niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 21

Rozdział 21
            Oliver nawet nie wiedział, kiedy zmęczony zasnął w ramionach Thomasa. Obu nie było im do końca wygodnie, zresztą pozycja, w której się znajdowali, gwarantowała ból całego ciała po obudzeniu, ale… Było dobrze. W ramionach mężczyzny czuł się spokojny, zrelaksowany. Napięcie, które trzymało ich ciała od kilku dni bez snu, w końcu się ulotniło. Dopiero telefon od przyjaciółki wyrwał ich z dość krótkiej drzemki. Już po tym czasie jego całe ciało bolało jak jasna cholera. Wstał z jękiem i podszedł do stolika po komórkę.
            Zaskoczyła go wiadomość otrzymana od Lill. Nie wspominała o żadnej rozmowie, ale cieszył się jej szczęściem. Sam zresztą rozmawiając z nią, cały czas patrzył Tomowi w oczy. Jakaś iskra ponownie przepłynęła między nimi, jedno spojrzenie przyciągało drugie, a żaden z nich nie zamierzał spuszczać wzroku. Wyciągnął rękę, chcąc pomóc wstać partnerowi, ten jednak pokręcił głową.
Musiał sam dać sobie radę, bo podniesienie się z ziemi było dość trudnym procesem. Po pierwsze zbliżyć się do narożnika, potem obrócić na czworaki i na podpartych o łóżku rękach dopiero się podźwignąć. Gdy już mu się to udało, podszedł do wciąż obserwującego się Olivera, który kończył właśnie rozmowę, więc gdy tylko student przycisnął czerwoną słuchawkę, jego wargi przylgnęły lekko do drugich ust. Nie chciał pogłębiać pocałunku, w zamyśle powinien być delikatny, subtelny. Widział, jak Oliver zamyka oczy. Pierwszy raz od pewnego czasu czuł się całkowicie błogo.

***

            Po dwudziestu minutach w kawalerce zabrzmiał dzwonek do drzwi. Olivera niezwykle to rozbawiło, chociaż nie miał ku temu konkretnego powodu. Chociaż, mogło mieć na to wpływ zachowanie Lilly. Kobieta zawsze wchodziła do jego domu bez pozwolenia albo waliła pięściami w drzwi. Ewentualnie pukała. Nigdy nie użyła dzwonka. Po chwili wpuszczał ją do małego salonu.
            – Przezorny zawsze ubezpieczony, co? – Pokiwała mu głową z szerokim uśmiechem na ustach.
            –Niestety muszę chwilę u was posiedzieć. Szampan powinien być chociaż trochę zimny, żeby go wypić. – Zaśmiał się na to stwierdzenie, ale kiwnął głową. Przytulił ją mocno do siebie. – Dzięki. – W sumie nie wiedziała za co. Chyba za ogół wsparcia, wiary w nią i wszystko inne.
            – Nie masz za co, głuptasie. Gratuluję pracy. To ta na drugim miejscu priorytetów? – Kiwnięcie głową tylko potwierdziło jego przypuszczenia. – Jesteś wielka!
            – Brzmisz, jakbyś prowadził darmowy trening motywacyjny dla youtube. – Wcześniej nie zwróciła uwagi na Thomasa, teraz jednak śmiech uwidocznił jego obecność.
            – Aleś mu dowaliła. – Sama zaczęła się głupkowato śmiać, ale taka była prawda. Oliver uśmiechał się krzywo.
            – Pan mądraliński się znalazł. – Uderzył go lekko w bok. – Zdążyłem zrobić kanapki. Wiem, że to nie łosoś i kawior, ale w tym domu takich rarytasów od dawna brakuje. – Lilly dostała głupawki. Szampan i kanapki z szynką i serem? Dość kiepskie zestawienie.
            – Nie przejmuj się. Na pewno będzie dobre.


***


            Gdy Lilly wróciła do domu, nigdy by nie przypuszczała, że po zwykłej paplaninie będzie tak zmęczona. Jednak wrażenia z całego dnia zrobiły swoje. Była cholernie zadowolona, że jej przyjaciel w końcu dogadał się ze swoim współlokatorem. Nie miała odwagi nazwać go inaczej. Gdzieś z tyłu głowy przypuszczała, że idylla, która nastała nie będzie trwała wiecznie, a tajemnice, które wypłyną na wierzch, będą miały siłę huraganu.
            Nikt nie mógł zbadać, na czym polega intuicja, szósty zmysł – jak zwał, tak zwał, a jednak wiedziała, że istnieje. Dzięki temu czuła, że wszystko posypie się już niedługo. Może i nie posiadała zdolności paranormalnych, ale coś znajdującego się w jej wnętrzu, właśnie w ten sposób pokazywało tę sytuację. A wtedy na jej barkach spocznie panowanie nad sytuacją. Oliver był silny, często miał rację, jednak w sytuacjach kryzysowych to ona go wyręczała. A właściwie starała się to robić na tyle, na ile jej pozwalał.
            Umyła się i została w stroju Ewy. Musiała pomyśleć nad wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. Podświadomie w jej głowie cały czas pojawiało się pytanie o Filipa. Nie wiedziała dlaczego. Właściwie nawet za dużo z nim nie rozmawiała. Chyba, że mogła policzyć do tego rozmowę z jego matką. Mężczyzna ją zaintrygował, zresztą kiedyś jej się przyśnił.
            Wierzyła, że czasami w snach objawia się nasza przyszłość, mimo iż wiele osób twierdziło, że przedstawiona jest ona na odwrót. Poddawała to jednak wątpliwością. Nie było sensu okłamywać samej siebie – nie widziała wcześniej mężczyzny. Fakt, faktem nie stało się to na żywo. Przy sprzedaży mieszkania nie uczestniczył, zajmowała się tym jego rodzicielka i nie chciała żadnej pomocy, o czym jej wspominała.
            Położyła się do dużego, dwuosobowego łóżka. Nie kłopotała się z ubieraniem piżamy. Miała dobre rolety, zasłonięte w każdym pomieszczeniu, a fakt, że mieszkała sama, wszystko ułatwiał. Gdyby ktoś ją nagle odwiedził, na krześle zaraz obok posłania leżał szlafrok, więc nie musiałaby się kłopotać z szybkim ubieraniem. Odetchnęła głęboko i przykryła cienką kołdrą. Nim się obejrzała, zapadła się w krainę marzeń, wypełnioną snem bez snu.


***


            Po pożegnaniu z przyjaciółką Oliver poszedł wziąć szybki prysznic. Tym razem to Thomas miał zająć się ścieleniem łóżek. Doskonale wiedział, że musi wypocząć, odespać inne rzeczy.Na szczęście było mu to umożliwione. Po tym jak on opuścił małe, parne pomieszczenie, trafił tam Tom, a on wyłożył się z cichym jękiem na materacu.
            Thomas namydlił gąbkę i zaczął myć spięte ramiona. Już po chwili stres całego dnia zaczął z niego schodzić, jak ręką odjął. Pochylił głowę i pozwolił, by płynęła po niej woda. Cieszył się, że sytuacja między nim a Oliverem się wyjaśniła. Czuł się dzięki temu o wiele lepiej, ale musiał przyznać, że w tym wszystkim pomogła także Lilly. Kobieta rozśmieszała Oliego, dogryzała mu i widać było, jak dobre relacje ich łączą. Pomogła mu się zregenerować w sposób psychiczny, a jeśli student się wyśpi, będzie tylko lepiej. Martwił się o niego, nic na to nie mógł poradzić, ale dzięki temu nie zamartwiał się swoim stanem.
Nie wspominał Oliverowi o nawracających bólach głowy, wspomnieniach wydarzeń, które co raz bardziej dawały mu się we znaki. Od czasu do czasu można się tego było dowiedzieć przez sińce widniejące pod jego oczami. Męczyły go wtedy silne migreny, od których czasem wymiotował. Im więcej odzyskiwał wiedzy o swoim życiu, tym gorzej znosił stany bólowe, szpilki wbijające się w gałkę oczną, światłowstręt i uczucie goryczy w gardle.  Cholera. Od tego czasu zaczął szanować osoby, które były w stanie przeżyć kilka takich migren w przeciągu paru tygodni. On wymiękł po pierwszej, a co dopiero mieć takie stany regularnie? Skończył szybko kąpiel i wszedł do pokoju.
Oliver zasnął głęboko, leżąc na materacu. Jego plany wzięły w łeb, ponieważ chciał mu zaproponować spanie razem na narożniku. Nie musiałby się martwić o jego wygodę, a byłby im obu wygodniej. Nie chodziło przecież o podteksty. Nie zastanawiając się wiele, siadł na narożniku i po chwili zastanowienia poruszył lekko ramieniem studenta.
– Chodź do łóżka. Będzie ci wygodniej. – Oliver ledwie przytomny podniósł się i upchnął na miejscu Thomasa. Wykonywał czynności, a jednak nie zarejestrował ich. Przez oczy widział jak przez mgłę.
Thomas miał ochotę się zaśmiać, widząc nieporadność Olivera. No cóż, będzie musiał wziąć jego pościel po to by się czymś przykryć. Jakoś mu to nie przeszkadzało. Gdy już wszystko ułożył, tak by nie obudzić Olivera, położył się i przytulił lekko do jego pleców. Odetchnął głęboko i przymknął powieki. O tak. Teraz mógł odetchnąć. Światło jego świadomości zostało w tym momencie zgaszone.


