niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 26

Rozdział 26
            Thomas nie przypuszczał, że powrót do pracy okaże się tak ciężki. Fakt, cieszyło go to co robił, architektura nie była tylko wyborem, ale i pasją. Od zawsze zdawał sobie sprawę, że bez tej magicznej iskierki nie ma sensu pchać się w jakiś zawód. Jak można być chociażby mechanikiem, nie mając smykałki, nie czując tego w sercu? Często można było spotkać osoby, które wykształciły się w jakiejś dziedzinie życia, tylko dlatego, że ojciec tudzież matka mieli dobrze prosperującą firmę, którą potomek powinien przejąć?Zadziwiało go także wysyłanie dziecka na studia, które wybrali mu rodzice. Nie do końca rozumiał ten mechanizm. Wszystko dobrze, jeżeli ten młody człowiek sam tego chciał, ale w momencie kiedy marzy mu się coś innego? Tego nie potrafił pojąć.
            Spotkania z klientami w jego firmie zawsze wyglądały tak samo. Między klientami miał dziesięć minut przerwy i pół godziny po pierwszej popołudniu by móc zamówić coś do jedzenia. Chyba, że miał zaplanowany biznes lunch. Nienawidził ich, zawsze były w jakimś stopniu krepujące, a każdy udawał, że wszystko mu pasuje.Każdego,bez wyjątku, zainteresowanego kupca projektu odprowadzali do wyjścia, żegnając się przy drzwiach. Widzieli to zadowolenie z profesjonalnej obsługi. Jeśli mieli opóźnienia dysponowali wygodnymi fotelami i filiżanką kawy czy herbaty. Jeśli klient nie miał na nie ochoty to napojami chłodzącymi. Pierwszy raz złamali te zasady.
            Thomas umówił się ze swoją asystentką, że za każdym razem jak będzie potrzebował, by odprowadziła klienta będzie do niej dzwonił na komórkę by wiedziała, że to on. Nie musiała odbierać, ważne było, by przyszła, wspólnie podziękowali przedsiębiorcy i go pożegnali, po czym ona go odprowadzała. Niepotrzebne zamieszanie. Na ta chwilę nie mógł także ubrać garnituru, więc początkowo klienci przeżywali szok widząc go w marynarce, białej koszuli z krawatem i spodniach dresowych. Ich miny można było nazwać bezcennymi, ale spokojnie tłumaczył, że założono mu gips i za tydzień będzie już normalnie funkcjonował. Powód tłumaczenia był prosty, mogliby uznać, że nie posiada dla nich szacunku, a nie o to przecież chodziło.W końcu mógł sobie pozwolić na chwilę przerwy.
            – Szefie? Masz chwilę? – Liz wsadziła głowę do jego gabinetu. Marzenia o chwili relaksu poszły z dymem. – Przyniosłam obiad. – Pokazała na białe, styropianowe opakowanie trzymane w drugiej dłoni. Nawet go nie zauważył.
            – Dzięki. Zapomniałem coś zamówić. Jak zwykle pamiętasz o wszystkim. Tyle, co zwykle czy coś podrożało? – Uświadomił sobie, że odzyskiwanie tak banalnych wspomnień jak cena zestawu obiadowego nie wywołuje silnego bólu głowy.
            – To nieważne. Nie dzisiaj. – Uniósł brwi do góry, robiąc zdziwioną minę.
            – Coś się stało, że stawiasz mi obiad? – Uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że dziewczyna nie może być w nim zakochana, bo ma narzeczonego, o którym potrafiła mówić godzinami. Usiadła na wskazanym przez niego miejscu, odstawiając posiłek na blat biurka.
            – W sumie… Szef chyba mnie wywali za to, co zrobiłam. – Zmarszczyła zmartwiona brwi i starała się nie bawić rękami, co jej nie wychodziło. Siedziała napięta jak struna i nie patrzyła na niego, a zarazem miała zaciętą minę.
            – Nie wiem, co zrobiłaś, więc nie mogę tego stwierdzić. – Chociaż, co takiego mogła zrobić? Jakoś tego nie wiedział.
            – Pamięta szef, jak ogłosili cztery konkursy na dość duże przedsięwzięcia w naszym mieście i tym miasteczku niedaleko? – Kiwnął głową, chociaż nadal nie wiedział, o co może jej chodzić. – Wszystko było gotowe, jednak… Szef nie był zadowolony ze swoich projektów i kazał mi je wyrzucić, spalić, bądź wsadzić do niszczarki. – Coś zaczęło mu świtać w głowie, a kobieta zrumieniła się intensywnie.
            – Pamiętam to. Projekty nie były do końca takie, jak je widziałem, a nie miałem czasu wprowadzić poprawek, bo kończyliśmy jedno duże zlecenie. Co w związku z tym?
            – Dlatego, szefie, możesz mnie wywalić. – Spojrzała na niego krótko. – Przyznaję się, że wysłałam te projekty z zaznaczeniem, że mogą wystąpić lekkie modyfikacje uwzględniające pewne aspekty środowiska, estetykę i tak dalej.
            – To jeszcze nie powód do zwolnienia, chociaż mógłbym ci wystawić naganę. Czemu to zrobiłaś? – Patrzył na nią intensywnie. – Spójrz na mnie i to powiedz, nie rozmawiasz ze swoimi kolanami. – Kobieta uniosła głowę i spojrzała mu odważnie w oczy.
            – Te projekty były rewelacyjne. Wpasowywały się perfekcyjnie w kompozycję całej przestrzeni miejskiej, a jednak były inne niż można na co dzień spotkać. – Coś mu w tym wszystkim nie grało. Coś ukrywała.
            – Dziękuję. Nie przejmuj się tym, chociaż nie chcę, byś ponownie tak postępowała. – Kiwnęła głową.
            – Szefie, jest jednak pewien problem. – Tak jak przypuszczał. Nie odzywał się jednak. Mogli go oskarżyć o plagiat, stwierdzić, że to chłam i postarać się zniszczyć jego pozycję. Nie zamierzał jej pomagać, gdy zawiniła.
            – Wygraliśmy trzy przetargi. – Podała mu dokumenty z podkładki, którą zawsze miała pod ręką, a na którą nikt już nie zwracał uwagi.
            – Że co? – Był zaskoczony. To oznacza duży nakład pracy, ale też przypływ gotówki.
            – Przepraszam. Nie wiedziałam, że tak dobrze się to skończy, a potem szef zniknął i o tym zapomniałam. Czy mam pakować swoje dokumenty?
            – Liz, czyś ty zidiociała? Dziewczyno zapewniłaś nam pracę na najbliższy rok minimum, a ty się pytasz czy masz się zbierać? Ktoś będzie musiał mi pomóc to ogarnąć! Dzwonię po Marcusa. – Roześmiał się zadowolony. – Skonsultuję z nim też ewentualnie twoją podwyżkę. – Puścił jej oko i wykonał telefon, przy okazji otwierając opakowanie z ciepłym posiłkiem.

***

            Oliver zorientował się, że pół dnia pracy minęło mu na autopilocie. Dosłownie. Uśmiechał się, pytał klientów, czego sobie życzą, robił kawę, a zarazem nie był do końca tego świadom. Doprawdy dziwne wrażenie. Gdyby nie to, że Jull zaleciła mu przerwę i zjedzenie kanapek, pewnie mógłby tak funkcjonować cały dzień. Starał się tego nie okazywać, ale jednak podświadomie dręczyła go sprawa Thomasa. Nie czuł się pewnie w ich relacji, cały czas uważał, że może zostać zastąpiony przez nieznaną mu kobietę. Przecież nikt od tak nie udaje narzeczonego i to jeszcze za zgodą drugiego faceta. Cholera. Ta sytuacja miała drugie dno, którego on nie znał. I nie wiedział czy zamierza je poznać. Sam siebie oszukiwał. Potrafił być taki przewidywalny. Zastanawiał się, kiedy mógłby się spotkać na spokojnie z Charlottą, by ta mu wszystko wytłumaczyła. Bez Thomasa obecnego u jego boku, a właściwie przy ich boku. To był klucz tej sytuacji. Musiał się spotkać z nią sam na sam, by poznać całą prawdę. Zdawał sobie sprawę, że kobieta może przed nim wiele rzeczy zataić. Po co mu mówić o czymś, co może go zatrzymać przy Tomie? Być może będzie chciała się go pozbyć, by utorować sobie drogę do mężczyzny swego życia. Potarmosił swoje włosy. A co, jeśli dziecko w rzeczywistości jest Thomasa? Nie miał gwarancji, że gdy on był całymi dniami w pracy, facet nie miał jakiś spotkań, o których nie powinien wiedzieć.
            Jego szczęście było pozorne i to go denerwowało. Ba, wkurwiało. Nie lubił takich zagmatwanych sytuacji w swoim życiu, mieszało wszystko niepotrzebnie. Chciałby, żeby wszystko się już ułożyło. Nie musiałby się martwić opinią rodziców Thomasa, jego teoretyczną narzeczoną, która w praktyce nią nie jest. Dzieckiem rozwijającym się w jej łonie, a także tym, że ma ona innego faceta. Kiedy jego życie stało się telenowelą brazylijską, gdzie każdy był z każdym? Nie rozumiał tej sytuacji, była wielopoziomowa i czas, który miał do tej pory był za krótki by to wszystko zrozumieć. Może jednak powinien spotkać się z tą kobietą?
            – Oli, pomożesz mi? – Jull wsunęła głowę do małego kantorka. – Jest dość duży ruch. Jak coś to potem dobierzesz sobie te dziesięć minut.
            – Nie ma problemu. – Uśmiechnął się do kobiety. – Daj mi tylko umyć ręce i będę gotów. – Kiwnęła głową i wróciła za bar. Nie minęła minuta, a on stał przy niej i pomagał serwować pysznie pachnącą kawę. Co powinien zrobić? Jak skontaktować się z Charlottą tak, by Thomas tego na razie nie wiedział?

