niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 8

Rozdział 8

            Wizyta w domu była dla Olivera wyjątkowo męcząca. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie czuł się tak okropnie zmęczony. Poza tym pół godziny po jego przybyciu, u rodziców pojawili się goście, a dokładniej jego ciotka z dwójką rozwrzeszczanych bachorów, które działały mu na nerwy. Najgorsze jednak było to, że rodzicielka usilnie chciała z nim o czymś porozmawiać i odciągała go od wyjścia. Po godzinie takiej męczarni, stwierdził, że ma ich wszystkich serdecznie dość. Nie miał serca im tego powiedzieć, dlatego też obiecał pojawić się nazajutrz rano.
            Gdyby nie to, że jechał do Thomasa, nie pojawiłby się tam przed pierwszą popołudniu. Zależało mu jednak na zrobieniu jakichkolwiek zakupów i zaopatrzeniu mężczyzny w najpotrzebniejsze rzeczy, dlatego też postanowił skrócić swój sen.
            Teraz jednak miał w końcu czas dla siebie. Problem w tym, że po przeczytaniu stu stron książki, stwierdził, że nie pamięta około połowy treści. Na początku czytania skupiał swoją uwagę na tym procederze, dopiero później rozproszył się porównując głównego bohatera do – wydawać by się mogło – całkowicie obcego mu człowieka. Nie widział sensu w dalszym marnowaniu czasu nad książką skoro i tak nie wyciągał nic z jej treści.
            Leżąc na łóżku zaczął analizować dokładniej to, co wie o mężczyźnie i o tym, co się wydarzyło. Wyjaśnienia Thomasa dodatkowo były zbyt mętne, rozmyte. O wiele łatwiej można by było stwierdzić, że to amnezja wsteczna, gdyby mężczyzna nie pamiętał filmów czy książek. Orientował się w tym, co wchodzi do kin czy na półki w księgarni. To ten fakt tak go dręczył, gdy był u mężczyzny. Nie będąc świadomym tego, o co mu chodzi, zaczął przeglądać stronę internetową w poszukiwaniu książki, którą miał zamiar kupić. Dodatkowo przeglądnął kategorię kryminał i wtedy się zorientował, czego mu brakowało w całej – nielogicznej – układance. Spostrzegł tytuł, o którym wspominał mu Thomas, a po sprawdzeniu daty wydania – delikatnie mówiąc – zdziwił się. Premiera utworu miała miejsce dwa tygodnie przed wypadkiem mężczyzny, a ten opowiedział mu jej treść.
            Zastanowiło go to. Dlatego też stwierdził premiery dwóch filmów i innej powieści. Początkowo sądził, że mężczyzna może po prostu pracować w wydawnictwie, ale po uzyskaniu kolejnych danych – odrzucił tę możliwość.
            Okazało się, że nieznajomy, potrącony przez samochód stał się dla niego zagadką. Ze względu na swą przyszłą profesję – chciał ją rozwiązać. Nie wiedział jednak, jak to zrobić. Nie mógł prowadzić z mężczyzną żadnej terapii, bo mógłby mu zaszkodzić. Już nawet nie chodziło o niego samego i jego morale. Cały czas upominał się, że psychika, a także mózg, są tak wrażliwe, że wiele pozornie nieistotnych czynników może je uszkodzić.
            Weźmy chociażby pod uwagę to, że wystarczy silniejsze uderzenie w skroń, by zabić człowieka. Jest to tak wrażliwy ośrodek, mimo kości czaszki, że często nie zdajemy sobie z tego sprawy. A nawet jeśli posiadamy taką wiedzę, to staramy się ją ignorować i nie zwracamy na nią uwagi. Tak samo jest z naszym ciałem. Wykonujemy znane nam czynności z dużą swobodą, jednak gdy zostaniemy unieruchomieni np. poprzez skręcenie ręki – nagle okazuje się, że czynności pozornie proste wzrastają do rangi sportów ekstremalnych.
            Mimo tego, że Oliver był zmęczony – nie mógł dzisiejszej nocy zasnąć. Specjalnie poszedł wcześniej do łóżka, by się wyspać – a nie robił nic innego niż przekręcanie się z boku na bok i ciągłe, wytężone myślenie. Na szczęście po dwóch godzinach takich męczarni zasnął.

***

            Thomas także tego wieczoru nie mógł zasnąć. Jak nigdy, na oddziale panował dość intensywny ruch. Z tego, co zdążył usłyszeć przywieziono trzy osoby z wypadku. Niby nic groźnego, ale trzeba je było poddać obserwacji. Jedna z ofiar miała złamane obie ręce, a druga tylko skręconą prawą dłoń. Trzecia osoba walczyła o życie.
Zaczęła go zastanawiać ta bezmyślność kierowców – nie przewidywanie swoich ruchów czy zachowań pieszych. Wydawało mu się, że inaczej jest, jeżeli ktoś prowadzący samochód nagle traci przytomność czy ma zawał. Gdy ginęła przy tym inna osoba – nie można było porównywać doświadczeń.
Jednakże, gdy ktoś wsiadał do samochodu po spożyciu alkoholu czy zażyciu narkotyków – nie mógł tego zrozumieć. Jak można być takim debilem? Czasami najprostsze rozwiązania są tymi najlepszymi. Nie masz na taksówkę – nie idź na imprezę. Nie ma cię kto odebrać – nie idź. Uważał, że jeżeli ktoś po zażyciu substancji psychoaktywnych* wsiadał za kółko i został przy tym złapany – powinien mieć odebrane prawo jazdy bez możliwości ponownego jego zdobycia.
            Zastanawiał się także nad odmową Olivera. Starał się zrozumieć jego decyzję, przyjmując jego punkt widzenia. Nie udawało mu się to jednak. Był poszkodowany w tym wszystkim, dlatego też nie mógł do tego podejść jakoś tak… bezosobowo. Chciałby po prostu odzyskać wspomnienia. Czy to tak wiele? Poza tym chciałby, żeby już było jutro. Nie nudziłoby mu się aż … – ziewnął głęboko – tak. Byłoby lepiej.

***

            Wizyta Oliego w domu była dość… interesująca. Meredit nadal była w szoku po odkryciu, że jej córka ma chłopaka. Na szczęście dobre wychowanie dało górę i chciała go przyprowadzić do domu, a nie „szlajać się gdzie popadnie”. Mężczyzna słuchając opowieści matki śmiał się tak bardzo, że w ramach podziękowania dostał trzepnięcie ręką w ramię i głowę. Jakby go to miało zaboleć… Nie jego wina, że kobieta uważała ich ciągle za małych kurduplów i ciężko jej było z myślą, że jej dziatki rosną.
            – Ale jak to jest? Ja nic nie zaważyłam, a ona się z nim umawia dwa miesiące!
            – Najwyraźniej dobrze to ukrywała. – Nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu na ustach. Dla niego całe to zajście było bardzo zabawne. Ciekawe jak tam jego młodsza siostra, która aktualnie była w kinie ze swoim chłopakiem.
            – I tak powinnam była to widzieć! Co ze mnie za matka? – Oliver nie mógł nie objąć rodzicielki w ramach pocieszenia. Tłumaczenie jej, że nie jest złą matką nie miało sensu. Kobieta musiała się jak zwykle wygadać, by w końcu się opanować. Obejmując rodzicielkę jedną ręką, drugą sięgnął po herbatę leżącą przed nim na blacie. Wypił łyk zimnego napoju i odłożył z powrotem.
            – Ona dorasta. I ma do tego prawo, tak samo jak ja miałem. Musisz to przeżyć. – Nagle przypomniał sobie, że o jedenastej miał przesłuchanie na policji. – Wiesz co, mamo, muszę lecieć. Kompletnie zapomniałem o tym, że mam złożyć zeznania. – Jego rodzicielka spojrzała na niego i kiwnęła głową na znak, że wie, o co chodzi. – Daj znać, kiedy dokładnie przyjdzie chłopak Alex, bo z chęcią go poznam. – W myślach dodał, że przynajmniej będzie wiedział, komu ma obić mordę, jeżeli skrzywdzi jego księżniczkę.
            Jeszcze za dziecka przybrała taki przydomek, ponieważ często bawiła się z koleżankami w królowe i ich córki. Był jej starszym bratem, więc nie zamierzał nikogo oszczędzić, jeżeli stanie jej się coś złego. Matka, jak gdyby rozumiała tok jego rozumowania, powiedziała mu, że wyśle z dokładniejszymi informacjami sms-a, ale całkiem możliwe, że chłopak przyjdzie w niedzielę na obiad.
            Mimo wszystko mężczyzna zaczął mu współczuć. To będzie cholernie oficjalne i krępujące dla wszystkich. Z drugiej strony uważał to za dobry pomysł, ponieważ nie zaskoczą go małym posiedzeniem rodzinnym, gdy wpadnie z Alex któregoś popołudnia.
            – Poczekaj. Odwiozę cię, szybciej ci zejdzie i nie będziesz musiał biec przez pół miasta w takim upale.
            – Mówiłem ci, że jesteś wielka?
            – Duchem, a nie wzrostem. Coś wspominałeś. – Uśmiechnęła się do niego. – Zresztą nie raz. A teraz zbieraj rzeczy, a ja pójdę po torebkę, dokumenty i kluczyki.

***

Po dwudziestu minutach udało mu się dostać na komisariat. Niedaleko budynku wylewano asfalt, chcąc się dostać na komendę, trzeba było obejść dość spory kawałek osiedla od tyłu. Najważniejsze, że zdążył. Powiedział policjantce siedzącej przy biurku, w jakiej sprawie przyszedł, a ta kazała mu zająć miejsce. Powinien przyjść po niego policjant, jednakże aktualnie był zajęty inną sprawą. Już po tym Oliver wiedział, że przesiedzi tu jakiś czas.
Jak on mógł zapomnieć o czymś tak ważnym? Gdyby nie spojrzał na zegar ścienny nadal siedziałby – jak gdyby nigdy nic – u siebie w domu. Musiał sprawdzić, czym grozi nie stawienie się na przesłuchanie. Znał część przepisów prawa, ale nie orientował się we wszystkim. Zresztą uważał, że taka wiedza w przyszłości może mu się przydać. Gdyby nawet nie był czegoś pewien, mógł to w łatwy i dostępny sposób sprawdzić.
            Po półgodzinnym marnowaniu czasu został zaproszony do małej sali z lustrem weneckim. Uniósł brwi. No cóż, nie interesowało go za bardzo, czy ktoś się im przysłuchuje. Nie bał się bezpodstawnych oskarżeń. Kilka dni po wypadku Thomasa ponownie szedł tą samą trasą. Zauważył, że niedaleko skrzyżowania znajdowała się kamera miejskiego monitoringu. Nie miał jednak pewności, że obejmowała zasięgiem miejsce zdarzenia, ale mógł mieć taką nadzieję.
            – Witam. Sierżant Michael Ostrowski, zapraszam. Niestety nie mam żadnego innego pomieszczenia aktualnie wolnego, więc muszę z panem tutaj poprowadzić rozmowę.
            – Dzień dobry. Oczywiście. Nie ma problemu. – Nie przedstawiał się. Mężczyzna wiedział, z kim ma do czynienia, a nie sądził, by nadmierna kurtuazja była tutaj potrzebna.
            – Panie Oliverze… Mogę się tak do pana zwracać? – Kiwnął głową. Czuł się, jakby grał w jakimś serialu. – Wie pan, w jakim celu się tutaj znalazł?
            – Oczywiście. W sprawie Thomasa.
            – Em. Tak, dokładnie. – Policjant zmarszczył lekko brwi. – Czy mógłby mi pan powiedzieć dokładnie, co się zdarzyło, gdzie się pan wtedy znajdował i dlaczego właśnie tam?
            Student nie mógł powstrzymać lekko ironicznego uśmiechu. Tak już miał, gdy się denerwował. Nie był winny, a jednak podświadomie wyczuwał zagrożenie. Takie przeżycie zawsze bywa stresujące.
            – W dniu wypadku… – Opowiedział wszystko, nie pomijając niczego. Zresztą nie trwało to długo. Po skończeniu opowieści, dowiedział się od policjanta, że kobieta, która chciała wtedy dzwonić po karetkę, złożyła podobne wyjaśnienia. Ich wersje pokrywały się, chociaż nie mieli ze sobą kontaktu. Na sam koniec zaoferował swoją pomoc w razie ewentualnej potrzeby. Zresztą policja posiadała jego dane osobowe, adres i telefon komórkowy. Policjant był mu za to wdzięczny, tym bardziej, że dzięki podaniu końcówki numeru rejestracji najprawdopodobniej znaleźli winnego.
            Oliver podziękował za te informacje, jednak nie zamierzał dzielić się nimi z Thomasem. Wolał nie robić mu przedwczesnej nadziei na rozwiązanie sprawy, bo wiedział jak te czasem lubią się ciągnąć.