***


            Rano obudził Olivera zapach świeżo parzonej kawy. Przeciągnął się niczym kot i ziewnął rozdzierająco. W końcu się wyspał.
            – Co ja robię na łóżku? – Zapytał Thomasa stojącego w kuchni. Mężczyzna nawet nie drgnął na jego słowa, był całkowicie świadom tego, że zdążył się obudzić.
            – Jak to, co? Śpisz. Przeniosłeś się, jak wyszedłem z kąpieli. Obudziłem cię, ale byłeś prawie nieprzytomny nawet wtedy, gdy się tarabaniłeś na moje miejsce. – Na jego usta mimowolnie wpłynął uśmiech, a na policzki rumieniec. Obserwował jego szerokie barki, mięśnie pracujące pod skórą.
            – Dzięki. Dawno tak dobrze nie spałem. – Nie spodziewał się propozycji, która padła z ust Toma, w czasie gdy obracał się w jego stronę.
            – To śpij ze mną codziennie. – Cóż zabrzmiało to dość dwuznacznie. Poczuł gorąco na całym ciele. Nie miał nawet jak pilnować tego czy nie widać jego porannego wzwodu. – Ty się będziesz wysypiał, ja nie będę miał wyrzutów, że okupuję twoje miejsce. – Uśmiechnął się lekko widząc reakcję studenta. Miał ochotę podejść do niego, zedrzeć kołdrę i sprawić mu przyjemność. Przygryzł lekko wargę, po czym oblizał delikatnie bolące miejsce.
            – Cholera, nie rób tak. Już wstaję i ci pomogę tylko muszę iść do wc. – Musiał przecież dać sobie radę. Co z tego, że śledzące go uważnie oczy nie pomagały w tej kłopotliwej sytuacji. Jak na złość właśnie ten moment wybrał Tom by podać mu praktycznie pod nos, kubek z parującą kawą. Wziął łyk i przymknął oczy. Była cholernie idealna. Na czuja odstawił naczynie na blat stolika, który znajdował się zaraz obok łóżka. Drgnął i jęknął, czując dłoń Thomasa na swoim fiucie.
            – Chcesz, żebym doszedł? To rób tak dalej. – Warknął ni to zły, ni podniecony. Krew krążyła szybciej w jego żyłach, oddech przyspieszał przy coraz mocniejszych pieszczotach. Usta zostały zmiażdżone w pocałunku, a ciało ulegle położyło się ponownie na pościeli. Czuł, jak jego spodenki są ściągane na siłę jedną ręką, a druga nadal bawi się twardym penisem. Syknął przez zęby, gdy Thomas zahaczył paznokciem o nabrzmiałą żyłę na spodzie.
            Widząc wysiłek, jaki wkłada Oliver by zahamować orgazm, spowodował na jego ustach lekki uśmiech. Zamierzał go doprowadzić na szczyt, a potem przedłużać jego przyjemność. Jego dłoń była śliska od preejakulatu, co ułatwiało mu tarcie. Zbliżając się do główki, zaciskał mocniej dłoń by kierując się ponownie do podstawy rozluźnić ją, jak gdyby chciał tylko muskać ciało studenta. Jego ruchy to były szybkie, by zaraz zwolnić i przedłużyć agonię Olivera. A ten dyszał przez zęby, pięściami co rusz miął prześcieradło, zacisnął mocno oczy i jęczał, co chwilę wyginając kręgosłup. Przycisnął mocno kciuki do główki i pomasował ją. Krzyk Oliego utonął w poduszce, która niewiadomo kiedy znalazła się na jego ustach. Pogładził lekko opuszkiem palca płaską dziurkę, czym wprawił studenta w drżenie. Tym razem głośny jęk wydostał się z jego ust.
            Poczuł coraz częściej przebiegające dreszcze przez ciało studenta i nachylił się by wziąć główkę erekcji do ust. Zassał się na niej i poczuł, jak do jego gardła spływa gorące nasienie. Nie przestawał jednak swojej czynności, chcąc dać chłopakowi jak najwięcej satysfakcji. Bawił się jego jądrami, lizał i ssał główkę, na długo po tym jak doszedł, przez co nie pozwalał opaść erekcji młodszego mężczyzny. Sam był diabelsko podniecony. Jego biodra ocierały się o wolną dłoń, którą sam się pieścił. Czuł, jak mocno drżą mu kolana. Śliska główka wystawa znad gumki za luźnych, opadających na biodra spodenek.
            – Zaraz znowu. – Nic więcej student nie był w stanie powiedzieć. Jego ciało zatrzęsło się gwałtownie, wysyłając setki impulsów do mózgu, a zaraz potem czuł, jakby się rozpadał.
Thomas doszedł chwilę po nim, z biodrami podrygującymi w takt jego ostatnich ruchów. Czuł się spełniony. Dawno już nie miał tak by sam sobie obciągał i czuł się tak błogo. Czasem wręcz pojawiało się uczucie zniechęcenia do samego siebie, a jednak teraz tego nie miał.
            – Jestem wykończony, a ledwo wstałem. – Oli uchylił jedno oko i przyciągnął większe ciało do siebie. – Podoba mi się to. – Nie brzydząc się, pocałował Thomasa, zagłębiając język w jego usta i przy okazji smakując siebie. Gdy w końcu zdołał uwolnić wargi mężczyzny, oboje mieli przyspieszone oddechy, nabrzmiałe usta i zarumienione z wysiłku policzki.
            – Mnie też. Nawet nie wiesz jak bardzo.

***

            Lilly obudził nieustannie dzwoniący telefon. Myślała, że to znowu Oliver, któremu ostatnio co chwilę coś się waliło i paliło. Pracę miała zacząć od przyszłego tygodnia, więc była pewna, że się nie spóźniła. Spojrzała na mały migoczący wyświetlacz. Nie znała numeru, spod którego dzwoniono, a to w zestawieniu z pobudką, czyniło ją niemiłą.
            – Tak, słucham? – Warknęła do słuchawki. Nigdy nie była uprzejma w takiej sytuacji, ale robiła to nieświadomie.
            – Słyszę, że jesteś strasznie miła rano. – Rozbawiony głos Filipa tylko niepotrzebnie jej podniósł ciśnienie. Co ten facet sobie myśli?
            – Oczywiście, w końcu nie co dzień odbiera się telefony od nadgorliwych mężczyzn. – Mimowolnie na jej usta wpłynął uśmiech. Nie musiał się za bardzo starać by poznać numer jej komórki. Czując się dziwnie skrępowana, rozmawiając z nim nago przez telefon, podeszła szybko do rozsuwanej szafy i wyciągnęła pierwszą z brzegu koszulkę. Nie zamierzała dzisiaj wychodzić z domu, więc nie ubierała stanika, jednak pod spód założyła czarne, bawełniane majtki.
            – Obiecuję poprawę, o ile umówisz się dzisiaj ze mną na kawę. – Roześmiała się na takie stwierdzenie.
            – Dlaczego ci nie wierzę? Poza tym właśnie piję kawę. – Niewinne kłamstwo.
            – Nie będę powtarzał przed chwilą wypowiedzianych przez ciebie słów, ale wiem, że kłamiesz. – Mogła się uzależnić od tego głosu. Głęboki, pociągający.
            – Skąd to niby wiesz? – Cholera, kiedy ostatnim razem rozmawiała z jakimś mężczyzną w ten sposób? Nigdy. Zawsze się hamowała, jednak nie w tej sytuacji.
            – Jest dziewiąta. Odebrałaś lekko wkurzona i miałaś zaspany głos. Dopiero wstałaś, a ja cię obudziłem. Nie zdążyłaś zaparzyć kawy. – Zaskoczył ją tym, co powiedział. Przez jej poprzedni związek zaczęła się zastanawiać czy w tym mieszkaniu nie ma ukrytej kamery. Chyba popadała w paranoję, ale wolała być ostrożna.
            – Em. Będę mogła się z tobą spotkać dopiero za dwa dni. Wcześniej jestem bardzo zajęta. – Musiała wezwać speca, żeby sprawdził czy nie ma tu urządzeń nagrywających. Cholera, przestraszyła się. Teoretycznie nic takiego nie powinno mieć miejsca. Zamki miała wymienione, cała elektryka była wymieniana, tynki od nowa robione.
            – Co powiesz w takim razie na obiad? – Zaraz potem usłyszała nazwę knajpy. Umówiła się z mężczyzną, że po nią podjedzie, w końcu i tak wiedział, gdzie mieszka. Zignorowała swoje lęki, ponieważ zdawała sobie sprawę, czym są spowodowane.
            Nie była to dla niej komfortowa sytuacja. Może powinna jednak odmówić, wyznawała jednak zasadę kto nie ryzykuje, ten nie żyje. Dlatego właśnie postanowiła się spotkać z Filipem. Jeśli wspólne wyjście im nie wyjdzie, nie będzie miała do siebie żalu, że nie spróbowała. A jeśli jej się poszczęści to też dobrze. Nie mogła się całe życie zamykać w mieszkaniu przez zwykłego dupka. Nie pozwoli sobie na to, choćby miała walczyć sama ze sobą. Nie raz już pokonywała przeciwności, dlaczego więc nie tym razem? Da sobie radę. Tylko w co ona się ubierze?

