wiedział na czym stoi. Ciągłe napięcie i stres zrobiły swoje. W końcu będzie umiał bronić się przed konsekwencjami działań nie tylko Charlotty, ale także ojca, który nigdy go nie kochał.
Wiedział, że odzyskanie Olivera nie będzie wcale takie łatwe. Chłopak bywał uparty jak osioł, o ile w ogóle wpuści go do domu. Jeśli nie, będzie musiał przekonać Lilly, by mu w tym pomogła, w końcu chciała dla przyjaciela jak najlepiej, a miał świadomość, że dziewczyna go lubi. Zamierzał to perfidnie wykorzystać, bo chciał być dla Olivera tym jedynym, dobrą „opcją”. Nie chciał go stracić i był gotów wyrzec się rodziny, by go odzyskać. Siłą woli zmusił się by zostać na miejscu, nie zostawiając przyjaciela.
– Dziękuję, że mi to powiedziałeś. – Wydusił w końcu z siebie, gdy cisza zaczęła się przedłużać.
– Podziękuj Charlocie, bo oboje ją znamy. Zrobiła to specjalnie i nie ma co tego ukrywać. – Roześmiał się z ulgą. – Nie zamierzasz do niego iść? – Pokręcił głową.
– I tak dzisiaj się do tego nie nadaję. A jak wyczuje alkohol, to tym prędzej mnie wyrzuci. – Uśmiechnął się ironicznie. Oliver nie był święty, ale zdawał sobie sprawę, że to nie przejdzie, choćby miał się awanturować pół nocy. Prędzej go zamkną na czterdzieści osiem godzin za zakłócanie ciszy. Jego kochanek będzie musiał poczekać do rana, aż nabierze sił na potyczkę z nim samym, bo dobrze wiedział, że student go kocha, chociaż jeszcze się do tego nie chce przyznać.

***

            Lilly patrzyła, jak jej przyjaciel je bez przekonania swoją ulubioną potrawę. Wiedziała, że jest zraniony i niepewny siebie, ale zaczął przeginać. Miała dość jego użalania się nad sobą, wieczne zamartwiania i obwiniania o wszystko co mógł, powinien, a czego nie zrobił. Wypiła łyk ciepłej coli by zaraz potem owinąć kolejną partię makaronu na talerzu. Nie spuszczała uważnego wzroku z Olivera, co jak dobrze przypuszczała, co raz bardziej go denerwowało. Zamierzała go sprowokować, nie pasowało mu bycie apatycznym.
            – Czemu się tak gapisz? – Zareagował po kolejnych dziesięciu minutach, a ona uśmiechnęła się drwiąca.
            – Książątko się nie gniewa, jam jest prosta kobieta. – Roześmiała się na jego zdziwioną minę. – A jak myślisz? Robisz się nudny w swoim marazmie, opłakiwaniu utraconej miłości. Weź się w garść. Masz dwa wyjścia kochanieńki. Zawalczysz o niego lub odpuścisz, ale nie będziesz się użalał. Wiem, czego chcesz. Pomyśl nad tym. – Wzięła jeszcze ciepławe danie do ust. – Jedz, bo ci wystygnie, a wątpię, by odgrzali ci je w mikrofali.
            – On ma z nią dziecko, a ja nie odbijam nikomu faceta. Tym bardziej kobiecie w ciąży. Powinnaś o tym wiedzieć. – Oliver potargał swoje lekko przydługawe włosy. Nie chciało mu się iść do fryzjera, więc zaczął je zapuszczać.
            – Przestań być tak zapatrzony w siebie jak rozkapryszony bachor. – W końcu się zirytowała. Miała go już serdecznie dość. – Pomyśl w końcu logicznie, bo podobno w tym się specjalizujesz. Ta fasolka nie może być jego! Przypomnij sobie wszystkie sytuacje z nim i to jak ona o tym mówiła. W tej historii jest zbyt wiele niewiadomych. – Czuła, jak wściekłość buzuje jej w krwi, napędza do działania, przyjaciel chciał jej przerwać dalszą część wypowiedzi, ale mu na to nie pozwoliła. – Zamknij się i wysłuchaj.
            – Daj mi spokój, dobrze? To ty więcej zrzędzisz niż ja. – Nie zamierzał być miły i posłusznie poddawać się woli przyjaciółki.
            – W dupie to mam. A teraz słuchaj. – Chwyciła go za szczękę i nakierowała jego twarz w swoją stronę. – Masz na mnie patrzeć, może wtedy zaczniesz myśleć.
            – Odwal się. – Tylko z szacunku do przyjaciółki nie wyrwał się.
            – Tak, tak wiem. Jesteś monotematyczny. Dobrze wiesz, że tego nie zrobię. Gdyby była z nim w ciąży szybciej by chciała go znaleźć, nie pozwoliłaby mu do ciebie wrócić. Przejrzyj w końcu na oczy! – Nie spodziewała się, że jej technika przemówienia Oliverowi do rozsądku odniesie jakikolwiek skutek, a jednak udało jej się to. Widziała, jak jego źrenice otwierają się z przerażeniem.
            – Nie… – W końcu coś wskoczyło na właściwe miejsce. Uświadomił sobie, jak głupi był, słuchając osób trzecich. Co z tego, że Charlotta była przyjaciółką Thomasa, skoro znała go na wylot? Mogła mu powiedzieć cokolwiek, a on jak ostatni kretyn w to uwierzył, bo nie był pewny uczuć Toma.
            – Odzyskaj go, idioto. Daj sobie czas do jutra, przemyśl to na spokojnie. Macie sobie wiele do wytłumaczenia. – Nie czekając na odpowiedź przyjaciela, wstała, podeszła do dziewczyny stojącej za wysokim barem i zapłaciła za posiłek, następnie wyszła, nie patrząc na Olivera. Dopiero teraz mogła się spotkać z Filipem.
            – Cześć, kochanie, przemówiłaś mu do rozsądku? – Uśmiechnęła się lekko do siebie, słysząc lekko zmartwiony głos mężczyzny. Rozumiał to, że musiała zadbać o przyjaciela, dlatego właśnie zawsze wolała trochę starszych mężczyzn. Nie mieli pretensji o pierdoły.
            – W końcu się udało. Z siedemdziesięciu procentowym prawdopodobieństwem, ale z nim nigdy nic do końca nie wiadomo. – Roześmiała się lekko, gdy usłyszała chichot swojego partnera.
            – Tak jak z tobą. Podjechać po ciebie? Idziesz do mnie czy wracasz do domu? – Okazało się, że Filip mimo dość poważnego stylu bycia, potrafił być niezłą gadułą.
            – Przejdę się. Powinnam być u ciebie za pół godziny, może trochę więcej. Do zobaczenia. – Po usłyszeniu odpowiedzi rozłączyła się. Może w końcu coś zacznie się układać normalnie, a nie rozsypywać w proch raz za razem.

***

            Następnego dnia Thomas nie był już tak pewny swojego pomysłu zdobywania od nowa Olivera. Tak chciał być z nim, kochać go i otaczać opieką, nie odbierając przy tym partnerowi męskości. Chciał mu dać duże pole możliwości życiowych i zapewnić na to środki. Zarazem jednak nie był pewny, jak Oli zareaguje na niespodziewaną wizytę w jego domu.
            Zdążył się już przyszykować do pracy i wypić porządną kawę, która jednak nie dorównywała w smaku tej, do której się przyzwyczaił. Nigdy by nie przypuszczał, że w kimś aż tak się zakocha, bo inaczej tego się nie dało nazwać. Sięgnął po komórkę i wysłał do Olivera wiadomość. Nie liczył na odpowiedź, a jeśli już to, że ma się do niego nie zbliżać.