***

            Thomas czytał bez zainteresowania książkę. Już wszystko było lepsze od lenistwa i nudy. Problem pojawił się w tym, że cztery na pięć lektur już skończył, a aktualna pozycja literacka, którą zajmował swój czas… nie była tego warta. Nudna, do bólu przewidywalna i niewnosząca nic do jego życia prócz spotęgowanego uczucia irytacji.
            – Kurwa. Jakie nudy! – powiedział to głośniej niż zamierzał.
            – Panie Thomasie, proszę nie przeklinać! To jest szpital. – Przechodząca siostra oddziałowa zwróciła mu uwagę. Wszyscy zwracali się do niego po imieniu.
            Super jest nie pamiętać swojego nazwiska. Ile jeszcze?! Do jasnej, pierdolonej cholery, chciał odzyskać pamięć! Chciał wiedzieć, kim jest, czym się zajmuje, kto jest jego rodziną i czemu ich tu nie ma! Ale nie ma na to pierdolonych szans! Bo, co? Bo jakiś jebany debil jechał za szybko samochodem na odcinku z ograniczeniem prędkości do trzydziestu kilometrów na godzinę. Był wkurwiony! Chciał wiedzieć! A nie mógł nic z tym zrobić.
            Głowa mu pękała! Czuł się, jakby mu ktoś chciał rozłupać czaszkę siekierą! Oko pulsowało mu tępym bólem, jakby chciało wypłynąć, cały oczodół był nadwrażliwy i nawet lekki dotyk powodował takie uczucie, jakby miał się za chwilę porzygać od tego wszystkiego. Przymknął oczy i pomasował skronie. Od tego bólu naprawdę było mu niedobrze. Dziesięć minut temu wezwał pielęgniarkę, ale ta jeszcze nie przyszła. Najchętniej napiłby się lodowatej wody. Nie zważając już na to, że może sobie zaszkodzić, opuścił złamaną nogę w gipsie na podłogę, by zaraz po tym oprzeć się mocno na tej zdrowej. Zaparł się dłońmi o łóżko, wysunął daleko do przodu uszkodzoną kończynę i podniósł się lekko. Komuś z zewnątrz mogłoby się to wydawać dziwne, ale tylko w ten sposób nie ranił dodatkowo brzucha. Na szczęście w pokoju miał dwa kubki. Jeden na szafce, a drugi zaraz przy umywalce. Woda w butelce była ciepła, a jemu potrzebna była lodowata. Do tego idealnie nadawała się kranówka, chociaż nie była najzdrowsza. Po trzech minutach starań w końcu dotarł na miejsce i opróżnił dwie szklanki. Jaka ulga! Teraz tylko musiał ponownie przemieścić się w kierunku łóżka.

***

            Oliver przez kolejną godzinę chodził po mieście, zdobywając wszystkie potrzebne rzeczy dla Thomasa. Część miał w domu, więc nie musiał wydawać za dużo pieniędzy, cieszył się jednak, że będzie w stanie zapewnić mężczyźnie chociaż odrobinę komfortu psychicznego. Po kupieniu wszystkich potrzebnych artykułów, wrócił do siebie i zapakował wszystko do dużej, sportowej torby. Oprócz tego, co wczoraj zaplanował wziął także trzy książki, które mogłyby się spodobać pacjentowi. Myślał tylko nad tym, jak zapewnić Thomasowi trochę więcej rozrywki. Nie był w stanie przebywać u niego zbyt długo, a wiedział, jak samotność może być przykra.
            Gdy zaczął mieszkać sam – czuł się bardzo niekomfortowo, cisza była przytłaczająca i nawet muzyka nie mogła jej zagłuszyć, dlatego nie chciał zostawiać mężczyzny samego. Mama wiedząc, do kogo chodzi, dała mu przenośne radio na baterie i wszystko, o co ją poprosił. W pewnym sensie dobrze się stało, że się o tym dowiedziała. Odczytał wiadomość od Lilly, czy się z nią spotka. Wyjątkowo, nie przyszła do niego z samego rana. Może połączyła stos faktów, które jej przekazał, albo w przeciwieństwie do niego, pamiętała o jego przesłuchaniu. Nie wiedział, co jej napisać. Z jednej strony mógł to zrobić, ale z drugiej… Nie wiedział, czy tego chciał. Postanowił dać sobie dzień odpoczynku od rudej i kulturalnie poinformował ją o tym. Zarazem obiecał, że spotkają się jutro, by nie miała powodu, żeby na niego wrzeszczeć.
            Po wypiciu drugiej kawy tego dnia i odłożeniu mięsa do rozmrożenia, pojechał do Thomasa. Gdy wszedł musiał się zachowywać wyjątkowo cicho. Mężczyzna spał głęboko i pochrapywał. Gdyby tak nie było, mógłby na spokojnie przenieść krzesło obok jego łóżka, jednak w takim przypadku musiał siąść niedaleko umywalki. Przesuwając bardzo powoli zamek w plecaku wyciągnął czytaną książkę i zagłębił się w jej treść. Gdyby Thomas przyłapał go na gapieniu się – mogłoby to się dla niego źle skończyć. Właśnie, dlatego wolał zajął się lekturą. Nie chciałby Thomas odkrył o nim tę prawdę.
            Po godzinie czytania został przywitany cichym pomrukiem, ziewnięciem i dopiero na sam koniec cichym…
            – Cześć. Długo tu siedzisz? Mogłeś mnie obudzić. – Mężczyzna przeciągnął się lekko i potarł dłońmi twarz, by się rozbudzić.
            – Cześć. Chyba godzinę. Potrzebowałeś się wyspać, dlatego tego nie zrobiłem. – Uśmiechnął się lekko.
            – Już nie wiem, czy zasypiam, żeby mój organizm sam się podleczył. czy też dlatego, że aż tak mi się nudzi. Chyba jedno i drugie.
            – Też mi się tak wydaje. – Nie wiedząc czemu, parsknął śmiechem. – Przyniosłem ci kilka rzeczy. Nie wiem, czy ci się to przyda, ale… – Oliver zauważył, że mężczyzna poczuł się skrępowany. On zresztą też. Może jednak nie powinien tego robić?
            – Dzięki. Nie musiałeś. To pewnie był dla ciebie duży kłopot. – Czuł się zaskoczony gestem studenta. W końcu nie prosił go o nic więcej, niż zegarek, a ten przytachał do szpitala całą torbę rzeczy. Gdy zobaczył radio i krzyżówki wraz z innymi lekturami niż te przyniesione przez Kate, uważał się za najszczęśliwszego człowieka na ziemi. Niby nic, a jednak wiele to dla niego znaczyło.
            – Przyniosłem też laptopa. Jeżeli będziesz miał ochotę mogę ci go zostawić do jutra, żebyś pooglądał filmy, poprzeglądał strony internetowe, czy też cokolwiek innego będziesz chciał zrobić. – W końcu zdecydował się to zrobić. Cały dzień myślał nad tym, czy powinien to uczynić. W końcu Thomas mógł zniknąć w każdej chwili ze szpitala wraz ze wszystkimi jego rzeczami, ale wyjątkowo sądził, że warto zaryzykować.
            – Jak ja ci się odwdzięczę? – Był zaskoczony taką ofiarnością. Większość ludzi unikałaby takiego zachowania, a on mimo to mu zaufał. Przecież mógłby sam się wypisać ze szpitala, sprzedać wszystkie rzeczy i zyskać pieniądze na życie, wynajęcie mieszkania - cokolwiek.
            – Nie musisz. Kuruj się i zdrowiej. Jeżeli masz ochotę, to odwiedzę cię jutro albo pojutrze i dopiero wtedy odbiorę laptopa. Dla mnie to nie problem, żeby go nie mieć przez taki okres czasu. Wyniki z egzaminów sprawdzę na komórce. – Od słowa do słowa, skończyło się na tym, że przez kolejne dwie godziny oglądali „Drzewo życia”, o które dzień wcześniej poprosił Thomas.
            Oliver nie przypuszczał, że tak zafascynuje go film stworzony nie z akcji i słów, a obrazów i dźwięków. Widział w nim całą głębię odczuć, emocji, przedstawionych w tak subtelny sposób, że aż pochłania. Sam miał w planach oglądnąć ten film, ale nigdy nie znajdował na to czasu. Wiele niepochlebnych opinii także nie działało zbyt pozytywnie na jego chęć sięgnięcia po krążek DVD.  Był pozytywnie zaskoczony, co zdarza się niezwykle rzadko.
            Po zakończeniu seansu rozmawiał z Thomasem o ich wrażeniach.
            – Jak dla mnie początek był nudny. Próba przetrwania dla wytrwałych.
            – W pewnym sensie masz rację, ale jako całość – dla mnie genialne.
            – Dla mnie… zaskakujące. Podobał mi się, chociaż mam dość mieszane uczucia. Nie umiem tego sprecyzować.
            – Sorry, za taką nagłą zmianę tematu, ale wiesz, kiedy wychodzisz? – Thomas spojrzał na niego zaskoczony tym pytaniem.
             – Nie wiem. Za jakiś czas będę miał zmieniony gips. Będę go miał tylko do kolana. Pewnie wtedy stąd wyjdę.
            – Też mi się tak wydaje. – Nie wiedział, co dokładnie na to powiedzieć. Od razu pojawiły mu się w głowie pytania o to, co się stanie z Thomasem. Nikt go nie szukał, więc zapewne lekarze będą wnioskować o tym, że nie ma nikogo bliskiego. Zastanawiało go, czym to będzie skutkować. Musiał przejrzeć zapisy prawne, co szpital musi zrobić w takim przypadku. Jeżeli nie musi niczego zrobić, to gdzie Tom zamieszka?
            Miał dużo pytań, a mało odpowiedzi. Dlatego też postanowił, że gdy tylko wróci do domu, zajmie się tym problemem. Musiał też porozmawiać o tym wszystkim z Lilly. Czasami zdarzało się tak, że tam gdzie on nie widział żadnego rozwiązania, kobieta je zauważała. Dlatego właśnie problemy zazwyczaj omawiali razem. Każde z nich patrzyło na sprawę z innej strony. Zdarzały się takie sytuacje, że wystarczyło mu opowiedzieć jej wszystko, by rozjaśnił mu się obraz sytuacji.
            – Masz jakieś ciekawe plany na jutro? Jak pracujesz w środę? – Thomas patrzył na niego intensywnie. Czuł się, jak gdyby mężczyzna chciał poznać wszystkie jego sekrety za pomocą tylko tego jednego spojrzenia.
            – Nie wiem jeszcze. Jutro powinienem dostać telefon, o której mam się zjawić i wtedy odbiorę grafik. Zapewne jutro rano spotkam się z przyjaciółką. – Nagle lekko zgarbione ramiona mężczyzny zastanowiły Olivera. – Wpada codziennie na kawę, bo uważa, że nikt nie parzy tak dobrej jak ja. Jeśli będziesz chciał przywiozę ci cały termos, albo kubek termiczny.
            – Chętnie się napiję, chociaż na początek tylko kubek. – Wyszczerzył szeroko zęby. – Nie zaryzykuję swojego życia i zdrowia. – Student roześmiał się głośno. No tak. Nie spodziewał się, że jego słowa zostaną użyte przeciwko niemu.
            - Rozumiem… Nie ma sprawy. – Obaj zaczęli się śmiać. – Poza tym, Lilly wyjątkowo dzisiaj mnie nie odwiedziła, więc jutro na pewno to nadgoni.
            – Przyjaciółka-natręt? – Udręczony wzrok Olivera powiedział Thomasowi wszystko. – Moja też taka jest. Nic tylko ją zabić. Wtrąca się we wszystko, niezależnie, czy ją o to prosisz, czy nie. Ironizuje, traktuje cię jak niedorozwiniętego, zawsze ma rację i to zawsze ty jesteś wszystkiemu winny, nawet jeśli ratujesz jej dupę z tarapatów. – O co chodziło Oliverowi? – No, co?
            – Wiesz, że właśnie bardzo dokładnie opisałeś zachowanie swojej przyjaciółki? – Już wiedział. W końcu.
            – Tak. Wiem co robi, co lubi, jak się zachowuje, gdy się stresuje i gdy jest szczęśliwa.
            – Jak się nazywa? Jak wygląda? – Thomas zmarszczył brwi. Nie wiedział. To z kolei spowodowało, że ponownie się zirytował.
            – Nie mam pojęcia, jak się nazywa. Ma lekko kręcone brązowe włosy – a przynajmniej z tego, co pamiętam sprzed pół roku – do tej pory mogła zmienić fryzurę. Jest średniego wzrostu. Lubi nosić i sukienki, i spodnie, uwielbia biżuterię, więc rzadko ją można spotkać bez kolczyków, pierścionków i bransoletek. Co mnie dziwi, lubi chodzić w dziesięciocentymetrowych szpilkach i ma taką charakterystyczną bliznę niedaleko łokcia, znak krzyża, bo w dzieciństwie nabiła się na śrubokręt. Nie pamiętam nic więcej… Chociaż nie. Ma małą bliznę na szczęce, chociaż człowiek widzi ją dopiero wtedy, gdy ci ją pokaże.
            – Postaram się ją znaleźć, chociaż szanse mam małe. Twój opis jest dość szczegółowy, ale dziewczyn z brązowymi lokami jest dość dużo. Nie mam pojęcia, czy mamy jakichkolwiek wspólnych znajomych, więc trudno mi będzie ją znaleźć. Mimo to postaram się zdobyć jakieś informacje. Jest w twoim wieku?
            -–Tak. Chociaż jest o kilka miesięcy młodsza. A poza tym… Nie wiem, czy to o nią chodzi, ale pamiętam imię Charlotte. Ostatnie wspomnienie sprzed wypadku to… moja kłótnia z nią.
            -–To już coś. Dzięki.
            – Będziesz bawić się w detektywa?
            – Nawet nie wiesz, jakie mam w tym kierunku zdolności. – A co tam? Czasem trochę pewności siebie nie zaszkodzi.
            – Dla mnie to dobrze. Ale w samouwielbienie też nie popadaj. – Uśmiechnął się szeroko do studenta.
            – Nie zamierzam. Po prostu wiem, jak działać, by zdobyć potrzebne informacje. – Po kolejnej godzinie rozmowy, Oliver w końcu wyszedł ze szpitala. Nawet nie wiedział, gdzie uciekł mu cały ten czas. Ze względu na to, że się zasiedział postanowił kupić sobie kebaba do jedzenia. Nie chciało mu się gotować, a chciało mu się jeść.
            Nie umawiał się z Thomasem na kolejne spotkanie. Mężczyzna miał komórkę, więc obiecał napisać sms-a, jeżeli się na to zdecyduje. Musiał przygotować się psychicznie do pracy, spotkać z przyjaciółką i jego matka dzwoniła, gdy prawie wychodził od Toma, że już jutro jego siostra miała przyjść ze swoim chłopakiem do domu. Ciekawe, jak on się z tym wszystkim wyrobi?  Miał trzy godziny na czytanie i pójście spać. Czekała go pobudka o ósmej. Nie był z tego powodu szczęśliwy. Jednak było warto. Chyba.