***

            Oliver i Thomas wykorzystali dzień wolny do końca. Wbrew pozorom poza porannym zbliżeniem nic więcej nie miało miejsca. Fakt, faktem całowali się od czasu do czasu, obejmowali. Student pierwszy raz od dłuższego czasu czuł się komfortowo, bezpiecznie. Mimo że nie wstawali z łóżka, cały czas ze sobą rozmawiali. Mimo okresu czasu jaki ze sobą mieszkali, wiedzieli o sobie niewiele. W pewnym sensie utrudniała to amnezję Toma, opowiadał tylko tyle, ile był w stanie. Oliver z natury był skrytym człowiekiem, otwierał się przy przyjaciołach, ale też nie umiał swobodnie opowiadać o swoich doświadczeniach. Na początku siedzieli na dwóch przeciwnych krańcach posłania, jakby dystans był im potrzebny do życia. Dopiero po pewnym czasie Oli zbliżył się do mężczyzny i położył obok niego. Nie chciał siedzieć w sposób konfrontacyjny, naprzeciwko siebie, patrząc jeden drugiemu w oczy. Nie o to tu chodziło. Czasem lepiej nie widzieć twarzy swojego rozmówcy.
            – A właściwie czemu mieszkasz sam? – W końcu Thomas zadał nurtujące go od kilkunastu minut pytanie.
            – Dostałem je w spadku od pewnej starszej kobiety. Jej mąż zmarł, a ona nie miała dzieci. Opiekowałem się nią kilka lat, czytałem, przynosiłem zakupy i w ten sposób mi podziękowała.
            – Ładny ten prezent. – Mruknął i pocałował bruneta we włosy. Głowa Oliego spoczywała na jego ramieniu, a student opierał policzek na jego klatce piersiowej. Błogi spokój.
            – To prawda. A teraz ty mi powiedz czy odzyskałeś jakieś wspomnienia. Ostatnio nic o tym nie wspominałeś, a szczerze wątpię, by nie miało to miejsca. Ilość środków przeciwbólowych, które spożywasz, o czymś świadczy. – Thomasa zaskoczyła ta wiadomość. Nie sądził, że student zauważył szybko znikające tabletki. Przecież prawie nie było go w domu, a jeśli już to nie zaglądał do szuflady z lekami.
            – Skąd wiesz?
            – Ja wszystko wiem, Thomas. Zauważam, nieświadomie rejestruję pewne rzeczy. Gdy cię boli głowa, jesteś bardzo blady i niemiły. Warczysz, jakbyś miał ochotę kogoś walnąć, a przy okazji szczerze mówiąc, wyglądasz jak jakiś upiór.
            – No tak. Lilly ostrzegała, że mało rzeczy ci umyka. – Mruknął do siebie pod nosem. Uśmiechnął się lekko do młodszego mężczyzny, gdy ten położył mu dłoń na policzku i pogłaskał go delikatnie. Miał dość szorstkie dłonie, które drażniły dodatkowo jego dwudniowy zarost.
            – Przypominam sobie tylko pojedyncze rzeczy, szczegóły niepasujące do siebie. Jest ich co raz więcej, no i częściej przez to mam migreny. – Czy przez to wyjdzie na mięczaka? Wątpił.
            – Myślałeś o tym by to spisywać? – Thomas pokiwał głową i powiedział Oliverowi gdzie jest notes. Nie chciał specjalnie kuśtykać by podać go mężczyźnie. Zazwyczaj notował w kuchni, więc wkładał go tam do szafki. Student oparł się o blat obok zlewu i zaczytał się w spisanych notatkach. Na początku miał problemy z rozszyfrowaniem takich liter jak u, n, w i m, ponieważ Tom pisał je praktycznie identycznie. Dopiero po chwili przyzwyczaił się do jego stylu i mógł na spokojnie poznać treść notatek.
            Zaskoczyło go to, że przede wszystkim we wspomnieniach Thomasa przejawiają się rzeczy. Nie ludzie, ale właśnie przedmioty, emocje, znaczenie. Dość dziwne. Fakt, że nie jest specjalistą w tej dziedzinie, ale coś mu w tej sytuacji nie pasowało. Sam nie wiedział dokładnie co. Jakiś element układanki nie wpasował się w całość. Zdawał sobie sprawę, że wcześniej czy później dowie się co to takiego, zapewne w najmniej odpowiednim momencie, ale…
            – Zastanawia mnie, jak mógłbym ci pomóc. – Starszy mężczyzna nie dowierzał w to, co słyszy. Przecież student zarzekał się, że nie będzie w stanie tego zrobić, dlatego, że studia są dla niego ważniejsze. Najwyraźniej zmienił zdanie.

            – Wszystko pójdzie swoim torem i ty dobrze o tym wiesz. Wątpię, by ktoś zaczął mnie szukać, chociaż to zapewne wiele by ułatwiło. –Był zmęczony tą sytuacją. Nie mówił Oliverowi, że nie widzi przed sobą żadnej perspektywy. Czuł się kiepsko, nie wiedząc, kim jest. Brakowało mu tożsamości i to był jego problem. Co z tego, że wiedział, jak ma na imię. To przecież nie wszystko. Nie miał pojęcia czy posiadał rodzinę, a jeśli tak, dlaczego się nie zainteresowali jego zniknięciem. Martwiło go wszystko, co się aktualnie działo, a także to, że jest zdany na łaskę Oliego. Nie chciał być pasożytem, a właśnie to go czekało w ciągu najbliższego miesiąca. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tylko przez niego Oliver wziął drugi etat. Był głównym powodem przemęczenia chłopaka, a na dodatek czekała go rehabilitacja. Tyle dobrze, że rodzice studenta zaoferowali się by im pomóc finansowo. Mógł czekać na zabiegi opłacone przez państwo, chociaż nie było gwarancji, że wtedy wyzdrowieje.  Albo wybrać się prywatnie do specjalisty i szybciej stanąć na nogi. Jak tak dalej pójdzie, najbliższe pół roku spędzi na spłacie długów, bo zaczyna wpadać w spiralę zadłużenia. Cholera! Tyle dobrze, że ci ludzie nie oczekiwali od niego natychmiastowej spłaty, ani, że w ogóle o niej nie mówili. Był jednak człowiekiem honoru i zamierzał zrobić to co słuszne.

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 20

Dziękuję za komentarze i życzę miłego czytania :)

Rozdział 20

Lilly patrzyła z niedowierzaniem na złotą broszkę[1] przekazaną przez szefa robotników, którzy wykonywali remont w jej domu. Mimo że zakończył się jakiś czas temu, mężczyzna zadzwonił do niej z prośbą czy mogą się spotkać, ponieważ ma jej coś do przekazania. Na początku miała ochotę nie zgodzić się, zalatywało jej to tanim podrywem, ale w końcu ciekawość wzięła górę.
            Dzień po telefonie siedziała przy kawiarnianym stoliku z małym arcydziełem w ręku. Zdziwienie, które odczuwała, było tym większe, że starszy pan, jak go nazywała w myślach, mógł wynieść cacko z mieszkania i sprzedać, a ona nawet by o tym nie wiedziała. Broszka nie należała do niej, to jedno było pewne. Zaciekawiło ją jednak, czemu mężczyzna dopiero teraz zdecydował się oddać znalezisko. Przecież minął ponad tydzień, odkąd zakończyli współpracę. Nie chciała być wścibska, ale i tak zadała pytanie krążące jej po głowie.
            – Muszę się przyznać, że o niej nadzwyczajnie zapomniałem. Gdy Brian, mój pracownik ją znalazł i przekazał w moje ręce po prostu wsadziłem ten drobiazg do kieszeni kurtki i o nim pamiętałem. Lało wtedy jak z cebra, a że do wczoraj nie padało to o niej najzwyczajniej w świecie zapomniałem. Sama pani rozumie, jest okres letni, praca za pracą, zerowy czas na odpoczynek. Przepraszam, jeśli jej zniknięcie panią zmartwiło.
            – Rozumiem. Nie ma najmniejszego problemu. Często zdarza nam się o czymś zapomnieć, a przecież nie zostawił jej pan u siebie specjalnie. Ile pan życzy sobie znaleźnego? – Co, jak co, ale ona też cechowała się uczciwością. To, że znalazł broszkę w jej nowym mieszkaniu, wcale nie oznaczało, że nie powinna o to zapytać. Widać było, że jest to stary wyrób i zapewne posiadał także znaczenie sentymentalne. Tym bardziej, że na odwrocie pięknie wykonanego kwiatu widniał wygrawerowany rok 1857 i zdobna litera A.
            – Nic. To broszka z pani domu, proszę się nie wygłupiać. Po prostu żal mi było tak pięknej biżuterii, żeby leżała w pyle i kurzu. – Kobieta spojrzała na niego. Była zachwycona znaleziskiem. – A szczerzę wątpię, by ktoś umieścił ją w tamtym miejscu specjalnie. – Wolała nie dopytywać i tak nie znała się na jego pracy, więc nic by jej ta wiedza nie dała.
            – Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. – Mężczyzna uśmiechnął się do niej i zaczął podnosić do wyjścia.
            – Niestety będę musiał panią opuścić. Mam kolejny remont do zrobienia, a nie chcę na zbyt długo zostawiać swojej ekipy. Dlatego też poprosiłem o spotkanie na drugim krańcu miasta. Proszę mi wybaczyć.
            – Nie ma problemu. Oczywiście, rozumiem to.
            – Do widzenia. Kawa jest już zapłacona, więc proszę się nie kłopotać. To w ramach rekompensaty za ten czas, gdy broszka znajdowała się u mnie i że musiałaś na mnie czekać. – Nie umknęło jej to nagłe przejście na ty, ale postanowiła nie reagować. Miała dzisiaj zbyt wiele rzeczy do załatwienia.
            –Jeszcze raz bardzo panu dziękuję.
            Trzeba przyznać, że nie spodziewała się tego. Do tej pory rzadko trafiała na prawdziwych, rzetelnych fachowców. Na początku jej tata wynajmował kogo się dało, by sprostać wymaganiom jej matki. Z czasem jednak zauważył, czemu to służy i postawił na jedną ekipę. Mieli szczęście, że znaleźli dla nich czas. Zresztą byli ich stałymi klientami. Ojciec zawsze wynajmował ich do drobnych napraw w domu, odmalowywania pokoju czy jeszcze innych pierdół, których zażyczyła sobie rodzicielka. A tu nagle mężczyzna oddaje jej biżuterię wartą tysiąc albo nawet i dwa. Przyjrzała się dokładniej białym kamieniom. A może to diamenty? Nie znała się na tym dokładnie, nigdy aż tak nie interesowały ją świecidełka. Gdyby jednak tak było… Wtedy cena broszki drastycznie wywinduje w górę.
            Musiała jednak zadzwonić do poprzedniej właścicielki mieszkania. Zapewne to jej błyskotka, a ona, niezależnie od ceny tego cacka, nie zamierzała jej zatrzymywać. Nie była pewna czy w najbliższym czasie znajdzie chwilę na to by się z nią spotkać, dlatego też postanowiła od razu wykonać telefon.