***
           
            Lilly patrzyła na siedzącego przed nią mężczyznę. Zapamiętał, gdzie podwoził ją na rozmowę o pracę, a teraz zaprosił na obiad zaraz po niej. Zgodziła się. Nie chciało jej się gotować, Oliver siedział w pracy, tak samo Thomas. Nie miała ochoty przebywać sama, chociaż to nie ta sytuacja powinna być motywacją do spotkania z nim. Fakt, oczarował ją. Był przystojnym mężczyzną, szarmanckim i jak widać romantycznym, ale ona nie chciała dać się nabrać na te pozy. Miała w planach go jakoś przetestować, chociaż nie było to może do końca fair. Życie ją tego nauczyło, a właściwie były. Zanim komuś zaufa minie zapewne wiele czasu, ale postanowiła zrobić ten pierwszy krok. Może akurat nic nie straci. Jeśli Filip zacznie coś podejrzewać, wyjaśni mu całą sytuację, ale nie wcześniej.
            – Nad czym myślisz? – Jej mózg zarejestrował wypowiedź mężczyzny. Co powinna odpowiedzieć?
            – Pewne rzeczy nie dają mi spokoju. Muszę wypytać w pracy jak zrobić jedną rzecz, żeby tego nie zepsuć. Przepraszam. Nie powinno mi to teraz zaprzątać głowy – skłamała.
            – Nie przejmuj się. Często tak mam, dlatego rzadko się z kimś spotykam. Znajomi nie lubią, gdy mówię przede wszystkim o pracy. No, ale czego mam się spodziewać po osobach, które mają rodziny i żyją przede wszystkim dla dzieci? Wspólne tematy niestety się kończą.
            – Priorytety się zmieniają, dlatego wiele znajomości się kończy. – Uśmiechnęła się lekko, rozumiejąc tok jego myślenia. – Najgorsze jest to, gdy większość twoich znajomych się zaręcza, pobiera, rodzą się im dzieci, a ty jesteś samotny.
            – Nikt tego nie rozumie i każdy chce cię swatać. – Roześmiali się oboje. – A ogólnie jak tam w pracy? Radzisz sobie?
            – Oczywiście. Nie mówię, że jest łatwo, ale uczę się dość szybko.  Nie jest źle. A ty jak radzisz sobie pod kierownictwem szefa? Jaki on jest?
            – Zastanawia cię to ze względu na Thomasa czy Olivera? – Przejrzał ją i dobrze o tym wiedziała.
            – Znasz przecież odpowiedź. – Uśmiechnęła się lekko. – Dla mnie najważniejszy jest przyjaciel. Szanuję Thomasa, lubię go, jednakże to Oliver jest dla mnie najważniejszy.
            – Nie dziwię ci się. Toma znasz krótko, jest sympatyczny, uczynny, ale nie ufasz mu, prawda?
            – Tak łatwo mnie przejrzeć? Przede wszystkim dbam o Olivera. Dziwisz się? Boję się, że Thomas go zrani. Instynktownie.
            – Teoretycznie o szefie nie powinniśmy się źle wypowiadać, ale…
            – Pofolguj sobie. – Zaśmiała się, widząc jego złośliwy uśmiech. Widać, że miał do tego zdrowe podejście.
            – Jest największym sukinsynem, jakiego znam. Chociaż to może złe określenie z ust faceta. Powiedzmy, że ludzie u niego pracujący muszą mieć nerwy ze stali i nie dać się stłamsić. Nikogo nie szanuje, uważa się za najlepszego z najlepszych, więc ma wygórowane ego.
            – Czyli nie jest wesoło. A ty jak to wytrzymujesz, będąc jego prawą ręką? I jak się nią stałeś? – Wolała to wiedzieć zawczasu. Nienawidziła donosicielstwa.
            – Udało mi się załatwić dość duży kontrakt, poza tym, jako jeden z nielicznych nie mam rodziny, więc jestem dostępny cały czas. Nie raz zdarzało się, że szef dzwonił po dwudziestej trzeciej, że coś jest do zrobienia na ósmą. Chyba zawsze udawało mi się zdążyć z terminem, chociaż potem ledwo funkcjonowałem w pracy. Nie lubię, gdy ktoś idzie do celu po trupach. Chciał, żebym donosił, ale nie zgodziłem się. W tej kwestii mam jasko określone poglądy. Najwyraźniej spasowało mu, że się postawiłem, ponieważ miałem jednego poważnego konkurenta. O czym wtedy nawet nie wiedziałem.
            – Jak to? – Przestała jeść stek i popiła wodą. Nie będzie udawać, że jada tylko zieleninę w wersji dla ptaszka. Widziała zdziwienie na twarzy kelnera, gdy składała zamówienie. Cholera, czy w tych czasach człowiek już nawet nie może normalnie zjeść?
            –Rozgrywał konkurs na asystenta bez naszej wiedzy. Chciał mieć kogoś sprawdzonego, kto nie zrobi tego na pokaz, a potem się będzie obijał. Tamten facet chciał donosić, był jak podnóżek, a mimo wszystko facet tego nie lubił. – Lilly roześmiała się.
            – Nie ma co. Dobra strategia wyboru pracownika. Jeżeli byś się ze wszystkim zgadzał, moglibyście kiedyś zawalić jakiś projekt. Widziałbyś błędy, ale nie miał odwagi ich zgłosić.
            – O to też mu chodziło. A teraz koniec o mnie. Powiedz mi, czym ty się interesujesz poza pracą? – Czuła się przy nim wyjątkowo dobrze i lekko. Na razie nic więcej nie było jej potrzebne do szczęścia.

***
            Charlotta siedziała zamyślona na sofie. Dostała sms od Thomasa, w której był numer telefonu. Wiedziała do kogo, jednakże nie była pewna, jak Oliver zareaguje na to, jak zadzwoni. Pogłaskała delikatnie swój brzuch. Był jeszcze płaski, ale była szczęśliwa, że urodzi dziecko swojego przyszłego męża. To nie tak, że nie mieli tego wcześniej w planach i sytuacja to na niej wymogła.
            Nienawidziła gry pozorów, ale z czasem nauczyła się, że są one potrzebne. Z Thomasem zawsze uważani byli za dziwne narzeczeństwo, nieokazujące sobie zbytniej czułości. Wszyscy widzieli, że zachowywali się jak przyjaciele, a nie para, dlatego też wróżyli im długą, wspólną przyszłość. Problem w tym, że choćby chciała, nie potrafiła go pokochać. Od dawna wiedziała, że jest gejem, a przez to był dla niej poza kategorią miłości.
            Wiedziała, że był jej oddany, dlatego też wykorzystała jego słabostkę. Oboje stali się dla siebie przykrywką. On mógł się do woli spotykać z facetami, ona zresztą też. Ironia losu. Jej rodzice nie zaakceptowali zerwania z Thomasem i jej prawdziwego chłopaka. Po trzech latach związku, oświadczył się jej, a ona chcąc nosić pierścionek, musiała prosić przyjaciela o to, by zrobił to samo.
            Erik tylko zaciskał zęby na to wszystko. Wiedział, że już jest jego, ale musiał ufać obcemu mężczyźnie czy ich nie wyda. Z czasem się zaprzyjaźnili, rywalizacja i zazdrość jej bezpiecznej przystani, zmieniła się w sympatię do jej najlepszego przyjaciela. Eri, zdał sobie sprawę z tego, że Thomas chce dla nich jak najlepiej i nie działa na ich szkodę.
            Ponownie sięgnęła po komórkę leżącą na jej kolanach i wpisała numer do listy kontaktów. Następnie napisała wiadomość.
Hej. Z tej strony Charlotta, przyjaciółka Thomasa. Wiem, że możesz nie mieć na to ochoty, ale może spotkasz się ze mną? Tom dał mi twój numer, bo wiedział, że najlepiej będzie, jeśli porozmawiamy tylko we dwoje. Czekam na odpowiedź. Jeśli się zdecydujesz, napisz gdzie i kiedy, a będę tam.
            Wbrew pozorom nie czekała długo na odpowiedź. Miała dwie i pół godziny na wyszykowanie się. Potwierdziła chłopakowi, że będzie na miejscu i sięgnęła po zaczętą filiżankę herbaty. Miała świadomość, że to spotkanie nie znajdzie się na liście najłatwiejszych. Zastanawiała się, jak powinna wytłumaczyć Oliverowi całą sytuację, nie wdając się w niepotrzebne szczegóły. Chyba, że będzie o nie prosił.
Spotykam się z nim dzisiaj. Czy mogę powiedzieć wszystko?
Nie musiała nic więcej dodawać. Thomas na pewno będzie wiedział, o co chodzi. Jego odpowiedź była doprawdy krótka. Tak. Popisał się.

***

            Po otrzymaniu wiadomości od narzeczonej jego faceta, nie zastanawiał się nad odpowiedzią. Im wcześniej będzie to miał za sobą, tym lepiej. Miał dość tej cholernej niepewności. Nerwów wyniszczających jego ciało i duszę. Nie ufał Thomasowi i dopóki nie wyjaśni tego wszystkiego, nic innego nie będzie miało miejsca. Zgodził się na nocleg, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę ze skutków niepłacenia za mieszkanie i media. Cholera jasna! Tak bardzo chciał wierzyć, że wszystko będzie w porządku. Miał dziesięć minut do zakończenia pracy i piętnaście do przyjścia Charlotty. Zaproponował kawiarnię w której pracował, bo łatwiej przyjdzie mu opanowanie emocji przed znajomymi z pracy. Zresztą kawa smakowała tutaj jak niebo i nie mógł jej sobie odmówić. Co chwilę zerkał na zegarek, czym tylko niepotrzebnie denerwował Jull.
            – Jeśli chcesz, to idź się przebierz. Wytrzymam te pięć minut bez ciebie. – Drwiła z niego jawnie.         
            – Też byś się denerwowała, gdybyś się dowiedziała, że twój luby ukrywa lesbijską narzeczoną – Mina kobiety zrzedła. Tego nie brała pod uwagę.
            – Cholera! Dobry jesteś. Nie wpadłabym na taki obrót sytuacji. – Zaśmiała się i potarmosiła jego włosy. – Nie denerwuj się tak. Ma dziecko z innym, będzie dobrze. Thomas jest tylko twój.
            Punktualnie zszedł ze swego posterunku. Kobieta czekała jeszcze aż ich koledzy się przebiorą, ale nie zamierzała go niepotrzebnie przetrzymywać. Ruch już minął, a stanie przy kasie nie było zbyt pasjonującym zajęciem. Widząc wychodzącego z kantorka Olivera, uśmiechnęła się. Kazała mu się zbliżyć i poprawiła mu lekko kołnierzyk koszulki.
            – Czyżbyś przewidywał przyszłość przyjacielu? – Zmarszczyła lekko brwi. – Czemu mi nie powiedziałeś, że masz tak cudowne zdolności paranormalne? – Nagle Oliver uprzytomnił sobie jakie słowa wypowiedział do Lilly jakiś czas temu.
           
– Wiesz, że jej nie zmienisz. W końcu wszystko się unormuje. Poczekaj, włączę swe nadzwyczajne moce i przewidzę twoją przyszłość. Ommmmm. – Mimowolnie się uśmiechnęła. Ludzie dziwnie się na nich popatrzyli, ale gdy jakieś dziecko, siedzące zaraz przed nimi, parsknęło śmiechem, jak na komendę wszyscy odwrócili wzrok. Zastanawiające było to, że wcale nie rozmawiali głośno, a jednak połowa autobusu zareagowała na słowa jej przyjaciela. – Omm. Omm. Hmm. Spotkasz go za półtorej miesiąca od jutra w dość dziwnych okolicznościach. – Puścił jej oko. Nie mogła się na to nie zaśmiać.
            – Jeżeli twoje przepowiednie mają taką sprawdzalność jak ostatnio, to ja dziękuję. Bo to oznacza, że spotkam go, ale za piętnaście lat. – Oliver prychnął z oburzeniem.

Dużo się nie pomylił. Ramy czasowe prawie się zgadzały.
            – Nie przewidziałem, ale stwierdziłem rano, ze raz na jakiś czas można wyglądać elegancko.
            – Miałeś rację. Odwróć się. – Oliver spojrzał na nią, nie rozumiejąc, o co może chodzić. – Po prostu to zrób, przystojniaku. – Puściła mu oko, a on wykonał polecenie, za co poznał mocnego kopa w tyłek.
            – Jesteś niemożliwa! – Roześmiał się głośno.