*  substancje psychoaktywne – zwykle chodzi o narkotyki. Jednakże są to również inne używki, mające wpływ na OUN, takie jak np. alkohol.

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 7

Rozdział 7

Dzień ostatniego egzaminu nadszedł bardzo szybko. Tak to już jest, że im bardziej się czegoś nie chce, tym szybciej wydaje się płynąć czas. Wyjątkowo Oliver nie narzekał na taki bieg wydarzeń. Jeszcze wczoraj rozmawiał z Lilly, że nie przyjdzie na spotkanie z jej przyjaciółką. Po krótkim wytłumaczeniu, bez którego by się nie obyło, dostał zgodę na nieobecność. Jak gdyby pytał się jej o zdanie. Kobieta miała czasem dziwne wyobrażenie ich znajomości. Nie chciało mu się wdawać jednak w niepotrzebne sprzeczki, by pokazać, kto ma rację. Kiedyś próbował to zrobić. Nie chciał odgrywać w życiu roli Don Kichota*
 Zaliczenie przedmiotu miał o wystarczająco wczesnej porze, by być zaspanym jak diabli. Kto wymyślił zdawanie egzaminów o dziewiątej rano? Zaraz potem musiał jechać na rozmowę o pracę. Stresował się. Miał nadzieję, że wszystko ułoży się, tak jak powinno. Na sam koniec postanowił pojechać do Thomasa. Wiedział, że mężczyzna czuje się samotny. Nie miał nawet z kim porozmawiać, ponieważ leżał sam w pokoju.
Jeszcze w czwartek wieczorem uważał, że po egzaminie pójdzie do Thomasa. Telefon od przyszłego pracodawcy zweryfikował jego plany. Wakacje, wakacjami. Miał przed sobą do zapłacenia kolejną ratę za studia, a takiej kwoty pieniędzy nie wytrzaśnie od tak. Poza tym musiał opłacić rachunki, nie wspominając już o jedzeniu. Jeszcze trochę i na nic nie będzie go stać. Nic tak w końcu nie ucieka z portfela, czy też konta bankowego jak pieniądze. A jego oszczędności skurczyły się w zastraszającym tempie.
Jak zwykle przed wejściem na salę egzaminacyjną porozmawiał z Elizą i Piotrem. Oboje bali się, że są nieprzygotowani, ponieważ za mało czasu poświęcili na naukę. Pracowali, studiowali, a oprócz tego zajmowali się niespełna roczną córeczką. Dużo musieli poświęcić, by się dalej kształcić. Na szczęście mieli kochających rodziców, którzy im na bieżąco pomagali w opiece nad małą. On sam bywał u nich czasami, a wtedy nie było zmiłuj się. Dziewczynka owinęła go sobie wokół palca od pierwszego spojrzenia. Dosłownie rzecz ujmując. Piękne niebieskie oczka, okalane czarnymi rzęsami oraz brązowe loki po matce… Trudno się było nie zakochać w tym szkrabie. Oliver, jako dobry wujek, nosił ją na rękach, zabawiał pluszakami, gdy tylko jej rodzice potrzebowali chwili dla siebie. Nie mógł im tego odmówić, zresztą… nawet nie chciał. Aktualnie dodatkowym problemem pary była choroba małej. Oboje byli niespokojni, mimo że zostawili córkę z matką Elizy.

***

Nie za bardzo uśmiechało mu się pójście na rozmowę o pracę. Był zestresowany pierwszy raz od bardzo dawna. Miało to też związek z egzaminem i pójściem do Thomasa. Trzy sprawy nałożone na siebie i stres gotowy. Fakt, faktem - nie starał się o posadę prezesa, a o pracę w kawiarni, pomimo tego zdenerwowanie nie chciało go opuścić. Miał świadomość, ile się trzeba narobić, by wszystkich obsłużyć. Nie wspominając już o tym, że w godzinach szczytu mogły zdarzyć się pomyłki w zamówieniach. Często przez kilka godzin był mały ruch, jednak, gdy już pojawiało się więcej niż pięciu klientów pewne było, że człowiek zacznie uwijać się jak w ukropie. Odwieczna zasada wciąż się sprawdzała. Ludzie przyciągają ludzi. Wystarczy zrobić sztuczny tłum, a nagle zbierze się kolejne dziesięć osób, chcących coś zamówić. Nie zawsze pasowało to pracownikom. Jasne. Posiadali dzięki temu pracę, ale obsługa często naburmuszonych, niemiłych klientów nie była szczytem marzeń. Przynajmniej dla większości z nich.
Gdyby mógł sobie pozwolić na nie pracowanie przez kolejny miesiąc, z chęcią by to uczynił. Wiedział, że okres wakacyjny paradoksalnie był dla niego zawsze najcięższy. Zamartwiał się, z czego może zrezygnować, czego nie jeść, by odciążyć rodziców. Oni o tym nie wiedzieli, a on miał czyste sumienie. Układ doskonały. Wiedział jednak, że było warto.
Jazda autobusem nie wiadomo kiedy się skończyła. Nie zdążył przemyśleć wszystkiego, czego chciał, a już musiał wysiąść z komunikacji miejskiej, tak jak i garstka innych osób. Po przejściu kilku metrów skręcił w prawo. Była to urokliwa okolica starych, jednak odnowionych kamienic. Gdzieniegdzie na elewacji znajdowało się graffiti, jednak - nie licząc dobiegającej z oddali muzyki techno - było cicho i spokojnie. Doszedł do przejścia dla pieszych i rozglądnął się. Po przejściu kolejnych stu metrów był przed małą kawiarenką, zatrudniającą trzy osoby na dwie zmiany. Wziął jeszcze ostatni oddech, uśmiechnął się lekko i wyprostował bardziej plecy. Wszedł do lokalu.
Było to przytulne miejsce z wygodnymi fotelami i małymi stolikami. Po prawej stronie w rogu przy oknach znajdowało się stoisko z gazetami a po lewej niedaleko drzwi wejściowych były drzwi od ubikacji. W całym lokalu pachniało świeżo zmieloną kawą. Część miejsc było pozajmowanych przez osoby siedzące samotnie. W lokalu znajdowały się także dwie pary oraz jedna pięcioosobowa grupka kobiet.
 Ze względu na upał panujący na zewnątrz w pomieszczeniu cicho szumiała klimatyzacja. Dopiero po chwili spostrzegł, że zaraz obok lady siedzi jeszcze jedna starsza pani. Wyglądało na to, że jeszcze niczego nie zamówiła - w przeciwieństwie do innych osób znajdujących się w pomieszczeniu. Najwyraźniej na kogoś czekała.  
Wracając do opisu pomieszczenia, ściany były koloru miodu wymieszanego z miedzią, co dawało dość zaskakujący efekt. Uroku dodawały także cytaty znajdujące się na ścianie. Oliver zastanawiał się czy nie były to życiowe motta właściciela. Jedno z nich brzmiało:
Ciesz się małym rzeczami. To one dadzą ci prawdziwe szczęście. Oczekując wielkiego szczęścia, możemy zaprzepaścić wiele szans danych nam od życia.
 Zazwyczaj wchodząc do kawiarni nad ladą znajduje się cennik napojów serwowanych w lokalu. Oprócz tego na każdym stoliku znajduje się menu. W „Kawiarence”, bo tak bowiem nazywał się ten lokal, nad ladą znajdował się ten właśnie cytat, natomiast menu przymocowane było do ściany po lewej stronie. Klienci mieli więc możliwość wyboru przysmaku przed podejściem do kasy. Dopiero wtedy też można było zauważyć napisany mniejszą czcionką dopisek:
Dlatego właśnie proponujemy ci picie doskonałej kawy. Może się ona stać twoim własnym, małym szczęściem.
Oliver nie mógł nie uśmiechnąć się, gdy to zauważył. Drugie motto znajdowało się pomiędzy oknami. Mógł to jednak zauważyć dopiero po rozmowie z - miał nadzieję - przyszłą koleżanką.
Czasem warto obserwować innych ludzi. Nawet, gdy nie są tego świadomi – mogą nas wiele nauczyć.
Podszedł pewnie do stojącej przy kasie dziewczyny.
– Dzień dobry – posłał jej promienny uśmiech. – Byłem umówiony na rozmowę w sprawie pracy.
            Kobieta przed nim przywitała go w ten sam oficjalny sposób, chociaż nie mogła powstrzymać uśmiechu wpływającego jej na usta. Poinformowała go, że niestety szef spóźni się dwadzieścia minut. Opona mu pękła i musiał ją wymienić. Dowiedział się także, że może umówić się na rozmowę w innym dniu, tak jak robiło to wiele osób. Odmówił. Zamówił też małą, czarną parzoną kawę. Chciało mu się spać, więc stwierdził, że będzie to dobry pomysł. Była cudowna. Musiał przyznać, że dawno nie pił nic aż tak dobrego. Smak uderzył w jego kubki smakowe i wysłał do mózgu informacje o tym, że czas najwyższy wyprodukować jeszcze większą ilość endorfin.**