***

Lilly, po odbyciu krótkiej rozmowy, podczas, której nie wyjaśniła zbyt wiele, została zaproszona na kawę. Starsza pani przeprowadziła się do domu syna i tam też zaprosiła rudowłosą. Na początku młodej kobiecie nie podobała się ta myśl, wolała bardziej publiczne miejsce, jednak krótkim namyśle postanowiła się na to przystać. Przecież nie będzie ciągnąć ponad siedemdziesięcioletniej kobiety na wycieczkę do centrum, bo sama miała z czymś problem. Umówiły się o godzinie siedemnastej, a starsza pani wysłała jej sms–em wiadomość z adresem. Nowoczesna babeczka, to jej się w niej podobało. Dama z klasą, która nie gardzi technologią, a która zarazem jest bardzo żwawa. Niestety lekko zaniemogła po chorobie, więc wolała nigdzie się nie wybierać.
Punktualnie o ustalonej godzinie stała przed drzwiami małego, dwupoziomowego domku. Myślała, że to kobieta otworzy jej drzwi, jednakże zrobił to nieznajomy jej mężczyzna po trzydziestce.
– Dzień dobry. Przyszłam do pana.. em… – zająknęła się lekko. – Mamy? – Widząc lekki uśmiech na twarzy przystojnego szatyna, Lilly zarumieniła się delikatnie.
– Dzień dobry. Tak, zapraszam. – Cichy śmiech nieznajomego dziwnie ukoił rudowłosą. Czuła się lekko skrępowana, chociaż teoretycznie nie miała ku temu powodów. W przedpokoju rozebrała baletki, widząc, że gospodarz nie nosi żadnego obuwia na nogach.
– Niech pani tego nie robi. Można tutaj chodzić w butach.
– Dziękuję, ale skoro na pana stopach nie widzę nic, nie sądzę by mimo wszystko było to państwu na rękę. Dla mnie to nie kłopot, zresztą w ten sposób czuję się bardziej komfortowo.
- Czy chce pani kapcie przygotowane dla gości? – To ją lekko zaskoczyło. Do tej pory nigdy się z tym nie spotkała. No chyba, że u Olivera, ale tylko dlatego, że jego matka kupiła jej japonki do chodzenia po zimnych płytkach. Dostawała zawsze apopleksji, widząc jej bose stopy na lodowatej powierzchni.
- Nie, dziękuję. Tak jest dobrze. – Posłała w jego stronę lekki uśmiech. Jej odpowiedź nie została w żaden sposób jednak skomentowana.
–Może to będzie niekulturalne z mojej strony, ale proponuję mówić sobie na ty? Jestem Filip. – Wyciągnął dłoń w jej kierunku. Dobrze wiedziała, że to ona powinna to zaproponować, ale sama nie wiedziała czy tego chce. Zresztą znali się od minuty, więc nie miała jak zdecydować.
–Lilly. Miło mi.
– Mnie również. – Puścił jej oko i zaprowadził do salonu. Wcześniejsze skrępowanie ponownie dopadło kobietę. Cholera, ten facet wyglądał jak z jej snów. Ciężko było na to nie reagować. – Mamo, twój gość przyszedł. – Już po chwili Lill siedziała w głębokim, wygodnym fotelu naprzeciwko prawie siedemdziesięcioletniej damy. To doskonałe określenie na to jak się prezentowała. Duma aż biła po oczach, jednak nie było w tym żadnej pychy. Dość zaskakujące zestawienie.
– Dziękuję, Filipie. Czy mógłbyś podać nam kawy? – Krótkie kiwnięcie wystarczyło za odpowiedź. Już po chwili oczy pani Róży zostały skierowane na nią. – Co panią do mnie sprawdza? Przez telefon nie zostało wyjaśnione zbyt wiele. Przyznaję, trochę mnie to zaniepokoiło.
– Jeśli to pani nie obrazi, proszę mi mówić po imieniu. – Śmiech starszej kobiety był miły i dźwięczny.
– Oczywiście, nie ma problemu. Wiem, jak to krępuje w tak młodym wieku. Człowiek się czuje, jakby był własną matką. – Na te słowa Lilly nie mogła się nie zaśmiać.
– Rzeczywiście ma pani rację. – Sytuacja była o tyle bardziej komfortowa, że madam siedząca przed nią, nie poprosiła by i ona zwracała się do niej perty. Prosto i jasno określone granice. – Niestety nie chciałam za dużo mówić przez komórkę, ponieważ sprawę uznaję za dość delikatną.
– Rozumiem. A czego tyczy się sytuacja, którą chciałaś ze mną omówić? – Kobieta spoważniała nagle, rozumiejąc, że to nie będzie zwykła przyjacielska pogawędka. Lilly chwilę milczała, gdy Filip przyniósł dla nich kawę. Widać, że nie chciał zostawić ich w spokoju, chociaż tak byłoby znacznie kulturalniej. Widziała to, jak spoglądał z niepokojem na matkę. Widać, że kobieta nie czuła się zbyt dobrze, a ona dodawała jej zmartwień. Ależ była głupia. Była zbyt tajemnicza, nie wyjawiając prawie nic, a na dodatek prosząc o spotkanie. Mogli ją wziąć za psychopatkę, która chce ich zamordować. Cokolwiek!
– Szczerze mówiąc, nie wiem w jakie słowa ubrać to, co mam na myśli. Może zapytam panią dosłownie. Czy przy przeprowadzce zebrała pani wszystkie rzeczy z domu? – Kobieta zamyśliła się na chwilę.
– Wydaje mi się, że tak. Część książek oddałam do biblioteki, ale niestety nie pamiętam, jakie to były tytuły. Ale chyba nie o to chodziło. – Widziała zmarszczone brwi Filipa. Coś mu chodziło po głowie, ale jeszcze nie wiedział co. Widać to było w całej jego postawie, a to nie zdołało jej umknąć. Co chwilę na niego zerkała.
– Proszę wybaczyć mi wścibstwo i przeinaczenie pytania. Czy zanim odsprzedała mi panie mieszkanie, zostało w nim coś zgubione? – Lilly zauważyła błysk zrozumienia w szarych oczach. Bingo! Dobrze trafiła. Gdyby nie było to nic ważnego, najprawdopodobniej nie otrzymała by tak pożądanego znaku.
– Kilka lat temu zgubiłam złotą broszkę. Kwiat. Dostałam ją od swojej mamy, a ona od swojej mamy. Pochodziła z XIX wieku. Dokładniej z pięćdziesiątego siódmego roku. Obok daty było wygrawerowane A, a agrafka była lekko wygięta. Kiedyś moja świętej pamięci siostra, jak była jeszcze dzieckiem, przydeptała niechcący ową biżuterię, gdy mamusia także świętej pamięci(specjalne powtórzenie) przyłapała ją na grzebaniu w jej biżuterii. Zosia upuściła ją w momencie nakrycia i cofnęła się o pół kroku. Gdyby nie to, że zaczep nie był odpięty, moja siostrzyczka musiałaby iść do doktora. – To wystarczyło Lilly dla potwierdzenia tego, kto jest właścicielką biżuterii. Sięgnęła do torebki i wyciągnęła mały materiałowy woreczek zawiązany wstążką.
– Proszę. W takim razie zguba należy do pani. Gdybym nie usłyszała o tych wszystkich szczegółach, zapewne bym nie uwierzyła, ale zdążyłam się jej już przyjrzeć z każdej strony. – Starsza kobieta rozwiązała drżącymi dłońmi dwie tasiemki i sięgnęła do woreczka. – Przepraszam, że opakowanie jest tak sfatygowane, ale żadnego innego nie miałam. A nie chciałam zostawić luzem w torebce takiego skarbu.
Ich oczom ukazał się średniej wielkości kwiat. Cyrkonie lub diamenty, jak przypuszczała młoda kobieta, łapały światło słoneczne i mieniły się delikatnie. Pani Róża przytuliła broszkę do serca i nie ukrywała łez.
– Dziękuję, dziecko. To wiele dla mnie znaczy. Jestem ci bardzo wdzięczna, że byłaś w stanie mi ją oddać.
– Nie jest ona moją własnością, a przypuszczałam, że ma dość dużą wartość sentymentalną. Każdy z nas lubi mieć przy sobie pamiątki rodzinne. – Filip, nie patrząc na nią, wstał i udał się do innego pomieszczenia. Po chwili przyniósł swojej mamie wodę i chusteczki.
– Spokojnie. – Pogłaskał ją czule po policzku. – Odzyskałaś ją w końcu.
– Czekałam na to ponad piętnaście lat. – Oczy Lilly rozszerzyły się w szoku. No tak, budowlaniec wspominał o tym, że była w jakimś mało dostępnym miejscu.
– Gdzie dokładnie ją znalazłaś? Obszukaliśmy całe mieszkanie i nic. – Uważne spojrzenie mężczyzny wwiercało się w nią.
– Powiem szczerze, że to robotnicy, którzy robili u mnie remont ją znaleźli. Niestety nie jestem w stanie powiedzieć gdzie. Szef brygady przez zwykły przypadek zapomniał mi ją oddać.
– Czy uważa pani, że można mu ufać? – Róża spojrzała na nią uważnie.
–Sądzę, że tak. – Opowiedziała dokładnie historię, którą przedstawił jej wcześniej mężczyzna. – Nie znam się na takim rodzaju biżuterii. Jeśli jednak sobie pani zażyczy, mogę oddać ją komuś do sprawdzenia i na własny koszt naprawić ewentualne szkody.
– Nie, nie trzeba. Widać, że diamenty nie były ruszane.
– Wiedziałam, że to nie cyrkonie. – Na to trochę ironiczne stwierdzenie, wszyscy się roześmiali. – Bardzo mi przykro, ale nie mogę dłużej u państwa zostać. Mam godzinę by dotrzeć na rozmowę o pracę. Niestety dość długo czekałam na odpowiedź z tej firmy i nie mogę jej sobie odpuścić.
Wszyscy w trójkę się podnieśli i udali w stronę drzwi. Starsza pani poprosiła ją jednak by chwilę poczekała, ponieważ musiała się po coś udać. Nie minęły dwie minuty, a w ręce Lilly spoczywała koperta z dwoma tysiącami.
– Nie mogę tego przyjąć. Przykro mi. Po prostu oddałam co i tak do pani należało. Nie oczekuję nic w zamian. – Lilly odłożyła kopertę na stolik znajdujący się przy drzwiach.
Ani Filip, ani pani Róża nie chcieli jej od niej ponownie przyjąć. To, że nie chciała wziąć pieniędzy, zaimponowało im. Na początku wydawało się, że jednak to zrobi, gdy po raz kolejny powiedziała „do widzenia” i ruszyła do drzwi. Nie czekając na ich reakcję, sama je sobie otworzyła i kiwając im lekko głową, odłożyła to, co do niej nie należało. Już po chwili zmierzała wolnym spacerkiem na przystanek.
W tym samym czasie pani Róża otrząsnęła się z krótkiego szoku.
– Idź zaproponuj jej podwózkę. Straciła czas na dojazd tutaj, to chociaż tyle możesz dla niej zrobić. Zresztą widać, że ci się spodobała. – Ostry wzrok Filipa skierowany na nią tylko ją rozbawił. – Nie robi to na mnie wrażenia, synu. Kluczyki masz w szafce kuchennej. Leć. – Nie czekając na dalsze słowa matki, mężczyzna rzeczywiście poszedł najpierw do wskazanego przez kobietę pomieszczenia, a następnie do garażu po samochód. Nie zamierzał przyznać się do tego, że mały pęk kluczy spoczywał w kieszeni jego spodni, odkąd tylko poszedł zaparzyć dla nich kawę. 