Bądź o osiemnastej. Mogę się trochę spóźnić, bo mam zmianę.

            Zaskoczyła go ta wiadomość. Może jednak mógł sobie pozwolić na nadzieję, że Oli coś do niego czuje. Wiedział, że gdy skończy w dniu dzisiejszym pracę albo odzyska swojego partnera, albo jego świat przepadnie. Po chwili zastanowienia doszedł do jednego wniosku, więc napisał krótką wiadomość do Lilly o treści „Dziękuję”. W jej przypadku także nie musiał czekać za długo na odpowiedź. Uśmieszek widniejący w wiadomości dał mu jasny sygnał, że się nie pomylił. Odetchnął głęboko i postanowił przygotować się do pracy.

Kilka godzin później

            Oliver chodził szybko po sklepie kupując najważniejsze produkty potrzebne do przyrządzenia dobrej kolacji. Musiał przeprosić Thomasa, a przez to jeszcze bardziej się stresował. Wszystko mu dzisiaj wypadało z rąk, odkąd zobaczył wiadomość od byłego kochanka. Jeżeli nadal będzie się tak guzdrał, z niczym się nie wyrobi, a powinien wziąć jeszcze szybki prysznic. Na szczęście los nie był dzisiaj dla niego złośliwy i nie stał w kilometrowej kolejce do kasy. Zaraz potem, niosąc ciężkie reklamówki, udał się do domu. Jego lodówka świeciła pustkami, od kilku dni nie miał ochoty na jedzenie, dlatego też nie robił wcześniej zakupów.
            Po powrocie pochował niepotrzebne rzeczy do szafek i chłodziarki, a następnie umył potrzebne mu warzywa i zaczął siekać. W tym samym czasie gotował ryż potrzebny do szykowanego dania. Po zakończeniu krojenia i wrzucenia kilku składników na patelnię mógł udać się pod natrysk. Miał dziesięć minut, więc przyjął tempo ekspresowe. Kieliszki, sztućce i talerze leżały już na stole, danie powoli się robiło, tylko on nie mógł się odnaleźć w swoim niewielkim mieszkaniu. Chyba nigdy się tak nie stresował jak teraz.
            Zaskoczyło go to. W całym ciele odczuwał silne napięcie, myśli krążyły po głowie, a jednak żadnej nie mógł przyporządkować do jakiejkolwiek kategorii pojęciowej, robiło mu się na przemian gorąco i zimno. Nie sądził, żeby w tak młodym wieku miał mieć zawał, jednakże ta głupia myśl przewinęła mu się gdzieś w umyśle.
Cholera jasna! Czemu nie mógł do tego podejść racjonalnie, jak dorosły człowiek? Przez swoją głupotę pozbył się ze swego życia jedynego faceta, na którym naprawdę mu zależało i z którym, chciałby stworzyć związek. Szlag go trafiał na samą myśl o Charlocie i tym, co zrobiła, ale zanim się z nią rozprawi, chciał porozmawiać z Thomasem.

Ubrał się pospiesznie i przesunął ręką po mokrych włosach. Musiały się same ułożyć, nie miał czasu się nimi zająć, spiesząc się do kuchni. Skosztował mięsa i duszących się we własnym sosie warzyw. Doprawił lekko by nadać odpowiedniego smaku. Robił ryż po chińsku w sosie słodko–kwaśnym. Gdy usłyszał dzwonek, spiął się cały. Miał ochotę wycofać się ze spotkania, udać, że go nie ma, jednak przemógł się i podszedł do drzwi. Wziął głęboki oddech i otworzył zamek, wpuszczając Thomasa do mieszkania. Czuł się, jakby był przed pierwszą randką. Widząc wzrok mężczyzny na sobie, uświadomił sobie, jakim jest idiotą. Fakt, tęsknił za nim, ale też za dłońmi mężczyzny na swoim ciele, ustami na ustach. Nie czekając na reakcje Toma, zamknął za nim drzwi, ponownie odwrócił się do niego i wpił w wargi. Zaskoczył go, dlatego jego były, a być może przyszły kochanek zareagował dopiero po chwili, jakby niepewnie oddając pocałunek. Właśnie to uświadomiło im, że tęsknili za sobą trochę „za bardzo”.

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 28

Kochani moi :)
Na szczęście jestem już po sesji, więc mogę wam zaprezentować rozdział 28 ;). Chciałam was jednak poinformować, żebyście nie mieli do mnie żalu, że... do 27 lipca nie będę w stanie odpowiadać na komentarze. Wyjechałam na wakacje :D. Notka, jak zwykle ustawiona została automatycznie. Jako, że wyjeżdżam wcześnie rano, to od 17 lipca nie jestem w stanie odpowiedzieć wam na komentarze, ponieważ pochłonie mnie pakowanie na te kilka dni nieobecności. Rozdział 29 pojawi się normalnie, ponieważ jest już napisany, tak więc do zobaczenia i mam nadzieję, że wybaczycie mi ten niecny występek nie odpisywania na wasze wiadomości pod notką. Nadgonię jak wrócę :D
Do napisania :)
P.S. Ucałowania należą się Luanie za to, że przez miesiąc zrzędziła mi, żebym pisała rozdział w trakcie, gdy miałam sesję przez co pisałam po dwa, trzy zdania dziennie - czasem po pół strony. Gdyby nie ona, ciężko by mi to poszło i najprawdopodobniej blog byłby zawieszony trochę dłużej :) Tym bardziej, że rozdział który prezentuję wam poniżej... Nie ma co ukrywać, strasznie mnie wymęczył.