***
Thomas wiedział już, że pobyt w szpitalu nie należy do jego ulubionych zajęć. Fakt, miał to szczęście, że Kate przynosiła mu książki. Ale cholera jasna! Ile można leżeć i nic nie robić. Nie miał pieniędzy, więc nawet nie mógł sobie nic kupić. Fakt Kate przynosiła mu codziennie butelkę wody, a oprócz tego owoce i coś pożywniejszego. Wiedziała, że na szpitalnym jedzeniu długo nie pożyje. Oprócz tego wkurwiał go psycholog kliniczny do spółki z neurologiem. Wydawało mu się, że pieprzyli, jakby ich potłukło. Czy tak trudno było mówić tak, by pacjent ich zrozumiał za pierwszym razem? Wszyscy by na tym skorzystali, bo nie musieliby powtarzać tych wszystkich informacji po dwa razy. Szlag go trafiał przez swędzącą nogę i niemożność odezwania się do kogokolwiek. Godzina rozmowy była niczym, skoro leżał tu już jakiś czas.
Wczoraj był u niego psycholog i nie wiedział, po co on ma się tak męczyć. Facet nie umiał z nim rozmawiać, ciągle go tylko denerwował. Zadawał bezsensowne pytania, a jego od tego wszystkiego głowa bolała. Poza tym przeczył swej logice. Mówił, że nie powinien nic na siłę sobie przypominać, a za chwilę sam próbował to na nim wymusić. Jaki to miało sens? Oprócz tego patrzył on we wszystkich innych kierunkach, tylko nie na niego. Nienawidził czegoś takiego. Dodatkowym minusem całej tej sytuacji było to, że nie mógł jeździć do niego do gabinetu. Jeszcze przez tydzień miał być całkowicie unieruchomiony przez złamanie. Dopiero potem mogli mu założyć inny rodzaj gipsu, dzięki któremu będzie mógł się dalej poruszać.
Neurochirurg też go denerwował. Zachowywał się jak zauroczony kretyn. Miał tylko nadzieję, że to nie w nim się zakochał. Gdy miał dyżur wpadał do niego średnio co godzinę, jeżeli tylko nie miał operacji. Dowiedział się, że gdy był nieprzytomny miał robiony rezonans magnetyczny i tomografię komputerową. Lekarze chcieli sprawdzić, czy nie ma krwiaka, ale „na szczęście” miał tylko lekkie wstrząśnienie mózgu. Przynajmniej wiedział, dlaczego kręciło mu się w głowie i było mu niedobrze.
Jęknął sfrustrowany i sięgnął po książkę, leżącą niedaleko. Po przeczytaniu zaledwie dziesięciu stron, rzucił ją ponownie na stolik. Nudziło mu się, a zarazem nie miał ochoty czytać. Chętnie oglądnąłby jakiś film, serial, posłuchał muzyki. Nie miał na to szans. Kurwa! Nic nie robił, a był zmęczony. Jak to jest możliwe? Chyba był nienormalny, skoro od nic-nie-robienia chciało mu się spać. Spojrzał na ścianę przed sobą. Ponownie obserwował te same plamy na ścianie.
Musiał poprosić Olivera o jakąś książkę o amnezji. Może będzie mógł coś poczytać na ten temat. Zawsze jest mu łatwiej działać, gdy wie wszystko o swoim celu. W tym przypadku było to odzyskanie pamięci. Zastanawiało go jednak, dlaczego klinicysta pytał o jego relacje z matką. Jakby je pamiętał! Jego pytania tylko go jeszcze bardziej denerwowały. Facet nie potrafił działać w tym temacie. Plątał się, motał. Nie potrafił sprecyzować tego, w jakim kierunku powinien go badać. A on nie cierpiał niekompetencji. Przyprawiała go o uczucie szału.
Był wściekły. Czuł napięcie w całym ciele i najchętniej by kogoś uderzył. Zacisnął mocno pięści na kołdrze, by po chwili je rozluźnić. Powtarzał tę czynność kilka razy. Oprócz tego próbował napinać prawie całe ciało - nie licząc złamanej nogi. Być może jego rehabilitant nie byłby z tego powodu zachwycony. Westchnął udręczony. Po przećwiczeniu napięcia–rozluźnienia całego ciała po kilka razy, odetchnął z ulgą. Zawołał przechodzącą niedaleko pielęgniarkę.
– Dzień dobry – przywitał się. – Mógłbym prosić o otworzenie okien? – Pielęgniarki go lubiły, bo zawsze traktował je z szacunkiem i był dla nich miły. Starał się nie narzekać i nie prosić o zbyt wiele. Dlatego też jego prośba została przyjęta z uśmiechem.
– Nie ma problemu. Ale dzisiaj gorąco prawda? Na zewnątrz jest trzydzieści pięć stopni.
– Niech pani powie, że żartuje. Wyjątkowo się cieszę, że jest tutaj w miarę chłodno.
– Nie tylko pan się cieszy z tego powodu, inaczej byśmy się tu wszyscy ugotowali. Zostawię otwarte drzwi, to zrobi się przeciąg.
Thomas uśmiechnął się szeroko i podziękował.
            – Może mi pani jeszcze powiedzieć, która godzina? – W salach nie było żadnego zegarka. Wiedział, że słońce zachodzi koło godziny dwudziestej drugiej. Tylko, dlatego orientował się w czasie. Na szczęście dzisiaj przychodzi do niego Oliver.
            – Jest za dziesięć dwunasta. – Jeszcze raz podziękował i po wyjściu kobiety zmarszczył brwi. Mężczyzna wspominał, że egzamin ma o dziewiątej i miał do niego przyjść zaraz po nim. Dlaczego więc jeszcze go nie było? Może nie miał ochoty jednak do niego przyjść, albo też coś mu wypadło.
            Nie spodobało mu się to jednak i czuł się zawiedziony. To odosobnienie źle na niego działało. Mogliby mu przydzielić kogoś do sali. Mógłby z kimś porozmawiać, nie czułby się taki zły i sfrustrowany.