***

            Lilly chcąc nie chcąc musiała zgodzić się na propozycję mężczyznę. Autobus, na który spokojnie by zdążyła, odjechał siedem minut przed czasem. Skąd wiedziała? Uciekł jej sprzed nosa. Nie miała więc wyboru. Chociaż musiała przyznać, że było całkiem miło. W samochodzie nie siedzieli w krępującej ciszy, tylko cały czas rozmawiała z Filipem.
            Pierwszy raz od dłuższego czasu ruda nie wiedziała, jak powinna się z kimś pożegnać. Przypuszczalnie uśmiech, podanie ręki i zwykłe „część” by wystarczyło, a jednak podświadomie czuła, że nie ma w tym względzie racji. Filip ją onieśmielał i właśnie w tym aspekcie leżał jej główny problem. Chyba nigdy nie czuła czegoś takiego wobec mężczyzny. Przynajmniej nie w takim stopniu jak teraz. Rozmawiało im się zadziwiająco dobrze. Zdawała sobie sprawę z tego, że widać jej lekko prześwitujące sińce na twarzy. Do tej pory zachował się jednak taktownie i nie pytał o to. Po wejściu do budynku, będzie musiała nałożyć odrobinę podkładu przykrywając to dziadostwo. Po całym dniu biegania po mieście, nie spodziewała się cudów i była pewna tego, że widać fioletowo-żółty siniak. Na szczęście opuchlizna już zeszła, a ciemne kolory wokół oka także zniknęły. Fakt, gdzieniegdzie nadal było widać plamki fiołkowego koloru, ale ten odcień była w stanie przykryć fluidem. Na dodatek nie chciała wspominać swojego związku, wystarczył jej ból, który nadal odczuwała przy zbyt gwałtownej mimice twarzy oraz codzienny poranny i wieczorny widok swojej twarzy w lustrze.
            Po dwudziestu pięciu minutach jazdy stali przed siedzibą, najprawdopodobniej jej nowego miejsca pracy. Sekretarka, zapraszając ją na rozmowę, niby przypadkiem poinformowała ją, że ma największe nasze dostania się. Musiałaby się cholernie postarać by nie dostać tutaj etatu.
            Nikomu nie wspominała o tym, że została poproszona na interview,jak to określił przesympatyczny głos z telefonu. Zresztą w trzeciej najlepszej firmie rachunkowej w mieście. Może wpływ miało to, że praktyki odbyła w najlepszej korporacji? A taką możliwość miała tylko garstka ludzi. Nadal łudziła się, że od nich także dostanie telefon w sprawie złożonego podania. Pod koniec stażu poprosiła o referencje od opiekuna, które swoją drogą bez problemu otrzymała. Były pozytywne, określały ją jako najlepszą praktykantkę w tamtym okresie. Jeśli wszystko jej się uda… Okaże się, że praca włożona w naukę, cholernie jej się opłaciła.
            – Ile ci zostało czasu? – Pytanie to zaskoczyło ją. Nie do końca była świadoma tego, że dotarli na miejsce. Była pogrążona w myślach. Facet mógł ją wywieźć gdziekolwiek. Uważała jednak, że powinni się już pożegnać.
            – Niecałe pół godziny, ale uważam, że zawsze lepiej być trochę wcześniej na rozmowie o pracę. Człowiek jest wtedy inaczej odbierany. – Zaplotła lekko drżące dłonie. Przecież nie musiał tego widzieć. Tego, że cholernie przeżywała to, co się miało stać za pewien czas, to tylko jej sprawa.
            – Chyba nieźle się stresujesz. – Uśmiech mężczyzny był ładny, a dołeczek w policzku tylko dodawał mu uroku.
            – A kto by się nie stresował? Powiedzmy sobie szczerze, że mimo jakiegoś minimalnego doświadczenia nie jestem jeszcze specem od rachunkowości. Wszystkiego się uczę, a nawet jeśli już będę „wszystko wiedzieć” – pokazała palcami znak cudzysłowu – to i tak minie trochę czasu, zanim powiem „Jestem mistrzem rachunkowości. Klękajcie narody!”. – Ton jej wypowiedzi był sarkastyczny do bólu, a Filip nie mógł nie docenić jej poczucia humoru.
            –Okej. Łapię. Jeśli chcesz mogę na ciebie poczekać i po tym, jak już dostaniesz tę super nudną robotę, zabiorę cię na obiad. – Mężczyzna, siedząc do niej przodem, przechylił lekko głowę, zadając nurtujące go pytanie. Był zbyt pewny siebie. Gdyby nie tacy ludzie jak ona, on nie miałby pieniędzy na rachunku bankowym, a wiele firm nie prosperowałoby dobrze.
            – Niestety muszę odmówić. Jestem już umówiona z przyjacielem na spotkanie.
            – Nie ułatwisz mi, co? – Jej śmiech rozniósł się po małej przestrzeni, a przechodząca niedaleko kobieta obejrzała się na nią, kręcąc z niedowierzaniem głową.
            – Niestety nie. – Lekki uśmiech wpłynął na jej usta.
            – To on ci to zrobił? – No i tyle było po sympatycznej atmosferze. Popełnił błąd.
            – Nie. On mnie od tego ochronił. Mój były zrobił mi to w podzięce za porzucenie go. – Filip miał przynajmniej na tyle przyzwoitości by się lekko zarumienić i przeprosić. – Muszę lecieć. Jeszcze raz dzięki za podwózkę. – Nie czekając na reakcję mężczyzny wysiadła z samochodu i poszła w stronę wejścia. Teraz tylko musiała wszystko dobrze rozegrać.

***

            Po zakończeniu rozmowy Lilly czuła się, jakby dostała obuchem w łeb. Dosłownie. Nie spodziewała się, że od razu zostanie przyjęta. Przypuszczalnie powinna poczekać tydzień na odpowiedź. Tak było zawsze. A jednak, jakimś cudem udało jej się. Otrzymała naprawdę dobre warunki zapłaty i inne korzyści, których się nie spodziewała. Przewidywała, że nawet jeśli zdołałaby się dostać, to jej zarobki będą o dwie trzecie niższe. Była niedoświadczonym pracownikiem, więc jakim cudem? Drżącą ręką wyciągnęła z torebki komórkę i wybrała numer Olivera.
            - Tak? - Głos przyjaciela był zaspany, a ona wolała nie wiedzieć co robił wcześniej. Scenariusz rozmowy między mężczyznami był dla niej całkiem przewidywalny.
            - Ol, dostałam pracę. – Głos jej zachrypł z wrażenia. – W Commandor. Rozumiesz to?
            - Nie mówiłaś! – Słychać było, że od razu się wybudził. – Gratuluję! Kiedy chcesz to uczcić? Masz czas dzisiaj?
            - Ale jest po dwudziestej pierwszej. I nie chciałam przeszkadzać. – Jej głos był niepewny, ale śmiech przyjaciela rozwiał jej wątpliwości. – Mogę u ciebie być za dwadzieścia pięć minut. Pójdę po szampana. Chyba, że wolicie piwo, to wtedy dokupię sobie sok malinowy.
            - Kup to, co tobie będzie najbardziej smakować. My się dostosujemy. – Głos Oliego był roześmiany i spokojny. To z kolei spowodowało u niej jeszcze większą ulgę. Sam fakt, że użył słowa „my” wiele wyjaśniało. – Czekamy. – Po tych słowach pożegnali się krótko i rozłączyli.
            Miała cichą nadzieję, że wszystko zaczynają od zera. Ona bez faceta, który jej nie szanował, z mieszkaniem i pracą. Oliver z pracą, być może z mężczyzną. Oby im się udało. Gdyby tylko zagadka Thomasa się rozwiązała.





[1]http://czasnawnetrze.pl/i/dz04MDAmaD04MDA=/c356c193/13815-broszka_z_diamentami.jpg

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 19

Miłego czytania :)