Rozdział 28

            Lilly myślała, że widziała Olivera już w każdym stadium załamania nerwowego, bo wszystkim się one czasem zdarzają. Pierwszy raz mogła zauważyć u swego przyjaciela apatię i totalne zniechęcenie. Płakał, gdy był nastolatkiem i nieszczęśliwie się zakochał. Zazwyczaj, gdy coś mu się nie udawało, był bardziej ekspresyjny, sprzątał, gotował, czytał książki by odizolować się w pewien sposób od problemu. Twierdził, że sprzątając, układa w głowie plan, co powinien zrobić, jak się zachować, w jaki sposób może zażegnać sytuację kryzysową. Nigdy nie widziała go patrzącego beznamiętnie w ścianę, bez jakichkolwiek reakcji. I to ją cholernie martwiło.
            – Oli, przyniosłam herbatę. – Zastanowiła się nad tym. Może jednak lepsza byłaby kawa, pobudziłaby go. Na dworze nadal panował upał, więc ciepły napój może nie był najlepszym pomysłem, jednak podejrzewała, jak się teraz czuje w środku. Jego ciało jest wyziębione, umysł dryfuje w nieznane i ciągle w głowie pojawia się pytanie, dlaczego zdarzyło mu się coś takiego. Chłopak ocknął się z zamyślenia.
            – Dzięki. – Nawet na nią nie patrząc, wziął pierwszy łyk, nie bacząc na to, że w ręce ma wrzątek. Oparzenie języka musiało go zaboleć, ponieważ skrzywił lekko usta, ale mimo to nie zareagował w żaden inny sposób
            – Opowiesz mi wszystko dokładnie? – Spytała delikatnie, zaczęła głaskać go po ręce nie naciskając na odpowiedź. Tak naprawdę na razie nic nie wiedziała prócz tego, co powiedział jej na początku. Nie było tego zbyt dużo, tym bardziej, że gwałtownie zareagowała i to on musiał ją uspokajać.
            – Spotkałem się z nią, na początku było w miarę dobrze. Potem… – Oliver zaczął opowiadać dokładnie o tym, co przeżył. Uczucie palącej nienawiści w stosunku do Charlotty i Thomasa rozlało się w jej sercu. Wiedziała, że podstawy do takiego zachowania ma dość mocne. Cholernie źle potraktowali mężczyznę, którego ona zwała przyjacielem. Zastanawiające jednak dla niej było to, że Charlotta nie zareagowała, wiedząc, co robi jej narzeczony. Sypiała z nim, mimo wiedzy o tym, że zdradza ją z facetem. Sama myśl o tym powodowała u niej dreszcze obrzydzenia. Do czego kobieta jest w stanie się posunąć by mieć przy sobie mężczyznę? Dodatkowo pozwoliła mu mieszkać z Oliverem, rozbudzać jego nadzieję, a zarazem sama nie kontaktowała się z Thomasem wcześniej niż przed odnalezieniem go. Nie szukała zaginionego, pomimo tego, że dość długo byli parą. Szczegóły składające się na cały obraz sytuacji były strasznie dziwną układanką.Coś w niej dawało jej znać, że za tym stoi coś innego, w tej sytuacji jest jakieś drugie dno, którego oni nie dostrzegają. Zdawała sobie sprawę, że to co czuje jest dość dziwne, można to nazwać przeczuciem, intuicją, szóstym zmysłem. Jednakże w zachowaniu obcej kobiety wychwyciła brak logiki, słowa nie pokrywają się z czynami, co dla niej osobiście było dość dziwne. Tłumaczenia były z pozoru logiczne, można w nie uwierzyć. Jednak po zastanowieniu i przeanalizowaniu nic się nie trzymało. Oliver jej uwierzył, ponieważ zareagował w sposób emocjonalny, wcale mu się zresztą nie dziwiła. Wiedziała, że wyrzucił Thomasa z domu, nie spodziewała się jednak, że odbędzie się to tak gwałtownie.
– Na sam koniec kazałem mu wypieprzać z mojego mieszkania do narzeczonej. Wiedział o Johnym, a jednak zrobił to samo. Dopiął swego. Mam dość. Chcę od tego wszystkiego odpocząć, bo wymiękłem. – W końcu wyrzucił z siebie wszystkie swoje myśli i problemy. Zawsze magazynował je przez długi czas, spychał na bok świadomości, uznając za śmieci, którymi zajmie się dużo później, gdy będzie chciał się załamać emocjonalnie. Doskonale zdawał sobie jednak sprawę, że serce i umysł trzeba czasem oczyścić i to właśnie teraz zrobił. Ilość problemów i obowiązków go lekko przytłoczyła. Może byłoby inaczej, gdyby poznał Toma w innych okolicznościach, jednak nie mieli tej szansy. Niezmiernie zraniło go to, że dał się wykorzystać. Skulił lekko ramiona by następnie zatoczyć nimi małe kółko. Napięcie całego dnia kumulowało się zaraz obok łopatki pod postacią początku nerwobóla. Jeśli ból zaatakuje z całą siłą, jak to zazwyczaj miało miejsce, dobrą chwilę nie będzie w stanie oddychać.
Lilly patrzyła na swojego przyjaciela i zastanawiała się, co powinna teraz zrobić. Oliver nie zachowywał się tak jak zwykle i może to ją najbardziej zaskoczyło. Zazwyczaj miał dwa określone typy reakcji na sytuacje stresowe, do których była przyzwyczajona, to, co teraz miało miejsce, aż za bardzo odbiegało od normy. Była gotowa na pocieszanie, próbę załagodzenia bólu, ale aktualnie nie miałaby na to szans. Mimo wszystko Oli nie poddawał się emocjom, nie chciał pocieszania, głaskania po główce, tylko próbował jakoś to przemyśleć. Nie wiedziała do jakich wniosków dojdzie i chyba się tego obawiała.
Nie zamierzał poddawać się emocjom. Gdyby to zrobił rozpadłby się na kawałki, a nie czas i miejsce na to. Ktoś mógłby go nazwać słabeuszem, pedałkiem, ciotą, mazgajem. Nie przejąłby się tym. Każdy ma prawo odczuwać emocje w taki sposób, w jaki chce, nie zawsze bacząc na normy społeczne. Czy będąc facetem naprawdę nie powinien płakać? Zastanawiał się, kto mu tego zabroni i dlaczego?
Thomas go zranił. I nie ma sensu tego ukrywać. Nie zamierzał udawać, że on nic dla niego nie znaczył. Pokochał tego mężczyznę, chociaż on nie miał o tym do końca pojęcia. Zależało mu aż za bardzo, poświęcał się, bo Tom nie znał swojej tożsamości. Teraz będzie musiał wrócić w cztery puste ściany, ponownie przyzwyczaić się do pustki i samotności. Za pierwszym razem było mu dość ciężko przywyknąć, przypuszczał, że tym razem stanie się tak samo, być może jeszcze gorzej. W pewnym sensie starał się sam siebie okłamywać by złagodzić żal i odczucie wyblaknięcia świata. Był zły na Thomasa, ale także na siebie, ponieważ pomimo całej swojej racjonalności, którą deklarował nie potrafił przeciwstawić się zauroczeniu. Nie przypuszczał, że przerwanie związku może mieć tak poważne konsekwencje fizyczne. Serce go bolało, a to podsycało z kolei jego furię.
 Najgorsze dla niego było jednak to, że czuł się tak cholernie pusty. Jego organizm funkcjonował na autopilocie, nie chciał przestać działać. Nie potrafił zidentyfikować i przypisać kategorii swoim odczuciom, myślom, rozeznać się w nich. Znajdował się w stanie zawieszenie, gdzieś pomiędzy być, a nie być. Czuł się, jak gdyby jego ciało funkcjonowało niezależnie od niego, a umysł znajdował się we mgle. Nigdy wcześniej nie odczuwał czegoś takiego. Nie potrafił dosłownie wytłumaczyć, co zalegało w jego sercu. Może właśnie, dlatego nie zareagował na słowa Charlotty, ponieważ wyłączył się emocjonalnie. Przypuszczał, że także z tego samego powodu nie mógł zdenerwować się na Thomasa tak, jakby tego pragnął. To wszystko toczyło się gdzieś obok niego. Informacja, odzew, pustka, poczucie wyobcowania i stanie z boku. Kurwa! Czy on wariował? Może, dlatego zachowywał się jak kukiełka, konsekwencją było działanie w sposób wyuczony, bez właściwego odczuwania? W jego reakcjach można było wyczuć dojmującą czarną dziurę, która pochłaniała wszystko w około, ale nie jego. Musiał obserwować jak wszystko, co mu drogie, znika bez szansy na odzyskanie. Wypalił się. I nie wiedział, co w związku z tym powinien zrobić.