***

Decyzja Olivera o pozostaniu w Kawiarence opłaciła się. Okazało się, że szef sprawdza w ten sposób, komu zależy na pracy. Mężczyzna po przejściu krótkiej rozmowy kwalifikacyjnej, dostał bez problemu pracę. Nie ważne było to, że nie miał dużego doświadczenia. Szef stwierdził, że woli go douczyć niż czekać na bardziej doświadczonego baristę, a tacy rzadko się u niego pojawiali. Podobno najtrudniejszy jest pierwszy tydzień. Później człowiek zapamiętuje wszystkie przepisy - wcześniej spisane na kartce i zaczyna robić każdą czynność machinalnie. Miał nadzieję, że uda mu się szybciej dostosować do warunków pracy. Nie lubił popełniać błędów.
Spojrzał na zegarek. Cholera! Rozmowę miał mieć na dziesiątą trzydzieści. Zaczęła się o jedenastej i trwała czterdzieści minut. O jedenastej trzydzieści miał być u Thomasa. Nic na to nie poradzi, że nie miał się z nim jak skontaktować. Szybkim krokiem przeszedł trasę w kierunku przystanku. Do przyjazdu tramwaju miał dziesięć minut. Potem czekała go czterdziesto minutowa podróż do szpitala.
Mogło go to denerwować. Szpital znajdował się cztery kilometry od centrum. Na początku, wszyscy mieszkańcy byli temu przeciwni, okazało się, że był to dobry pomysł. Dojazd był na tyle bliski, że karetka prawie zawsze zdążyła na miejsce, a pacjenci mieli spokój od zgiełku dnia codziennego. Wsiadając do środka komunikacji miejskiej, wyciągnął z plecaka książkę. Czytał Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafóna. Na razie nie był nią zafascynowany, ale miała w sobie dziwny urok.
W trakcie jazdy zdążył przeczytać sześćdziesiąt stron książki. Pozwoliło mu to wciągnąć się w treść powieści, a przy okazji nie zwracać uwagi na mijaną drogę i czas. Do szpitala dotarł dopiero za dziesięć pierwsza. Wjechał windą na czwarte piętro i przeszedł kremowym korytarzem do sali Thomasa. Stanął na chwilę w drzwiach, sprawdzając czy mężczyzna nie śpi. Wiedział, że przy takich obrażeniach człowiek długo się regeneruje. Na szczęście tak nie było.
– Cześć. Przepraszam za spóźnienie. Nie mogłem przyjechać wcześniej.
– Hej. Nie ma za co. Coś się stało? –  Thomas uśmiechnął się lekko.
– Nie. To znaczy… Byłem na rozmowie o pracę. W sumie to zaczynam od środy, bo wtedy kończy się okres wypowiedzenia innego pracownika. Nienawidzę się spóźniać na umówione spotkania. Niestety nie miałem się jak z tobą skontaktować.
– Nie przejmuj się. I tak nie miałem co robić, a nie mam jak stąd uciec. Nawet jakbyś przyszedł o siedemnastej - ja tu będę.
Oliver wychwycił tę nutkę ironii i smutku w głosie mężczyzny. Osobiście chyba by go trafiło, gdyby miał leżeć bezczynnie. Lubił tak robić od czasu do czasu, gdy miał trochę więcej wolnego. Ale stan ten nigdy nie trwał długo.
– Jeżeli chcesz będę do ciebie codziennie przyjeżdżał. Nie wiem, jak mi się to uda z pracą, bo wszystko zależy od grafiku… Może jutro przywiozę laptopa, to moglibyśmy obejrzeć jakiś film, o ile masz ochotę. Mógłbym go pobrać u siebie w domu i jutro nie musielibyśmy na to czekać. Zresztą, jeśli masz ochotę możesz zrobić listę potrzebnych rzeczy, jeśli będę mógł to je zorganizuję.
Po chwili Oliver zorientował się, że Thomas nie poprosi go o piżamę, czy zapas świeżej bielizny. Wiedział, że w domu leży gdzieś nieużywana przez niego piżama. Od rodziców mógł wziąć kapcie w rozmiarze mężczyzny. Przy okazji musiał kupić też bieliznę - na samą myśl się zarumienił. Powinien się opanować. Przecież nie było w tym ukrytego podtekstu. Po prostu dbał o obcego człowieka.
– Dzięki. Jedyne, co potrzebuję to zegarek, bo nie mam orientacji w czasie, co mnie strasznie denerwuje.
Słuchając mężczyzny, Oliver zanotował sobie w pamięci, by kupić mu zestaw startowy do komórki i przynieść jakiś swój stary telefon wraz z ładowarką. Następnie krzyżówki i długopisy. Dodatkowo musiał poprosić rodzicielkę o jakąś kosmetyczkę, którą ojciec dostawał wraz z kosmetykami na każde święta. Maszynkę do golenia, piankę i dezodorant. Nie wspominając o paście do zębów, gąbce i mydle. Fakt, pielęgniarki przyniosły mu jakieś „resztki”, które miały w domach. Widząc to jednak, Oliver stwierdził, że na długi okres czasu, to nie starczy. Oprócz tego planował mu przynieść spodnie dresowe i jakieś dwie podkoszulki. Nie mógł zapomnieć też o ręczniku i szamponie do włosów. Musiał się zastanowić, co jeszcze będzie potrzebne. Wiedział, że Thomas go o to nie poprosi. Mężczyzna był zbyt dumny, by prosić o potrzebne mu rzeczy. Na dodatek nie miał pieniędzy, co wiele osób przyprawia o poczucie wstydu i braku komfortu. Nie dziwił się temu. Co jednak nie oznaczało, że zamierzał od tak odpuścić.
– Załatwione. – Uśmiechnął się do niego. – Ech. – Nie miał pojęcia, o czym z nim rozmawiać, jeszcze kilka dni temu rozmowa toczyła się w sposób luźny, nie zalegała się niepotrzebna, denerwująca cisza.
– Jak egzaminy? Masz już wszystkie z głowy. – Dzięki niebiosom za sesję! Przynajmniej mieli, o czym rozmawiać. Oliver sam z siebie ironizował w swych myślach.
– Tak. Muszę poczekać jeszcze na wyniki i jak dobrze pójdzie, to wszystko już za mną. A ty… – zawahał się przed zadaniem pytania – wiesz może, czym się zajmowałeś przed wypadkiem? – Thomas wiedział, że trudno jest zadać pytanie, mając ciągle w świadomości, że nie pamięta ostatniego pół roku ze swojego życia. Na dodatek nie znał swoich danych. – Chyba źle to zabrzmiało. – Czemu Oliver wyglądał seksownie nawet wtedy, gdy się krzywił?
– Ważne, że zrozumiałem, co chciałeś powiedzieć. Nie możesz ciągle dodawać "a dokładniej na pół roku wcześniej przed wypadkiem" jak to robi tutejszy psycholog. – Teraz on sam skrzywił wargi w parodii uśmiechu. Na szczęście młody mężczyzna nie poczuł się tym urażony, a jedynie parsknął cichym śmiechem.
– Aż tak źle?
– Gorzej. Przy każdym pytaniu facet powtarza się jak zdarta płyta. Nie wspominając o tym, że jak go widzę, to nóż w kieszeni mi się otwiera i od razu mam przed oczyma czerwoną płachtę na byka. – Obaj nie mogli powstrzymać głośnego śmiechu, spowodowanego wyznaniem pacjenta. – Pamiętam wiele rzeczy. Zresztą… trudno jest przypominać sobie cokolwiek, gdy nie wiesz w rzeczywistości, jakiego wspomnienia, osoby, sytuacji, czy miejsca się to tyczy. Tu jest mój główny problem. Może łatwiej by mi było, gdybym nie był cały czas w szpitalu, chodziłbym po mieście i w ten sposób odzyskiwał pamięć. Ale zanim to nastąpi minie dość sporo czasu.
– Nigdy w ten sposób nad tym nie myślałem. Zresztą… Wiedziałem, co nieco o amnezji, jednak nie była to jakaś skonkretyzowana wiedza.
– Teraz wiesz coś więcej?
– Nie. Dopiero będę się dowiadywał. – Oliver posłał Thomasowi niepewny uśmiech.
– Chętnie też bym uzyskał nieco informacji. Gdybyś znalazł coś interesującego, chętnie także zagłębiłbym się w ten temat.
– Nie ma sprawy. To co z tym filmem? Wiesz może, co chciałbyś obejrzeć?
Najdziwniejsze w tej utarcie pamięci było to, że Thomas pamiętał książki, które przeczytał, czy też oglądnięte filmy. Znał każdą podstawową dziedzinę nauki, czyli nie zatracił pamięci do rzeczy, które go interesowały, czy tych, których został nauczony za młodu. Po ponad godzinnej rozmowie, w końcu Tom zadał Oliverowi dręczące go pytanie.
– Wiesz co, muszę cię o coś zapytać. – Student niczego nie podejrzewając spojrzał na niego i kiwnął głową, dając znać, że słucha. – Czy ty byłbyś w stanie mi pomóc?
– Nie będę ukrywał. Nie wiem. – Młody mężczyzna sam się nad tym zastanawiał.
Po części nieświadomie zaczął analizować to, co usłyszał, porównywać z wiedzą, którą już posiadał. Przeglądał w głowie dostępne mu techniki i materiały, próbował zastanawiać się nad specyfiką zaburzenia mężczyzny. W tym wszystkim brakowało mu jednak czegoś. Sam nie wiedział o co mu chodzi. Coś w tej całej sytuacji było dla niego nie logiczne. O ile można stwierdzić, że taka sytuacja powinna zawierać w sobie sens. Zdawał sobie jednak sprawę, że im więcej się dowie, tym jaśniejsza stanie się dla niego sytuacja.
Zanim jeszcze zaczął studia, czytał o tym, że czasem pozornie niezwiązane ze wspomnieniem rzeczy mogą przywrócić jakiś fragment wspomnień. Nie ma jednak, co liczyć na całkowite ich odzyskanie. Zawsze pozostaje jakiś obszar zamknięty przed chorym. Treści, które nieświadomie ukrył, a amnezja tylko mu to ułatwiła. Nie znał statystyk, ale wydawało mu się, że pacjent, czy też klient psychoterapeuty nie zawsze o tym wiedział. Żył w błogiej nieświadomości zaginionego fragmentu rzeczywistości i nie odczuwał jego braku.
Zresztą ma to miejsce także w naszym codziennym życiu. Czasem mówi się, że im mniej wiemy, tym lepiej śpimy. W pewnym sensie jest to prawda. Nie możemy myśleć, czy przeżywać sytuacji, o której nie mamy pojęcia.
            Oliver widział jego zawiedziony wzrok, ale nie miał zamiaru udawać, że jest cudotwórcą. Nie był nim! Doskonale zdawał sobie sprawę, o ilu rzeczach nie miał pojęcia, nie potrafił ich zrozumieć, czy wytłumaczyć. Na pierwszym roku studiów czuł się kimś, uważał, że wszystko wie. Studia diametralnie zweryfikowały jego pogląd. Aktualnie sądził, że z każdym kolejnym rokiem jest coraz głupszy, ponieważ dowiaduje się, o ilu rzeczach nie miał pojęcia.
Nie wspominając o tym, że zdobywał wiedzę z bardzo wąskiego zakresu funkcjonowania człowieka. Nie mógł przecież po studiach psychologicznych być ekonomistą, czy informatykiem. Proste i logiczne. Ale zarazem jeszcze kilka lat temu czuł się tak, jakby miał być każdym po trochu. Skoro znał się nieco na komputerach, to mógł być od czasu do czasu specem od elektroniki. Skoro orientował się w działaniach giełdy, mógłby się na ten temat dość rozlegle wypowiadać. W tym etapie życia, w którym się znajdował, uważał, że fakt, iż coś wie z innej dziedziny niż jego własna, nie oznacza, że może się rozlegle na jej temat wypowiadać. Może wyrazić swoją opinię na sprawę, o której ma pojęcie. Gdy czegoś nie wiedział wolał to od razu zaznaczyć niż później słuchać żalu i pretensji. Tak było łatwiej, prościej i sprawniej.
– Spróbujesz chociaż? – Czuł w tonie Thomasa nadzieję i wiarę, że da radę.
– Nie mogę. Przepraszam. – Samo odwrócenie od niego wzroku, dało mu jasno do zrozumienia, że zawiódł mężczyznę. Nie zamierzał jednak kłamać i obiecywać czegoś, jeżeli nie będzie w stanie tego zrealizować.
– Nie ma sprawy. Chociaż nie powiem, że rozumiem twoją decyzję.
– Jej powód jest bardzo prosty. Gdyby ktoś to odkrył, nie mógłbym ukończyć studiów. Poza tym złamałbym zasady etyczne i moralne. Dodatkowo nigdy nie zostałbym psychologiem. Nie wiem też czy nawet jeślibym zaryzykował to czy udałoby mi się to czego oczekujesz. Przykro mi, że to powiem, ale nie znam cię. Nie mam gwarancji, że po tym jak ci pomogę nie pójdziesz do mojego dziekana czy na policję, że poddawałem cię nielegalnym eksperymentom czy nieznanej ci terapii bez certyfikatu.
– Teraz już rozumiem twoją decyzję. Dziękuję za wytłumaczenie.
– Nie ma za co. Przepraszam na chwilę. – Oliver odebrał telefon. – Tak. Tak. Mhm… Masz rację. Będę za dwie, góra trzy godziny. Ech… Tak mamo. Nie ma sprawy, kupię. Byłem na rozmowie o pracę. Tak. Mhm. Udało się. Nie. Jestem zajęty. Nie. Nie teraz. – Przetarł całą dłonią czoło i pochylił się do przodu, by oprzeć się łokciem o lewą nogę. Podparł policzek na lewej ręce i patrząc na Thomasa skierował wzrok ku sufitowi. – Nie. Pogadamy później. Muszę kończyć. Pa. – Po usłyszeniu pożegnania, rozłączył się.
– Mamusia? – Thomas wyszczerzył zęby. Jednak nie była to drwina, a przyjazny uśmiech wyrażający dużą dozę sympatii.
– A jak myślisz. Muszę kupić jagody, bo zamierza robić dżemy. Gorzej, jak zapomnę. – Roześmiał się na wizję tortur w wykonaniu swojej rodzicielki.
– Zginiesz marnie?
– Oczywiście. Dlatego za chwilę będę się musiał zbierać. – Spojrzał ze skruchą na mężczyznę.
Nie siedział u niego za długo, ale też nie miał ochoty siedzieć u siebie w domu. Miał ochotę poczytać jakiś kryminał i nie zadręczać się myślami o sesji, przyszłej pracy, rodzinie, Thomasie, czy jeszcze kimś innym. Potrzebował chwili dla siebie. Bo za niedługo znów jej nie będzie miał.
– Szkoda. Ale przyjdziesz jutro?
Po zapewnieniu, że na pewno go odwiedzi, Oliver porozmawiał z nim jeszcze przez pół godziny i poszedł na autobus.


