niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 13


Rozdział 13

            – Cholera! Człowieku, muszę ci obwinąć ten gips workiem od śmieci. Inaczej go zamoczysz. Chcesz jechać do szpitala po to, by musieli cię znów zagipsować, bo tobie nie chce się chwilę posiedzieć? – Oliver warknął zirytowany. – Czeka nas to codziennie, więc musisz się przyzwyczaić. – Nie zamierzał być aż tak cierpliwy. Ciągłe wiercenie się na narożniku mężczyzny tylko go niepotrzebnie denerwowało.
            – Nie moja wina, że mnie tak noga swędzi, a jak jeszcze wpychasz mi folię pod gips to tym bardziej. Nie bierz tego do siebie. – Mężczyzna znów się ruszył, a Oliver zajęczał sfrustrowany. – Mam łaskotki, nic na to nie poradzę.
            – Jutro sam sobie foliujesz nogę. – Warknął wkurzony student, nie dbając o to, że jest niemiły. Miałby się tak codziennie męczyć? Mowy nie ma.
            – Może być. Ale i tak będziesz mi musiał pomóc przy stopie. Hahahahaha. – To wcale nie było zabawne. Ten kretyn nie ostrzegał go, że ma aż takie łaskotki i przy okazji umieszczania folii pod gipsem, zostanie nim skopany. Żebro go bolało, a Thomas śmiał się i wiercił, jakby miał owsiki. Może zarazili go czymś w tym szpitalu?
            –Lill, wróć do domu, zanim popełnię czyn karany trzydziestoma latami więzienia bądź też dożywociem, bo za chwilę przypierdolę temu człowiekowi. – Warczał zirytowanym głosem Oliver.
            – Jak sobie poradzimy? Może udałoby mi się stać i trzymać nogę na zewnątrz i wtedy byłbym w stanie się wykąpać. 
            Student przymknął oczy. Cholera. Zastanawiał się, jak to rozwiązać. Gdyby dał Thomasowi ręcznik na stopień znajdujący się w brodziku, mógłby wtedy postawić krzesło na zewnątrz, by nie zamoczył nogi. Prysznic nie uszkodziłby wtedy gipsu. Oprócz tego mężczyzna mógłby się sam umyć, o ile tylko pomoże mu się usadowić. Na wszelki wypadek mógłby zostawić uchylone drzwi, gdyby ten go wołał.
            – Chyba mam pomysł, ale będziesz musiał tu chwilę poczekać. Muszę wszystko ułożyć. – No cóż. Czekało go codziennie wirowanie ręczników, a następnie suszenie za oknem. Dzięki Bogu za czterdziestostopniowy upał, dzięki któremu wszystko szybko będzie schło. Podniósł się z ziemi i podszedł do wysepki między kuchnią a pokojem. Wziął krzesło pod pachę, a przy okazji sięgnął też po ściereczkę do wycierania na mokro. Jak Thomas już się wykąpie, będzie miał pewnie połowę podłogi mokrą, a tak to przynajmniej szybko zbierze nagromadzoną na podłożu wodę.
            Po wejściu do łazienki, zastanowił się jak wszystko ułożyć i rozegrać. Jeśli Thomas usiądzie pod prysznicem, to będzie musiał się myć w bokserkach, jeśli zdejmie je wcześniej… Mogą wyniknąć z tego znaczne komplikacje. Przynajmniej dla niego. Przymknął oczy i oparł czoło o zimną szybę. No to się wkopał. I to porządnie. Co go podkusiło wtedy, by iść akurat tą drogą. Nie mógł poczekać na autobus? Nie miałby przynajmniej takiego problemu z tą całą sytuacją.
            Dopiero teraz zaczął doceniać co to znaczy żyć samemu. Nie pomagało mu to, że zauroczył się w mężczyźnie. Obserwował go, słuchał tego, co mówi i w  jaki sposób. Starał się dostrzec między wierszami coś, coś co nie istniało. I tego się właśnie bał jak cholera. Wyobrażenia uczuć, miłości i szacunku. Bał się, że wkopie się w większe gówno niż to wszystko warte. Widząc Thomasa, jego serce lekko przyspieszało, czuł, jak się rumienił. Wiedział, dokąd uciekają jego myśli i ile go kosztuje ściągnięcie ich ponownie na właściwy tor. Karkołomne zadanie. Chciał go dotykać, tulić, całować. Przerażało go to, jak szybko uzależnił się od mężczyzny, a także to w jaki sposób zawładnął jego życiem. Przywiązał go do siebie, nawet tego nie zauważając. Nie musiał zwracać na to uwagi, skoro gustował w płci pięknej. Wiedział, że nie wytrzyma długo z Thomasem pod jednym dachem. Będzie go to co raz bardziej przytłaczało, męczyło, jego serce będzie się wyrywać do tego mężczyzny. A on okupi to cierpieniem. Zapewne gdzieś niedaleko czeka na niego piękna dziewczyna, z którą kiedyś się zwiąże i być może będzie miał gromadkę dzieci. Może, od czasu do czasu, wspomni przyjaciela, który mu pomagał, kiedy tego potrzebował.
            Już teraz czuł, jak się rozsypuje na kawałki. To go gnębiło. Może najlepiej by było, gdyby wyjaśnił mężczyźnie kim jest, jak on na niego działa i dzięki temu pozbyłby się problemu z głowy. Miałby złamane serce, mógłby go zwyzywać od dupków, dbać tylko o siebie, by przywrócić się do stanu używalności społecznej. Wiedział jednak doskonale, że tego nie zrobi. Nie mógłby tego uczynić. Nie w ten sposób bez pewności, że ma rację. To mogłoby go zniszczyć. A nie wiedział, czy jest na to gotowy.
            Aktualnie, musiał się zmierzyć z tak, wydawałoby się, prozaicznym zajęciem jak kąpiel. Czemu złamania i gipsy tak cholernie wszystko utrudniają? Wszedł ponownie do salonu, by zobaczyć prawie nagiego Thomasa. Kurwa. Czemu ten facet wyglądał tak dobrze w samych bokserkach? Ten obraz wyryje mu się w głowie do końca życia. Był zbyt seksowny, piękny. Za bardzo męski i władczy. Działał na niego w sposób, którego nie chciał.
            – Pomóc ci wstać? Czy dasz sobie radę sam? – Wolał mu się za długo nie przypatrywać. Mężczyzna,jego widok działał na niego. Wiedział, że mało brakuje mu do podniecenia się.Może jednak powinien rozpatrzyć kąpiel Thomasa w bokserkach? Przynajmniej nie musiałby go oglądać nagiego. Już i tak widział za dużo. Mężczyzna był podniecony. Na razie delikatnie, ale i tak będzie to niezręczna sytuacja. Przecież nie powie mu „Chodź się ze mną kochać”. Kochać? Jakie, kurwa, kochać? To byłby zwykły seks bez zobowiązań raz na jakiś czas.
            Może jednak powinien rozważyć to, że mężczyzna jest homoseksualny albo chociaż bi? Gdyby było inaczej, przecież nie zareagowałby w taki sposób na to, co ma się zdarzyć. A właściwie, co będzie miało miejsce? Zwykła kąpiel, a właściwie prysznic.
            – Dam sobie radę. Dzięki. Jakoś dokuśtykam, ale będę potrzebował pomocy, żeby wejść pod prysznic.
            – Wiem – westchnął Oliver. Jako że przestrzeń, którą miał do pokonania Thomas, była niewielka, obaj znaleźli się w łazience szybciej, niż student by sobie tego życzył. Dopiero teraz zauważył wszelkie wady swojego pomysłu. Może jednak powinien dać mężczyźnie miskę z ciepłą wodą do mycia i ewentualnie pomóc mu w myciu nóg. Tak to tylko skazuje się na jeszcze większe problemy i katusze.
            – ... pomóc. – Oli ocknął się z zamyślenia. Usłyszał tylko ostatnie słowo z wypowiedzi jego tymczasowego gościa.
            – Co mówiłeś? Wybacz, zamyśliłem się.
            – A nad czym to tak intensywnie myślisz? – Oliver z chęcią starłby z ust mężczyzny ten pewny siebie, ironiczny uśmieszek.
            – Nad fizyką kwantową. To o co pytałeś? – Przecież nie powie, że o nim. Niedoczekanie jego. Mowy nie ma. Chociaż, co mu szkodzi?
            – Musisz mi pomóc z bokserkami. To znaczy chyba jestem w stanie sam je zdjąć, ale nie wiem, czy przecisnę je tak łatwo przez gips. A z ziemi sam ich na pewno nie podniosę. Przykro mi. – Wcale nie było mu przykro i on o tym doskonale wiedział. Dupek jeden. Czemu prysznic mężczyzny wymagał od niego tak intensywnych analiz psychicznych,na co może sobie pozwolić, a na co nie? Oprócz tego zastanawiał się nad postępowaniem Toma. Powinno być prawnie zakazane, by się tak pastwić nad człowiekiem.
            – Dobra. Lepiej to zrobić teraz, zanim wejdziesz pod prysznic. – Po otrzymaniu potwierdzenia, Oliver klęknął koło złamanej nogi. Nie chciał się postawić w sytuacji, gdy klęczał przed mężczyzną i to mając przed nosem jego członek. Może kiedyś by mu się to podobało, ale nie teraz. Jeszcze nie. Może kiedyś.
            Thomas obsunął swoje bokserki z bioder. Wiedział, że był podniecony. Nie miał w końcu na to wpływu. Oliver był seksowny, a do tego rumieńce na jego twarzy tylko dodawały mu uroku. Widział, że jest on skrępowany, niepewny tego co i jak powinien zrobić. Już sam fakt, że klęknął obok niego, a nie naprzeciwko. To mogłoby być interesujące. Jakby go tu dodatkowo zawstydzić? Może to nie było ani dojrzałe, ani odpowiedzialne, ale jednak czerpał satysfakcję z tego, jak potrafi zawstydzić młodszego od siebie mężczyznę. Z drugiej strony, biorąc wszystkie za i przeciw, jeszcze ową możliwość będzie mógł przetestować. Lepiej nie wkurzać dzisiaj dodatkowo swojego opiekuna, bo może się to dla niego źle skończyć.