***

            Thomas siedział wkurzony w domku przyjaciółki, starając się pohamować gniew przy jej mężczyźnie. Nawet Ernest nie był w stanie powstrzymać jego gniewu, jego kark był mocno napięty, mięśnie napinały się i rozluźniały. Szczęka była mocno zaciśnięta, zęby tarły o siebie, prawie się miażdżąc.
            – Wytłumacz mi jeszcze raz. Jak możesz nie pamiętać, co mu powiedziałaś? – Thomas był niemiłosiernie zdenerwowany, uderzył w siedzisko, na którym spoczywał.
            – A ty co? Bawisz się w złego glinę? Odwal się ode mnie. – Charlotta pobiegła szybko do ubikacji, a obaj mężczyźni spojrzeli na siebie. To nie Thomas był przyczyną złego samopoczucia Szar. Słyszeli krótkie bulgotanie, a po chwili spuszczaną wodę. Kobieta wyszła z małego pomieszczenia blada i lekko spocona.
            – Kocham go. Rozumiesz? Dlatego chcę wiedzieć, co mu powiedziałaś! Chcę z nim być, dbać o niego, opiekować się, a dzięki tobie to wszystko nie będzie miało miejsca. Nawet nie wiem, czemu to robisz! Nie rozumiem! Wytłumacz mi to! – Erni chcąc go przystopować, położył mu rękę na ramieniu.
            – Thomas, spokojnie. Wiesz, że jestem w stanie nie wpuścić cię do domu, dopóki nie urodzi. Ty chcesz odzyskać swojego faceta, ja chcę, by moja przyszła żona i dziecko byli bezpieczni. Jeśli też tego chcesz, radzę ci się uspokoić! – Groźba w jego kierunku była doskonale wybrana. Nie tylko nie miałby dostępu do przyjaciółki, ale także do Olivera. Przetarł rękoma twarz i włosy.
            – A powiedz, mi jak ty byś się, kurwa, zachowywał, gdyby twój najlepszy kumpel poopowiadał jej kilka ciekawych rzeczy na twój temat? Zaraz potem zerwałaby z tobą i kazała się wyprowadzić i wracać do kogoś innego na przykład tego właśnie przyjaciela, bo namieszał? Motałbyś się, nie wiedząc co zrobić. – Mężczyzna spojrzał smutno na przyjaciela.
            – Zapewne zachowywałbym się tak jak ty. Ale teraz nie jesteś najważniejszy. Moje dziecko musi przeżyć. Stwarzasz zagrożenie. – Thomas parsknął śmiechem na to określenie. Bo co? Stresował ją? Sama sobie to zrobiła!
            – Tomi, nie mogę. – Charlotta zaczęła płakać. – W końcu ci powiem, ale nie teraz. Na razie nie jestem w stanie. Gdy ci powiem będziesz mógł zerwać naszą znajomość lub… – po tych słowach wciągnęła głośno powietrze jakby uświadomiła sobie błąd, który popełniła. Przewidziała tę konsekwencję. Pierwszy raz pomyślał, że możliwe jest, iż nie chce posiadać tej wiedzy. – Zdecydujesz, jak się wszystkiego dowiesz. – Miała smutny, a zarazem zmęczony głos. Nie potrafił jej uwierzyć. Namieszała, a on tego nie chciał.
            – Co chcesz tym osiągnąć? – Popatrzył w jej załzawione oczy.
            – Thomas, nie mogę stracić mojego dziecka, dlatego, że ty straciłeś swojego partnera. – Wiedziała jak wykorzystać przewagę, którą miała. Nie uważał, że ciąża była perfidnym zabiegiem, ale stała się również pretekstem do uniknięcia odpowiedzialności. Był zmęczony jej zagrywkami. Chciał wrócić do Olivera. Kochał go. Marzył o tym by go przytulić, pocałować, spędzić razem leniwe popołudnie. Niczego więcej nie pragnął.
            Kobieta siedząca przed nim uniemożliwiła mu to, a to powodowało w nim poczucie żalu i niespełnienia. Krew szybko buzowała mu w żyłach, rozsadzała skronie. Ból głowy potęgował się niemiłosiernie, przechodząc w migrenę. Lekarz przekazał mu, że natłok informacji, stres i odzyskiwanie wspomnień będzie wiązać się z czymś takim. Całe napięcie skumulowało się ostatecznie w karku, napinając mięśnie do granic możliwości, ból rozsadzał nie tylko tę część organizmu, ale również barki, stwardniałe jak kamień. Nie był fanem rozładowywania złości w sposób agresywny, a jednak potrzeba ta kryła się w nim po części podświadomie.
            Podniósł się wolno z siedziska i ruszył do drzwi. Odwrócił się ponownie do Charlotty i Erniego.
            – Cholernie się na tobie zawiodłem. – Pochylił lekko głowę jakby w ironicznym geście szacunku. – Skontaktuj się ze mną, gdy zmienisz zdanie. – Ponownie wykonał gest sprzed chwili i wyszedł z domu przyjaciółki. Przechodząc w pobliżu najbliższego drzewa uderzył w nie lewą ręką. Mimo wszystko prawa dłoń była mu potrzebna do pracy, więc nie zamierzał ryzykować jej uszkodzenia. Przeszywający ból dłoni otrzeźwił go trochę. W zakrwawionych kostkach znajdowały się drzazgi.
            – Thomas! – Usłyszał krzyk przyjaciela za sobą. – Zatrzymaj się do jasnej cholery. Nie będę za robą biegł! – Posłusznie zatrzymał się, chociaż trzymanie nerwów na wodzy bardzo dużo go kosztowało. Skierował twarz w jego stronę, gdy mężczyzna zrównał się z nim krokiem.
            – Nie tłumacz jej. Nie mam ochoty słuchać kolejnych wyjaśnień o niczym, bo tak jest lepiej. Od dawna jestem dorosły i podejmuję świadome decyzje, więc nie powinna robi tego za mnie.
            – Sam nie wiem, o co jej chodzi, ale musisz mnie zrozumieć, że muszę stanąć po stronie swojej narzeczonej, inaczej to ja będę miał przechlapane. – Obaj się roześmiali, doskonale rozumiejąc kontekst wypowiedzi mężczyzny.
            – Mam tego świadomość. Dbaj o nią. – Klepnął Erniego lekko po ramieniu i ruszył w dalszą drogę.
            – Odzyskasz go. Tyle jestem ci w stanie zagwarantować. – Kiwnął lekko głową, jednak nie dowierzał w jego słowa. W tym momencie nikt, niczego nie był w stanie mu zapewnić. Przede wszystkim to on powinien zadbać o to by odzyskać swojego przyjaciela, partnera i kochanka w jednym.