* Don Kichot z La Manchy – Miguel de Cervantes


** endorfina to hormon szczęścia. 

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 6

Rozdział 6

            Thomas nawet nie zarejestrował, kiedy odpłynął do krainy Morfeusza. Dodatkowym czynnikiem była choroba. Jego ciało nie zdążyło zregenerować się po wypadku. Sen leczy choroby. Można poddawać to twierdzenie wątpliwości, prawda jednak jest inna. Nie przeżywamy każdej minuty złego stanu zdrowia, nie denerwujemy przy tym rodziny, ciągle narzekając, nie irytujemy się na samych siebie. Dodatkowo pozwalamy ciału działać. Pacjent nie spodziewał się jednak, że gdy się obudzi, przy jego łóżku będzie siedział obcy, młody mężczyzna. Całkiem przystojny i do tego w jego typie.
            – Skądś cię znam. Ale nie wiem skąd – odezwał się schrypniętym głosem. Czy zawsze musiał tak mówić zaraz po obudzeniu? Zobaczył, jak przez ciało mężczyzny przebiega dreszcz. Oliver zadrżał. – Co tutaj robisz?
            – Przepraszam. Zamyśliłem się i przez to mnie trochę przestraszyłeś. Nazywam się Oliver. – Wyciągnął do niego rękę, która po krótkim wahaniu została uściśnięta.
            – Thomas. – Nie dał mu odpowiedzieć na zadane przez siebie pytanie.
            – Wiem. Powiedziałeś mi jak się nazywasz, gdy się ocknąłeś po wypadku. Nie wiem, czy to pamiętasz. – Nagle dotarło do niego, skąd go zna. Dobrze wiedzieć. Nie będzie z siebie robił większego debila niż jest.
– Czyli to ty mnie uratowałeś? – Nie no, wykazał się inteligencją. A przyrzekł sobie, że nie zachowa się jak idiota.
Nie zorientował się, że podniósł głos do czasu, aż zobaczył lekko skrzywioną minę Olivera. W tym samym czasie próbował też się podnieść.  Zrobił to jednak zbyt gwałtownie, dlatego wbił sobie gips w brzuch. Bolało. Cholernie bolało. Ponownie opadł na poduszki. Jęknął cicho i rozmasował bolące miejsce.
 – Przepraszam. Ciągle zapominam o tym cholerstwie. – Sięgnął po przycisk do podnoszenia oparcia. Jedyne praktyczne udogodnienie. Powinien był to zrobić od razu. Dopiero po tym wszystkim, mógł się na spokojnie przyjrzeć chłopakowi. Całkiem w jego typie. Trochę nieśmiały, ale uroczy. Szkoda tylko, że dużo młodszy. Powiedziałby, że chodzi do liceum.
            – Tak. Już o tym wspominałem – odpowiedział młodszy mężczyzna na zadane mu pytanie.
            Oli nie mógł powstrzymać uśmiechu. Rozczochrany i zaspany Thomas prezentował się naprawdę pociągająco. Do tego miał zachrypnięty głos. Marzenie każdego homoseksualnego faceta. Przystojny mężczyzna. W łóżku. Z seksownym głosem i dwudniowym zarostem na brodzie. Kuszący. To określenie obijało się echem w jego umyśle. I pewny siebie. Cacuszko.
            – Przepraszam. Jak jestem zaspany, to wolniej myślę. – Przynajmniej był szczery.
            Oliver widział, jak mężczyzna powstrzymuje ziewanie. Każdy z nas musi czasem dotlenić mózg. Przez ułamek sekundy mógł stwierdzić, że uzębienie Thomasa jest w normie. Tak przynajmniej mówiła jego nauczycielka, gdy przyłapała kogoś na nie zasłanianiu ust. Dopiero po chwili zobaczył, jak mężczyzna zasłania je dłonią i warunkowany zwykłymi, ludzkimi odruchami przymyka oczy.
On sam przymknął swoje powieki i potarł je środkowymi palcami. Po chwili jego dłonie zsunęły się na policzki i potarły je mocno, by nabrały rumieńców. Sam najchętniej poszedłby spać. Skóra go swędziała. Widział się dzisiaj w lustrze, zdawał sobie sprawę, że wyglądem przypomina zasuszone zombie. W myślach pojawiło mu się zdanie, które powtarzał jak mantrę: Miesiąc poświęcenia to bardzo mało. Ale było tak ciepło na dworze, człowiek chciał złapać trochę witaminy D. A nic z tego nie wychodziło, bo siedział w domu i poszerzał swoją wiedzę. Gdyby nie zdał, w perspektywie miałby kolejny miesiąc na poprawki. Jak to określała jego nastoletnia siostra - spinał poślady i się uczył. Gdy pierwszy raz usłyszał z jej ust określenie swojej sesji, prawie się udławił. Zapomniała go uprzedzić o zagrożeniu życia i zdrowia. Od tamtej chwili, gdy go o czymś informowała, nigdy niczego nie spożywał. Wolał nie ryzykować.
– Nie ma problemu. Każdemu się zdarza. Ja też codziennie rano ledwo kontaktuję. – Uśmiech mężczyzny wyrażał wdzięczność. Nie wiadomo, z jakiego powodu, był dość miły.
            – Czy… Czy wiesz, jak się nazywam? Jak mam na nazwisko. Może nie powinienem pytać, ale… – W tym momencie Oliver dziękował Kate za wszystkie informacje. Gdyby tego nie wiedział, czułby się niezręcznie. Tak samo jak Thomas.
            Po mężczyźnie widać było, że nie odnalazł się jeszcze w nowej i trudnej dla niego sytuacji. Czytanie z niego jak z książki, nie sprawiało mu przyjemności. Na jego twarzy gościły niepewność i zwątpienie. Chociaż jego mimika była wręcz klasyczna. Po krótkim obcowaniu z nim w jednym pomieszczeniu zauważył, że posiada on bardzo plastyczną twarz. Doskonale oddającą emocje. Gdyby tylko umiał rysować… Posłużyłby mu za głównego modela. Ale matka natura poskąpiła Oliverowi takich zdolności, więc nie miało większego sensu rozmyślanie o tym.
            – Przykro mi. Podałeś mi tylko swoje imię. Nie jestem w stanie ci w tej kwestii pomóc. – Nie przypuszczał wcześniej, że będzie to miało miejsce. Rzeczywiście było mu przykro. Chciałby mu pomóc, ale nie potrafił. Nie miał takich możliwości. Nie w tej chwili. Później spróbuje znaleźć jego rodzinę przez strony internetowe do tego służące. Miał nadzieję, że mu się to uda.
            – Nie ma sprawy. Powiesz mi, jak to wyglądało z twojej perspektywy? – Widząc postawę mężczyzny, mógł podejrzewać, że był zniechęcony i zmarnowany.
            On sam wolał sobie nie wyobrażać jak to jest, gdy się nic nie pamięta. Na samą myśl nim trzęsło. Utracenie wspomnień było doświadczeniem traumatycznym. Gdyby tyczyło się to jednego dnia, najwyżej tygodnia - można by to uznać za akceptowalne. Tak sądził. Chociaż w ciągu jednego dnia mogą nastąpić duże zmiany w życiu. A zapomnienie pół roku... Nie chciał sobie tego wyobrażać, a co dopiero czuć.
Nie wiadomo, czemu właśnie teraz, naszło go wspomnienie momentu wyboru zawodu. Długo wtedy myślał nad tym, co powinien zrobić. Zastanawiał się, czy podejmuje dobrą decyzję? Myślał nad plusami i minusami swojej decyzji. Lilly jednak zadała mu najważniejsze pytanie. Czy poradzi sobie emocjonalnie, jeżeli któryś z jego przyszłych klientów popełni samobójstwo? Nie wiedział tego i przyznał to otwarcie. Mógł tylko przypuszczać, że da sobie radę. Pomimo wątpliwości, podjął taką, a nie inną decyzję. Zaryzykował. Nie wiedział, czy mu się to opłaci. Stwierdził jednak, że skoro zdecydował tak, a nie inaczej, będzie się tego trzymał. Reguła konsekwencji*. Gdyby chciał zrezygnować, łatwiej byłoby mu to zrobić po pierwszej sesji. Aktualnie nawet sobie tego nie wyobrażał. Zaangażował się emocjonalnie w studiowanie. „Wkręcił się” w zawód, który chciał wykonywać. Gdyby zrezygnował na początku kolejnego etapu edukacji, byłoby mu łatwiej psychicznie, nie musiałby żałować decyzji. Aktualnie, byłoby mu szkoda rozstać się ze wszystkimi znajomymi, z samą placówką. Do końca życia uważałby, że nie ukończył czegoś ważnego. Nie zorientował się, że opowiadał mężczyźnie, jak to wyglądało, a myślami krążył zupełnie w innym kierunku.
– Dziękuję. Czemu dopiero teraz mnie odwiedziłeś? – Nie mógł ukryć lekkiego grymasu na twarzy. Nie spodziewał się tego pytania, ale z drugiej strony działało to na jego korzyść. Będzie autentyczny, odpowiedź nie będzie wyćwiczona, co czasem jednak mu się zdarzało.
 – Jestem w trakcie sesji. Niedługo po twoim wypadku miałem najtrudniejszy egzamin. Gdybym go nie zdał, nie miałbym możliwości, żeby podejść do seminarium dyplomowanego. Musiałem się wszystkiego nauczyć i to był główny powód mojej nieobecności.
 Miał to szczęście, że zaliczał wszystkie egzaminy w pierwszym terminie. Nie musiał dodatkowo płacić za poprawki. Nie byłoby go na to stać. W tej chwili sześć miesięcy wyciętych z życiorysu było tego warte.
– A ty jak się czujesz? Co ci się dokładnie stało? – Lilly przeszkoliła go z tego, co może mówić, a czego nie powinien. Nie mógł się zdradzić, że wiedział wcześniej o jego amnezji. Przyjaciółka mu zaufała. Wiedziała też, że o niczym nie wspomni, jeżeli nie będzie to wynikało z rozmowy. – Masz amnezję? – Pogrążył się. Nie ma co. Widział zdziwienie i zastanowienie na twarzy mężczyzny. Nie zapytał o nic, czego już by mu nie powiedział. A to dawało mu szerokie możliwości.