            – Wiem! – Kobieta wyszczerzyła zęby. – To na szczęście. Przyda ci się. Ta rozmowa może być dla ciebie ciężka. – Oliver poklepał ją lekko po ramieniu i poszedł zająć wolny stolik przy oknie. W jakiś sposób chciał, by Charlotta go zaakceptowała, jako partnera Thomasa. Nie wiedział jednak czy nie oczekiwał za dużo. Przecież teoretycznie z nim nie był. Spali ze sobą, mieszkali, przez jakiś czas dzielili wszystkim, ale czy to oznaczało, że są ze sobą? Żadne z tych słów nie padło. Był zbyt niepewny siebie. Czas to zmienić. Poza tym powinien w końcu napisać, chociaż kawałek pracy magisterskiej. W końcu się nie wyrobi ze wszystkim!

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 25

Rozdział 25
            Thomas wszedł do siedziby swojej firmy. Sekretarka siedząca niedaleko drzwi, gdy go zobaczyła, upuściła z wrażenia filiżankę z kawą na ziemię.
            – Szefie! Nic panu nie jest! Super! – Młoda, dwudziestojednoletnia kobieta nie zważała na rozlany płyn, brudną spódnicę i rajstopy, tylko podbiegła do niego i uścisnęła. – Wszyscy się o pana martwiliśmy. Jak tak można nie dawać znaku życia? – Pogroziła mu palcem pod nosem. Roześmiał się na jej zachowanie. Eliza była sympatyczna, spontaniczna, ale kiedy trzeba poważna i rozważana.
            – Można, jeśli się nie pamięta, kim się jest, Liz. – Dziewczyna rozdziawiła usta, a on dbając o nią, przymknął jej szczękę dłonią. – Nie zachowuj się jak dziecko, jesteś w pracy. – Mrugnął do niej okiem. – Jest Markus? – Zachowywał się, jak gdyby nigdy nic. Wiele wspomnień wskoczyło na swoje miejsce, co chwilę go to zaskakiwało. Wystarczyło coś zobaczyć i zaczynał sobie przypominać. Dziwne to było.
            – W swoim gabinecie. Rozmawia z klientem. Mogę iść przekazać, że się pan pojawił. – Kobieta rozmasowała sobie ramię. Widać, że chciało jej się płakać. Przecież nie umarł do cholery! – Baliśmy się, że nigdy pan nie wróci, że coś strasznego się stało. – Zamrugała szybko oczyma chcąc odpędzić niechciane łzy.
            – Mam dla ciebie propozycję. Idź do łazienki, przemyj twarz zimną wodą, a ja posprzątam twoją kawę. Zobaczymy się, jak się uspokoisz, dobrze? – Pokiwała szybko głową, nie protestując nawet na jego stwierdzenie, że posprząta i pobiegła do łazienki. Nie był takim typem szefa jak jego ojciec. Może i pracował rewelacyjnie, osiągał sukcesy, ale miał opinię tyrana. Ludzie nie tyle go szanowali, co się go bali. Zakładając swoją firmę architektoniczną, obiecał sobie, że pod żadnym pozorem nie będzie taki sam. Jego pracownicy go lubili i szanowali. Kiedy trzeba było opieprzał ich, ale relacje nie zostały zaburzone przez lęk. Słuchali go, nie obrażali się o to, że zwrócił im uwagę, ale zarazem nie bał się wykonywania czynności, które inni przedsiębiorcy mogli by uznać za hańbiące. Prezes, który sprząta rozlaną kawę? Nie do pomyślenia! Prędzej wydarliby się na biedne dziewczę, że bałagan robi i rozbija służbowy sprzęt.
            Zdążył posprzątać i pochować wszystko, a także umyć ręce, gdy jego wspólnik, a zarazem zastępca wyszedł z korytarza po prawej stronie razem ze starszym, elegancko ubranym mężczyzną. Zaskoczył go jego widok, ale szybko się opanował i pożegnał grzecznie z klientem. Odprowadził do drzwi, uścisnął rękę i otworzył drzwi. Miły gest. Markus zbliżył się do niego z zaciśniętymi pięściami. 
            – Powiedz, że miałeś dobry powód. – Wiedział, o co chodzi ich firma w okresie, gdy stracił pamięć zaczynała gorzej prosperować.
            – Amnezja wsteczna. Częściowa. Pół roku. Nie pamiętałem jednak żadnych nazwisk, imion, nic. Przykro mi. – Na większe wyjaśnienia przyjdzie czas. Charlotta powiedziała mu, jakim cudem udało im się wykaraskać z tarapatów. Wspomniała o jego projekcie, który wygrał konkurs i dzięki temu się podnieśli, a także napłynęli im nowi zleceniodawcy.
            – Masz szczęście, bo inaczej już byś miał obitą mordę. – Nie ma to jak wkurzony kurdupel. W rzeczywistości wspomniany wyżej mężczyzna mierzył metr siedemdziesiąt siedem wzrostu, włosy koloru blond i niebieskie oczy. Garnitur idealnie na nim leżał, a dwudniowy zarost wyglądał na jego twarzy cholernie dobrze.
            – Byłem u Szar, powiedziała mi już co nieco, ale stwierdziła, że to ty powinieneś wytłumaczyć wszystkie szczegóły.
            – Dobrze zrobiła. Nie wie o wszystkim i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. – W końcu Markus wykonał gest sympatii, objął go w specyficzny dla siebie sposób i poklepał po plecach.
            – Dobrze, że jesteś dupku. Klienci o ciebie wypytują. Gdybyś się nie pojawił… – Obaj zdawali sobie sprawę, czym by się to skończyło. – Od kiedy możesz zacząć pracę? – Popatrzył na niego z dezaprobatą, jakby się lenił przez ostatni czas.
            – Od jutra, o ile nie będzie nikomu przeszkadzać moja noga w gipsie. – Dopiero teraz Marcus i obecna ponownie Liz zobaczyli ten, niezauważalny od tej pory szczegół.
            – Źle z tobą. Jesteś w dresach. Jak nie ty. Dajesz sobie radę? – Wiedział, że to dziwnie wygląda, a zarazem mało kto zwracał na niego uwagę. Gips ukrył w szerokich szarych spodniach, a stopę obuta w ciasne ubranko wsunął w klapka. W ten sposób mógł w miarę normalnie chodzić, chociaż nie wyglądał elegancko.
            – Jasne, że tak. Nie będę mógł jednak odprowadzać klientów do drzwi, tak jak to mamy w standardach i wątpię bym przez najbliższe dwa tygodnie, góra miesiąc był w stanie ubrać garnitur.
            – Szczegóły, panie pracoholiku. Jutro o dziewiątej będziesz miał pierwszego klienta. – W ten o to sposób Marcus dał znać sekretarce, że powinna w ciągu najbliższej godziny poumawiać wszystkich ludzi, którzy tak dopytywali się o Thomasa. Po tej wstępnej części rozmowy udali się do gabinetu prezesa porozmawiać o wszystkich pilnych rzeczach.

***

            Oliver pracował za siebie i za Jull w miarę możliwości. Obsługiwał klientów, robił kawy, czyścił stoliki czym tylko denerwował kobietę.
            – Siądźże w końcu na tyłku, bo już patrzeć na ciebie nie mogę. – Warknęła na niego i za rękę zaciągnęła na zaplecze. W lokalu nie było w ogóle klientów, a on ciągle chodził, poprawiał krzesła, gazety, przecierał blaty, filiżanki, układał pojemniczki z cukrem, łyżeczki lśniły.
            – Muszę coś robić, bo mnie nosi. – Spojrzał na nią. Dobry ruch z jej strony. Usadziła go na krześle, a sama stała. Teoretycznie posiadała przewagę pod względem wzrostu i dystansu psychicznego.
            – Mam to samo, jak na ciebie patrzę do jasnej cholery. Zrób sobie dziesięciominutową przerwę, bo inaczej ci krzywdę zrobię. Przyniosę ci za chwilę latte, a ty zjedz późny obiad. – Ich zmiana kończyła się za godzinę. Dopiero teraz poczuł skutki swoich działań. Jutro też miał spędzić cały dzień w pracy, a właściwie to dwóch. Julia dobrze zrobiła, przynosząc mu mleko z kawą. Nie będzie aż tak pobudzony jak po zwykłym wywarze, a zarazem zaaplikuje potrzebną mu dawkę kofeiny. Zaczęli rozmawiać przez drzwi. Ona stała i pilnowała ruchu, a właściwie pustego lokalu, tak by on na spokojnie mógł jeść i nie uciekł.
            – Jak tam twój nowy chłopak? – Spojrzała na niego niepewnie.
            – Dobrze. – Uśmiechnęła się lekko. – W sumie na razie nie jest moim chłopakiem. Stara się, zabiega, ale… Sama nie wiem.
            – Zauroczyłaś się? – Kiwnęła głową. – To znaczy, że jesteś jego dziewczyną. – Nie mógł nie odwzajemnić jej gestu.
            – Co masz na myśli? – Zmarszczyła brwi, a on nie mógł powstrzymać głośnego śmiechu.
            – Pomyślmy. Z tego co się orientuję, widzisz się z nim dość regularnie, co chwilę o nim wspominasz, jesteś zauroczona, a on zabiegając o ciebie, okazuje to samo. Chyba o czymś to świadczy. – Kobieta zarumieniła się lekko.
            – W sumie to trochę… Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że masz rację.
            – Ale nie do końca w to wierzysz, więc będziemy musieli o tym porozmawiać kiedy indziej. – Wyszczerzył do niej zęby.
            – A co tobie się dzisiaj stało, że dostajesz takiego szału? – Jego dobry nastrój prysł jak bańka mydlana.
            – Rozstałem się z Thomasem. Wrócił do rodziny i swojej narzeczonej. – Jull zassała głęboko oddech i zbladła gwałtownie. Do tej pory nie chciał jej tego powiedzieć, ale w końcu prawda i tak by wyszła na jaw. Cholera jasna! Jego serce rzeczywiście zostało zmiażdżone i dopiero teraz miał siłę by się do tego przyznać. – Historia zatoczyła koło. Nie ma sensu się denerwować. – Pochylił się na krześle i oparł głowę na rękach.
            – Oli, przykro mi. Może chcesz iść wcześniej do domu, jest mały ruch, a szef na pewno nie będzie miał nic przeciwko. – Zaprzeczył. Nie miało to sensu. Właściciel mógłby mieć do nich dwojga pretensje. Już i tak problemem było to, że raz potrzebował wziąć na szybko wolne. Nie ze względu na sam czyn, lecz powodem takiego stanu rzeczy był niedobór pracowników.
            – Dam radę. Co mam niby robić po powrocie? Siedzieć i gapić się w ścianę? Zostanę. – W jego kierunku popłynął niepewny uśmiech, którego nie mógł dostrzec mają opuszczoną głowę, a kobieta wyszła obsłużyć nowych klientów.