            Był egoistą. Wiedział o tym. Wolał spać w cieple niż na ulicy. Zresztą szczerze wątpił w to, by Oliver go wyrzucił. Nie był tym typem człowieka, który o nikogo nie dba. Nawet o największego idiotę. Na szczęście, będzie mógł pobyć chwilę sam. Jemu także będzie potrzebna chwila samotności. Obaj odetchną przez chwilę, będą mieli czas by się zregenerować i odizolować.

***
            Kolejna godzina minęła im bardzo szybko. Thomas,siedział przez pół godziny w wodzie, więc obaj mogli opanować swoje emocje. Na szczęście, także Lilly wróciła do domu, więc całe napięcie między nimi wyparowało. Nie umknęły im jednak ukradkowe spojrzenia, które wiele mówiły o tym, jak się między sobą czują.
            W momencie, gdy Lill weszła do mieszkania Olivera, wiedziała, że coś się tu wydarzyło. W powietrzu można było wyczuć tę specyficzną, intymną atmosferę. Wiedziała, co to oznacza. Obaj się sobie podobali. Oliver będzie uciekał i negował, a Thomas będzie go prowokował. Doskonale zdawała sobie sprawę, że mężczyzna rozgryzł jej przyjaciela, jednak na razie się o niego nie bała.
Powinna porozmawiać chwilę z Thomasem. Najprawdopodobniej zrobi to już jutro, gdy Oliver pójdzie do pracy. Będzie miała dużo czasu by sobie wszystko zaplanować, być może sprowokuje mężczyznę do powiedzenia pewnych rzeczy. Zanim to jednak zrobi, powinna przemyśleć, jak zareaguje Oli na owe rewelacje. Zdawała sobie sprawę, że jeżeli nie dogada się z Thomasem, to któreś z nich powie o wszystkim jej przyjacielowi. Uśmiechnęła się prawym kącikiem ust, analizując, jak powinna rozegrać tę potyczkę, bo tak to dla niej wyglądało.
Obserwowała uważnie swojego przyjaciela. Cały czas był zarumieniony i uciekał wzrokiem wszędzie, gdzie się dało, byleby tylko ominąć Thomasa. Zastanawiała się, co dokładnie się wydarzyło, gdy jej nie było. Na pewno ze sobą się nie przespali. Nie było też mowy o seksie oralnym. Cholera. Co tu się działo? Intrygowało ją to. Zachowanie przyjaciela było zbyt nietypowe, jak na niego.
Cieszyła się, że za dwa dni się wyprowadzi.W innej sytuacji, byłaby zapewne nieszczęśliwa, ale obraz sytuacji, który miała przed oczyma dość jasno dał jej do zrozumienia, że lepiej od tej dwójki uciekać jak najdalej. Trudnym i karkołomnym zadaniem byłoby unikanie Thomasa i Olivera na tak małej przestrzeni, wiedząc, że są gotowi w każdej chwili się na siebie rzucić. Widać to było po nich. Nie chciała być świadkiem seksu. Jej psychika mogłaby zostać bardziej spaczona niż to wszystko warte. I tak była już za bardzo zeschizowana.

***
            Następny dzień przyszedł dla Olivera stanowczo za wolno. Nie spał całą noc i nie wiedział, jak pozyskać dla siebie chociaż trochę energii i entuzjazmu. Jeśli tak dalej pójdzie,to nie wyśpi się przez kolejne pół roku, bo będzie przeżywał wszystko, co powiedział i zrobił Thomas. Wyjątkowo, z samego rana spotkał swojego szefa za biurkiem. Zazwyczaj mężczyzna przychodził koło dziesiątej, a nie ósmej. Do tej pory nie przypuszczał, że trafił na tak dobrego człowieka. Mężczyzna zainteresował się,czy coś się stało, że wygląda aż tak źle i pytał, czy czegoś nie potrzebuje. Pracował już w wielu firmach typu: „jeśli wyglądałeś źle to najchętniej by cię wywalili z roboty, byś nie zachorował i nie zepsuł im planów”.
            Jednak nie w tej pracy. Zamiast zrobić właścicielowi kawę, tak jak to było w zwyczaju, został usadzony na wygodnym fotelu i to jemu została przyniesiona filiżanka z napojem. Jak tu nie kochać takiego człowieka? Gdy tylko doszedł do siebie, wrócił do pracy. Z samego rana i tak nie było dużego ruchu, więc Jill dawała sobie świetnie radę.
            Po dziesięciu minutach spędzonych w gabinecie szefa i wyjaśnieniu, że nic poważnego się na stało, tylko od kilku dni nie spał, dlatego wyglądał tak źle, mógł wrócić do pracy. Komfortem w tej firmie było to, że nie musieli cały dzień stać na baczność. Jeżeli nie było ruchu, mogli siąść za barem na wysokich krzesłach. W wielu zakładach pracy obowiązywał zakaz siadania przez całe osiem godzin pracy, można się było jedynie podpierać na krześle, sprawdzając dane do zamówienia na komputerze czy też tylko wtedy, gdy trzeba było sięgnąć po rzeczy na najniższą półkę, a nie chciało się nikomu przesuwać krzesła.
            Oliver wiedział, że pokochał tę pracę i oddał jej całe serce, którego nie chciałby stracić, gdyby został zwolniony. Nic nie mógł jednak poradzić, że zakochał się w tym wnętrzu, atmosferze. Wchodząc do środka, od razu można było poczuć falę spokoju, braku rozgorączkowania, spowolnienie tempa życia. Tutaj nikt się nie spieszył, nie krzyczał i nie awanturował. Grała muzyka jazzowa lub filmowa, która wpadała w ucho, ale nie zagłuszała rozmów. Niestety zbyt głośną muzykę można było spotkać w zbyt wielu kawiarniach. Człowiek nie mógł się skupić na własnych myślach, a co dopiero na konwersacji z drugą osobą.
            Miał jednak inny problem. Znał Lilly i to go martwiło. Przebywanie jego przyjaciółki i Thomasa w jednym pomieszczeniu stanowiło zagrożenia dla życia i zdrowia. Nie tyle fizycznego, co psychicznego. Przy tej kobiecie wszystko mogło się zdarzyć. Chwilę było dobrze, a zaraz potem może rozpętać się piekło, jeśli kobieta palnęłaby coś, czego on sam nie chciałby wyjawić. Nie wiedział, co zastanie w domu, a zdawał sobie sprawę, że ta dwójka do niczego mu się nie przyzna, jakkolwiekby na nich nie naciskał. Nie wiedział, jak tego uniknąć. I to powodowało u niego jeszcze większe rozdrażnienie.