Informacja o tym, że mężczyzna studiuje, trochę Thomasa zaskoczyła. Po tym, jak wyglądał, nie powiedziałby, że ma tyle lat. Co najwyżej, że zdaje w tym roku maturę. Chociaż może jest na pierwszym roku? Zaraz potem zmarszczył brwi, słysząc zadane pytanie. Skąd on niby mógł to wiedzieć? Jakim cudem? Przecież sam o tym nie wspominał.
– Skąd wiesz, co mi dolega? – spytał.
Nie mógł ukryć tonu zarzutu w głosie. Może facet go prześladował? Sam go potrącił, a potem udzielił pomocy? W jego umyśle pojawiały się kolejne pytania, których nie mógł powstrzymać. Wiedział, że są idiotyczne. Za dużo słyszy się w telewizji, by nie wysunąć takich podejrzeń. Poza tym podejrzliwość nie raz uratowała mu tyłek. Nie wchodził w wątpliwe interesy. Czasem zdarzało się też, że biznes był doskonałym pomysłem, jednak człowiek mu nie pasował. Zbyt często miał w tym względzie rację.
– Sam zapytałeś, czy pamiętam, jak się nazywasz. Chcąc, nie chcąc połączyłem to z wiedzą ze studiów. – Widział, jak lekki uśmiech wpływa na usta młodego mężczyzny. W sumie miał rację. Sam się wkopał, nawet o tym nie wiedząc. – Wiesz jaki rodzaj konkretnie masz? – Uh. Na kogo on trafił. Psychopata? Socjopata? Może ktoś zlecił jego morderstwo? Gdzieś z tyłu głowy, rykoszetem pojawiła się ostatnia wypowiedź Olivera.
– Nie pamiętam nic pół roku do tyłu. – A może właśnie w tym okresie pojawił się ktoś, kto mu groził? Kurde! Tylko on potrafił się w coś takiego wpakować. Czuł się, coraz bardziej zdenerwowany. Nie znał tego człowieka, a on zadawał mu dziwne pytania. Nie powiedział, na jakim jest kierunku, co także powodowało jego wątpliwości. Kurwa! O co tu chodzi?
– Uh. To nie dobrze. Współczuję. – Wyraz jego twarzy był szczery. Nie od dzisiaj wiadomo, że właśnie tacy ludzie, budzący największą sympatię są zarazem seryjnymi mordercami. Oczywiście tylko ułamek z nich, a jednak. W Stanach Zjednoczonych na milion ludzi przypada jeden taki człowiek.**
– Wybacz, ale muszę ci zadać kilka pytań. – Zauważył lekką zmarszczkę biegnącą przez nos chłopaka.
Chyba często się marszczył, bo w tak młodym wieku była dość głęboka i widoczna. Czy był to objaw zdenerwowania, czy może zastanowienia? Krótka chwila niepewności, ale Oliver wzruszył ramionami dając mu wolny wybór. Widział, jak mężczyzna zmienia układ nóg z wyciągniętych przed siebie na ugięte w kolanach.
 – Czy masz prawo jazdy? – Uśmiech gościa powiedział mu wszystko. Wiedział, dlaczego go będzie pytał i nie ma z tym problemu.
– Nie, nie mam. Nigdy nawet się o nie nie starałem. Gdy kończyłem osiemnaście lat, mojej rodziny nie było stać na ufundowanie mi kursu. Sądzę też, że lepiej mieć prawko i samochód w jednym czasie. Mieć prawo jazdy, a nie posiadać samochodu, jakoś mnie to nie kręci. – Odetchnął lekko, widząc, że chłopak jest rozluźniony. Gdyby było inaczej, mógłby się spodziewać, że ten go okłamuje.
Nie raz widział taką postawę. Rozluźnienie twarzy, ale ciało napięte jak struna. Ojciec kazał mu się wyuczyć odczytywania języka ciała, by wiedzieć, jak w przyszłości rozporządzać firmą. Mając tę wiedzę o ludziach, mógł ocenić kilka rzeczy na podstawie samej ich postawy. Myślenie to było tak instynktowne, że nie zwrócił na nie uwagi. Gdyby to zrobił, być może byłby w stanie odzyskać jakąś część wspomnień.
– Skąd wiesz, że są różne rodzaje amnezji? Ja do tej pory nie miałem o tym pojęcia. – To była prawda. Słyszał o amnezji. Nie wiedział, że istnieją różne jej typy. Nigdy nie zagłębiał się w ten temat. W tym momencie tego żałował. Nie mógł jednak przypuszczać, że wiedza ta będzie mu potrzebna. Zauważył też, że mężczyzna spiął się delikatnie. Właśnie tym napięciem ramion go zaniepokoił. Miał coś do ukrycia?
– Studiuję psychologię. Jestem na specjalności klinicznej, a o amnezji wiem kilka rzeczy, bo chciałbym się kiedyś rozwijać w kierunku neuropsychologii. Nie jestem raczej typowym studentem, który wykuje tylko ten materiał, którego się wymaga do zaliczenia egzaminu. Staram się uczyć dla siebie. Im większą wiedzę posiądę, tym lepiej. Dlatego orientuję się w uszkodzeniach mózgu. Tylko trochę, ale jednak. Miałem to też na egzaminie w tym roku. – To by wiele tłumaczyło. Jednak intuicja podpowiedziała mu jeszcze jedną rzecz.
– Nie chcę cię obrazić. Wiesz, że wielu psycholi chodzi po świecie. – Lekko zmrużone oczy i uśmiech na twarzy chłopaka, powiedziały mu wszystko. Doskonale się domyślił, że właśnie za takiego go wziął. – Mógłbyś mi pokazać swoją legitymację? – Nie spodziewał się jednak, że chłopak zacznie się śmiać. Kurde. Co zrobił źle?
– Inwigilacja, co? Nie martw się, nie jestem jednym z seryjnych morderców. Inaczej nie czekałbym aż się obudzisz. Zresztą w szpitalu łatwo można kogoś uśmiercić, jeśli się tylko wie co i jak. – Mrugnięcie okiem i tajemniczy uśmiech na twarzy Olivera dał mu do myślenia.
Zaraz po poinformowaniu go o takiej możliwości, bez zwłoki schylił się do trzymanego pod krzesłem plecaka. Wyciągnął z niego portfel, by zaraz potem podać mu dokument. Spojrzał na jego zdjęcie, następnie kierując wzrok na jego dane osobowe, oficjalną pieczątkę uczelni. Gdy już to zrobił, spojrzał na pieczątki, uprawniające do zniżki studenckiej. Odetchnął z ulgą, widząc, że nadal są aktualne. Najświeższa była podbita do trzydziestego pierwszego października. Odetchnął i rozluźnił dotychczas spięte ramiona.
– Dziękuję. Wybacz, wyuczona ostrożność. Przypuszczam, że to dzięki mojemu ojcu, ale nie jestem pewien. –  Niewyraźny przebłysk jakiegoś wspomnienia pojawił się w jego głowie. Czując lekkie klepnięcie na dłoni, wiedział, że Oliver mu wybaczył. Pozwoliło mu to również wrócić do rzeczywistości. – Co miałeś na myśli mówiąc, że w szpitalu łatwo kogoś zabić?
– Był taki eksperyment. Niestety nie pamiętam gdzie i kto go przeprowadził, bo miałem to na pierwszym roku, jednak mogę ci go opowiedzieć, jeśli chcesz. – Pokiwał głową na znak, że jest tym zainteresowany. – Za zgodą jednego ze szpitali badacze dołożyli do gablotki z lekami dodatkowy specyfik. Wszystko było poprawne. Naklejka, dane na niej i tak dalej. Na etykiecie wydrukowano, że maksymalna dawka leku wynosi dziesięć miligramów. Badanie zostało przeprowadzone na dwudziestu dwóch albo dwudziestu czterech pielęgniarkach. Dokładnie ci tego nie powiem, bo nie pamiętam. W trakcie dyżuru każdej z nich dzwonił badacz, podawał się za doktora o dość powszechnym nazwisku, a następnie prosił, by pielęgniarka wstrzyknęła dawkę dwudziestu miligramów danemu pacjentowi, który swoją drogą był pomocnikiem eksperymentatora. Najgorsze w tym wszystkim było to, że pielęgniarki wiedziały, jaka jest dawka maksymalna leku, a mimo to podawały dwukrotnie większą, tak jak kazał im nieznany lekarz. – Jego mina musiała być dość zdziwiona, skoro dalsza wypowiedź Olivera była taka, a nie inna. – Nie bój się. Ja tego nie zamierzam robić. – Teraz miał pewność, że mężczyzna przed nim lubi się uśmiechać i od tego miał jeszcze słabo widoczne zmarszczki.  – Na wszystkie badane pielęgniarki, tylko jedna nie zrobiła tego, o co prosił ją obcy lekarz. Na pocieszenie powiem ci, że badanie może być nierzetelne. Nie z winy badacza, ale przyjmuje się, że minimum osób badanych to trzydzieści. Jeżeli  jest ich mniej, badanie samo w sobie może zawierać błąd. Grupa pielęgniarek jest dość specyficzna, w końcu nie każdy decyduje się, by służyć ludziom. Mogą mieć one cechy inne niż reszta kobiet w całej populacji. Uh. Wybacz. Chyba to zagmatwałem.
– Nie przepraszaj. To było ciekawe. A dzięki tobie już wiem, na co mam zwracać uwagę. – Uśmiechnął się do niego, dobrze mu się z nim rozmawiało, mimo tego, że ich znajomość była bardzo krótka. – Będę cały czas czujny. Chyba, że zasnę. Wtedy jest to mało realne. – Widział, jak mężczyzna pochyla się nad nim.
– Powiem ci w sekrecie, że pielęgniarki mają jakiś szósty zmysł i w większości wstrzykują lek w kroplówkę właśnie wtedy, gdy śpisz. – Złośliwy uśmiech wpłynął na usta Olivera. Wiedział, że się z niego naigrywał, ale dzięki temu nie było mu nudno. W końcu. Zauważył, jak nagle źrenice chłopaka rozszerzyły się. Dziwnie mu było ze świadomością, że zapałał do niego sympatią. Od tak, od razu. Praktycznie go nie znając. Rzadko kiedy lubił człowieka od razu, nie wnikając w to, czemu tak się zachowuje.
– Czy istnieje jakieś badanie dotyczące wypadków i sympatii do osób ratujących? – Chyba znalazł kolejne uszkodzenie mózgu. Nie zastanawianie się nad tym, co się mówi. Oliver roześmiał się głośno.
– Wybacz. Nie mogłem się powstrzymać. Na tę chwilę nie słyszałem nic o takich badaniach. Czytałem kiedyś o agresji drogowej i tego jak się ona objawia, ale to co innego. – Thomas zauważył, że chłopak jest pasjonatem swojej dziedziny. Posiadał wiedzę i używał jej w dość lekki sposób. – A czemu pytasz? Lubisz mnie? – Słyszał jego kpiący ton, ale nie zwracał na to większej uwagi.
– Może. – Wykrzywił ironicznie wargi. – Rzadko mi się to zdarza. – Sarkazm w jego głosie był doskonale słyszalny. Oliver był blisko jego twarzy. Bardzo blisko, a jemu to nie przeszkadzało. Wiedział, że kiedy indziej zachowałby się inaczej, ale teraz jakoś nie miał ochoty zwrócić mu uwagi, by się odsunął.
– Łatwo zauważyć. Jesteś dość oschły w kontaktach. – Uśmiechnął się kącikiem ust. Zyskał nowego, godnego przeciwnika w potyczkach słownych. Ciekawy charakterek, ostry. Nic, tylko schrupać takiego na śniadanie. – Co czytasz? – Podniósł się do normalnej pozycji siedzącej i odwrócił głowę w lewą stronę, patrząc na białą, emaliowaną szafkę.
Więcej w niej było czerni niż bieli. Farba odpadała od niej małymi płatami, a napisy wyryte przez nieznane mu osoby nie dodawały jej uroku. Zwykła, praktyczna rzecz, która powodowała wszechogarniającą niechęć do tego miejsca i obmyślanie planu ucieczki. W sali stały cztery łóżka. Trzy aktualnie puste. Idealnie zaścielone, jednak biała pościel była zszarzała, rurki tak jak i szafki obdrapane, z ubytkami farby. Na pościeli, a właściwie ubranym kocu, leżał dodatkowy pled w kratę, którym można się było przykryć na noc. W sali śmierdziało specyfikami do czyszczenia pomieszczeń. Charakterystyczny zapach, o którym każdy chce jak najszybciej zapomnieć. Obok każdego posłania po lewej stronie znajdował się mały kontenerek z jedną szufladą wyciąganą poprzez wysunięcie i jedną otwieraną na oścież, podzieloną na pół, by można było w niej zmieścić inne, większe rzeczy.
– Kryminały. Jedna z pielęgniarek dba o mnie szczególnie. – Widząc na sobie wzrok mężczyzny, wzruszył ramionami. – Nie pytaj mnie, dlaczego. Nie prosiłem jej o to, nie dawałem żadnych pseudo znaków. – Skrzywił się na samą myśl o tym. Przypomniała mu się rozmowa z jakąś kobietą, najprawdopodobniej w jego wieku, o tym, co one są w stanie zobaczyć, a czego mężczyźni w rzeczywistości nie robią. – Larsson***. Znasz?
– Głupio się pytasz. Chyba każdy, kto interesuje się książkami, słyszał jego nazwisko. Znam, a nawet czytałem. Na którym tomie jesteś? – Nie trudno było wywnioskować, że mężczyzna jest oczytany. A jak widać zna też nowości i to, co „wszyscy czytają”.
– Dopiero na pierwszym. Ale daj mi tydzień i będę ci mógł opowiedzieć, co i jak. A ty, przeczytałeś już wszystkie?
– Tak. Fakt, faktem zrobiłem to długo po premierze, a przekonało mnie tylko to, że dostałem je w prezencie. I przyznam się szczerze, wciągnęły mnie jak cholera.
– Mnie też. Przynajmniej początek, bo jestem dopiero na setnej stronie, albo coś koło tego. – Widział rozbawione spojrzenie, którym został obdarowany. Bratnia dusza, czy co? Oliver mu się podobał. Tylko nie był pewny, czy jest on gejem.
– Czyli długa droga przed tobą. – Od słowa do słowa, tematy zaczęły im się kleić, a rozmowa poszła wyjątkowo płynnie, co nieczęsto się zdarza przy pierwszym spotkaniu.
Właśnie w ten sposób, Oliver zamiast się uczyć i spędzić u Thomasa najwyżej godzinę, siedział u niego prawie trzy, rozmawiając i śmiejąc się bez żadnego skrępowania. Umówili się, że spotkają się za trzy dni, gdy mężczyzna będzie miał za sobą kolejny, tym razem ostatni egzamin.