***

            Na szczęście na koniec ich zmiany zrobił się trochę większy ruch, które zapewniły trzy kobiety po czterdziestce. Śmiały się i plotkowały, wniosły odrobinę atmosfery świeżości do lokalu. Były o tyle taktowne, że Julia nie musiała ich wypraszać, bowiem wyszły z kawiarni pięć minut przed zamknięciem. Oliver odetchnął głęboko.
            – Odprowadzę cię na przystanek. – Podał koleżance sweter widzący na wieszaku, by nie zmarzła.
            – Nie trzeba. Dziękuję. Patrick obiecał po mnie przyjść. Czeka przed wejściem, ale byłoby miło, gdybyś opuścił rolety. – Uścisnęła go na pożegnanie i wyszła. Najchętniej posiedziałby tu jeszcze trochę, a nie zwijał się do siebie, gdzie czekała go pustka. Przemógł się jednak, pogasił światła, zamknął drzwi i poczekał, aż żelazne rolety osuną się do ziemi. Nie zamierzał wracać autobusem o domu, przechadzka dobrze mu zrobi.
            Ruszył w kierunku przystanku by ulicę przed nim skręcić w prawo. Ta część miasta nie zawsze była dobrze oświetlona, ale on wybierał bezpieczniejszą drogę. Chwilę później usłyszał za sobą pisk opon. Spodziewał się, że jakieś auto w niego uderzy, zjeżdżając na chodnik. Odwrócił lekko głowę. Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył czarne, niskie, sportowe auto. Światło nie pozwalało dostrzec właściciela, ale nie zamierzał marnować na to czasu. Ponownie odwrócił się w kierunku wybranej drogi i ruszył powolnym spacerkiem.
            – Oliver! – Wydarł się Thomas. – Poczekaj! – No tak, tego można się było spodziewać. Nie zamierzał tego robić. – Nie wkurzaj mnie! Dobrze wiesz, że nie jestem w stanie za tobą pobiec. – Uniósł dłoń i pokazał mu środkowy palec, nie odwracając się nawet. Bardzo dorosłe, ale miał to gdzieś. Samochód za nim ponownie ruszył i po dziesięciu metrach przeciął mu drogę.
            – Teraz mnie chcesz potrącić?! Super! Rób tak dalej. Przynajmniej będziesz miał jednego świadka mniej! – Krzyknął wściekły. Dał się oszukać pięknym słówkom, a on miał kobietę!
            – A uspokoisz się do jasnej cholery!? Wsiadaj. Odwiozę cię do domu i tam wszystko wytłumaczę. Teraz wiem o wiele więcej niż do tej pory. – Student obszedł samochód i chciał go minąć bez słowa, jednak został przyciągnięty do ciała Thomasa. – Nie zamierzasz reagować? – Groźny pomruk wydobył się z jego piersi. Oliver tylko spojrzał mu w oczy, zaciskając lekko wargi. To musiało mu starczyć za odpowiedź.
            Pocałował go w usta, nie dając się odepchnąć. Cholera. Kochał go, nie zamierzał dać się odrzucić przez plany ojca i jego zachowanie.
            – Wsiądziesz teraz do auta i wytłumaczę ci wszystko u ciebie w mieszkaniu, dobrze?      – A przy okazji się streścisz, bo jutro idę na rano do pracy i mam dostawę. – Nie zamierzał być miły.
            – Nie obiecuję, ale ok. – Oliver wsiadł zdenerwowany do samochodu. Ręce mu się trzęsły, gdy zapinał pasy i ogólnie jego cała postawa świadczyła o tym, że był „na nie”.
            Po około dziesięciu minutach obaj weszli na klatkę schodową kierując się do mieszkania. Nie odzywali się, co tylko komplikowało sytuację.
            – Kawy, herbaty, wody? –Nie podobało mu się to, ale właśnie teraz wolał się zachowywać w sposób zdystansowany.
            – Wody, poproszę. – Po chwili wylądowała przed nim szklanka, ale Oliver cały czas próbował się krzątać po kuchni. Wstał z narożnika, na którym spędził bardzo dużo czasu i podszedł do mężczyzny. Przytulił go od tyłu, nie pozwalając się wyrwać. Oparł brodę o jego ramię.
            – Byłem jej przykrywką. Ma faceta, spodziewa się dziecka. – Czuł, jak chłopak tężeje. – Jest w szóstym tygodniu. Wątpliwe, bym to ja spłodził potomka Erika, nie sądzisz? – Chłopak okręcił się w jego ramionach i spojrzał mu w twarz.
            – Nie potrafię ci uwierzyć. – Te słowa im obu sprawiły ból.
            – Spotkaj się z Charlottą. Beze mnie. Ona ci wszystko wyjaśni, skoro mnie nie chcesz zaufać. Nie zmuszę cię do tego, ale chciałaby cię poznać. Wybór należy do ciebie. – Oliver mimo swych słów przytulił się do niego mocno.
            – O czymś jeszcze chciałbyś mi powiedzieć? – Znów czuł to silne przyciąganie do Thomasa. Nie chciał tego. Byłoby mu o wiele łatwiej się z nim rozstać, jeśli jego ciało, mózg i serce nie chciało tego faceta.
            – Przepraszam za sytuację z moim ojcem i, że zostałeś skazany na to, jak cię potraktował. Nie chciałem, byś widział, jak mnie traktuje. Gardzi mną. – Uśmiechnął się krzywo i z politowaniem. – W relacji z nim jestem zimny, on o kilkunastu rzeczach nie wie. Na razie nie mogę sobie pozwolić by się dowiedział. Przepraszam. – Przytknął usta do policzka Olivera.
            – Nienawidzę go. Mam nadzieję, że ta kasa nie naruszy was za bardzo. – Oli spojrzał mu w oczy, a on nie mógł powstrzymać uśmiechu.
            – Nie dziwię ci się. Mogłeś powiedzieć stówę. Bardziej by go zabolało. – Nie mógł powstrzymać śmiechu na widok miny zrobionej przez chłopaka.
            – Też mam swoją firmę.
            – Chodź. Poopowiadasz mi wszystko, jak usiądziesz. Noga cię pewnie boli. – Przytaknął. Do tej pory mało kto o to dbał, a on miał serdecznie dość. Na dodatek dopiero za dwa dni będzie mógł się wprowadzić ponownie do siebie. Spłacił w banku wszystkie odsetki po wyjaśnieniu sytuacji. Teraz musiał tylko czekać na ponowny dostęp do prądu i gazu.
            – Trochę. Mogę zostać dzisiaj u ciebie? – Spojrzenie studenta było uważne, ale tylko pokiwał głową.
            – Ile chcesz. – Cholera, rozczuliło go to. Powinien być na niego wściekły, zresztą jak zdążył zobaczyć zaistniał taki stan rzeczy. Julia napisała mu sms–a, że jeśli go spotka to go skopie. Milutko. Lilly zadzwoniła i powiedziała mu, że jest okropną świnią i dupkiem. Czemu to on musiał być tym złym?
            – Twoje przyjaciółki chcą mnie zabić. Czy wiesz coś o tym? – Przynajmniej posiadał na tyle przyzwoitości by się zarumienić.
            – Pobiegłem do Lilly, bo tam miałem najbliżej. – Uniósł brwi zdziwiony. – Dobrze słyszysz. Pobiegłem. A Julia cały dzień ze mną pracowała. Zdążyła się domyślić.
            – Niezawodne wsparcie. W każdym bądź razie mam zagwarantowany wpiernicz i nie wiem, o co im chodzi. – Wyszczerzył do niego zęby.
            – Nie wiesz, kochany? – Thomas pocałował go w usta, słysząc te słowa. – Nie pozwalasz sobie za dużo? – Tym razem to on schylił się po pocałunek. – Powinieneś zdawać sobie sprawę, jakim dupkiem się okazałeś. Amnezja swoją drogą, ale ukryłeś kilka rzeczy świadomie.
            – Skąd wiesz? – Musnął palcem pojawiającą się zmarszczkę na czole mężczyzny.
            – Bo jestem dobrym obserwatorem i zdołałem cię przejrzeć. Gesty pozwalają wiele rzeczy połączyć. Powinieneś o tym wiedzieć.
            Nie dane mu było powiedzieć nic więcej. Silne ramiona Thomasa przyciągnęły go do siebie, a on bez problemu się im poddał. Usta tarły o wargi tego drugiego. Jego dłonie wylądowały na karku Thomasa i w jego włosach, a ten nie pozostawał mu dłużny, kładąc dłonie pod koszulką. Muskał i głaskał jego plecy, budząc w ciele ogień.
            – Jutro idę do pracy, leniwcu. – Oderwał na chwilę swe wargi.
            – Już ja ci pokażę, jakim leniwcem potrafię być. Poza tym, ja też. – Poczuł usta na szyi, delikatne liźnięcie na grdyce. – Mam spotkanie o dziewiątej. – Liźniecie na sutku spowodowało u niego wzrost napięcia.
            – Och. Jesteś idiotą. – Musiał przecież powiedzieć swoje. Otarcie się Thomasa o niego skomplikowało jego tok myślenia.
            – Wiem. – Kolejny czuły pocałunek wylądował tym razem na jego ramieniu.
            – Nienawidzę cię. – Mruknął cicho wypychając biodra do przodu.
            – Też cię kocham, Oli. – Przymknął oczy zaskoczony. – I doskonale zdaję sobie sprawę, że ty mnie również. – Za odpowiedź musiał posłużyć mu pocałunek. Nie mógł wypowiedzieć tych słów. Nie dzisiaj.

***

            Oliver jęknął, słysząc znienawidzoną melodię budzika. Czy chociaż raz nie mógłby się spóźnić? Podniósł zmęczony głowę. Nie wyspał się przez Thomasa. Już nie chodziło o sam fakt tego, co robili, ale o to, że mężczyzna rzucał się pół nocy po wąskim narożniku, nie dając mu spać. Na szczęście ratował go zapach śniadania i kawa podsunięta prawie pod sam nos.
            – Dzień dobry. – Lekki pocałunek w policzek wydawał mu się bardzo miły. – Zrobiłem śniadanie. Wczoraj wieczorem chyba nic nie zjadłeś, więc dzisiaj musisz nabrać sił.
            – Hej. Wiesz, że to zabrzmiało dość… – Nie wiedział jakiego określenia użyć by nie urazić Toma.
            – Tandetnie? Mam tego świadomość. – Roześmiał się. – Po prostu obudziłem się jakiś czas temu, a wiedząc, że masz mocny sen, postanowiłem zadziałać.
            – Dzięki. – Potarł zmęczone powieki. – Ale zanim to… – Wstał i udał się do łazienki jakoś oporządzić. Sikanie na stojąco, będąc prawie nieprzytomnym jest cholernie trudne!
            Gdy wrócił do pokoju nie spodziewał się zastać stojącej w nim przyjaciółki.
            – Lill, co ty tu robisz? – Uśmiechnął się lekko i uścisnął ją.
            – Przyszłam ci przynieść klucze do mnie. Wczoraj zapomniałam ci je dać. – Spojrzała po nich obu, jednak słowem nie skomentowała tego, co zastała. Oliver zarumienił się i wygiął lekko ręce.
            – Thomas na razie jeszcze u mnie mieszka. Wszystko się wyjaśniło. – Ruda roześmiała się na głos.
            – Jesteście bardziej zmienni niż baby. Powinniście spisywać w kalendarzu czy jesteście ze sobą czy nie i wysyłać tę informację do wszystkich znajomych. Chyba zaczynam się gubić, ale cieszę się twoim szczęściem.
            – Wiedziałem, że zawsze można na ciebie liczyć. – Zripostował złośliwe. – Chcesz kawy?
            – Nie dzięki. Piłam już. Poza tym za pół godziny muszę być w pracy, więc lecę. – Pocałowała ich obu w policzki i nim się obejrzeli, wybiegła z mieszkania.
            – Ona się w tym nie zabije? – Oliver doskonale wiedział, o co chodziło Thomasowi. Dziesięciocentymetrowe szpilki wydawały mu się idealnym sposobem na połamanie nóg.

            – Wątpię. Próbuje od trzech lat i jeszcze jej się nie udało. – Na widok miny kochanka roześmiał się. – Żartowałem. Zjesz ze mną? – Miły, trochę sielski poranek spędzony w dość szybkim tempie był tym, czego potrzebował.