***
            Thomas obserwował krzątającą się po kuchni kobietę. Jej ruchy były pewne, doskonale wiedziała, co gdzie leży lub ewentualnie gdzie mogła znaleźć brakującą rzecz. Nie wiedział, czy go to cieszyło, ze względu na to, że Oliver miał z kim rozmawiać czy raczej martwiło. Widział więź między tą dwójką i był skłonny stwierdzić, że nie była to zwykła przyjaźń. Raczej podszyta lekką, platoniczną miłością. Być może nieodwzajemnioną. Uniósł głowę z nad kubka trzymanego w rękach. Wpatrywanie się to w Lilly, to w herbatę na nic mu się nie zda, jeśli jej w końcu nie zapyta o to, co chciał wiedzieć.
            – Kochasz go? – Spodziewał się, że dziewczyna przerwie chociaż na chwilę robienie obiadu, ta jednak nie oderwała się od wykonywanej czynności.
            – Nie. Chyba, że chodzi ci o braterskie uczucie, w co szczerze wątpię. – W końcu odwróciła do niego głowę i się uśmiechnęła ironicznie.
            – Nie zdziwiło cię to pytanie? – To było raczej stwierdzenie faktu niż czekanie na odpowiedź.  
            – Nie. W końcu miałam szansę was poobserwować wczoraj wieczorem. Musiałam tylko trochę poczekać, aż sam zaczniesz mówić. – Thomas skrzywił się brzydko.
            – Jestem aż tak przewidywalny? Cholera. A co gdybym nie zaczął mówić?
            – Dawałam ci jeszcze godzinę. Wtedy ja bym zaczęła temat. – Po kuchni rozszedł się ich śmiech. On też dobrze przypuszczał. – Jeśli go skrzywdzisz, nakopię ci do dupy. – Jej groźba nie robiła takiego efektu, jaki powinna. Podbite oko kobiety wskazywało na brak siły, nie dałaby sobie z nim rady, co nie przeszkadzało jej w wypowiedzeniu tych kilku słów. Dzisiaj nie nałożyła na nie tony fluidu, by przykryć sińce. Obróciła się w jego stronę i oparła biodrami o blat.
            – To aż tak widać, że mnie do niego ciągnie? – Krótkie kiwniecie głową musiało mu niestety wystarczyć. – Nie zamierzam go skrzywdzić.
            – Ale i tak to zrobisz. – W głosie Lilly nie było ani cienia żalu czy złości.
            – Skąd wiesz? Chyba nie jesteś wróżką. – Parsknięcie kobiety dało mu jasno do zrozumienia, że uważa go za idiotę. Przynajmniej w tym momencie.
            – Pomyślmy. To normalne, jeśli nam na kimś zależy, bądź jeśli kogoś znamy. Tak po prostu. Każdy czasem rani drugą osobę. Poza tym, nie pamiętasz ostatniego pół roku swojego życia, żadnych danych, imion prócz tego jednego, które podałeś, a ja nic na ten temat nie znalazłam. Zranisz go czy tego będziesz chciał czy nie. Tak to już bywa.
            – Nie jesteś o to zła? – Zauważył wzruszenie ramion i to jak ponownie odwraca się do garnka na palniku.
            – Niby czemu? Nie mam na to wpływu. To normalne. Z tym, że to ja później będę musiała go zbierać do kupy, kiedy ty zawiedziesz.
            – Zadziwiasz mnie. – Mówił szczerze, nie zamierzał tego ukrywać. – Chyba nikt nie zgadzałby się tak otwarcie na zranienie swojego przyjaciela, a zarazem go chronił.
            – Ja po prostu podchodzę do tego racjonalnie. Nie mam wpływu na to, jak potoczą się wasze losy, nie zaglądam w szklanką kulę, więc nie będę twierdzić, że wszystko, i o wszystkich wiem, ale znam trochę życie.
            – Zauważyłem.
            – Mam tylko jedną prośbę. – Lilly spojrzała na niego, obracając tylko lekko głowę w jego stronę. – Dbaj o niego póki możesz, ale gdy będziesz odchodził, nie dawaj mu nadziei. Bo ja nie wierzę, że wrócisz, a chcę by zaznał trochę szczęścia. Z tobą, bo właśnie ciebie wybrał. Chciał ci zaufać. Ja jednak nie pozwolę ci go zniszczyć.
            Thomas nie do końca rozumiał, o czym mówiła Lilly. Wiedział, że jakiś sens jej wypowiedzi mu umyka i nie tyczyło się to jej doświadczeń. Miał taką pewność, chociaż nie miał pojęcia skąd. Coś mu nie grało, ale jeszcze nie wiedział co.
            Po tej krótkiej, aczkolwiek dziwnej rozmowie w kawalerce rozległa się cisza. Thomas i Lilly skupili się na swoich myślach, analizach i problemach. Thomas próbował uchwycić sens, który gdzieś mu umknął, a zarazem złapać w głowie wspomnienie, które jeszcze nie chciało mu się ukazać.
            Było tam. Zdawał sobie z tego sprawę, a jednak nie mógł go dopaść. Czuł się, jakby jego myśli tworzyły istny labirynt, który nie dane mu było jeszcze pokonać. Dlaczego? Przecież chciał odzyskać swoje wspomnienia. Czyżby i tu umykał mu jakiś ogólny sens? Może właśnie z tego powodu, w jego głowie kształtuje się myśl. Czuł się, jakby dopiero przebijała się przez mgłę, ale miało jej to zająć jeszcze jakiś czas.
            Nie umiał racjonalnie wytłumaczyć, skąd o tym wiedział. To było dziwne uczucie, skomplikowane i proste, zarazem. Jego wspomnienia idealnie obrazowała mgła. Niby coś wiedział, a zarazem coś się ukrywała pod mlecznobiałą powłoką. Gdzie w tym wszystkim był sens? Co mu umykało?
            Lilly krzyknęła przestraszona, gdy Thomas opadł głową na stół, mocno o niego uderzając. Co to, do kurwy nędzy, było?! Spanikowała, spróbowała złapać szybki drżący oddech i podeszła do mężczyzny. Nie żył?! Nie mógł jej tego, kurwa, zrobić. Nie teraz, i nie przy niej. Oliver ją ukatrupi za zabicie jego faceta. Ale czym? Pogadanką? Nawet mu nic do jedzenia nie dodała. Nachyliła się nad mężczyzną, odrzucając na plecy swoje włosy, by jej nie przeszkadzały. Przyłożyła dłoń do ust mężczyzny. Czuła na niej ciepły, mocny oddech. To co się, do cholery, stało?
            Może powinna była wezwać karetkę? Tylko co powiedzieć? Wie Pani, rozmawiałam z chłopakiem mojego przyjaciela i on nagle uderzył głową o blat bez wyraźnej przyczyny? Niebył zdenerwowany, rozmawialiśmy tylko o moim przyjacielu, a tak w ogóle to ten mężczyzna, który zemdlał ma pieprzoną amnezję i złamaną nogę! Uratujecie mnie z tego domu wariatów? A może wyślecie do jakiegoś innego, bo w tym, gdzie akurat przebywam mam serdecznie dość!
            Musiała oddychać, jak ona zemdleje, nikt ich tu nie uratuje. Nie ważne, że nie lubiła nieprzytomnych osób i najchętniej by od takich zwiewała. Oliver by ją zabił. Zakochał się w tym facecie. Musiała działać. Ale co zrobić?
            Poklepała Thomasa po policzku, by go o ocucić. Miała nadzieję, że to poskutkuje, bo inaczej będzie kiepsko. Jeśli jej się nie uda, wezwie karetkę. Na szczęście, mężczyzna zareagował na jej zabiegi i już po chwili siedział w pełni wyprostowany na krześle.
            – Czemu mnie klepiesz po policzku? – Popatrzył na nią zirytowany.
            – Ja ci tu ratuję życie, dupku, bo zemdlałeś, a ty jeszcze na mnie warczysz, że cię budzę?! Super.
            – Zemdlałem? O kurwa.
            – Potwierdzam. Zawału prawie dostałam. Boli cię coś? Dać ci lodu, bo chyba będziesz miał siniaka na czole.
            – Nie trzeba. – Thomas pomasował obolałe miejsce by następnie przyłożyć tymczasowo drżące palce do czoła. – Nic mi nie jest, ale odzyskałem jakieś wspomnienie…


niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 12

Miłego czytania :)