Rozdział 19

           
            Wieczór dnia poprzedniego minął Oliverowi na użalaniu się. Przecież każdy ma czasem do tego prawo. Prawda? W pracy jakoś funkcjonował. Z naciskiem na jakoś. Na szczęście, Julia ratowała sytuację i pilnowała, by wszystko było dobrze. Był jej za to wdzięczny i będzie musiał coś jej za to kupić. Gdyby nie jej zachowanie, nie podałby kilku kaw i zapewne wyleciał z pracy. Dziękował niebiosom, gdy zegar wybił godzinę osiemnastą. Nie byłby w stanie dalej funkcjonować. Wszystko zaczynało go drażnić i wylatywać z rąk. Był podenerwowany tym, że będzie musiał przeprowadzić tak ciężką dla siebie rozmowę, właśnie z tym mężczyzną. Prawda była jednak taka, że należały mu się wyjaśnienia.
            Nie ociągał się z wyjściem z pracy. Wolał mieć już to wszystko za sobą. Im wcześniej Thomas na niego nawrzeszczy, tym lepiej. Przynajmniej będzie miał powód by znów iść do Lilly. Może nic z tej rozmowy nie wyjdzie? Byłoby dobrze. Poznał jednak na tyle Toma, iż wiedział, że nie zostanie mu odpuszczone. Był na to zbyt uparty.
            Gdy w końcu dotarł pod drzwi mieszkania, zawahał się czy powinien tam wejść. Oparł głowę o drewno i przymknął oczy. W dłoni mocno ścisnął klucze, a drugą puścił luźno wzdłuż boku. Toczył walkę ze sobą, a także z tym, co powinien zrobić. Był cholernie niepewny siebie, jeśli chodzi o sprawy miłosne. W każdej innej dziedzinie mógł działać spokojnie i rozważnie, kierować się przeczuciem lub wiedzą, mylić się i śmiać z własnych błędów. Udawało mu się to do tej pory we wszystkim innym, ale nie w tym aspekcie życia. Miał ochotę wrzeszczeć na cały głos, by uwolnić się od tego pogrążającego go uczucia. Do tej pory wolna ręka zacisnęła się w pięść i oparła nad głową.
            Czuł jak przez jego ciała płynie złość, frustracja, lęk. Zastanawiał się czy od samych uczuć można zemdleć. Próbował krzyczeć, otworzył nawet szeroko usta, jednak z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Cholera. Czuł się rozbity, złamany. Furia płynęła w jego żyłach, starając się zamienić je w lód, lęk napędzał mętlik w głowie. Coś ściskało go w piersi z przerażenia. Nie powinien przypłacać jednego, krótkiego związku takim zachowaniem, emocjami, złym nastawieniem. Niech to wszystko szlag trafi.
            – Wchodzisz czy zamierzasz sterczeć tam przez kolejne dwadzieścia minut? – Głos Thomasa pochodzący zza drzwi wprawił jego ciało w drżenie. Napięcie groziło wybuchem wściekłości, a on nie był na to gotowy. Nie będzie potem, co po nim zbierać. Ostatnio wyszło mu to na złe. Nie czekając na jego odzew, brunet postanowił zaryzykować i otworzyć. Jak gdyby nigdy nic, Oliver wszedł do mieszkania. Ściągnął buty i poszedł umyć ręce. – Ugotowałem obiad. Proponuję najpierw zjeść, a potem porozmawiać. Wyjdzie nam to na dobre. W końcu stare prawidła głoszą, że jak człowiek głodny to zły. Wszystko już czeka.
            – Dzięki. – I jak takie zachowanie miało go nie przytłaczać? Ostatnio… To jeszcze nie czas na to myślenie. Później. – Zjadłbym konia z kopytami. – Słychać to było zresztą od wejścia. Jego brzuch wydawał dźwięki jak buldożer, trudno było to zignorować. – Pozwolisz, że się jeszcze przebiorę? – Po krótkim kiwnięciu głową, które otrzymał zabrał krótkie, materiałowe spodenki i luźną koszulkę. Po całym dniu w długich spodniach i zapinanej na guziki koszulki, miał dość. Potrzebował trochę luzu. Zrzucił z siebie ciuchy i wsadził do pralki. Później będzie musiał wyprać kilka rzeczy, bo zrobiło się niezłe kłębowisko odpadów.
Spojrzał w lustro. Zobaczył młodego, bladego człowieka z podkrążonymi oczami i lekko zapadniętymi policzkami. Stres, niewyspanie i lekka głodówka robiły swoje. Przyjrzał się swoim oczom. Czemu widział w nich zrezygnowanie i porażkę? Nie! Mowy nie ma. Musiał zawalczyć o siebie! Nie ma, że chce, ale się boi. Roztarł mocno policzki i zmierzwił lekko włosy. Niewiele mu to dało, ale nie wyglądał przynajmniej jakby za minutę miał zejść z tego świata. Wszedł ponownie do pokoju, po którym roznosił się zapach zupy pomidorowej. Ślinka nabiegła mu do ust.
– Nie miałem pomysłu, więc zrobiłem podstawę. W piekarniku robią się steki, twoja mama je przyniosła, bo stwierdziła, że zapewne głodujemy. I zaprosiła nas jutro na obiad, o ile będziesz chciał, a ja będę w stanie dokuśtykać. Jednak zrozumiem, jeśli zechcesz odwiedzić rodziców beze mnie. – Oliver słyszał w jego głosie gorycz. Wcale mu się nie dziwił. Był uziemiony, rzadko kiedy się z kimś widział, a on zamiast się nim zajmować, to pozostawił go sobie samemu. Zaczęły go zjadać wyrzuty sumienia.
– Dziękuję. – Skosztował posiłku i przymknął oczy. Dawno nie jadł czegoś tak dobrego. Zazwyczaj Thomas ograniczał się do jednego dania, ale bardziej pożywnego. Smak prawdziwych pomidorów, smażonych na lekko przyrumienionym maśle uwięziły jego zmysły. Przepis był lekko zmodyfikowany, ponieważ czuł bazylię i troszkę oregano. – Pyszne. – Nie mógł się powstrzymać przed szybszym jedzeniem. Był głodny, a zupa była wyśmienita. Na dodatek, mężczyzna nie dodał do niej śmietany, więc dla niego tym lepiej.
– Cieszę się, że ci smakuje. Postanowiłem trochę poeksperymentować z przyprawami. Nie spodziewałem się otrzymania takiego efektu.
– Rób tak częściej, to będę jadł za dwóch. – Ostatni czas odbił się na jego zdrowiu, był pełny. A przecież kiedyś mógł zjeść o wiele więcej.
– Mięso będzie za pół godziny minimum. Nie wiem czy nie za późno je nastawiłem, ale zawsze lepiej trochę poczekać niż być przejedzonym. – Oliver cały czas unikał patrzenia na mężczyznę, chociaż w sumie nie miał już jak uniknąć konfrontacji.
– To ja zaniosę naczynia i…
– Możesz to zrobić później? – Subtelnie wydany rozkaz. Mowy nie ma i tak zrobi po swojemu.
– Nie. Wolę rozmawiać, gdy będzie czysto na stole. Zrobię nam herbaty i wtedy sobie wszystko wyjaśnimy. Nie będę tego dłużej spowalniał, ponieważ też chcę mieć to z głowy. – Wziął ze stołu naczynia i będąc w kuchni spakował do zmywarki. Włączył wodę i wyciągnął dwa kubki. Nie miał ochoty na lodowatą wodę czy sok, wolał coś ciepłego, wystarczyło mu, że w jego wnętrzu wiało arktyczną zimą. Musiał się czymś rozgrzać, chociaż wątpił by akurat ten sposób mu pomógł. Gdzieś z tyłu głowy nadal szukał wyjścia, możliwości ucieczki. Wyciągnął z kieszeni komórkę i napisał do przyjaciółki sms–a

W razie czego… ratuj. Puszczę strzałkę.

Wiedział, że na kobietę mógł liczyć, a to, że zachowywał się teraz dość nieodpowiedzialnie, miał, szczerze mówiąc, gdzieś. Na odpowiedź nie musiał długo czekać.

Nie. Nie dzisiaj. Musisz to przejść, inaczej będziesz żałował. W każdej innej sytuacji, ale nie dziś.