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 24

Rozdział 24
            Tak jak sobie obiecał, Oliver czerpał z ich wspólnego dnia, ile się dało. Kochał się z Thomasem, śmiał się i oglądał filmy. Obaj starali się zrelaksować, chociaż w obliczu spotkania z rodzicami mężczyzny nie było to łatwe. Uciekali myślami od tego, co ma nastąpić za kilkanaście godzin, nie rozmawiali, a zarazem chronili swoje uczucia. Ten czas minął im stanowczo za szybko. Dwadzieścia cztery jednostki czasu minęły, jakby trwały zaledwie osiem. Thomas opowiedział Oliverowi wszystko to, co sobie przypomniał, a zarazem unikał drażliwych tematów.
Następnego dnia musieli wstać z samego rana. Student na szczęście miał popołudniową zmianę, więc mogli wszystko swobodnie zrealizować. Przynajmniej tak się wydawało na początku. Zadzwonili pod numer wskazany im przez Lilly. Filip doskonale wiedział, kto dzwoni, jednak żadne informacje nie trafiły jeszcze do szefa.
– Dzień dobry. Dzwonię w sprawie waszego zaginionego. – Głos Oliego był rozdrażniony i smutny.
– Dzień dobry. Czy widział go pan gdzieś w swojej okolicy? – Musiał zadać to standardowe pytanie nakazane przez górę.
– Proszę nie robić ze mnie, ani z siebie idioty. Dobrze pan wie, że Thomas mieszkał u mnie ostatnimi czasy, będąc po wypadku. – Filip przełknął tę zniewagę ze względu na sympatię, którą zaczął darzyć Lilly. Wątpił, by kobieta wybrała za przyjaciela gbura, chociaż mógł wnioskować taki stan rzeczy na marnych przesłankach.
– Ma pan rację, jednak wolałem się upewnić. Kiedy mają panowie czas się spotkać? – Znał odpowiedź, ale kultura wymagała zapytać.
– Choćby teraz. Jesteśmy przed siedzibą firmy. – Oliver spojrzał na Thomasa. Nie było sensu się migać od tego wszystkiego. Im wcześniej rozwiążą tę sprawę, tym lepiej dla nich.
– Zaraz będę. Od razu zaprowadzę panów do szefa. – Nie czekając na dalsze informacje, rozłączył się.
– Możemy wejść. Ktoś po nas zejdzie. Najprawdopodobniej Filip.
– Tak też przypuszczałem. Zawsze uwielbiał siedzieć mojemu ojcu na ogonie i załatwiać wszystko za niego. – Oliver spojrzał na niego z ukosa. – Może i jest fajny, pracowity, ale osobiście go nie trawię. Gdyby związał się z Lill, to mimo wszystko bym się cieszył.
– Trudno nie dostrzec, że jej się podoba. Zobaczymy czy się zejdą czy może jednak nie. – Weszli do budynku.

***

            Gdy Oliver poznał Filipa, nie zapałał do niego sympatią, ale mogło mieć to związek z tym, w jakiej sprawie się tu zgłosili. Ojciec jego partnera wydał mu się oschły, bezosobowy. Uważał się za władcę, pana „ja tu rządzę, a ty jesteś tylko robakiem”. Nienawidził takich ludzi bez szacunku dla innych. Miał pieniądze, i co z tego?
            – Proszę nie martwić się kosztami leczenia, tak samo finansami wydanymi na mojego syna w trakcie, gdy był u pana. Czy kwota czterdziestu tysięcy za ten okres jest odpowiednia? – Oli nie dowierzał własnym uszom. Co za sukinsyn. On nie pomagał dla pieniędzy, jednakże w jego głowie pojawiła się pewna myśl.
            – Oczywiście, odpowiada. – Thomas spojrzał na niego zaskoczony, a jego ojciec roześmiał się będąc pewnym, że go kupił. – Proszę przesłać je na konto fundacji zajmującej się opieką nad dziećmi niepełnosprawnymi. Jakiejkolwiek. Proszę wybaczyć, ale w innym przypadku nie zamierzam przyjąć tych pieniędzy. – Zauważył, jak cała postawa ciała byłego partnera rozluźnia się.
            – To ładne z twojej strony. – Mruknął Thomas i uśmiechnął się szczerze. Nie zamierzał jednak popuścić studentowi. Dobrze wiedział jak bardzo potrzebne mu są finanse na studia i zamierzał zapłacić za kolejny rok jego nauki.
            – Tak, to prawda. – Grymas na twarzy seniora świadczył o czymś innym. – Rozumiem, że masz klucze do mieszkania? – Spojrzał krzywo na studenta, jakby ten już dawno okradł lokum dziedzica.
            –Mhm. – Tom krzywił się niemiłosiernie.
            – Pan wybaczy, ale muszę z synem wyjaśnić kilka spraw. Poza tym Charlotta na ciebie czeka. Martwi się i wypłakuje sobie oczy. – W ten oto niewybredny sposób, pod płaszczykiem wychowania ojciec Thomasa spławił go.
            – Do widzenia. – Nie zamierzał miło się żegnać, ale też zachowywać się jak dziecko. Nie chciał trzaskać drzwiami, czy okazywać jakiejkolwiek słabości. – Nasze rachunki zostały wyrównane. Szczęśliwego życia. – Thomas odczytał znaczenie tych słów. Bez niego. Kurwa!
            – Oli… – Dużo siły woli kosztowało go by nie odwrócić się do swojego dotychczasowego partnera. Został zmiażdżony, ale nie zamierzał tego pokazywać. Jego twarz została przykryta maską obojętności. Zamknął drzwi, zjechał windą na partner, wyszedł z tego przeklętego budynku i zaczął biec. Dobrze mu to zrobi. Wyżyje się. Ogień zacznie palić jego płuca. Nie zamierzał się użalać nad sobą. Trochę ruchu jeszcze nikogo nie zabiło.