Rozdział 12
Oliver biegł na złamanie karku. Musiał zostać godzinę dłużej w pracy przez to, że Jill zaszwankował samochód. Zanim dotarła z drugiego końca miasta autobusem, upłynęło kolejne pół godziny. Poza tym musiała mieć jeszcze czas na szybkie przebranie się. Thomas go zabije, a przy tym jego lekarz. Na dodatek, nie mógł się dodzwonić do mężczyzny, nie odpowiadał też na  jego wiadomości tekstowe. Cholera! Wiedział, że tak będzie.
            Za dwa dni Lilly miała się przeprowadzać. Kupiła z ojcem mieszkanie, o jakim marzyła. Nawet nie musiała go za bardzo remontować, ktoś miał podobną do niej ideę. Meble w kolorze olchy i jasne, ciepłe ściany. Musieli je przemalować, dla odświeżenia, ale to był najmniejszy problem. Dwa pokoje plus kuchnia, łazienka i mała garderoba. Cały remont zajmie ich dwójce tydzień. Ojciec kobiety zaoferował się, że wynajmie firmę, ale właściciel obiecał ustawić meble na środku pokoju przy wyprowadzce, tym bardziej, że będą w tym czasie puste. Oczywiście, studentka musiała jeszcze dokupić wiele rzeczy, także z mebli, ale po poznaniu nazwy firmy, wiedziała już gdzie szukać tego, co chciała.
            Młody mężczyzna przypuszczał, że za dwa tygodnie umrze z przemęczenia. Praca, remont u przyjaciółki, Thomas u niego i jeszcze obiecał mamie pomoc w składaniu jakiegoś cholerstwa. Wytrzyma, a potem odeśpi w któryś weekend, o ile jego szef da mu chociaż dzień wolny.
            Miał wyjątkowe szczęście, że wychodząc z pracy, zaczął biec, ponieważ zdążył na autobus. Dokładniej rzecz ujmując, kierowca zatrzymał się jeszcze na chwilę i otworzył mu drzwi. Gdyby nie to, ślęczałby na przystanku przez kolejne pół godziny- albo szedł na nogach, przez co w szpitalu pojawiłby się o osiemnastej! Cholera by to wszystko wzięła. Ponownie wybrał numer Thomasa.
            –Hallllooo? – usłyszał głośne ziewnięcie i nie wiedział czy zacząć krzyczeć, czy się śmiać. – Oliver? Jesteś tam? – Nawet nie był świadom tego, że się zarumienił. Głos mężczyzny działał na niego. Naprawdę nie potrzebował tego w tej chwili.
            – Tak, jestem. Spóźnię się. Przepraszam. Jill trochę nawaliła. Będę u ciebie za jakieś hm… – spojrzał na zegarek w kasowniku. – Dziesięć, może piętnaście minut. – Thomas roześmiał się do słuchawki.
            – Nie ma sprawy. I tak dopiero wstałem. To ja się powoli zbieram. – Obaj zaśmiali się do słuchawki, by po krótkiej chwili się rozłączyć.

***

            Oliver nie mylił się mówiąc o czasie, o jakim zamierzał być w szpitalu. Ze względu na to, że nikt nie chciał wysiadać na dwóch przystankach „na żądanie” dotarł szybciej na miejsce. Wjechał na piętro i po pokonaniu krótkiego odcinka korytarza, wszedł bez pukania do pokoju Thomasa. Nadal był sam, a drzwi były uchylone, dlatego też się z tym nie kłopotał.
            – Cześć. Przepraszam za spó… – Oliver urwał nagle i zakłopotał się, widząc Thomasa siedzącego bez podkoszulki. Cudem udało mu się przełknąć cicho ślinę. Cholera. – Przepraszam. Już wychodzę, skoro się przebierasz. Powinienem był zapukać. – Mimo swoich słów, nie potrafił się odwrócić od widoku przedstawianego mu się przed oczami. Kurde! Ten facet był dla niego idealny. Przecież będzie zdychał przez najbliższy czas, będąc tak blisko niego. Na dodatek wolał kobiety. Gorzej być nie mogło. – Zresztą, przyniosłem ci rzeczy na przebranie.
            Thomasowi nie uciekł zawieszony na nim wzrok studenta. Zresztą za bardzo się on nie ukrywał z tym, jak go obserwuje. Po lekko zaróżowionych policzkach wiedział, że mu się spodobał. Chociaż można by przypisać to innym zdarzeniom jak bieg, stres czy zawstydzenie. Jednak był pewny, że chodzi akurat o tę sytuację.
            – Nie szkodzi. Dzięki za rzeczy. – Nie czuł się zawstydzony tym, że ktoś go obserwował. Nie ktoś. Oliver. I chyba dlatego tak dobrze mu z tym było. Widział aprobatę w oczach chłopaka. Sam z chęcią zobaczyłby go bez koszulki, ale na to będzie jeszcze czas. Sam fakt, że będzie u niego mieszkał, ułatwiał mu wszystko. Z wielką chęcią będzie obserwował. I wprawiał studenta w zakłopotanie.

***
           
            Po kolejnej godzinie, Oliver wprowadzał powoli Thomasa do swojego mieszkania. Dokładniej rzecz ujmując, jeszcze w szpitalu go spakował, potem podziękował lekarzom, zamówił taksówkę i odebrał wszystkie dokumenty od neurochirurga. Gdy dotarli przed budynek, pomógł Thomasowi wysiąść, zapłacił taksówkarzowi i podprowadził mężczyznę do ławki znajdującej się obok klatki schodowej. Najpierw sam poszedł na górę otworzyć mieszkanie i zostawić w nim rzeczy. Wolał mieć wolne ręce, skoro miał asekurować swojego przyszłego „pacjenta”. Z gipsem blokującym zgięcie kolana, wejście na trzecie piętro będzie katorżniczą pracą. Nie chciał, by w razie zachwiania się mężczyzny, nie móc go swobodnie podtrzymać, by ten nie upadł i nie zrobił sobie jeszcze większej krzywdy.
            Już wiedział, że cotygodniowe wizyty u psychologa będą męką dla nich obu, a właściwie dla większej ilości osób. Chyba, że jego szef zgodzi się, by w środę zawsze pracował na rano. O godzinie siedemnastej Thomas miał mieć wizyty, wtedy zdążyłby się wyrobić.
            Cholernie żałował, że nie zrobił jednak prawa jazdy. Człowiek uczy się całe życie. Teraz by mu się przydało, nawet jeśli miałby od kogoś pożyczyć samochód. A tak, to będzie się musiał posiłkować taksówkami lub prosić kogoś z rodziny albo znajomych. Tylko, ile osób takie coś wytrzyma? Przypuszczał, że dość mało.
            Po załatwieniu tego co najważniejsze, zszedł ponownie, by zgarnąć Thomasa na górę. Zdziwił się, widząc mężczyznę na półpiętrze dość sprawnie radzącego sobie z przemieszczaniem się po schodach.
            – Dobry jesteś. – Zauważył Oliver, widząc, że Thomas wchodzi zdrową nogą na kolejny stopień, a drugą podpiera o kant schodów, opierając lekko ciężar na samych palcach u stopy.
            – Skurwysyńsko boli, ale chyba nie mam wyjścia, chcąc wejść.
            – Przykro mi. Nawet nie jestem w stanie cię wziąć na plecy. Będziesz za ciężki. – Widząc krzywy uśmiech Thomasa, roześmiał się lekko. – Nie dziw się. Ważysz więcej ode mnie. Jesteś wyższy i lepiej zbudowany. Nie moja wina, że cię nie dźwignę. Nie będę nas okłamywał, że jestem jakimś strongmenem. Do tego mi daleko.
            – Widać. – Zironizował starszy mężczyzna. I tym razem to on parsknął śmiechem, widząc minę studenta.
            – I ty jeszcze sobie ze mnie ironizujesz?! No, wiecie co? Świat schodzi na psy. – Oliver nie mógł powstrzymać śmiechu, mówiąc to. Mimo to, gdy mężczyzna stanął przy nim, postanowił tym razem wchodzić zaraz za nim i w razie czego trzymać ręce przed sobą. Mieli do przebycia jeszcze kawałek drogi, a wiadomo co może się zdarzyć z takim „dzieckiem szczęścia”, jakim był Thomas?

            Dotarcie do mieszkania zajęło im piętnaście minut. Lilly przywitała się z nowym lokatorem przyjaciela lekkim uściskiem i pocałunkiem w policzek. Wiedziała i widziała, jak bardzo Oliver chciał, by Thomasowi spodobało się jego tymczasowe mieszkanie. Było ono oczkiem w głowie tego idioty.
            Nadal rozmyślała o tym, co zrobił Danielowi. Jego współlokator łaskawie doniósł jej,co dokładnie zrobił Oliver i była mu za to cholernie wdzięczna. Jak przeczytała wiadomość, że skurwiel się posikał i nie tylko, ze strachu, wybuchła gromkim śmiechem. Dobrze mu tak, pomyślała, mimo że nie była za samosądem.
            – Thomas, chcesz kawy, herbaty, wody czy soku? – zapytała. Musiała jakoś pomóc przyjacielowi. A ten na tę chwilę tylko stał i obserwował mężczyznę.
            – Poproszę kawy. Dwie łyżeczki cukru i odrobinę mleka, jeśli macie. – Nic, tylko się zakochać w tak uroczym mężczyźnie. Całe szczęście, że wiedziała, iż ten jest gejem. Chroniło ją to przed niechcianymi uczuciami.
            – Już się robi, szefie. – Zasalutowała mu ze śmiechem. Gdy ten już usiadł, wyszła z kuchni najpierw z dwoma kubkami, by za chwilę przyjść ze swoją kawą. – Jak ci się podoba mieszkanie? – Miała ochotę kopnąć przyjaciela. Nie sprawdzał się jako gospodarz, więc musiała go ratować. Siedział i się rumienił. Klucha!
            – Ładne. Przytulne. Rzadko kiedy się takie spotyka. – Oliver zarumienił się jeszcze bardziej.
            – Dzięki. Nie lubię zimnych i odpychających wnętrz. Nie czuję się w nich komfortowo.
            – Chyba nikt nie czuje się w nich dobrze. Są zbyt sztywne, formalne. I ciężko jest się w nich odnaleźć. – Lilli potwierdziła skinieniem głowy słowa starszego od nich mężczyzny. Miała się dzisiaj spotkać z Kathleen, dlatego za godzinę powinna zacząć się szykować. Nie zamierzała robić za przyzwoitkę. Cieszyła się, że będzie miała swoje mieszkanie, ponieważ będzie mogła tego uniknąć. Odciąży to Olivera, oprócz tego będzie miał większą prywatność i komfort z Thomasem. Nie żeby chciała ich swatać, ale ładnie by ze sobą wyglądali.