***

            Po przyjściu do domu sam nie wierzył, ile czasu zmarnował. Może nie dosłownie, bo pewną wiedzę z psychopatologii już posiadał, a dzień spędził naprawdę miło, jednak… Nie wiedział, ile mógł się nauczyć. Nie patrząc nawet na zegarek, wrzucił zamrożoną rybę do piekarnika, by ją trochę rozmiękczyć. Gdy uzyskał pożądany efekt, a gruba warstwa lodu stopniała, przyprawił ją lekko ziołami i zawijając w sreberko wrzucił ponownie do piekarnika. Z powodu braku garnka do smażenia frytek, czy też samej frytkownicy, wrzucił także przymrożone, gotowe, pokarbowane ziemniaki na małą brytfankę. Gdy już umieścił je tam, gdzie rybny posiłek, postanowił w końcu wziąć się za naukę.
Po wielu sprzeczkach z rodzicielką pozwolił jej zaopatrzyć kuchnię w najpotrzebniejsze - jej zdaniem - rzeczy. Chcąc, nie chcąc, wymusiła na nim przyspieszony kurs gotowania, gdyby nie miał czasu ani ochoty zjeść obiadu u nich. Dzięki temu nauczył się robić dość szybkie dania, bez dużych nakładów finansowych i czasowych. Zresztą wiedział, że lepiej mu będzie się uczyć z pełnym żołądkiem, niż gdyby miał być głodny i instynktownie myśleć ciągle o jedzeniu. Gdy czekał na rozmrożenie posiłku bogatego we wszystkie zdrowe - i te niekonieczne - związki chemiczne, zrobił sobie gorącą herbatę, którą teraz spokojnie mógł wypić bez poparzenia sobie języka.
Wiedział, że jest gorąco, na asfalcie można by ugotować posiłek od samej temperatury, on jednak okna miał od strony wschodniej, przez co popołudniami, tak jak teraz, miał chłodniej. Dodatkowym atutem było to, że na jego okna padał cień stojącego nieopodal budynku. Prawdopodobnie dlatego tak bardzo lubił to mieszkanie. Mimo wszystko, stworzył swoje własne, przytulne gniazdko. W zimie miał tu ciepło, a w lecie przyjemny chłód. O czym więcej marzyć? Nie potrzebował niczego innego do szczęścia. Oczywiście nie zapominając o kawie.
 Nie minęło pół godziny od jego przyjścia do domu, gdy usłyszał, jak na blacie kuchennym wibruje komórka. Zerkając na wyświetlacz, z góry wiedział, kto dzwoni - Lilly. Nie zamierzał odbierać. Chciał spokojnie zjeść i zabrać się za to, czego do tej pory nie zrobił. Mimo wszystko, po pięciu minutach sumienie mu się odezwało i napisał przyjaciółce wiadomość, że porozmawiają jutro. W pewnym sensie zrobił to także dla swojego własnego bezpieczeństwa. Gdyby nie to, dziewczyna byłaby w stanie wpaść do niego za pół godziny i wypytywać o wszystko. Dzięki temu małemu, prawie nic nieznaczącemu zabiegowi, wiedział, że w dniu dzisiejszym - w końcu - ma chwilę dla siebie! Cudowne uczucie. Nie być nękanym przez pokręconą kobietę. Po godzinie od wstawienia pokarmu do piekarnika, jadł smaczny obiad, a zarazem poszerzał swój zakres wiedzy. Patrząc z niechęcią na notatki, powtórzył swoje zaklęcie.

Jeszcze tylko trzy dni. Trzy dni i skończę to cholerstwo. Tak niewiele czasu i będę miał święty spokój. Jeszcze tylko trochę. Trzy dni wysiłku i będę miał labę. Nie będę nic musiał. Spokój. To słowo brzmi cudownie. Trzy dni! Trzy, cholernie, ciężkie dni. Ale ja dam radę. Kto, jak nie ja? Muszę dać radę! I dam. Cholera…

Słowa jak pradawna magia, paradoksalnie dodające, a zarazem odejmujące nadzieję. Chyba powinien zająć się tworzeniem oksymoronów. Przynajmniej to mu w życiu wychodziło.

***

            Następnego dnia Oliver doszedł do wniosku, że może zostać wróżącym twórcą oksymoronów. Lilly przyszła do niego na codzienną kawę i od progu zaczęła zadawać mu pytania, a właściwie prowadzić przesłuchanie. Przez jakiś czas się wymigiwał, słuchając o tym, jak przyjaciółce minął dzień z Kathleen. Przyznawał się - wpuszczał wiadomości jednym uchem, a wypuszczał drugim. Jedna informacja go zdenerwowała. Ruda bez konsultacji z nim, umówiła ich trójkę do kawiarni praktycznie zaraz po jego ostatnim egzaminie. Nie zaprzątała sobie głowy tym, czy ma inne plany. Wiedział, że nie spodziewała się, iż spotka się ponownie z Thomasem. Miał to w planach i nie zamierzał ich zmieniać dla widzimisię przyjaciółki. Mężczyzna zostanie najprawdopodobniej w szpitalu przez kolejny miesiąc, ze względu na liczne obrażenia ciała. Brak dokumentów tożsamości i jakiejkolwiek osoby, która by go szukała tylko utrudniał sprawę. Informacja pojawiła się już w lokalnych gazetach, jeżeli w ciągu miesiąca nikt się nie odezwie, spróbują to nadać na cały kraj.
            Oli podświadomie podjął już decyzję. Gdyby Thomas rzeczywiście nie miał się gdzie zatrzymać, zamierzał go przygarnąć do siebie. Nikomu nie życzył spania na ulicy. Oprócz tego myślał, jak pomóc mężczyźnie. Sam fakt, że nikt go nie szukał był dość zastanawiający. Po metkach na ubraniach, bez trudu można było stwierdzić, że nie należy on do uboższej warstwy społecznej. Przynajmniej taką informację przekazała im Kathleen.
            Wrócił szybko myślami do głównego problemu. Nie chciał na razie odmawiać przyjaciółce spotkania, jednak robił to dla własnego bezpieczeństwa i zachowania zdrowia psychicznego. Inaczej zareaguje, jak poinformuje ją o tym w dniu wyjścia, czy też dzień wcześniej, a zupełnie innej reakcji mógłby się spodziewać właśnie teraz. Mając do wyboru popołudnie z dwoma zwariowanymi kobietami, a z Thomasem… Wybór, jak dla niego, był oczywisty.
            Lilly, wbrew jego oczekiwaniom, opowiedziała swoją historię bardzo szybko, zapewne pomijając wiele ważnych informacji i szczegółów tylko po to, by usłyszeć, co on ma jej do powiedzenia. Podczas opowieści dziewczyny prawie w ogóle nie reagował na jej słowa. Kobieta nie powstrzymywała się jednak przed prychaniem pod nosem i komentarzami, co ona o tym sądzi. Lata praktyki nauczyły go cierpliwości i nie reagowania na jej docinki. A jeśli już to robił, to w ten sam ironiczny i złośliwy sposób. Na tę chwilę wcale nie miał na to ochoty. Zresztą zastosował jej technikę i wszystko skrócił do minimum. Nie przekazał jej najciekawszych wiadomości. W tym tego, że jest zadowolony ze spotkania z Thomasem i że jest jej wdzięczny za wyciągnięcie go z domu. Nie będzie jej dawał satysfakcji. A informacja o kolejnym spotkaniu… To w ogóle nie było ważne. Przynajmniej nie na tę chwilę.

* Reguła konsekwencji (i zaangażowania) – oparta została na systemie wartości i tym, że konsekwencja jest cechą pozytywną. Konsekwencja chroni nas przed wysiłkiem jakim jest myślenie, ponieważ nie analizujemy po raz kolejny raz podjętej decyzji, gdyż możemy dojść do wniosków, których nie chcemy znać. Czynnikiem, który wspomaga konsekwencję jest zaangażowanie. Im bardziej jesteśmy zaangażowani, tym mniejsze szanse na „odpuszczenie” raz podjętego działania.
Więcej informacji można znaleźć w książce pt.”Wywieranie wpływu na ludzi” – Robert B. Cialdini
** Niestety nie jestem w stanie podać dokładniejszych informacji czy źródeł. Wiedza ta została mi przekazana na zajęciach z psychologii osobowości w zeszłym semestrze.
*** Stieg Larsson twórca trylogii:
  1. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
  2. Dziewczyna, która igrała z ogniem
  3. Zamek z piasku, który runął