***

            Thomas miał ochotę już teraz pobiec za Oliverem. Do tej pory udawał, relacje z ojcem miał kiepskie od bardzo dawna. Ciągłe niesnaski, konflikty do czasu aż się wyprowadził z domu i miał święty spokój. To dlatego znikał na miesiąc. Nie był w stanie jeszcze podzielić się tymi informacjami z kochankiem. Zastanawiał się też, jak rozwiązać sprawę z przyjaciółką.
            – Czy o czymś jeszcze zamierzasz mnie poinformować? – Spytał oschle mężczyznę siedzącego przed nim.
            – Jak ty się do mnie zwracasz, gówniarzu? – Obserwował zaczerwienione z wściekłości policzki, siwe włosy, krótką, przystrzyżoną brodę i było mu żal tego człowieka. Miał w sobie tyle nienawiści. – Mówiłem matce, że powinna ci trzepać skórę pasem.
            – Wystarczyło, że ty to robiłeś. – Uśmiechnął się krzywo. – Myślisz, że nie pamiętam?
            – Masz pamiętać. Najchętniej ponownie bym to zrobił. – Czy mu się tylko wydawało czy ojciec zaczął pluć? No cóż, tak to jest, jak ktoś się zachowuje jak wściekły buldog.
            – Jestem za stary, ojcze. I samodzielny. Przestałeś mieć nade mną kontrolę.
            – Tak ci się tylko wydaje, głupcze. – Wysyczane przez zęby słowa, niezmiernie go zdziwiły, ale nie dał tego po sobie poznać.
            – Co masz na myśli? – Zaczynała go wkurzać ta szklana przestrzeń. Przydałoby się odrobinę prywatności, ale sobie nie miał nic do zarzucenia.
            – Jeszcze się przekonasz. – Jako syna, mało obeszły go te słowa. Nawet jeśli chciał go zastraszyć, to mu się nie udało. Wstał z fotela i wyszedł z gabinetu, nie zważając na reakcję ojca. Chciał znaleźć Olivera, ale jego słowa jasno świadczyły o tym, co sądzi o ich relacji.
Zamiast tego, co chciał, chwycił za komórkę i wystukał numer przyjaciółki z dzieciństwa. Musieli sobie wyjaśnić kilka rzeczy.
            – Hej Szar. Co robisz? – Potarł mocno czoło, tak jakby chciał usunąć z niego wszystkie troski.
            – Thomas! Jak dobrze, że nic ci nie jest. W sumie nic. Wpadniesz do mnie? – Musiał się chwilę zastanowić. Nie ze względu na brak chęci, a nieznajomość miejsca zamieszkania przyjaciółki.
            – Musisz mi podać adres. Amnezja nie ustąpiła całkowicie. – Kobieta zassała oddech. No tak, nie miał pojęcia, że ona o tym nie wie. Powinien powiedzieć jej to w inny sposób. –
Częściowa, większość rzeczy pamiętam, ale pewne jeszcze mi umykają. – Już po chwili usłyszał pożądaną informację, a ta odblokowała w jego głowie falę wspomnień. Chwycił się z skronie, ból prawie ściął go z nóg. Co jest do cholery?! To dlatego zemdlał dwa dni.
            – Tom! Thomas! Tomi, do jasnej cholery, odezwij się! Coś ci jest? –Słyszał zaniepokojenie w jej głosie, ale zarazem na razie nie był w stanie odpowiedzieć.
            – Chwila. – Rzucił do słuchawki i przymknął powieki. Poświęcił minutę na rozmasowanie skroni i rozluźnienie spiętych ramion. – Jestem.
            – Co ci się, do jasnej cholery, stało? – Kobieta wrzasnęła tak głośno, że musiał odsunąć słuchawkę od ucha.
            – Uwierz, że to mi nie pomogło. Łeb mi pęka, więc trochę ciszej, proszę. – Westchnął głęboko. – Gdy coś sobie przypominam, to tak się dzieje, więc bądź tak miła i…
            – Ok. zrozumiałam, nie musisz kończyć. Czekam na ciebie. Twój samochód jest na parkingu, poziom minus jeden. Niedaleko wyjazdu. Kluczyki odbierzesz w recepcji. – Podziękował jej i wszedł do budynku kierując się do recepcji.
            – Witam. Poproszę o swoje kluczyki.
            – Oczywiście, proszę pana.– Nie musiał się przedstawiać, każdy w tej firmie go znał. Bez szemrania, niska brunetka wykonała jego prośbę. – Pański samochód znajduje się na pierwszym podziemnych parkingu, miejsce dwieście pięćdziesiąte. – Kiwnął na znak, że wie gdzie to jest, podziękował i ponownie udał się w stronę ciasnych klatek, jakimi są windy.
            Po dziesięciu niespiesznych minutach, znajdował się przed niewysokim domkiem. Sielski widok, jasne ściany, czerwone okiennice, firanki w każdym oknie tak, jak to sobie kobieta wymarzyła. Przypomniało mu się, jak projektował ten dom, specjalnie dla niej. Tym też zajmowała się jego firma. Zastanawiał się czy jeszcze istniała, jednak wszystko po kolei.
            – Wchodź, a nie gapisz się na firanki jak ciele w malowane wrota. – No tak, cała Szar. Zawsze ironiczna, niezważająca na konwenanse. – Jak się czujesz? – Nie ma to jak sympatyczne przywitanie. Odpowiedział na każde jej pytanie, po czym uściskali się mocno. Zanim zaczęli rozmawiać, do jego rąk została przetransportowana filiżanka z herbatą. – Zawsze pijesz za dużo kawy, więc znasz zasady.
            – Miałem nadzieję, że uda mi się wywinąć. – Zaśmiał się od nosem. – Jesteś jednak niereformowalna, czego więcej mogłem się spodziewać? – Dostał kuksańca w bok i dopiero wtedy oboje spoważnieli.
            – Coś cię gnębi. Chcesz wiedzieć czy jestem twoją narzeczoną? – Za dobrze go znała, ale w sumie miało to swoje plusy.
            – Dziwisz się? Nie pamiętam, bym darzył cię takim uczuciem. Jeśli było inaczej, to przepraszam. – Nie chciał jej zranić, a tak to wyglądało.
            – Dobrze pamiętasz, Tomi. – Nienawidził, jak tak do niego mówiła, ale trzeba przyznać, że subtelnie go karała. – Nie kochamy się i nigdy tego nie robiliśmy. Byliśmy nawzajem dla siebie przykrywką. – Spojrzał na nią mrużąc oczy. Coś mu to mówiło.
            – Kochasz Erniego. – Olśniło go. – Ale twoi rodzice nie wyrażali na ten związek zgody.
            – I wciąż myślą, że będę przykładną córką, która wyjdzie za mąż za dobrego, przystojnego Thomasa, który nie odrzucił takiego harpagana* jak ja. – Zaśmiała się z jego miny. – Nie dziw się, panie ideale.
            – Zaczynają planować nasz ślub. Kiedy zamierzasz im powiedzieć? – Wiele rzeczy zdążył sobie przypomnieć w trakcie jazdy samochodem.
            – Przy ślubnym kobiercu? Może wcześniej. Jeszcze nie wiem. Zawsze można im pokrzyżować szyki.
            – Wiesz, że zachowujesz się, jakbyś znów miała piętnaście lat? – Kobieta rozłożyła się wygodnie na fotelu.
            – Pan poważny się odezwał. Tylko, że już mogę spać z kim chcę i wyjść za mąż ze zgodą rodziców lub bez niej. – Potarł bok szyi, skóra go lekko swędziała w miejscu gdzie Oliver zrobił mu malinkę.
            – Ach, ta dorosłość. Tyle w niej przyjemności – Zironizował.
            – Jesteś wolny, więc możesz go na spokojnie obdarzyć uczuciem. Obiecuję, że szybko rozwiążę sprawę naszego narzeczeństwa. – Powiedziała to spokojnie i nieświadomie pogłaskała kciukiem płaski jeszcze brzuch. Nie zamierzała ukrywać, że jest w ciąży, ale sprawa jej przyjaciela była teraz ważniejsza.
            – Skąd to niby wiesz? – Nie umknął mu ten pozornie nieważny gest.
            –Tomi, powinieneś się przyzwyczaić do myśli, że ja ogólnie wiem więcej niż to się wydaje. Pilnowałam cię od jakiegoś czasu, ale chciałam znów mieć z tobą kontakt. – Tego to się jednak nie spodziewał. – Nie wiedziałam, że masz amnezję. – Kobieta zwiesiła smutno głowę. Myślałam, że poznałeś go jakiś czas temu i postanowiłeś się ukryć na jakiś czas. Przykro mi.
            – Przecież to nie twoja wina, więc nie masz powodu. Który tydzień? – Widział zaskoczony wzrok przyjaciółki.
            – Skąd wiesz? – Ponownie delikatnie pomasowała skórę.
            – Dość jasno komunikujesz, że jesteś w stanie błogosławionym. Głaszczesz brzuch. Chociaż chyba robisz to nieświadomie.
            – Dobrze wiedzieć. – Szar roześmiała się w głos. – Przynajmniej będziesz miał jasny i klarowny powód do zerwania zaręczyn. – Wyszczerzyła do niego zęby w uśmiechu. – A poza tym chcę poznać tego twojego Olivera. Filip przekazał mi, że zalazł twojemu ojcu za skór.
            – Ta plotkara zdążyła cię już o wszystkim poinformować? – Tego to się nie spodziewał, ale facet od zawsze miał słabość do jego przyjaciółki. Może dlatego tak go nienawidził. Dobrze, że kobieta wybrała innego.
            – Nie mów tak o nim. Czterdzieści tysięcy na fundację. Dobry jest. – Thomas rozluźnił się i w końcu rozsiadł wygodnie.
            – Teraz muszę go odzyskać. Czy ewentualnie będę mógł się wprosić na obiad razem z moim partnerem? – W końcu mógł to powiedzieć na głos. Nawet nie przypuszczał, że sprawi mu to aż tyle satysfakcji. Cholera! W końcu.
            – Nie wiem. Raczej nie. – Doprawdy, jego mina musiała być bardzo zabawna. Czy ciężarnej można zrobić jakąś krzywdę? Załaskotanie na śmierć wydawało się dobrym pomysłem.
            – No to wy przyjdziecie do nas. – Zatarł ręce ze zniecierpliwieniem.
            – Jakie plany. Tomi, normalnie cię nie poznaje. Czy ktoś cię podmienił? – Mimo swojego wieku, wystawiła mu język.
            – Nie wystawiaj języka, bo ci krowa nasika. – Thomas śmiał się głośno.– Myślałaś, że zapomniałem o tym powiedzonku, którego mnie nauczyłaś? – Od tej pory ich rozmowa potoczyła się spokojnym tempem, przekomarzali się i śmiali. Mężczyzna zapomniał już jakie to miłe mieć możliwość komunikowania się z kimś, kto zna cię aż tak dobrze.
            Po kolejnej półgodzinie rozstali się, umawiając w najbliższym czasie na kolejne spotkanie. Dostał od kobiety adres swojej firmy. Podobno wszystko funkcjonowało jak dawniej, ona dbała o jego interesy, wolał to jednak sprawdzić.
            Poza tym chciał się wytłumaczyć pracownikom ze swojej nieobecności, wyjaśnić dlaczego musieli przejąć jego projekty. Wieczorem zamierzał pojechać po Oliego do pracy. Zdawał sobie sprawę, że będzie wściekły za sposób, w jaki został potraktowany, ale musieli sobie z tym dać radę. Nie zamierzał sobie odpuścić ich relacji. Tak byłoby najwygodniej. Nie musiałby walczyć o zranioną dumę i serce studenta, ale też by tego żałował.
Na etapie rozmowy, którą prowadził razem z ojcem, nie mógł pozwolić, by chłopak był przy nim. Musiał zaaprobować sposób komunikacji, który się wywiązał między tymi dwoma. Nie dlatego, że chciał, a z powodu, które Oliverowi wytłumaczy za jakiś czas. Musiał tylko posiadać solidne podstawy do tego, co zamierzał zrobić. Jeśli mu się uda… Poczuje się jak mistrz.

***

            Oliver biegł ile sił w nogach do mieszkania przyjaciółki. Normalnie dystans ten pokonałby na piechotę w ciągu dwudziestu pięciu minut, w praktyce zajęło mu to trochę ponad dziesięć. Był wściekły, naładowany adrenaliną i najchętniej by kogoś skrzywdził. Dawno nie czuł się aż tak upokorzony.
            – Pierdolony skurwsyn. – Mruknął przez zaciśnięte zęby. Wpisał klucz do klatki schodowej i przebiegł piętra potrzebne by dostać się przed drzwi przyjaciółki. Gdy go zobaczyła, doskonale wiedziała, że wszystko poszło nie tak jak trzeba. Uścisnęła go mocno i zrobiła miętowej herbaty.
            – Jak możesz pić ten szajs? – Połknął pierwszy łyk ziół. Ohydztwo, ale musiał je zdzierżyć.
            – Lepszy ten szajs niż hektolitry kawy. W końcu pikawa ci siądzie od tego twojego napoju bogów. – Stwierdziła ironicznie i zaprowadziła go do salonu.
            – No to trudno. Przynajmniej będziesz mogła powiedzieć „Hej, jednego chłopa mniej”. – Za to stwierdzenie dostał strzała w tył głowy.
            – Nawet nie waż się jęknąć. To za twoją głupotę. – Uśmiechnęła się do niego złośliwie. – Co jest?
            – A jak myślisz? Ułuda legła w gruzach. Ma narzeczoną, jego ojciec jest… Brak mi słów. – Nie pozwolił ponownie się uścisnąć. Musiał sobie sam dać z tym radę.
            – Radzisz sobie czy wolisz wziąć dzisiaj wolne? – Zaprzeczył ruchem głowy.
            – Nie mogę. Praca dobrze mi zrobi. Odpocznę, nie będę miał czasu na myślenie. Poza tym Julia kogoś poznała i chce się wygadać, jakbym był jakimś konfesjonałem.
            – Budzisz zaufanie, Olivierze. Przyda się w twoim przyszłym zawodzie.
            – Nie przypominaj. Jak pomyślę, że ludzie będą przychodzić do mnie i się zwierzać, to mi słabo.
            – To po co wybrałeś takie studia? – Uniosła brwi do góry i zaplotła ręce na klatce piersiowej. Jej bosa stopa co rusz uderzała o parkiet.
            – Bo to kocham. Może mi być słabo na samą myśl, bo nie mam praktyki, och-pani-ja-wiem-wszystko. – Zripostował. Lilly miała w swoim życiu taki okres, gdy na każdy temat starała się wiedzieć jak najwięcej. Ich paczka nadała jej taki przydomek, ponieważ zawsze wyprowadzał ją z równowagi.
            – Grabisz sobie. – Pogroziła mu palcem i roześmiała się.
            – Co ty nie powiesz? Ktoś musi. W sumie, to za chwilę lecę. – Spojrzał na stojący przed sobą kubek. Och, jakby chętnie został w domu i poleżał. Fakt, miałby wtedy za dużo niepotrzebnego czasu, ale każda sytuacja ma swoje plusy i minusy, a on nie był pewny, na ile ma dzisiaj siłę pracować.
            Julia w końcu go zamorduje za to, co robi. Oboje nawzajem na siebie utyskiwali, a zarazem szef zauważył, że najlepiej im się ze sobą pracuje. Szczęściem było to, że zawsze dawali radę pracować tego samego dnia w tych samych godzinach. Wyjątki się zdarzały, ale wtedy szanowni koledzy – dupki, nie mieli dla nich sił. Kto powiedział, że tylko tamta dwójka może być złośliwa? Uśmiechnął się wrednie.
            – Ile masz jeszcze czasu? – Zapytała Lill. Spojrzał na zegarek.
            – Mam piętnaście minut do autobusu, więc niewiele.
            – Chcesz się spotkać wieczorem? – Spojrzał na kobietę.
            – Nie. Ty musisz się wyspać przed nową pracą, by ich olśnić elokwencją, wiedzą i wyglądem, a ja sobie dam radę. Poza tym jutro mam na rano, więc to nie ma sensu. I tak nie mógłbym u ciebie za długo posiedzieć.
            – Jak chcesz. – Oliver podniósł swoje cztery litery z wygodnego siedzenia. Musiał przecież jeszcze dojść na przystanek, ale tym razem nie zamierzał się spieszyć. Pożegnali się krótko i wyszedł. Dobrze się działo, nie będzie miał czasu na myślenie o pierdołach. Przecież nie przyzna się do tego, jak bardzo zaczęło mu zależeć.