            Dwie godziny szybko minęły im na rozmowie, a także na spożyciu przyrządzonego przez Lilly obiadu. Na początku towarzyszyła im przy spotkaniu, ale po tym jak już się umalowała i ubrała, wyszła na spotkanie ze znaną mu pielęgniarką. Dziwny zbieg okoliczności, ale na razie nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Gdy zostali sami, nagle tematy do rozmów się skończyły. Właściwie, zaczęli się lekko krępować, może miało to związek z tym, że pierwszy raz mieli zamieszkać z kimś innym niż rodzina? Thomas nie pamiętał, by kiedykolwiek dzielił z kimś lokum. Nawet za dziecka.
            Oliver natomiast przez jakiś czas jako nastolatek mieszkał w jednym pokoju z dwójką rodzeństwa, ale tylko dlatego, że reszta domu w tym czasie została poddana remontowi. Będą się musieli przyzwyczaić do swoich nawyków, do tego, co który lubi i nie obrażać się, jeżeli popełnią jakiś błąd. Może to być bardzo ciężkie. Tym bardziej, że już po wspólnych rozmowach stwierdzili, że obaj są dość dużymi indywidualistami. Dzielenie jednego pokoju we dwójkę będzie specyficznym przeżyciem, jednak musieli to przejść tak samo, jak inni ludzie.
            – Jeszcze raz dziękuję za nocleg. – Oliver parsknął śmiechem, słysząc te słowa. Nie potrafił się powstrzymać. Był typem wesołka, jeśli tylko się stresował, a ostatnie doświadczenia nie należały do najlżejszych.
            – Przepraszam. Nie ma za co. Cała przyjemność po mojej stronie. Ewentualnie za jakiś czas postawisz mi dużą pizzę. – Puścił do Thomasa oczko.

***

Kolejne kilka godzin minęło bardzo wolno. Thomas rozlokował się na narożniku, Oliver napompował dwa materace i poszedł na zakupy. Nie zauważył, że skończyły mu się cztery składniki potrzebne do obiadu na następny dzień. Czasem gotował coś na szybko dzień wcześniej, by nie musieć potem o tym myśleć.
W czasie, gdy Oliver kroił wszystko na zupę, starszy mężczyzna intensywnie prześwietlał wzrokiem jego sylwetkę.
– Czemu mnie obserwujesz? – zapytał młodszy mężczyzna, nawet się nie odwracając.
– A skąd wiesz, że to robię? – Odgryzł się Thomas. – Może się mylisz?
– Na pewno. Tylko nie wiem czemu, podświadomie cały czas czuję twój wzrok na sobie. – Westchnął Oliver i posiekał drobno koperek.
– Kiedy nauczyłeś się gotować? – Wiedział, że tak będzie. Thomas wiedział, jak wybrnąć z kłopotliwych sytuacji, co zauważył już w szpitalu. Było to czasami bardzo irytujące.
– Miałem siedemnaście lat. Moja mama stwierdziła, że będzie mi to potrzebne, skoro za dwa lata się wyprowadzę. Znała mój poziom zapału, dlatego zaczęła mnie uczyć tak wcześnie. – Na samo wspomnienie kłótni i szorowania przypalonych garnków na jego twarzy wykwitł lekki uśmiech.
– Miała dobre podejście. – Thomas pamiętał, że on sam uczył się gotować, stojąc przy laptopie. Włączał sobie filmiki z Internetu i próbował powielać ruchy osób przygotowujących potrawy. Nie zawsze mu to wychodziło, jednak uczył się na błędach. A to było najważniejsze.
Wiedział, że mieszkał sam. Pamiętał wygląd mieszkania, ale nic więcej. Lokum było przestronne z dość dużymi oknami. Ściany miały kolor kremowy, przez co pomieszczenia wydawały się większe niż w rzeczywistości. Kuchnia posiadała sprzęty, które śniły się mistrzom gotowania, a z których on prawie nie korzystał. Na ścianach łazienki znajdowały się  ciemne płytki, odbijające światło, przez co wydawała się być dość przejrzysta. Na prawej ścianie znajdowało się też wielkie lustro. Zaraz pod nim, zostały wwiercone w ścianę, dwie półki na kosmetyki i dwie umywalki. Wchodząc, od razu widziało się dużą wannę, kształtem przypominającą jacuzzi. Obok drzwi natomiast znajdował się duży, dwuosobowy prysznic.
– Thomas, spróbuj. – Przez zamyślenie nie zauważył, jak Oliver zbliżył się do niego i trzymał rękę pod łyżeczką z jakimś sosem. – Nie wiem, czy czegoś tu nie brakuje. – Student skrzywił się lekko. Widział, jak dłoń chłopaka zbliża się do jego ust wraz z metalowym przedmiotem w ręku. Uchylił lekko usta i wypuścił szybki, trochę drżący oddech.
Gdy lekka, ale gęsta ciecz rozlała się po jego języku pomyślał, że się rozpłynie. Dosłownie. To cholerstwo było strasznie dobre. Nigdy by nie przypuszczał, że coś tak pozornie nieważnego jak sos, może zaskakiwać smakiem. On sam nigdy by czegoś takiego nie ugotował. Słodkie i ostre zarazem, o lekkim posmaku kwasowości.
– I jak? – Zapytał Oliver, nieświadomie oblizując wargi. Widział jego lekko zamglony wzrok, chociaż chłopak nie miał do tego powodu. Chociaż…
– To było… To była najlepsza rzecz, jaką jadłem. – Jego wzrok co rusz przyciągały usta młodszego mężczyzny. Sam delikatnie oblizał swoje, widząc, jak wzrok Olivera podąża za jego językiem. Nie umknęło mu to, że młodszy mężczyzna poprawia się lekko, a na jego twarz wpływają rumieńce.
– Dziękuję. – Nie wiedział za co. Czy za to, że skosztował tak smacznego sosu, czy za to, że na niego wpływa. Widział to. Czuł tę mgiełkę erotyzmu w powietrzu. Najchętniej przyciągnąłby Oliego, jak zaczął go nazywać w myślach, do siebie i złożył na jego ustach pocałunek.
Musiał się otrząsnąć. To nie mogło mieć miejsca. Nie powinien sobie na to pozwalać. Thomas był hetero. Sam mu to wyznał. Tylko dlaczego, do jasnej ciasnej, tak na niego działał? Czemu w jego myślach ukazał się obraz mężczyzny przeżywającego orgazm? Kurwica by to wzięła! Oj tak. Mógłby się z nim pieprzyć. Tu i teraz. Chciał go wziąć w posiadanie albo oddać się mężczyźnie. Byłoby mu to obojętne.
Zmusił jednak swoje ciało do podniesienia się z narożnika i ponownego wejścia do kuchni, jak gdyby ta chwila nie istniała. Może tylko sobie coś niepotrzebnie wyobraził? Zawsze miał skłonności do tego, by robić sobie nadzieję w najmniej odpowiednim momencie. Nie mógł i nie chciał sobie na to pozwolić. Nie teraz, i nie w ten sposób. Nie z tym mężczyzną. Wiedział bowiem, że wyjdzie z tej sytuacji ze złamanym sercem.
Thomas widział nagłe wycofanie się studenta, a wręcz jego ucieczkę. Zastanawiało go, co było jej powodem. Chyba nie miał podstaw do tego, by zwiewać do kuchni, gdy on nawet go nie dotknął. Zaintrygowało go zachowanie Olivera i zaczął rozmyślać nad tym, jak się tego dowiedzieć. Może Lilly by mu w tym pomogła, skoro wróci za jakiś czas? Chociaż z drugiej strony, nie miał co na to liczyć, nie była w końcu jego przyjaciółką. Nawet się nie zorientował, jak rozmyślając o tym wszystkim, zasnął.