Dwa tygodnie później

            Thomas siedział zmarnowany przy biurku, kończył właśnie kolejny projekt i zastanawiał się co robić po powrocie do domu z pracy. Cisza go przytłaczała, tęsknił za Oliverem, a wszystkie próby ponownego nawiązania z nim kontaktu kończyły się klęską.
            Jedynym plusem całej tej sytuacji było to, że gips, który wcześniej spoczywał na jego nodze został już zdjęty. Zaczął uczęszczać na rehabilitację, by usprawnić osłabioną kończę. Nie przypuszczał, że będzie się to wiązało z takim bólem. Jego ciało było przeciążone przez to, że nie stosował się do zaleceń lekarzy, sforsował niepotrzebnie drugą nogę, w momencie, gdy mógł tego chociaż częściowo uniknąć. Sam sobie zrobił na złość.
            Odłożył ostatni dokument, który powinien podpisać jutrzejszego ranka i oparł łokcie o blat stołu. Zmęczenie dawało mu się we znaki, a mimo to po powrocie do domu, nie mógł zasnąć. Odkąd rozstał się z Oliverem, a właściwie został przez niego wyrzucony z mieszkania nie potrafił spać spokojnie, przez pół nocy przewracał się z jednego boku na drugi, nie znajdując dla siebie miejsca. Chciał ponownie mieć studenta  w ramionach. Może i większość ludzi powiedziała, że jest romantykiem, ale nie przeszkadzało mu to.
            Marcus upominał go codziennie, by wychodził wcześniej do domu, a nie siedział po nocy w firmie, ale co miał innego do wyboru? Ciszę, pustkę i samotność, której nie mógł znieść. Przyzwyczaił się do obecności Olivera w jego życiu. To, co miał teraz, zaczęło go przerażać, przytłaczać. Dźwięk telefonu wydawał mu się niewspółmiernie głośny przez to, że go zaskoczył.      
– Tak? – Odebrał, nie patrząc nawet na wyświetlacz i przetarł mocno zmęczone oczy.
            – To ja. – Usłyszał w odpowiedzi. Powinien wiedzieć z kim rozmawia, mimo to zerknął na imię migające na małym ekranie. Po odzyskaniu pamięci nauczył się sprawdzać takie rzeczy, bo nadal zdarzało mu się mylić w tak pozornie prostych aspektach życia. – Co robisz?
            – A jak myślisz, Ern? Próbuję zakończyć kilka projektów w pracy. – Po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza. – Jeśli nie masz mi nic do powiedzenia, to kończę. Muszę wrócić do domu, bo w takim tempie za niedługo się wykończę. Rozłączam się. – Już miał nacisnąć czerwoną słuchawkę, gdy usłyszał słowa przyjaciela.
            – Poczekaj. Chodźmy na piwo, drinka. Chyba… – Słyszał zawahanie w jego głosie, więc postanowił go przycisnąć.
            – Co? Charlotta ci coś powiedziała, prawda? – Przedłużająca się w słuchawce cisza tylko potwierdziła jego przypuszczenia. – Będę tam gdzie zwykle za piętnaście minut, pasuje?
            – Tak. Dziękuję. – Nie wiedział, jak zareagować na jego wyzwanie.
            – Nie. Ja… – Nie dokończył myśli. – Do zobaczenia.
Będzie wdzięczny przyjacielowi dopiero wtedy, gdy w końcu pozna prawdę o powodach konfliktu między nim, a Oliverem i Charlottą. Po głosie przyjaciela rozpoznał, że jest on bardzo zmartwiony, a zarazem rozgniewany. Stało się tak, dlatego, że rzadko kiedy Erni przejawiał tak silne stany emocjonalne. Zazwyczaj był spokojnym, ale radosnym mężczyzną. Trudno go było wyprowadzić z równowagi, a jednak przyjaciółce udało się to zrobić. Czuł się tym bardzo zaniepokojony.
            Bar znajdował się niedaleko jego biura, więc zamierzał się tam przejść. Nie powinno mu to zająć więcej niż dziesięć minut, postanowił także, że do domu wróci taksówką. Nie zamierzał prowadzić nawet, jeśli wypije kieliszek wódki, ponieważ miał świadomość konsekwencji tego czynu.

            Odetchnął głęboko i wstał z krzesła. Nadal nie mógł szybko i sprawnie poruszać się na uszkodzonej wcześniej nodze, więc odetchnął głęboko. Do tej pory ból przeszywał jego ciało, gdy źle ułożył stopę, co na szczęście zdarzało się co raz rzadziej. Zamknął gabinet, a następnie włączył alarm w firmie i wyszedł. Za chwilę będzie czekała na niego bardzo ciężka rozmowa i nie był pewien, czy jest na nią gotów.

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 27

WAŻNE:
Chciałam poinformować, że rozdział dwudziesty ósmy zostanie opublikowany tydzień później. Jeśli dobrze pójdzie, dzisiaj kończę sesję. Muszę jednak odpocząć chwilę od nauki, pisania, czytania, komputera, wszystkiego. Za kilka dni będę miała wyniki i może będę miała wakacje. Wolę was poinformować już teraz niż za tydzień wstawić notkę, że rozdział się nie pojawi. Do zobaczenia 20 lipca :) (OBY!)

W dniu dzisiejszym skończyły mi się rozdziały zapasowe, więc będę musiała je "szybko" nadgonić. Dwa egzaminy już za mną. O 12.30 mam (chyba) ostatni egzamin w tym roku akademickim - psychopatologię. Jeszcze trochę. Trzymajcie mocno kciuki. Ostatnia prosta (oby!)!
Zapraszam do czytania

Rozdział 27

            Thomas wiedział, że powinien siedzieć i dokładnie planować przebieg trzech dużych inwestycji, przynajmniej na takim poziomie, na jakim był w stanie, jednakże jego myśli co rusz uciekały w kierunku spotkania Olivera i Charlotty. Moneta nigdy nie ma dwóch stron, mimo powszechnej opinii. Zaryzykował, dając kobiecie wolną rękę w kwestii tego, co powinna powiedzieć studentowi, ale nie miał innego wyjścia.
            Nie miał pojęcia, o której godzinie zamierzają się spotkać, ani gdzie to będzie miało miejsce, a przez to czuł się jeszcze bardziej zdenerwowany. Szar zbyła jego pytanie milczeniem, chociaż wiedział, że odczytała wiadomość. Do Olivera nie było sensu pisać, ponieważ nie odpowie wcześniej niż przed końcem pracy, czyli za pół godziny. Połączył wszystkie fakty. Cholera! Że też wcześniej o tym nie pomyślał. Uświadamiając sobie swoją głupotę, odetchnął i oparł się wygodniej o fotel. Noga leżała na niskim stoliku, dostawionym zaraz obok jego biurka. Podczas spotkań siedział dość daleko odsunięty od mebla, jednakże gdy tylko klient opuszczał jego biuro ponownie usadawiał się wygodnie, wyciągając obie nogi na równej powierzchni.
            Zastanawiał się, czego może się spodziewać po powrocie do domu. Tak, mieszkanie Olivera stało się jego domem i nie potrafił sam przed sobą tego ukryć. Przywiązał się, zakochał, więc jego serce zostało dane Oliverowi na tacy. Jednak niepewność wkradła się w zakamarki umysłu i powinien dać sobie z tym radę. Na tę chwilę nie potrafił jednak tego zrobić. Zbyt wiele zależało od spotkania, które jak mógł tylko przypuszczać, zacznie się za piętnaście minut. Miał nadzieje, że wszystko pójdzie po jego myśli. Nie chciał stracić Olivera.