*  Słowo harpagan stosuje się do określenia kogoś, kto jest porywczy, pełen energii a zarazem zachowuje się jak szaleniec. Wyraz ten może służyć również jako komplement.

http://www.miejski.pl/slowo–Harpagan

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 23

Rozdział 23

            Thomas niechętnie obudził Olivera i powiedział mu, że za niedługo będzie jego przyjaciółka. Do tej pory był zaniepokojony, teraz jednak czuł przerażenie. Zaskoczyła go wiadomość od kobiety, nie wiedział, jak ją odebrać i zareagować. Czy rzeczywiście powinien nalać jej wódki? Cholera, czy oni w ogóle ją posiadali?
            – Spokojnie. Co ma być, to będzie. – Tym razem to student go uspokajał. Relacje się odwróciły, a jemu niekoniecznie to pasowało. W takiej sytuacji jak ta, wolał dominować, działać, a nie siedzieć bezczynnie i nie reagować.
            W tym momencie odezwał się głośno i przeciągle dzwonek do drzwi. Widział, jak ciało Olivera drgnęło zaskoczone, a chłopak potarł mocno powieki, chcąc się rozbudzić. Po niecałej sekundzie drzwi do mieszkania stały otworem, a Lill weszła z lekko opuszczoną głową. Przytuliła mocno do siebie Olivera i nie chciała puścić. Pierwszy raz uderzyło w niego to, jaką relację tworzyli. Jak potrafią współpracować, wspierać się, a jednocześnie wściekać. Kobieta chciała go chronić, a zarazem sama była bezbronna.
            – Wszystko dobrze? – Odgarnął jej kosmyki włosów z czoła.
            – Nie, Oliver, nic nie jest ok i cholernie chciałabym być teraz pijana, by mieć dla siebie usprawiedliwienie na to, co powiem. – Spojrzał na nią zaskoczony. Lilly gardziła pijaństwem. Nienawidziła ludzi, którzy byli uchlani do nieprzytomności.
            – Siadaj. Zrobię Ci kawy i dopiero wtedy pogadamy. – Nie chciał słuchać jej sprzeciwów, a sam potrzebował zająć przez chwilę czymś myśli. Może rozwiązanie nie było idealnie, ale akurat teraz mu ono odpowiadało. Spodziewał się, że najbliższe kilka godzin nie będzie ani miłe, ani kolorowe. Spojrzał przelotnie na Thomasa i jego mina utwierdziła go w tym przekonaniu.
            Czas oczekiwania potrzebnego na zagotowanie się wody dłużył mu się niemiłosiernie, starał się odwlec rozmowę, najdłużej jak się dało, a zarazem czuł ogarniającą go złość na samego siebie. W końcu jednak postawił filiżankę z cappuccino na stole. Thomas i Lilly siedzieli na narożniku, on jednak wolał zająć miejsce przy ścianie na ziemi. Oparł głowę o drzwi do łazienki i spojrzał na przyjaciółkę. Tworzyli trójkąt. Gdyby ta dwójka się kłóciła, mógłby być mediatorem.
            – Opowiesz nam co i jak, czy zamierzasz nadal trzymać nas w niepewności?  – Zapytał rudowłosą i skierował na nią uważny wzrok. Wiedział, że teraz mało co mu umknie.
            – Może zacznę od początku, żeby nie było niejasności. Kilka dni temu poznałam Filipa. Jest synem poprzedniej właścicielki mojego mieszkania. Szef ekipy remontowej znalazł złotą broszkę, przekazał ją mnie, a następnie ja zwróciłam ją prawowitej właścicielce. Wtedy też byłam na rozmowie o pracę, na którą on mnie odwiózł, żebym się nie spóźniła i w ramach wdzięczności zaprosił mnie na randkę, a ja nie potrafiłam odmówić. Powinieneś wiedzieć, dlaczego. – Jakaś myśl zaświtała w głowie Olivera, ale nie mógł jej jeszcze sprecyzować. Lilly co rusz poprawiała włosy, by po chwili dłonie położyć na udach.
            – Spodobał ci się i postanowiłaś się zgodzić, ale po kilku dniach. By nie myślał, że nie masz swojego życia. – Sprecyzował na widok niepewnej miny Thomasa.
            – Masz rację. – Rudowłosa zaśmiała się nerwowo. Tym razem poprawiła idealnie leżącą na jej kolanach sukienkę. –  W trakcie kolacji zadzwonił jego szef. Nie mógł nie odebrać, bo kończą jakiś ważny projekt. – Kobieta zarumieniła się lekko i ponownie zaczęła palcami przeczesywać swoje włosy.
            – Ale rozmowa tyczyła czegoś innego.
            – Masz rację. Dotyczyła ciebie, Thomasie, ale tego zdążyliście się domyślić. – Obaj kiwnęli głowami, jakby za sprawą tajnej synchronizacji. – Wiecie, że dość dziwnie to wyglądało? – Śmiech przyjaciółki zaczął go irytować. Cholera jasna, mogłaby w końcu przejść do sedna, ale nie mógł jej poganiać, bo się zatnie i nie uzyskają żadnych informacji. – Okazało się, że szef Filipa dzwoni w sprawie zaginionego syna. Nie miałam żadnych szczegółów, ale coś mi zaczęło świtać. Nazwijcie to, jak chcecie.
            – Intuicja kazała ci się o wszystko dopytać? – Tym razem to ruda kiwnęła w zamyśleniu głową.
            – W sumie sama nie wiem czemu. Tym bardziej, że z opisu wynikało jakby zaginął nastoletni chłopak. Musieliśmy poczekać na twoje zdjęcie. – Spojrzała nerwowo na Thomasa i ponownie zaczęła poprawiać sukienkę, po chwili sięgnęła po jaśka leżącego po jej prawej stronie, by móc na czymś zacisnąć ręce.
            –Lill… – Jego głos był bardziej ostry niż zamierzał. Widział rozpacz w spojrzeniu przyjaciółki, co niezmiernie go zdziwiło. O co w tym wszystkim, do jasnej cholery, chodziło?
            – Wiem. Przepraszam. – Sięgnęła po cappuccino i nawilżyła obolałe gardło. Gula, nie chciała pod żadnym pozorem się rozpuścić, a ona nie miała na tyle odwagi by powiedzieć o wszystkim Oliverowi. Cholera! – Zaczęłam rozmawiać z Filipem na temat zaginionego chłopaka, nie posiadając jeszcze dokładniejszych informacji. Ale zobaczyłam zdjęcie i to przesądziło sprawę. – Widziała, jak Oliver ją obserwował. Miotała się od środka pomiędzy poczuciem obowiązku, a tym, że powinna go chronić. Czemu to, do jasnej cholery, było takie ciężkie?
            – Czego nie chcesz mi powiedzieć? Widzę, jak cię aż trzęsie od środka. – Oliver wstał podszedł do niej i przytulił.
            – Masz narzeczoną, Thomas… – Poczuła, jak ramiona ją oplatające tężeją pod wpływem tej informacji. – Od dwóch lat. – Nie patrzyła na starszego mężczyznę, tylko na swojego przyjaciela. Dłonie do tej pory delikatnie ją oplatające, zacisnęły się w pięści, postawa całego ciała napięła się, a kręgosłup gwałtownie wyprostował.
            – Że co do kurwy nędzy? – Reakcja do tej pory nieodzywającego się Thomasa była dla ich dwójki zaskoczeniem. – Przecież to niemożliwe! Pamiętałbym! Zapomniałem tylko pół roku i imiona. Jak mógłbym…? Kurwa! Kim ona jest? – Gdyby nie gips najprawdopodobniej krążyłby intensywnie po pokoju. Wzburzenie paliło mu żyły, czuł się, jakby ktoś mu założył worek na głowę.
            – Charlotte. – Po całym mieszkaniu rozszedł się przeraźliwy wrzask mężczyzny. Jego ciało wygięło się w łuk, a krtań wydała dźwięki, które mroziły krew w żyłach. Thomas spadł całym ciałem na łóżko, trzymając się za głowę. Wrzeszczał, jakby go obdzierali ze skóry, w pewnym momencie jednak zaległa cisza, która aż parzyła w uszy.
            Oliver i Lilly stali jak sparaliżowani. Nie wiedzieli, co powinni zrobić, jak się zachować. Reakcja mężczyzny była nieadekwatna do sytuacji.
            – Co to, do jasnej kurwy nędzy, było? – Ruda nie mogła powstrzymać cisnącego się na jej usta przekleństwa. Student, nie czekając na jej reakcję, podbiegł do kochanka i sprawdził jego puls. W tym związku to on był tym bardziej racjonalnym i myślącym logicznie pod wpływem nagłych wydarzeń. Na szczęście tętno było dobrze wyczuwalne i silne, czyli Thomas najzwyczajniej w świecie zemdlał. Czemu tak wrzeszczał?
            – Nie zadawaj głupich pytań. Idź po wodę. Zimną. I jakąś szmatkę. Szybko. – Podniósł nogi mężczyzny do góry, by krew popłynęła do głowy. Trzymając je jedną dłonią, pochylił się nad partnerem i odgarnął z czoła jego włosy. Cholera, co mu się stało? Twarz Toma przybrała odcień bladozielony, a on nie wiedział, co powinien dokładnie zrobić. Wezwać karetkę, czy sobie to odpuścić? Przyjaciółka stanęła przy jego boku.
            – Pochlap mu delikatnie twarz wodą z samych opuszków. – Na szczęście podziałało. – Masz jakieś tabletki na ból głowy?
            – Przecież wiesz, że tak. Sama niedawno jedną zażyłam. – Skrzywił się na to stwierdzenie. Lill miała migreny, które potocznie nazywali napięciowymi. Odreagowywała w ten sposób ciężkie, stresujące sytuacje. Jej ciało samo się wykańczało i tylko naprawdę mocne tabletki były w stanie jej wtedy pomóc. Czasami, gdy zaczynała odczuwać lekki ból pod okiem bądź też w gałce ocznej, brała już coś na ból, ponieważ w ten sposób jakoś udawało się powstrzymać migrenę. Nie zawsze, ale kobieta uważała, że zawsze warto próbować. Za chwilę trzymał w ręce małą, białą pastylkę.
            – Zmocz go znowu. – Ruda zanurzyła palce w szklance i pokropiła nimi policzki Thomasa. Tym razem jednak mężczyzna na szczęście zareagował na te zabiegi. Jego powieki zaczęły drgać. Usłyszeli cichy jęk wydobywający się z jego ust.
            – Kurwa! Moja głowa. – Jeszcze nie w pełni świadom chwycił się mocno za pulsujące skronie. Czuł się, jakby ktoś mu przywalił siekierą w sam środek czoła, na dodatek dokładając ciosy baseballem w skronie. Oczy paliły go żywym ogniem. Co to było? Czołg go staranował, czy inne cholerstwo?
            – Co ci jest? – Głos Olivera był przytłumiony w jego głowie, a zarazem spowodował serię dziwnych błysków pod powiekami.
            – Nie wiem. Boli, jakbym dostał kopa w jaja. – Usłyszał stłumione parsknięcie. – Nie śmiej się, Lill. Powinienem ci to zafundować.
            – Nigdy ci się nie uda. – Poczuł ciepłą dłoń przytkniętą do czoła. – Jesteś w stanie się podnieść? – Spróbował ruszyć głową, ale ogarniająca go fala mdłości prawie odebrała mu dech.
            – Chyba się porzygam. – Słyszał jak, któreś z nich wychodzi z pokoju do łazienki by wziąć miskę, w razie gdyby zamierzał zrealizować swoje plany.
            – Poleż spokojnie. Staraj się nie ruszać i nie otwieraj oczu. – Już wiedział, jak są rozmieszczeni. To student trzymał jego nogi i położył mu właśnie zimny okład na czoło. – Możesz dostać światłowstrętu.
            – Postaram się, ale nie obiecuję. Mogę wody? – Położył sobie rękę na oczach, starając się je przysłonić. Nie zamierzał się ruszać, a co dopiero oddychać. Nie doczekał się odpowiedzi. Jego nogi zostały opuszczone na posłanie, a Oliver podtrzymał mu głowę, gdy na oślep sięgał do szklanki. Nie spodziewał się, że w trakcie tak krótkiej chwili można zedrzeć gardło.
            Nagle usłyszeli pukanie do drzwi. Oliver spojrzał na Lilly niepewnie, ale kazał jej otworzyć. Nikogo się nie spodziewał, w szczególności o tej porze.
            – Dzień dobry, policja. Dostaliśmy zgłoszenie o zakłócaniu ciszy nocnej. Czy możemy wejść? – Po postawie dwóch rosłych mężczyzn kobieta wiedziała, że chcą sprawdzić czy nikogo nie zamordowali. Dłonie mieli położone na broni, w razie czego gdyby chcieli ich zaatakować.
            – Proszę bardzo. Przepraszamy za bycie zbyt głośnymi, ale jak pan widzi kolega zemdlał. – Lill wprowadziła ich do pokoju. Mężczyźni zobaczyli, że nie gra żadna głośna muzyka, na stole nie leży alkohol, a jedynym zakłóceniem sielskiego widoku jest wysoki facet leżący prawie jak kłoda, który ledwo oddychał z bólu.
            – Proszę pana, czy trzeba panu pomóc? Wezwać karetkę? Czy tych dwoje zrobiło coś co naruszyło pańskie zdrowie? – Siwowłosy, krótko obcięty stróż prawa podszedł do Thomasa.
            – Nie, proszę pana. Proszę wybaczyć wrzask, ale niespodziewanie zabolała mnie głowa. Mam dość silne migreny, które przytrafiają się niespodziewanie. – Mówiąc te słowa, Tom nawet nie zamierzał się ruszyć, czy tym bardziej spojrzeć na gościa.
            – Czy mógłbyś na mnie spojrzeć? – Niespodziewanie przeszedł na ty. – Wolałbym się upewnić, że nic ci nie jest.
            – Przykro mi, ale nie. Nie jestem w stanie, jest mi nie dobrze, a od światła ból tylko się potęguje. Przepraszam. – Policjanci spojrzeli po sobie, komunikując się za pomocą samych spojrzeń.
            – Oczywiście, rozumiemy. Ze względu na taką okoliczność, nie dostaną państwo mandatu. Nie mamy do tego podstaw. Każdy może się gorzej poczuć, a przecież nie krzyczał pan specjalnie.
            – Dziękujemy. – Tym razem odezwał się Oliver. Nie uśmiechało mu się zapłacić koło sześciu stów za telefon jednej z sąsiadek. Czasami starsze panie potrafią być urocze, ale nie w tym przypadku. – Nie obiecujemy, że sytuacja się nie powtórzy, bo sami panowie wiedzą jak to jest ze zdrowiem.
            – Ma pan rację. W razie czego, proszę następnym razem dzwonić po karetkę. – Przyjaciele kiwnęli głowami, po czym Lilly odprowadziła stróżów prawa do drzwi.