Oliver odetchnął, gdy znalazł się w kuchni. Miał chwilę na opanowanie swojego ciała, nim ponownie wejdzie do salonu. Postanowił zaparzyć herbatę. Zajrzał do szafki. Miał do wyboru kilka gatunków, które w większości przyniosła ze sobą Lilly. Musiał czymś zająć ręce, bo był dziwnie roztrzęsiony.
Z jednej strony, dobrze zrobił, przygarniając mężczyznę do siebie, jednak wiedział, że będzie to miało także negatywne skutki. Obawiał się, że przypłaci to niechcianym uczuciem. Skoro już teraz odczuwał ten dziwny rodzaj magnetyzmu, jak gdyby niewidzialnej liny przyciągającej go do Thomasa, to co będzie później? Zdawał sobie sprawę z tego, jak szybko się przywiązuje, dlatego musiał postarać się nie myśleć o wszystkich konsekwencjach tego, że zostanie sam.
Wyjątkowo trudno było mu rozstać się z rodziną. Najciężej człowiek przyzwyczaja się do ciszy zapadającej w mieszkaniu, gdy wyłączał muzykę czy film, który odtwarzał na laptopie. On sam bardzo długo nie mógł się przywyknąć do tego uczucia osamotnienia. Nie wiedział, czy poradzi sobie z tym ponownie.
Już teraz przywiązywał się do Thomasa. Wiedział o tym. Nieświadomie zaczął rejestrować jego obecność, skupiał uwagę na tym, czy mężczyznę coś nie boli i czy czegoś mu nie potrzeba. Za dwa, może, trzy dni wpadnie do nich jego mama. Chciała im ugotować obiad, gdy on i Lilly będą zajęci małą przeprowadzką. Nie chciała, by dodatkowo poświęcali czas na gotowanie i szykowanie wszystkiego, a sama stwierdziła, że dla niej nie będzie to problemem.
Nie widząc żadnego związku przyczynowo–skutkowego, nagle do jego głowy wpadła pewna krępująca myśl. Cholera. Będzie musiał pomóc Thomasowi się umyć. Kurwa!

Oj tak. Najbliższe dni będą bardzo ciężkie.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 11

Rozdział 11

            Musi zrobić prawko. Jeżdżenie autobusami pod wpływem takiego stresu jest nie do zniesienia. Tylko się wkurwiał jeszcze bardziej. Miał dwie opcje. Albo Daniel będzie w swoim wynajmowanym razem z kolegą mieszkaniu, albo na melinie. Chciał mu spuścić porządny wpierdol. Nie żartował, mówiąc Thomasowi, że ma ochotę połamać mu kości. Uważał, że największym skurwysyństwem – zaraz po pedofilii – jest bicie kobiet i dzieci. Nie zamierzał pozwolić, by jego przyjaciółka musiała to przeżywać.
Jako nastolatek chodził na kurs sztuk walki. Teoretycznie już dawno nie ćwiczył, nie miał na to czasu, ale nie zaszkodzi, by przypomniał sobie kilka sztuczek. Nie zamierzał działać przez zaskoczenie. Zawsze lepiej mu się walczyło twarzą w twarz, nie uciekając się do niepotrzebnej przemocy.
Zastanawiał się, jak to wszystko rozwiązać tak, by było dobrze. Zadzwonił do swojej matki, by z nią porozmawiać o pewnej ewentualności. Gdy ta stwierdziła, żeby dał jej piętnaście minut, dziękował w duszy za to, że ma taką rodzicielkę. Po chwili wykonywał kolejny telefon.
– Lilly. Ubieraj się. Za chwilę będzie u ciebie… – Kobieta mu przerwała, wypowiadając resztę zdania za niego. – Tak – potwierdził jej przypuszczenia.
– Oliver, nie mam na to siły. Po co ją wplątywałeś?
– Ponieważ jeśli tego nie zrobisz, on będzie bezkarny. A ja teraz nie mogę ci towarzyszyć. – Jego głos stał się trochę głębszy.
– Co zamierzasz? –Mężczyzna przymknął lekko oczy. Nie był pewien, czy powinien jej o tym mówić. – Okej, zapytam inaczej. Czy mam to zgłosić by ci pomóc? – Trafiła w sedno.
– Lill… – Nie umiał nic więcej dodać, a ona tego nie potrzebowała.
– Okej. Zbieram się. Nie zrób nic, co mogłoby ci zaszkodzić. Rozumiesz? – Potwierdził cicho i się rozłączył.
Kobieta wiedziała o jego niezbyt chlubnej przeszłości. Poszedł na psychologię, ponieważ jedno wydarzenie odmieniło cały sposób myślenia i postrzegania przez niego świata. Chciał pomagać, a nie szkodzić. Jako piętnastolatek został napadnięty przez dwóch oprychów, którzy chcieli telefonu, kasy i… Nawet nie chciał o tym myśleć. Na szczęście, pobierane od ósmego roku życia lekcje przyniosły skutek i dał sobie radę. Fakt, miał kilka poważniejszych obrażeń, ale nie dało się ich uniknąć, jeśli napastnik wyciąga nagle nóż. Jeden z facetów został sparaliżowany po tym, jak uderzył go z całej siły w skroń. Czaszka jest w tym miejscu bardzo wrażliwa. Może nic by się nie stało, gdyby ów człowiek dodatkowo nie uderzył tą samą stroną twarzy o bruk. Drugiego unieszkodliwił, wbijając mu palce w grdykę. Bolało go to tak bardzo, że stracił przytomność. Działał w miarę szybko i sprawnie. Nie myślał nad konsekwencjami, chciał się ratować. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jako dzieciak miał małe szanse z dwoma postawnymi mężczyznami, dlatego też wybrał ten sposób działania.
Na szczęście, nie został o nic oskarżony. Kamery znajdujące się niedaleko wszystko nagrały, przez co miał podstawy do obrony na policji. Miał cholerne szczęście, że wyszedł z tego cało. Prawie. Niejeden dzieciak na jego miejscu mógłby stracić życie. Blizna wzdłuż jego boku była pamiątką i przestrogą po tamtym wydarzeniu.
Wychodząc z autobusu, starał się nie wyglądać, jakby miał komuś zaraz walnąć. Skutki były dość opłakane, ponieważ każdy, kto go widział, schodził mu z drogi. Postanowił udać się najpierw do mieszkania byłego faceta przyjaciółki. Spodziewał się, że najpierw tam się on pojawi. Nie chciał się zdradzić za wcześnie, więc zadzwonił pod inny numer domowy, informując właścicielkę, że roznosi reklamy. Gdy drzwi się otworzyły, wszedł na zimną klatkę schodową. Zanim jednak ruszył na górę, pobył chwilę w ciemnym i chłodnym wnętrzu,dając sobie czas na opanowanie. Nerwy w niczym mu nie pomogą. Teoretycznie odciął się od emocji, jednak nie mógł sobie pozwolić na to, by nagle wzięły nad nim górę, gdy najmniej będzie ich potrzebował. Oparł się o ścianę i pomasował nasadę nosa. Nawyk wyrobiony w ciągu lat, a który zawsze go uspokajał. Zaraz potem nacisnął lekko skronie dwoma palcami i pomasował lekko. Porobił ramionami lekkie koła do tyłu i do przodu, pozwalając im się rozluźnić. Dopiero po tym zabiegu, pozwolił sobie na wejście na drugie piętro. Klatka schodowa była jasnozielona, a poręcz schodów miała kolor brzydkiego brązu. Na szczęście, nigdzie nie było żadnych napisów, ani walających się śmieci, co oznaczało, że jest to dość spokojna okolica. Znalazł się przed drzwiami z numerem szóstym powieszonym nad „okiem judasza”. Nie patrząc nawet na dzwonek znajdujący się po jego prawej stronie na ścianie, zastukał knykciami o litą powierzchnię.