Czyli nawet ona miała więcej rozsądku od niego, czego kiedyś za nic w życiu by nie przyznał. Potarł uchem o ramię. Dziwny nawyk, który pozostał mu z dzieciństwa, gdy jego emocje nadmiernie brały górę. Chcąc nie chcąc, wziął kubki w obie dłonie i ruszył do pokoju, który nagle wydawał mu się cholernie mały. Thomas nadal siedział na łóżku, zwrócony w jego stronę, czyli obserwował go przez cały ten czas. Cholera.
            – I jak? Lilly zapewni ci posiłki? – Czemu przejrzał go tak łatwo? To nie powinno mieć miejsca. Czyżby był aż tak przewidywalny? Nie zamierzał jednak kłamać w tej sprawie.
            – Nie. Kazała mi… zawalczyć. – Lewa brew bruneta powędrowała do góry. – O moje życie. – Doprecyzował.
            – Aha. – Thomas nie zamierzał mu tego wszystkiego ułatwić. Widział to i wcale mu się nie dziwił. Byli dorośli, a skoro on mógł okazywać swoją złość i zniechęcenie, to i mężczyzna miał do tego prawo. Ostatnimi czasy, nie traktował go dobrze. Nie będąc jeszcze pewnym gdzie usiąść, stał jak debil na środku pokoju z dwoma, ceramicznymi narzędziami w ręce. Chcąc nie chcąc, postawił je na stoliku i usiadł pod ścianą. – Nie wolisz siedzieć na narożniku?
            – Nie. Potrzebuję dystansu, by zebrać myśli i powiedzieć ci o… tym wszystkim. – Machnął ręką jakiś dziwny znak w powietrzu i zawinął ręce na klatce piersiowej. Po chwili ciszy zorientował, się co uczynił. To on powinien zacząć tę rozmowę, a pozycja zamknięta* na rozmówcę mu tego nie ułatwiała. Wyprostował się i opuścił dłonie na podłogę po obu stronach ciała.
            – Oli? Wyrzuć to z siebie. Nie chcesz mnie tu już, prawda? – Głos Thomasa był cichy i niepewny, a zarazem współczujący. Facet, zamiast martwić się sobą, na co wskazywałoby jego pytanie, cały czas dbał o jego samopoczucie, o to czego mu potrzeba. Och jakim był zasranym egoistą.
            –Yhym. Nie wiem od czego zacząć. Co jest istotne, a co nie. Te sytuacje…
            – Po prostu mów. Słowa same się znajdą, tylko musisz zacząć. Wiem, że to trudne, ale za chwilę wszystko ci się przejaśni.
            – Jako dziewiętnastolatek zakochałem się w pewnym mężczyźnie. Różnica wieku była taka, jak między nami. – Thomas oparł jeden łokieć na kolanie i ułożył na dłoni brodę. Musiał się jakoś podeprzeć. – To chyba brzmi fatalnie. Nie powinienem porównywać tych dwóch sytuacji, przepraszam.
            – Nie masz za co. Nie bój się, że cię ocenię. Nie zamierzam tego zrobić.  – Pierwszy raz nie widział przed sobą dwudziestoczteroletniego mężczyzny, a tamtego zagubionego nastolatka, który nie potrafił sobie z czymś poradzić. Dał mu chwilę na zebranie myśli.
            – Ale jednak to uczynisz. Nieświadomie. Zresztą, nieważne. – Oliver przymknął powieki, jak gdyby przed jego oczami rozgrywała się cała traumatyczna dla niego sytuacja. Odchylił głowę na ścianę i oparł się o nią całym ciałem, tylko jego szyja była wyeksponowana, a przez to Thomasowi zrobiło się lekko gorąco. – Byłem na pierwszym roku studiów, jak go poznałem. Myślałem, że chwyciłem boga za nogi. John był idealny. Wysoki, przystojny, wysportowany, z nienagannymi manierami. Dobrze mnie traktował i nie naciskał na kontakty seksualne. – Na te słowa zarumienił się lekko. No cóż, w końcu dopiero niedawno przestał być prawiczkiem, miał do tego prawo. Jakoś nie ciągnęło go do ruchania na prawo i lewo jak niektórych jego kumpli, a potem wielkie zdziwienie, że załapali jakiegoś syfa. – Cholera. Nie powinienem ci tego mówić. – Spojrzał na Thomasa, który patrzył na niego uważnie. Miał poważny wyraz twarzy, delikatne zmarszczki uwydatniły się na jego twarzy, gdy marszczył czoło i mrużył oczy.
            – Właśnie, że powinieneś. Ulży ci w końcu. Ktoś cię powinien wysłuchać, a ja chcę to zrobić. Możesz mi zaufać.
            – Tego się właśnie obawiam, Thomas. Niczego więcej. Zaufam i znów skończy się, jak wtedy.
            – Czyli jak? – Zastanawiało go, co się zdarzyło pomiędzy tymi dwoma, że Oli tak chciał uniknąć tego tematu. Czego się wstydził, bał?
            – Stwarzał doskonałe pozory, Tom. Był doskonałym kandydatem na faceta, prawie każda dziewczyna się za nim oglądała. Nigdy jednak na zewnątrz nie wziął mnie za rękę czy nie pocałował. Traktował mnie jak kumpla, a ja nie wiedziałem jak sobie z tym radzić. Nigdy z nikim przed nim nie byłem, więc nie miałem o niczym pojęcia.
            – Bi, ukryty gej, czy hetero który chciał spróbować?
            – Sam nadal nie wiem. Wydaje mi się, że to ostatnie. Byłem jego odskocznią, zabawką. Miał od kilku lat dziewczynę. Ona wiedziała, że chciałby spróbować z facetem, przyznał jej się do tego po pijaku.
            – I nie rzuciła go? – Thomas podrapał się w zamyśleniu po głowie. Naprawdę popaprana sytuacja, a nie pomagało to, że Oliver wcześniej nie zaznał innego rodzaju miłości.
            – Chciała zobaczyć go w akcji. Popierdolony związek. Gdy dowiedziałem się, że ma kogoś… Prawie się załamałem. – Wiedział, że chłopak kłamie. Zachowywałby się inaczej, gdyby prawda była inna. Nie uciekałby, nie tłamsił w sobie emocji. – Związałem się z nim na pół roku. Za niedługo chciałem mu zaproponować wspólne mieszkanie. Przecież byliśmy dorośli. – Nie umknął mu powód zamknięcia przez Olivera oczu. Podniósł się po cichu i pod kuśtykał do studenta. Dywan na szczęście tłumił jego kroki, a samo zamyślenie chłopaka dawało mu też przewagę.
            – Ale tego nie zrobiłeś. – Poczuł oddech Thomasa na swoim policzku i jego usta scałowujące łzę po nim płynącą.
            – Nie, po tym czego się dowiedziałem, nie mogłem. Miałem swój honor. Nie chciałem błagać, by ją dla mnie zostawił. – Oliver otworzył oczy, które błyszczały od łez. Thomasowi zrobiło się cholernie żal studenta. Teraz sytuacja była dla niego przejrzysta. – Na szczęście, nigdy nie udało mu się mnie zaciągnąć do łóżka. Przynajmniej nie do… – Przyłożył mu palec do ust. Wiedział, co chciał mu powiedzieć, ale nie chciał wprawiać go w niepotrzebne zakłopotanie. – Gdybym był inny… Może on… – Ponownie nie dopuszczając Olivera do wypowiedzenia swoich myśli, przyłożył swoje usta do jego. Był to delikatny pocałunek, pełen ciepła i wsparcia. Po krótkiej chwili odsunął się od niego.
            – Nie. To nie była twoja wina i musisz sobie to w końcu uświadomić. John – niech skurwiela spotka, a mu serce wyrwie – by się nie zmienił i nigdy by cię nie chciał. – Widział przebłysk bólu w pięknych oczach młodszego mężczyzny. Jego ciało zadrżało lekko. – Nie byłeś kobietą, ale to nie oznacza, że jesteś gorszy. – Nie mogąc się już utrzymać, praktycznie przeturlał się do pozycji siedzącej. Zaraz potem objął Olivera ramieniem i przytulił jego głowę do swojego barku. Pocałował go lekko we włosy. – Nie miałeś wpływu na tę sytuację. Może gdybyś wiedział wcześniej, podjąłbyś inną decyzję.
            – Nie, nie lubię się dzielić moim facetem. – Thomas nie mógł, nie roześmiać się na to stwierdzenie. – Poza tym… rozstaliśmy się w dość niemiłych warunkach. – Oliver na samo wspomnienie się zatrząsł. Cholera, jak mógł się z nim spotykać. Czasami nocować pod jednym dachem?
            – Co masz na myśli? – Alarm odezwał się w jego głowie. Coś tu nie grało. Okej, zdrada, dziewczyna. To jeszcze było dla niego do przejścia, ale Oli jakiś fragment swego życia ukrywał. I chyba w końcu dorósł by komuś o tym powiedzieć. Zaufał mu.
            – Gdyby nie Lilly, która wpadła z niezapowiedzianą wizyta, on… – A miał nie płakać. Czuł się ponownie tak źle, jak wtedy. Całe ciało bolało od zadanych ciosów, nie tylko fizycznych, ale też psychicznych. Nie raz słowa bolą bardziej niż czyny. Przeciął w końcu wrzód znajdujący się w jego psychice. Nie zamierzał ukrywać, że płacze. Thomas mógł odejść w każdej chwili, ale on potrzebował to z siebie wyrzucić. Dłużej już nie potrafił trzymać tego w sobie. – Prawie mnie zgwałcił. – Zacisnął dłonie w pięści i pochylił lekko głowę. Nieświadomie przyjął pozycję bardziej skuloną, jak gdyby miała go chronić przed złem tego świata. – Miała klucze, ale wiedząc, że mam kogoś, nauczyła się pukać. Broniłem się, ale przed tym pobił mnie i nie miałem siły. Po wszystkim zacząłem chodzić na kurs samoobrony. Ona była moją ostatnią nadzieją. Próbował mnie uciszyć, zatykając mi usta, ale Lill i tak wszystko usłyszała, oprócz tego kopnąłem w stolik kilka razy. Prawie od razu udało jej się wejść, zaczęła dzwonić po gliny, a on zwiał. Powstrzymałem ją, czego teraz żałuję. – Smutny uśmiech wpłynął na jego usta. Kąciki warg były wygięte w dół.– Nie chciałem go więcej na oczy oglądać. Teraz tego żałuję, bo mógł przez ten czas skrzywdzić kogoś innego. – Jego ciało trzęsło się od wyrzucanych przez słowa i łzy emocji. – Nie myślałem wtedy racjonalnie. Lill zrobiła mi zdjęcia sińców, by mieć go czym szantażować, w razie gdyby mnie znów próbował napaść. – Thomas nie wierzył w to, co słyszy. Jego całe ciało spięło się. Naprawdę miał ochotę coś rozpierdolić. Najlepiej tego sukinsyna. Gdyby już go pobił, najchętniej uciąłby mu jaja i wsadził głęboko do gardła za karę. Kurwa! A on się wściekał, że Oliver uciekł po tym, jak się z nim przespał? Jakim trzeba być debilem! Przecież przypuszczał, że był dla niego pierwszym partnerem! – Zrozumiem, jeśli zechcesz teraz odejść. Wcale bym ci się nie dziwił.
            – Chyba zidiociałeś? Myślisz, że to twoja wina? – Krótkie kiwnięcie głową potwierdziło jego przypuszczenia. – No, to jednak jesteś kretynem. Nic, co się tam stało, nie było twoją winą. To on zachował się jak ostatni skurwysyn! – Złość go rozsadzała od środka, jednak musiał się opanować dla dobra studenta. – Masz prawo odmówić seksu. A tym bardziej, jeżeli ktoś chce się tylko zabawić twoim kosztem!
            – To dlatego od ciebie uciekałem. Nie masz wspomnień. – Teraz prawda uderzyła go między oczy. Nie chodziło o to, że porównywał ich w każdym aspekcie życia. A o sposób rozstania. –Nie możesz być pewny, że gdzieś tam nie czeka na ciebie narzeczona, dziewczyna, żona. Różne rzeczy się dzieją, gdy masz wypadek i tracisz wspomnienia. Mózg lubi płatać figle. A ja… Nie wiem czy ponownie dam sobie z czymś takim radę.
            – Spójrz na mnie. – Chwycił jego brodę pod palce i uniósł ją lekko. – Jesteś najsympatyczniejszym, najfajniejszym facetem, jakiego poznałem. Masz cholernie dobre serce, przygarnąłeś pod swój dach obcego człowieka, zaopiekowałeś się w potrzebie. Zacząłeś pracować na drugim etacie by na wszystko starczyło. Jesteś odpowiedzialny, wiesz, co chcesz osiągnąć, dbasz o innych. I ty masz jeszcze sobie coś do zarzucenia? Jesteś cholernie seksowny i mi się podobasz. – Widząc jego rumieńce, skomentował to krótko. – Nie zamierzam tego ukrywać. I zapamiętaj sobie… W tym wszystkim, nie było twojej winy.  
– Skąd wiesz, że nie znałeś wcześniej takiego faceta? – Wolał pominąć cały stos komentarzy na temat jego zachowania, wyglądu, sposobu bycia. I tak czuł się skrępowany bardziej, niż wymagała tego sytuacja.
            – Bo wiem, co czuję. Za nikim nie tęsknię, a przecież nieraz serce zna większe prawdy niż rozum. – Chyba jednak mu się nie uda. Poczuł, jak dłonie Thomasa kierują się na jego pośladki. Zadrżał lekko, co nie umknęło im obu. – Chodź, przytul się. Obu nam się polepszy humor. – Więcej razy nie trzeba mu było tego powtarzać. Niby siedzieli objęci, ale nie o to im chodziło. Przesunął się lekko i przerzucił lewą nogę przez biodro mężczyzny. Umiejscowił się tak, by nie siedzieć na nim centralnie, tym bardziej, że mógłby wtedy uszkodzić gips, a tego nie chciał. Jego pośladki delikatnie wisiały w powietrzu, starał się stworzyć pozory siedzenia. Thomas zauważył jego starania, dlatego bez zbędnych ceregieli przysunął blisko siebie studenta. Ich krocza otarły się o siebie, ale przynajmniej student nie musiał niczego udawać.
            – To chyba nie jest najlepszy pomysł. – Przecież nie powie Tomowi, że zaczął się podniecać od samego przytulenia. Weźmie go jeszcze za jakiegoś erotomana. Poruszył się lekko, by odciążyć prawą nogę, która źle się ułożyła, a przy tym sapnął ciężko.
            – A mnie wydaje się inaczej. – Starszy mężczyzna oparł swoje czoło o ramię Olivera i przyciągnął go najbliżej, jak się dało. – Chcę cię po prostu chwilę potulić.
            – Czemu ci nie wierzę? – Szepnął mu na ucho, by następnie lekko je pocałować. Sam też ułożył dłonie na plecach mężczyzny. To nie było jednak to, o co mu chodziło, dlatego też podciągnął lekko do góry jego podkoszulkę i ponownie zrobił to samo. Czuł ciepło buchające ze skóry swojego… partnera? Kochanka? Nieważne. Przynajmniej nie teraz. W końcu wyrzucił z siebie złość, ból i poczucie poniżenia. Oddał Thomasowi serce. Teraz musiał mieć nadzieję, że nie zostanie zmiażdżone i posiekane na kawałki.