***

            Thomas zasnął nie wiadomo kiedy. Oliver patrzył na niego zmartwiony. Zastanawiało go, co spowodowało tak okropny wrzask ze strony mężczyzny. Nie zdążyli o tym porozmawiać, bo po wyjściu policjantów prawie natychmiast odpłynął w krainę snów, by się zregenerować.
            – Okłamałeś mnie czy rzeczywiście nie pamiętałeś? – Szepnął do siebie i przeczesał jego kosmyki. Lill spojrzała na niego niepewnie.
            – Przepraszam, Oli. Wiedziałam, że cię to zaboli, ale nie chciałam ukrywać przed tobą prawdy.
            – I dobrze zrobiłaś, nie przejmuj się. Przynajmniej wiem, na czym stoję. – Jego strapione spojrzenie dokładnie powiedziało jej, o czym myśli. A co, jeśli był kolejnym eksperymentem powalonej pary? Chociaż jak mógłby udać wypadek i amnezję? Nie można mieć narzeczonej i być gejem. To wszystko nie mieściło im się w głowie.
            – Poprosiłam Filipa o to, by dał wam dzień. Ale Thomas musi się odezwać do rodziny następnego dnia przed dwunastą. Musiałam mu to przyrzec. – Pozycja przyjaciółki była skulona. Siedziała z podkulonymi nogami, nie przejmowała się tym, że widać jej bieliznę. Nikt i tak nie mógł jej zobaczyć.
            – Nie ma sprawy. Zajmę się tym, a Charlotte odzyska swojego faceta. – Przetarł zmęczone oczy. Co powinien zrobić?
            – Zakochałeś się. Wiem o tym. Dlaczego więc nie chcesz walczyć? – Spodziewał się tego pytania.
            – Bo on do mnie nie należy. Jest związany, to, co zrobi, to będzie tylko i wyłącznie jego decyzja. Nie chcę go naciskać. Jeśli wybrałby mnie, przynajmniej nigdy nie zarzuci mi, że go do tego zmusiłem. – Oparł policzek na dłoni i spojrzał na rudowłosą. – Chcesz herbaty? – Zaprzeczyła silnym ruchem głowy.
            – Czy ty zawsze musisz być tak suchy w emocjach? Zastanawia mnie to. Coś w tej całej sytuacji mi nie gra. Pamiętał przecież Charlottę, to co? Nie pamiętałby, że jest jego narzeczoną? Jakiegoś puzzla brakuje.
            – Muszę. – Uśmiechnął się krzywo. – W końcu jestem facetem. – Otrzymał lekkie uderzenie w ramię. – Też to zauważyłem. Być może nigdy się tego nie dowiemy, z drugiej strony chyba należą się nam wyjaśnienia.
            – Też mi się tak wydaje. Kochasz go? – Lill obserwowała rumieniec wpływający na policzki Olivera.
            – Chyba tak. I to mnie zgubi. – Przygarnęła go w swoje ramiona i przytuliła jego głowę do swego barku. Dzięki takiej pozycji mogła go swobodnie głaskać, nie przejmując się wyginaniem by sięgnąć dłonią we włosy.
            – Będzie dobrze. Zawsze to mówisz. Nawet jeśli sprawy się pokomplikują, musi tak być. Prawda?
            – Mhm. – Oli czuł się tym wszystkim zmęczony. Pogubił się. Ile mieli dni spokoju? Tydzień? Dwa? Zakochał się już wcześniej, do pewnego momentu się między nimi układało. A teraz co? Cholera by to wszystko wzięła.
            – Czekamy, aż się ocknie, by się wszystkiego dowiedzieć? – Krótkie kiwnięcie musiało jej wystarczyć za odpowiedź.

***

            Thomas obudził się dopiero po dwóch godzinach spokojnego snu. Czuł się odrobinę lepiej, chociaż marzył o czymś, co zredukowałoby chociaż trochę ból nadal rozsadzający mu czaszkę. Czego on się spodziewał? Że będzie zdrów tryskał energią?
            – O cholera. – Gdy tylko uchylił powieki, stwierdził, że był to zły pomysł. Kto wstawił słońce do pokoju? – Chcecie mnie zabić tym światłem? – Wychrypiał w końcu. – Już po chwili wszyscy w troję siedzieli w całkowitej ciemności. Oliver, nie pytając się przyjaciół o zdanie, podszedł do łazienki, przełączył pstryczek i uchylił drzwi. Wolał widzieć, chociaż kontur ich twarzy, gdy będą rozmawiać.
            – Lepiej? – zapytał. – Chcesz wody? Coś do zjedzenia?
            – Nie. Wszystko jest dobrze. Tylko… Chyba sobie wszystko przypomniałem. – Słyszał, jak Oliver wciągnął gwałtownie powietrze. – Nie jestem tego całkowicie pewien, ale wiem, kto, jak się nazywał, w końcu wspomnienia nabrały ostrości, nie są tylko przeczuciem.
            Student pochylił głowę i westchnął głęboko. Wiedział, że tak będzie, a jednak nie podobała mu się ta sytuacja. Nie chodziło o odzyskane przez Thomasa wspomnienia, a o ich treść. Obawiał się tego, co usłyszy, a także tego, że jego serce zostanie zmiażdżone.
            – Nie znam wszystkich kontekstów. Kilka rzeczy jeszcze mi umyka, ale jak porozmawiam z bliskimi, to pewnie się wyjaśnią.
            – Kim jest Charlotte? – Musiał zadać to pytanie. Nieustannie krążyło mu po głowie, wprawiając zamęt, wywijając jego żołądek w supeł. Oberwie jeszcze bardziej czy nie?
            – Wiem, że jest moją przyjaciółką od dzieciństwa. Jest w moim wieku. Ma kręcone włosy, średniego wzrostu i potrafi nieźle zapieprzać na szpilkach. – Może nie powinien być zazdrosny, ale jednak tak się stało. W głosie jego byłego kochanka słychać było uczucie, ciepło.
            – I jest też narzeczoną. – Sam sobie uświadomił, że jego głos jest zgorzkniały i nieszczęśliwy.
            – Nie pamiętam tego. Przepraszam.
            – Zapomniałeś czy wolisz udawać, że tak jest? – Nie był już tak pewny siebie jak wcześniej i zaczynało go to wkurzać.
            – Nie denerwuj się. Mówię ci prawdę. Nie zamierzam kłamać w tak ważnej sprawie. Wbrew pozorom, nie zamierzam cię zranić.
            – Wiecie co? Muszę już iść. Za niedługo zaczynam pracę i chcę wykorzystać ostatnie uroki wolności. – Puściła im oko i zaczęła się zbierać. – Nie pozabijajcie się. – Została odprowadzona przez Olivera, po czym uścisnęła go mocno. – Dasz sobie radę. – Szepnęła mu do ucha.
            – Oli. – Thomas zbliżył się do niego i objął ramionami. Czułe zdrobnienie jego imienia nagle zabolało jak cios pięścią. – Jakoś się ułoży.  Wymyślimy coś. Ja jej nie kocham.
            – Skąd wiesz do jasnej cholery? – Uderzył go pięścią w pierś. – Nie pamiętałeś jej, jesteście narzeczeństwem od dwóch lat, a ty mówisz, że jej nie kochasz?
            – Pomyśl logicznie. Mieszkałbym z nią, gdybym się zaręczył. Ona zgłosiła moje zaginięcie po takim czasie? Coś tu nie gra. Niby pamiętam, ale dużo rzeczy umknęło. – Jego ciało zostało przyciśnięte do klatki piersiowej mężczyzny, a dwie pary warg otarły się o siebie.
            – Czyli została mi tylko złudna nadzieja. Super. – Mruknął pod nosem i wpił się w usta Thomasa. Skoro tak, to zamierzał wykorzystać swój czas do końca. Straci go, ale wcześniej będzie czerpał z życia, ile tylko będzie w stanie. Miał na wszystko jeden dzień. Musiało wystarczyć.