– Kto tam? – Na klatce schodowej słychać było stłumiony głos współlokatora Daniela.
– Poczta. Proszę otworzyć. – Młodszy od niego chłopak otworzył drzwi na oścież i nim się spostrzegł, Oliver znajdował się tuż przed nim.
– Kurwa! – Przeklął tamten. Student roześmiał się.
– Masz rację. On jest? – Nie musiał dodawać nic więcej, błysk zrozumienia w oku młodszego mężczyzny dał mu jasny sygnał, że ten wie, co się stało.
– Jest. Dopierdol mu ode mnie też. Ok? – Oliver przybrał najzimniejszy wyraz twarzy na jaki, było go stać. Nie musiał się zresztą starać.
– Będzie cholernie wrzeszczał. Radzę ci się ulotnić. – Dziewiętnastolatek ubrał buty, wziął bluzę z wieszaka i wyszedł, nie oglądając się za siebie. Dwudziestodwulatek ruszył wąskim, pokrytym boazerią korytarzem, by po mniej więcej sześciu krokach stanąć przed lichymi drzwiami. Nacisnął klamkę i wszedł, prostując ramiona.
Widok Daniela dał mu dużo satysfakcji. Jego przestraszony wzrok, który po chwili zamienił się we wściekłość. Mężczyzna wstał szybko z łóżka, by Oliver nie miał nad nim przewagi. Znał te sztuczki. Rzadko kiedy robiły na nim większe wrażenie.
– Co ty tu, do kurwy nędzy, robisz? – Na razie obaj stali spokojnie. Nie trzeba było tego zmieniać.
– Jak ci się wydaje? – Widział, jak mężczyzna zatrząsł się od tonu jego głosu. Pożałuje tego, co zrobił. – Chyba nie myślałeś, że twoje zachowanie ujdzie ci płazem? – Nie ruszał się. Nie było takiej potrzeby. Rozbiegany wzrok robaka przed nim tylko go bawił.
– Nic takiego nie zrobiłem. Należało jej się. – Widział, jak gnój przed nim napina się, by przyblokować jego atak, który nie nastąpił. Za dużo filmów się naoglądał.
– Czy jesteś pewien tego, co powiedziałeś? – Nie będzie bawił się w lekką perswazję. Jeszcze tylko chwila. Niech no, się tylko rozluźni.
– Ta. Przecież to szmata. A jej mamuśka tylko mi pomagała. – Tak! Silny prawy sierpowy wylądował na szczęce Daniela, tak, że go obróciło na łóżko. Do tego uderzył głową w ścianę i sturlał się z łóżka. Powinien znać zasadę, że w razie możliwego ataku lepiej znajdować się z dala od ścian czy innych przedmiotów. Łatwo zrobić sobie niepotrzebną krzywdę. Nie będzie przecież informował o tym frajera.
Nim dupek zdążył się pozbierać, obrócił go na brzuch i wygiął mocno obie ręce do tyłu. Słyszał krótki wrzask, ale się nie przejmował. Dodatkowo, niby niechcący jego kolano znalazło się na kręgosłupie tego debila, blokując możliwość ucieczki, a także wzięcia głębszego oddechu. Znał ten przeszywający całe ciało ból. Kiedyś poprosił swojego ojca, by na nim przetestował ten chwyt. Chciał znać ten ból, by wiedzieć kiedy przestać. Pochylił swoją twarz do ucha faceta, wyginając mocniej jego ręce.
– Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mojej przyjaciółki, to uznam, że życie ci niemiłe. – Mężczyzna trząsł się na całym ciele i łapał szybkie, spazmatyczne oddechy. – Jeśli spróbujesz kiedykolwiek zrobić jej krzywdę, bądź jakiejkolwiek innej kobiecie, ja się o tym dowiem. Rozumiesz? – Ruszył mocniej kolanem, by zadać mu jeszcze większą dawkę bólu. –Jeśli jeszcze raz skrzywdzisz kogoś niewinnego, niemogącego się bronić… Zniszczę cię. – Wysyczał mu do ucha i ugryzł je mocno.
Słyszał, jak ten nędzny robak płacze pod nim. Miał ochotę zrobić mu porządną krzywdę, ale mimo to stwierdził, że nie jest on wart takiego wysiłku. Na dodatek świeży zapach uryny dał mu doskonały dowód na to, z jakim tchórzem ma do czynienia.
– Jesteś tylko nic niewartym, nędznym robakiem. Pierdolonym tchórzem. Uwierz mi na słowo, że nie chcesz sprawdzić, w jaki sposób jestem w stanie cię zniszczyć. – Mimo chwilowej odrazy do siebie i do skurwiela pod nim, polizał jego ucho. Zrobiło mu się niedobrze, ale wiedział, że będzie to najskuteczniejszy sposób, by przemówić mu do rozsądku. – Jeśli to zgłosisz, pójdziesz siedzieć. Postaram się, byś znalazł się w celi największego skurwysyna, który będzie cię brał wtedy, kiedy będzie miał na to ochotę. Staniesz się jego cwelem. Chcesz tego? – Smród popuszczonego gówna był obrzydliwy. Oliver poluźnił nacisk kolana i puścił jedną z jego rąk, prawą chwycił w obie dłonie i zmiażdżył trzy kostki. Wrzask, który się rozniósł, podobny był do skowytu zwierzęcia.
Pierwszy raz Oliver nie czuł się winny czyjejś krzywdy. Zdawał sobie sprawę, że wyrzuty sumienia przyjdą dużo później. Zapewne to odchoruje. Podniósł się szybko.
Zraniony mężczyzna skulił się w kłębek i łkał rozdzierająco. Student patrzył na jego marne ciało i podskórnie wiedział, że frajer nikogo już nie tknie.
– Jesteś żałosny. Jak można się zeszczać i posrać w ciągu minuty? Aż tak jesteś wrażliwy na ból skurwielu? Pamiętaj moje słowa. Inaczej pożałujesz.
Nie obracając się, wyszedł przez drzwi, a następnie opuścił jego mieszkanie, klatkę schodową i miał nadzieję, że życie. Nie chciał go nigdy więcej widzieć. Wyciągnął lekko drżącymi rękoma komórkę i zadzwonił do Lilly.
– Hej, mała. Nie będziesz już miała z nim problemu. Będę za jakiś czas. – Nie czekał na jej pytania. Wyłączył się i zadzwonił do Thomasa.
– Wszystko z tobą ok? – Słyszał zaniepokojony głos mężczyzny.
– Tak. Będę jutro dobrze? Dzisiaj muszę… Odreagować. Wyłączam telefon. – Głos mu zaczął drżeć. Stres powoli z niego schodził.
– Okej. Nie ma sprawy. Jak coś to daj znać i zadzwonię do ciebie.
– Dzięki. Dam znać. – Ponownie się rozłączył, nie czekając na odpowiedź i wyłączył komórkę. Czekał go półgodzinny spacer do domu. Nie zamierzał wsiadać do autobusu. W tym momencie było to nie na jego nerwy.