***

            Oliver starał się ukryć zdenerwowanie, które ogarnęło całego jego ciało. Kobieta dała mu znać, że spóźni się pięć minut przez korek na jednej z głównych ulic miasta. Miłe z jej strony. Większość ludzi, których znał nie zawracała sobie czymś takim głowy. Uważali oni, że tak niewielka ilość czasu, to nie spóźnienie, co zawsze doprowadzało go do szewskiej pasji. Może to on miał „fisia”* na tym punkcie, ale twierdził, że to brak szacunku spóźniać się na umówione spotkanie. Co innego sytuacje losowe takie jak teraz, czyli korek czy spóźniony autobus, chociaż on sam zawsze starał się przewidzieć takie rzeczy i wychodził wcześniej, niż to było konieczne.
            W końcu jednak drzwi do lokalu otworzyły się i pojawiła się w nich średniego wzrostu kobieta z mocno pokręconymi lokami. Rozejrzała się po lokalu i prawie od razu zwróciła w jego kierunku, gdy podeszła, podała mu rękę na przywitanie.
            – Charlotta. Miło mi. – Jej uścisk był pewny, a uśmiech nie opuszczał ust.
            – Oliver. Skąd wiedziałaś, że to ja? – Wskazał jej miejsce naprzeciwko siebie. Teoretycznie nie było to najlepsze rozwiązanie. Siedzenie w sposób konfrontacyjny, mogli się nawzajem cały czas obserwować.
            – Jesteś dość charakterystyczny, poza tym Thomas nie umawiałby się z kimś takim jak tamte chłystki. – Nie musiała wskazywać ręką drugiego skraju pomieszczenia, które zajmowała grupka nastoletnich chłopców.
            – W sumie masz rację. – Zaśmiał się. – Napijesz się kawy, herbaty, wody, soku?
            – Soku jabłkowego, jeśli możesz. Niestety kawę muszę ograniczyć w najbliższym czasie. – Wiedział o co jej chodzi, jednakże nie zamierzał drążyć teraz tego tematu.
            – Nie ma sprawy. Czy przeszkadzają ci jakieś zapachy? – Może nie było to zbyt dyskretne pytanie, ale nie zamierzał powodować u kobiety wymiotów z powodu kawy.
            – Nie musisz się o to martwić. Nic mi nie jest. Pij,co chcesz. – Charlotta doceniła otwartość, z jaką ją o to zapytał. Był pewny siebie, otwarty, ale nie w sposób grubiański. Wiedział, że jest w ciąży i nie zamierzał tego ukrywać, ale nie okazywał jej też wrogości. A mógłby to robić, biorąc pod uwagę to, że uważał ją za narzeczoną swojego faceta.

            Oliver stał przy barze z Jull i czekał na espresso, szklanka z sokiem spoczywała na blacie. Charlotta była bardzo ładną kobietą i nie dziwił się, że przyciągała męskie spojrzenia. Jego mama powiedziałaby, że ma coś w sobie, jakiś dziwny magnetyzm, który przyciąga wzrok. Potarł lekko spocone dłonie o dżinsy.
            – Wszystko ok? – Mina jego koleżanki wyrażała niepewność.
            – Tak. Oczywiście, trochę się denerwuję. Szybko minie. – Mimo swych słów był niepewny tego, co wydarzy się w ciągu następnej godziny. Miał niemiłe przeczucie i to go tylko niepotrzebnie irytowało. Wziął wszystko, co zamówił i zapłacił. Ruszył powoli w kierunku stolika i po podaniu kobiecie napoju, usiadł wygodnie. Nie zamierzał się niepotrzebnie spinać. Cisza, która zapadła między nimi była bardzo krępująca, wzbudzała niepotrzebne, negatywne odczucia, które nie miały możliwości ujścia.
            – Przepraszam. Zamyśliłam się – przyznała Charlotta. – Wybacz mi, ale nie mam czasu na miłą pogawędkę, gdy oboje wiemy, po co tu przyszliśmy. –Cała ta sytuacja była dziwna. W końcu to ona zamierzała się z nim spotkać i opowiedzieć mu o pewnych rzeczach. – Co chcesz wiedzieć najpierw? –Jej uśmiech był miły, ale Oliver czuł, że kryje się pod nim coś więcej. Nie było w tym nic pozytywnego. Poczuł do niej silną, instynktowną antypatię. Czuł się zagrożony, wiedział, że łączy ją silna i bliska relacja z Thomasem i to budził w nim wewnętrzny przeciw. Był zazdrosny, tym bardziej, że to ona była jedynym „nośnikiem” ich wspólnych wspomnień. Mogła wmówić mężczyźnie wszystko, co chciała, bez ujawniania prawdziwych informacji. Coś w nim krzyczało, by wyszedł z tego spotkania, nie zaspokajając swojej ciekawości, bez wiedzy, której tak mocno potrzebował do tego by pozbyć się wątpliwości.
            – Najważniejszym pytaniem jest: co takiego chcesz mi opowiedzieć? – Nie zamierzał zgrywać twardziela, wiedział jednak, że kobieta ma nad nim przewagę pod postacią niedostępnej mu wiedzy.
            – Nie wiem od czego zacząć. – Uśmiech miała łagodny, subtelny, ale nie budziła w nim poczucia sympatii, relaksu. Brakowało mu w niej tego czegoś.
            – Co cię łączy z Thomasem i od kiedy? – Musiał się upewnić. Czuł, że odpowiedź mu się nie spodoba, ale czasem lepiej poznać najgorszą prawdę niż słyszeć same kłamstwa. Jego myśli uciekały co rusz w innym kierunku. Spodziewał się uroczej opowiastki o tym, co było kiedyś, ale nie spodziewał się tego, co usłyszał.
            – Jest moim narzeczonym. – Cichy śmiech Charlotty na widok jego miny, rozszedł się w jego umyśle głośnym echem. Co za pieprzony oszust! – Czemu jesteś taki zdziwiony? Przecież wiedziałeś o tym wcześniej. Sam siebie próbowałeś oszukiwać, bo tak ci było wygodniej.  – Pieprzona psycholożka. Nagle posiadała tajemną wiedzę co myślał i co czuł. Słyszał w jej głosie sarkastyczne nuty, budzące w nim odrazę, ależ był naiwny!
            – Słyszałem, że to nie prawda. Każde z was przedstawia inną wersję wydarzeń. Jaki mi to wytłumaczysz? – Starał się być opanowany, nie poddawać się niechcianym emocjom. Na to będzie czas później. Powinien teraz zachować spokój.
            – Od kiedy wierzysz, że wszyscy mówią prawdę? Oliver, wszyscy kłamią**, każdy mówi to, co mu pasuje tak, jak jest mu wygodnie, także Thomas. – Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, a jednak informacja ta unicestwiła w nim nadzieję na lepsze jutro. Wiedział, do czego dąży. Chciała go pogrążyć, odciąć od Toma i miała do tego prawo. Podobno miała innego faceta, ale nadal kochała swojego przyjaciela. Właśnie przez to miała nad nim władzę. Wiedziała o wiele więcej o osobie, którą uważał za swojego partnera, zamierzała użyć tej wiedzy by się go pozbyć.
            – Skąd mogę mieć pewność, że to ty niczego przede mną nie zatajasz? – Zabrzmiało to nie tak, jak chciał, ale czasu nie cofnie.
            – To jego dziecko. – Pogłaskała lekko brzuch. – Nic innego nie jest ważne. – Oliver czuł, jak robi mu się słabo z wrażenia. Kurwa, czuł to, a zarazem ignorował przeczucie.
            – A amnezja? – Chwycił się ostatniej deski ratunku.
            – Przecież mnie pamiętał. On się tobą zabawił, kretynie. – Charlotta uśmiechnęła się perfidnie. – Miał dla siebie kobietę i mężczyznę. Nie uważasz, że dobrze to rozegrał?
            – Dla mnie to spotkanie jest skończone. Nie zamierzam więcej z tobą rozmawiać. Rachunek jest opłacony. – Podniósł się z siedzenia i nie oglądając się za siebie, wyszedł. Miał ochotę w coś walnąć, emocje buzowały mu pod skórą, czuł swędzenie pięści. Przyspieszył kroku tak, by marsz do domu go zmęczył. Przypuszczał, że zajmie mu ono około dwudziestu minut w takim tempie. Musiał znaleźć w sobie siłę, by wywalić Thomasa na zbity pysk, razem z jego romantyzmem, rzeczami i tą postawą macho. Kurwa! Kochał go, a ta sytuacja złamała mu serce. Jakiś czas temu zapomniał, jak się go używa, więc tym bardziej teraz bolało. Gardził sobą i swoją naiwnością, wierzył Thomasowi, a ten to perfidnie wykorzystywał. Na dodatek wyznał mu historię swojego byłego związku, a on nie wykonał żadnego gestu! Zero!
            Musiał przyznać, że jego działania były kunsztowne. Niczego nie zasugerował, nie dał po sobie znać. Cholera! Dobry był. Roześmiał się głośno. Jakim był naiwniakiem. W jego sercu rozgorzała nienawiść silniejsza niż miłość. Nigdy już taka sytuacja się nie powtórzy. Nie pozwoli sobie na to. Nie potrzebnie się przywiązał, a to teraz powodowało silny ból w jego klatce piersiowej. Thomas swoimi poczynaniami wyrwał mu serce.
            Być może czułby się inaczej, gdyby nie dziecko rozwijające się w jej łonie. Być może inaczej przeżyłby rozstanie i zdradę. Jednak to… Było dla niego za dużo.
            –Lill? – Nawet nie zorientował się, że do niej dzwoni. Jego ciało funkcjonowało na autopilocie, wcisnął przycisk szybkiego wybierania, nie będąc tego świadom.
            – Oliver, coś nie tak? Gdzie jesteś i co ci się stało? – W tle słyszał jakieś rozmowy. Zastanawiał się, gdzie teraz była. Ich relacja się trochę rozluźniła, a on nie chciał z każdym problemem przybiegać do przyjaciółki.
            – Nie będę ci przeszkadzał. Słyszę, że jesteś zajęta. – Przyjaciółka nie pozwoliła mu się rozłączyć i powiedziała do Filipa, że zaraz wróci. Przynajmniej wiedział, że przeszkodził jej w randce. Musiał zacząć się pilnować, cały czas umykało mu, że jest już w związku.
            – Uwierz mi, że on nie ma z tym problemu. Co twój kochaś znów wykombinował? – Słyszał, jak westchnęła. Czy to było aż tak proste do odkrycia?
            – Nic takiego. Wybacz, włączyłem przycisk szybkiego wybierania bez przemyślenia tego.
            – Nie obrażaj się na mnie. Nie mam nic złego na myśli, przecież o tym wiesz. – Ale doskonale zrozumiał także podtekst w jej wypowiedzi.
            – To jego dziecko, Lilly. Charlotta rzeczywiście jest jego narzeczoną, a on się mną zabawił. Idę, by go wyrzucić z domu.
            – Dobrze robisz. Jeśli chcesz, mój dom jest dla ciebie otwarty, jeśli będziesz tego potrzebował, będę tam za trochę ponad godzinę, bo w centrum są korki.
            – Dam sobie radę. Muszę spróbować sam naprawić swoje życie. – Nie czekając na odpowiedź, rozłączył się i jeszcze bardziej przyspieszył.