***

Thomas przeklinał się w myślach. Martwił się o obcego człowieka. I to faceta! Cholera! Chyba nie powinien tego odczuwać, aż tak intensywnie. Oliver był dorosły, udzielił mu pomocy po wypadku, odwiedzał go w czasie wolnym od pracy, a mimo to… Nosz kurde. Nie radził sobie z tym, co zaczynał czuć. Ciągnęło go do studenta. A co będzie, jeśli razem zamieszkają? Wolał chyba nie wiedzieć, na czym to się skończy.
Oprócz tego dostał nakaz od lekarza, że ma starać się chwytać wspomnienia przelatujące mu przez głowę razem z opisywaniem ich w zeszycie który otrzymał. Szlag by to trafił. Nie chciało mu się tego robić, nie miał na to ochoty, a lekarze tylko go denerwowali. Wiedział, że jest trudnym pacjentem, ale też nie chciał im niczego ułatwiać. Był złośliwą mendą. Wiedział o tym. I nie zamierzał się zmieniać.

***
Lilly dopadła do Olivera i przytuliła go mocno. Po chwili wygięła się i sprawdziła, czy nic mu się nie stało. Młody mężczyzna zasyczał na widok jej podbitego oka i tylko siłą woli powstrzymał się przed dotknięciem go. Wiedział, jak to bolało. Krew przyspieszyła tempo płynięcia, jego mózg otrzymał ponowną dawkę adrenaliny. Dobrze, że nie widział jej wcześniej, bo Daniel bardziej by ucierpiał. Zatrząsł się od tłumionego gniewu. Z natury był spokojnym człowiekiem, ale nie zamierzał pozwolić, by jego bliskim działa się jakakolwiek krzywda.
– Jak się czujesz? – Sam widok przymkniętego oka przyjaciółki dawał mu jasny obraz jej obrażeń. Na tę chwilę wolał nie wiedzieć, jak funkcjonuje psychicznie. Kobieta parsknęła śmiechem, by po chwili zasyczeć z bólu.
– Chyba widać. – Nie widział ściereczki, którą trzymała w dłoni. Dopiero, gdy przyłożyła ją do napuchniętego oka, zauważył ten „szczegół”. Tym razem to on mocno przytulił dziewczynę. Gdyby wcześniej zareagował… Może skończyłoby się to inaczej. Przez jego głupotę i brak jej zgody, Lill cierpiała.
– Kurwa! – Nie wiedział co innego powiedzieć, a musiał jakoś rozładować swoją frustrację. – Zrobię kawy. Idź się połóż. – Nie czekając na jej zgodę, udał się do kuchni. Kobieta rozumiała jego potrzebę zostania na chwilę sam na sam, mimo iż mogła go obserwować z pokoju.
Oliver, jak tylko przymykał oczy, widział bladą, zmizerniałą nagle twarz studentki. Musiał czymś zająć ręce, by go nie rozniosło. Do swojego pokoju wszedł dopiero po dwudziestu minutach. Na szczęście, Lilly widziała, jak się krzątał i robił wszystko, byleby niczego nie rozwalić. Oprócz napoju, który obiecał, stworzył szybką zapiekankę makaronową i wsadził ją do piekarnika. Musieli przecież coś jeść.
– Ojciec chce mi kupić mieszkanie. – Palnęła ni z tego, ni z owego, rudowłosa. – Stwierdził, że po tym co matka zrobiła, nie pozwoli mi z nią mieszkać pod jednym dachem. Chce bym była bezpieczna. – Student widział u niej pełną uwagę i skupienie – Nie zamierza się jednak z nią rozwieść. Za karę. Ograniczy jej wydatki do minimum. Ma zamiar założyć jej osobne konto, pozbawić ją praw do wszystkich innych rachunków. Doskonale wie, co może ją złamać. Nie wytrzyma miesiąca z tak ograniczonym budżetem, a co dopiero pół roku. Niejedna jej garsonka kosztuje więcej, niż to, co otrzyma na miesiąc. – Śmiech Lill był zimny i bezduszny.
– To dobrze, że chce cię odseparować od matki. Nie będziesz musiała się bać. U mnie też masz zapewnione miejsce. Jeśli tylko będziesz miała ochotę. – Podszedł i przytulił lekko przyjaciółkę. Nie musiał nic mówić. W końcu mogła się wypłakać, ulżyć swojemu bólowi i żałości. Wiedział, jak bardzo zabiegała o aprobatę matki, a której nigdy nie otrzymywała. Zdawał sobie sprawę, jak męczące dla niej to było i ile zdrowia ją kosztowało.
– Dziękuję. – Po tych słowach po policzkach młodej kobiety pociekło jeszcze więcej łez, a głośny szloch wstrząsnął jej ramionami. Koszulka Olivera robiła się coraz bardziej mokra, jednak nie przeszkadzało mu to. Wolał dać przyjaciółce oparcie, niż przejmować się taką pierdołą. – Co mu zrobiłeś? – Spodziewał się tego pytania. Musiało paść, by oboje mieli czyste sumienia.
– Naprawdę chcesz wiedzieć? – Lekkie kiwnięcie głową upewniło jego obawy.
– Chcę. – Westchnął cierpiętniczo, słysząc jej odpowiedź.
– Z każdym nieprzyjemnym szczegółem? – Ponowne kiwnięcie upewniło go w decyzji. –Jego kumpel mi otworzył i wyszedł. Sam kazał mu walnąć. – Cichy śmiech studentki rozniósł się po pokoju. – Tak, wiem. – On sam również się uśmiechnął. – Nie spodziewał się mnie. Miał czas się obronić. Walnąłem go w szczękę. Potem obróciłem na brzuch i wygiąłem ręce i umieściłem swoje piękne, kościste kolano na jego kręgosłupie.
– O cholera. Ała.
– Masz rację. Ała. Należało mu się. Postraszyłem go trochę i puściłem. Wrzeszczał jak tchórz. Za dużo się nie napracowałem. – Teraz, to on się roześmiał z miny swojej przyjaciółki. – No dobra, bolą mnie ramiona od podtrzymywania jego parszywych łap. No i… Połamałem mu kostki w prawej dłoni.
– Oliver… A co jeśli złoży na ciebie doniesienie? Wyrzucą cię ze studiów! – Dlatego ją kochał. Martwiła się o niego, nawet w chwili, gdy sama cierpiała.
– O to się nie bój. Nie doniesie. – Poczuł jak słabnie, zachciało mu się spać. – Muszę się zdrzemnąć. Przypilnujesz obiadu?
– Chyba kolacji? – Ironizowała kobieta, jednak ustąpiła mu miejsca na narożniku i przeniosła się na wygodny fotel. – Dobranoc. – Oliver nawet nie odpowiedział. Prawie natychmiast zasnął.


Wtorek


Thomas przypuszczał, że już dawno nie czuł się aż tak podekscytowany. W końcu mógł wyjść ze szpitala. Musiał się tylko przebrać i spakować, co dość wolno mu szło. Niestety z tym drugim musiał poczekać na Olivera, który miał mu przynieść jakieś ogromniaste spodenki i podkoszulek. Noga w gipsie wydawała się… wielka.
Przypuszczał, że te kilka dni będzie mu się strasznie dłużyć. Na szczęście, nie miał racji. Codzienne odwiedziny Olivera oraz Lilly zajmowały mu skutecznie kilka godzin. Oprócz tego, nadal miał dla siebie laptopa studenta, a na nim kilka książek i filmów. Dodatkowo, obok na półce spoczywały cztery inne książki. Dwie od nowego znajomego, i dwie od Kathleen. Miał nadzieję, że dzisiaj jeszcze ją spotka, mógłby wtedy jej je zwrócić. Jeśli mu się to nie uda, Lilly zaoferowała się, że zrobi to za niego.
Oprócz podekscytowania, odczuwał także zmartwienie. Zastanawiał się, jak będą żyć we trójkę na niewielkiej powierzchni, jaką jest kawalerka młodszego mężczyzny. Wiedział, że jego przyjaciółka szuka już mieszkania, ale mimo szerokiej oferty nieruchomości trudno było trafić na właściwe lokum, o którym pomyślisz „jest dla mnie”. Podejrzewał, że zajmie jej to jeszcze jakiś miesiąc.
Wstał powoli, by powyciągać rzeczy z szafki. Miał już małą, podręczną torbę do której mógł zebrać rzeczy, chociaż i tak zostało mu to zabronione przez nadopiekuńczego młodzika. Stwierdził on, że jak tylko przyjdzie po pracy, spakuje go szybko i będą mogli wyjść. Na szczęście, lekarz nie miał problemu z tym, że będzie mógł opuścić szpital dopiero koło godziny szesnastej. I tak musiał przygotować wypis.
Spojrzał na zegarek. Jeszcze tylko trzy godziny i Oliver przyjdzie po niego i w końcu wyniesie się z tego obrzydliwego szpitala. Nadal powinien pojawiać się na regularnych, cotygodniowych wizytach u psychologa, ale nie wiedział jeszcze, czy ma na to ochotę. Poza tym lekarz poinformował go dzisiaj, że za miesiąc musi się zgłosić na wizytę kontrolną do niego i codziennie robić sobie zastrzyki przeciwzakrzepowe. Miał cholerne szczęście, że wyszedł z tego wypadku z tak delikatnymi uszkodzeniami. Neurochirurg stwierdził, że powinien mieć wielokrotne złamanie kości, a ta była zaledwie lekko pęknięta. Skutkowało to tym, że gips będzie nosił przez kolejne dwa miesiące. Może nawet krócej. Gdyby było inaczej zostałby na siedem albo nawet dziewięć miesięcy unieruchomiony.
Na samą myśl wzdrygał się z przerażenia. Nienawidził siedzieć w bezruchu. Już sama świadomość dwóch miesięcy w gipsie od stopy po udo, była dla niego męcząca i przerażająca. Wolał się nie zastanawiać, jak znoszą to inni ludzie, którzy muszą się aż tak męczyć.
Sięgnął po butelkę, która stała zaraz obok łóżka i nalał wody do przezroczystego kubka. Było tak gorąco, że najchętniej zjadłby lody. Albo coś z grilla. Ewentualnie konia z kopytami. Schudł i był głodny. Pobyt w szpitalu mu nie służył. Nie chciał nic mówić Oliverowi, ale miał nadzieję, że Lilly ugotuje coś na obiad. Inaczej on umrze z głodu. Pomasował lekko burczący brzuch. Cholera. Może powinien poprosić jakąś pielęgniarkę o kebaba? Już widział, jak mu przynosi.
Nagle w jego głowie pojawiło się wspomnienie, gdy jadł z Charllotą właśnie to danie. Jak szybko rozbłysła jego pamięć, tak szybko wszystko uciekło. Dlaczego ją pamiętał? Wygląd, imię i nic więcej? Dlaczego nie innych? Zaczął intensywnie myśleć, czemuż to nie pamiętał tak, wydawałoby się prozaicznych rzeczy, jak dane osobowe różnych ludzi, ale pamiętał miejsca, wydarzenia. Jego amnezja zaczęła go intrygować. Zresztą psycholog stwierdził, że jest to dość dziwne. Zazwyczaj nie pamięta się nic, albo ucieka pewien okres z naszego życia bez straty takich danych. A jednak u niego coś spowodowało zablokowanie owych informacji. Dlatego też miał poumawiane wizyty na środy co tydzień. Nawet jego psychologa to interesowało. Nie był to „standardowy”, podręcznikowy zanik pamięci. I chyba to ich wszystkich dobijało.


Zachciało mu się spać. Skoro miał jeszcze dwie godziny do przyjścia studenta, mógł ten czas spokojnie przeznaczyć na regenerację.