***

            Thomas siedział w kuchni i bębnił palcami w blat stołu. Czuł, jak boli go nie tylko noga, ale także kark od ciągłego pochylania, od którego zdążył się odzwyczaić. Czekał na Olivera i coraz mniej podobało mu się to wszystko. Sam nie wiedział, jak dokładnie wyjaśnić co ma na myśli. Coś źle poszło i zdawał sobie z tego sprawę. Charlotta nie odpisywała na jego sms–y, podejrzewał, że robiła to specjalnie. Komórka leżała przed nim, by mógł zobaczyć nadchodzącą wiadomość. Czuł dość duży niepokój, którego obiektywnie nie potrafił wytłumaczyć. W pracy wszystko szkło dobrze, klienci nie mieli nic przeciw jego dziwnemu strojowi, więc przypisywał swoje samopoczucie temu,co rozgrywało się kilka kilometrów od niego i od czego miała zależeć jego przyszłość z Oliverem.
            – Cholera, odpiszcie coś! – Warknął zirytowany, nie podejrzewając, że coś takiego zdoła go rozstroić emocjonalnie. Po kolejnej pół godzinie usłyszał klucz przekręcany w zamku. Wiedział, że coś poszło nie po jego myśli. Charlotta nie odpisywała tylko wtedy, gdy zrobiła coś, co mu się nie spodoba. Wstał powoli z krzesła, uważając na gips, który zaczął mu się ponownie kruszyć, ze względu na złamanie go w dolnej części stopy. Pokuśtykał do przedpokoju.
            – Cześć, kochanie… – Urwał, widząc morderczy wzrok kochanka. Nie spodziewał się zobaczyć w jego oczach nienawiści połączonej z czymś jeszcze. Twarz Olivera była wykrzywiona przez wściekłość, co rusz zaciskał i rozluźniał dłonie.
            – Nie mów tak do mnie. –Wysyczał. Był tak podminowany, że najchętniej by mu walnął. Zamierzał się jednak hamować. Nie zamierzał się uszkadzać dla tego dupka. Kurwa! Jaki on był głupi!
            – Oli, co tam się stało? – Może nie sformułował tego tak jak powinien, ale nie zamierzał zważać na słowa w momencie, gdy jego facet, który powinien wrócić szczęśliwy i zadowolony, najchętniej by mu walnął.
            – Już ty wszystko doskonale, kurwa, wiesz! Daję ci dwadzieścia cztery godziny na wyprowadzenie się z mojego domu. I masz się tu więcej nie pokazywać! – Thomas stanął jak wmurowany. Tego się nie spodziewał. Co ona mu nagadała? Chyba ją zabije! Będzie miał gdzieś jej uczucia, jak jej nogi z dupy powyrywa! Próbował jednak zachować spokój.
            – O niczym nie wiem. Opowiedz mi o tym kochanie, proszę. – Zarejestrował jak dłoń Olivera pędzi w jego stronę, ale nie był wstanie się obronić.
            – Nie nazywaj mnie tak więcej. – Głos jego partnera mógłby zamrażać. Wnętrzności skręciły mu się z żalu, a policzek bolał i piekł. Próbował odłączyć się od emocji, doskonale zdając sobie sprawę, że nie są teraz zbyt pomocne.
            – Dobrze. – Podniósł obie ręce do góry, pokazując, że się zgadza. – Więc?
            – Wypierdalaj! Nie chcę cię więcej widzieć. – Thomas czuł, jakby mu zabrakło powietrza. Nie spodziewał się, że tak mocno będzie przeżywał tę sytuację.
            – Nie odwracaj się ode mnie, Oliver! – Student zatrzymał się wpół kroku i oparł o drzwi głowę.
            – Nie mogę. Zniszczysz mnie, a ja nie chcę sobie na to pozwolić. Zdeptałeś moje serce, Thomas. – Odwrócił się w jego stronę, pokazując zbolałą twarz. W kącikach oczu czuł łzy, ale nie miały czasu wypłynąć. – Nie chcę tego, rozumiesz?!
            Nie spodziewał się zobaczyć mokrego dowodu żalu na twarzy kochanka. Przyciągnął go w swoje ramiona, nie zważając na uderzenia w klatkę piersiową i usilne wyrywanie się.
            – Ja po prostu tego nie zniosę. Nie po raz kolejny… – Głos studenta przycichł. Objął go lekko, po czym wyrwał się z jego ramion.
            – O czym ty mówisz do jasnej cholery?! – Wiedział, że niczego się dzisiaj nie dowie. Będzie musiał się spakować, odejść i dać mu czas. Wcześniej jednak zrobi krzywdę przyjaciółce. Czy powinien ją tak nadal nazywać po tym, jak zamieszała w jego życiu?
            – Zapytaj jej. – Położył nacisk na ostatnie słowo. Nie zamierzał wymawiać imienia tej, która zabrała mu partnera. Odwrócił się ponownie w stronę wyjścia.
            – Oli…
            – Nie utrudniaj tego. Wiedziałeś, że wcześniej czy później to nastąpi. A ja nie zamierzam walczyć. Nie dzisiaj i nie w przyszłości. Brak mi sił, a ty dobrze o tym wiesz. Nie chcę… –  Oliver nie dokończył swojej myśli, a Thomas zmuszony został do oglądania oddalających się pleców kochanka. Wkrótce drzwi zamknęły się za nim cicho, a Oli opuścił jego życie. Nie zamierzał jednak dawać mu odejść. Wyjaśni tę sprawę, da mu czas, by odpoczął od tych wszystkich zawirowań. Musiał panować nad sobą przez kolejne dwa, może trzy dni, zanim pójdzie do Charlotty. Nie wiedział czy nadal może nazywać ją przyjaciółką.

***
            Oliver stał przed klatką schodową do mieszkania Lilly. Ściskał mocno klucze, w dłoni, a te wrzynały mu się w rękę. Nie chciał wracać do domu rodzinnego. Jego matka zadawałaby za dużo pytań, na które teraz nie miał ochoty odpowiadać.
            – Nie stój tyle i się nie zastanawiaj. Wchodź. – Drgnął, słysząc za sobą głos Lill. Minęła go, otworzyła kluczem wejście. Puściła go w drzwiach. – Otwórz mieszkanie, ja jeszcze zgarnę pocztę ze skrzynki. – Posłusznie poszedł na górę i poczekał na nią.
            – Przepraszam. Nie powinienem był… – Jego usta zostały zatkane szczupłą dłonią.
            – Zanim dokończysz zdanie, zastanów się sto razy. Jeśli się pomylisz, wywalę cię za drzwi. – Oboje wiedzieli, że to jest kłamstwo. Lill mogła na niego liczyć, gdy miała zawirowania w swoich byłych związkach. Teraz on potrzebował jej. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że rzadko się zakochuje, ale nigdy jeszcze nikogo nie kochał. Być może wpływ na to miał fakt, że mieszkał z Thomasem przez pewien okres czasu. Znał jego dobre i złe strony, czuł się przy nim bezpieczny i szczęśliwy. Nawet nie zauważył, kiedy aż tak zaczęło mu zależeć i go pokochał.
            – Wiem. Mimo to przykro mi, że przerwałem twoją randkę. – Uśmiechnął się lekko, chociaż widział zmartwiony wzrok Lill.
            – Aktualnie jesteś ważniejszy. Co on znów zrobił? Czuję, że mam deja-vu.
            –Hm. Już kiedyś prowadziliśmy na ten temat rozmowę. – Próbował się do niej uśmiechnąć, jednak nie za bardzo mu to wyszło. Lill objęła go mocno i pocałowała w policzek.
            – Skopię mu dupę, jeśli jeszcze raz zobaczę cię w takim stanie.
            – Nie będziesz miała na to szans. Zniknął z mojego życia. Kazałem mu się wyprowadzić w ciągu najbliższej doby.
            – Oli! Co on ci zrobił do jasnej cholery?! – Decyzja, jaką podjął, zszokowała ją.
            – Charlotta naprawdę jest jego narzeczoną i nosi jego dziecko. – Poczuł jak całe ciało Lilly się spina.
            – Chyba mu wpierdolę! Lepiej mnie trzymaj, bo pójdę i mu zrobię taką krzywdę, że już żadnej kobiecie ani mężczyźnie się nie przyda!
            – Brzmisz groźnie. – Oli przytulił ją jeszcze mocniej. Wiedział, że kobieta nie rzuca słów na wiatr, jej ciało trzęsło się z wściekłości.
            Lill czuła, jak się spięła. Miała ochotę czymś rzucić, najlepiej w Thomasa. Jak ten ciul mógł tak go potraktować? Gdyby chociaż był stu procentowym gejem i zdradził go z innym, ale nie, bo po co? Lepiej zdradzić geja z kobietą i jeszcze ją zapłodnić. Przynajmniej było mu milutko. Cholera jasna!

***

            – Radzę ci, kurwa, wytłumaczyć mi, co mu powiedziałaś. – Jego plany wzięły w łeb, gdy zaczął warczeć do słuchawki telefonu.
            – Thomas, zostaw mnie w spokoju. Rzygam już pół wieczoru. Mam dość. – Nie czekając na jego odpowiedź, rozłączyła się. Ostatnie co usłyszał, to nowa fala wymiotów. Mógł być wściekły, ale zebrał ostatnie rzeczy z mieszkania Olivera i zamierzał pojechać do tej idiotki od siedmiu boleści. Wkurzyła go, ale znali się tyle lat, że nie zamierzał jej teraz zostawiać w takiej sytuacji.
            Marcus obiecał mu, że przyjedzie i pomoże znieść wszystkie rzeczy, a potem wniesie je do jego mieszkania. Musiał tylko trochę poczekać. Nic nie należało do niego, ale zamierzał oddać Oliverowi pieniądze za to, co mu dał. Był pomiędzy młotem a kowadłem. Z jednej strony chciał chronić przyjaciółkę, z drugiej swojego partnera. Wybór był prosty, a jednak… Musiał dowiedzieć się, co powiedziała jego kochankowi, by mógł to jakoś zażegnać. Chwycił się za włosy i usiadł na narożniku. Czuł się przytłoczony niewiedzą. To było tak cholernie męczące, a żadne z nich mu tego nie ułatwiało. Będzie musiał walczyć nie tylko z Charlottą, ale także rodzicami, bo zamierzał im przedstawić Olivera. Nie wspominając o samym chłopaku, jego rodzinie i Lilly. Jęknął z frustracji. No to się wpakował…

*    Wyrażenie potoczne, określające zafiksowanie, uczepienie się jednej zasady, odnosi się także do innych sfer życia.

**  Główna idea w serialu „Doktor House”. Zgadzam się z nim. Wszyscy czasem kłamią.