*      pozycja zamknięta, czyli właśnie z założonymi rękami na klatce piersiowej. Pozorny kontakt, słuchamy, co druga osoba do nas mówi, ale tego nie chcemy, nie przetwarzamy, ignorujemy tekst wypowiedzi.

niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 18

Rozdział 18
Kilka godzin później
            Oliver nigdy by nie przypuszczał, że upijanie się na smutno powoduje aż taką żałość. Zjadł prawie całą pizzę sam, Lilly wzięła sobie tylko dwa kawałki i co rusz dolewała mu wina. Wiedziała, że tego potrzebował. Nie był typem, który płacze, użala się nadmiernie nad sobą.
            – Dostałem drugą pracę. – Uśmiechnął się lekko. Mógł być szczęśliwy. Napić się, najeść, i co? Zakochał się. To nie było mu potrzebne do szczęścia. – Zarobię na studia. Może uda mi się odłożyć trochę kasy, gdybym pracował tam chociaż przez trzy miesiące.
            – A kiedy zamierzasz żyć? Przemęczysz się.
            – Nic mi nie będzie. Dam sobie radę, jak zwykle. Przecież nic takiego się nie stanie, prawda? – powątpiewająca mina przyjaciółki dała mu do myślenia.
            – Martwię się o ciebie. – Oliver doskonale o tym wiedział, nie zamierzał się jednak do tego przyznawać. Trochę pracy jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Prawda?

***

            Thomas siedział sfrustrowany na narożniku. Noga go cholernie swędziała, przeklinał co chwilę i był strasznie zły na Olivera. Nie podobało mu się to, że student zaczął się izolować. Przecież nic takiego mu nie zrobił. Co? Nagle przestraszył się konsekwencji? No, jasna cholera! To po ciula się z nim kochał! Mógł powiedzieć „nie”. Cały czas miał wybór, a teraz co? Poszedł nagle spotkać się z przyjaciółką, uciekając od niego. Był… zawiedziony. Gdyby wiedział, że to się stanie, to pod żadnym pozorem nie pozwoliłby sobie na seks z nim.
            Teraz wszystko się pokomplikowało. Miał cichą nadzieję, że będą ze sobą, zwiążą się. A ten idiota się wycofał! Nie ma to jak „taktyczny” odwrót. Był wściekły! Wkurwiony! Nic innego. Jak mógł być taki głupi?

Tydzień później

            – Oliver, spójrz na mnie do cholery! – Thomas tym razem nie zamierzał odpuścić.
Wyjątkowo długo zżerały go wyrzuty sumienia przez to, co zrobił. Student, na dodatek, mu tego nie ułatwiał, a przecież byli dorosłymi ludźmi! Całymi dniami nie pojawiał się w domu. Pracował, musiał pomagać Lilly, mamie czy kolejnej ciotce. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że wcale nie ukrywał, że kłamie. Przecież miał informacje od wszystkich kobiet z rodziny studenta, że jest pod tym względem pieprzonym oszustem. Trochę dziwiło go to, że nie ukrywają jego zachowań. Najwyraźniej same tego nie aprobowały.
Co on, do jasnej cholery, robił? Nie dość, że pracował ponad swoje siły, to jeszcze nie dosypiał i nie dojadał. Jak tak dalej pójdzie, to otrzyma nagrodę Darwina! Okej, może i druga praca była tylko na pół etatu, ale i tak ciągnął więcej godzin niż niejeden człowiek mógłby wytrzymać. Szlag go trafiał przez tę samotność. Oli obiecywał w szpitalu, że się nim zajmie, a teraz unikał go jak ognia. A dlaczego? Bo się ze sobą przespali! Zachowywał się jak nieodpowiedzialny gówniarz, a nie dorosły człowiek! Na dodatek, nie zareagował na prośbę, a furia trzepała jego ciałem od środka. Był miły, ale wszystko ma swoje granice.
– Idę do pracy. Nie mam czasu – Kochał tę wymówkę. Student już wyglądał jak śmierć na urlopie. Blady, podkrążone oczy. Nie można było na niego patrzeć. On mógł odespać nieprzespaną noc w ciągu dnia, ale Oliver nie miał takiej możliwości. Słyszał, jak przewraca się na materacu i co jakiś czas wzdycha sfrustrowany i zmęczony. Nie zgadzał się na spanie z nim w jednym łóżku. Przecież nie dobrałby się do niego bez zgody, jego propozycja nie była dwuznaczna, powiedział mu przecież, czego chce. Oliver powinien leżeć wygodnie, wypoczywać na miękkim łóżku, a nie skrzypiącym bez przerwy materacu, który po kilku minutach upodabniał się do łóżka wodnego. Oprócz tego martwił się o niego. Student chyba od trzech dni w ogóle nie spał.
– Znajdziesz czas. Tym bardziej, że zmianę zaczynasz dopiero za dwie godziny. – Thomas nie krył zniecierpliwienia.
– Mówi ci coś słowo „dostawa”? – Oliver zaczynał się wkurzać. Wracała doniego siła, jednak obaj wiedzieli, że będzie to dość krótkotrwałe. Adrenalina nie działa wiecznie, choćbyśmy tego bardzo chcieli i pragnęli.
– Tak, ale masz ją dopiero za dwa dni. Zresztą, nagle jakimś cudem macie dostawy codziennie! Z tego co wiem, mieliście je mieć raz, góra, dwa w tygodniu i nie przy każdej jesteś potrzebny. Niczego nie zamawialiście ostatnio.
– Czy ty mnie, kurwa, śledzisz? I nie rób mi jakichś pieprzonych wymówek! – W końcu, wściekły student spojrzał na niego. Alleluja! Miał zaczerwienione policzki, jego oddech był płytki i gwałtowny, przymrużone oczy ciskały błyskawice. – Człowieku, odwal się ode mnie, robię co chcę!
– Nie śledzę cię. Lilly i Jill uparły się, żeby mnie o tym informować. Nawet nie zamierzałem ich o to prosić, ale same stwierdziły, że muszę wiedzieć, kiedy jesteś wolny,  czy też, że musisz się stawić w pracy wcześniej. Od początku wiem, że kłamiesz, a ja nawet nie muszę się wysilać, by uzyskiwać te informacje. – Thomas doskonale wiedział, że tylko spokój go uratuje. Podszedł do studenta i chwycił za ramiona.– Martwię się o ciebie, wiesz o tym? Nie wiem, czemu uciekasz, co się stało? Cholernie chcę to wiedzieć. Czekam, aż mi to powiesz, zaufasz, ale ty nie chcesz tego uczynić. Co mam uczynić, byś to w końcu zrobił? Widzę, że się boisz.
– Masz rację. Nie chcę, a ty na to naciskasz. – Oliver odwrócił od niego wzrok i skierował go na ścianę z prawej strony, jednak jego ciało samo się rozluźniło pod dotykiem Toma.
– Kiedy niby to robię? Jak jesteś w pracy? Czy jak się myjesz? A może, jak udajesz, że śpisz? Nawet na to nie dajesz mi możliwości! Nawet nie wiesz, jaką miałbym ochotę na ciebie ponaciskać. – Okej, to zabrzmiało dwuznacznie, ale nie miał czego ryzykować. Oliver i tak się już od niego odsunął. Na początku, był jeszcze wkurzony, więc chcąc nie chcąc podniósł głos, jednakże z każdym kolejnym słowem mówił coraz ciszej, aż ostatnie słowa wypowiedział szeptem. Nie miał siły. Nie miał jak za bardzo wychodzić z domu przez ponownie założony gips. Szurałby tylko po schodach, do momentu, w którym by w końcu spadł. Wariował w czterech ścianach. Ile można gapić się w ścianę czy w okno? Piękna pogoda też do tego nie zachęcała. Ile można czytać czy oglądać filmy na laptopie? Cholera, chłopak nie miał nawet kota, do którego z chęcią by mówił. Szeroko otwarte oczy chłopaka skierowane nagle na niego, powiedziały mu jasno, że doskonale zdawał sobie sprawę ze swego postępku.
– Ale… ja… – cisza, która zapadła po tych dwóch słowach, była dość przytłaczająca.
– Jeśli chcesz, to się wyprowadzę. Nie będziesz uciekał ze swojego własnego domu tylko przez to, że ja tu jestem. Nie mogę się na to zgodzić. – Mężczyzna puścił jego ramiona i skierował się w stronę narożnika. Gips nadal utrudniał mu poruszanie, chociaż był trochę krótszy niż ten poprzedni. Dzięki temu, mógł się chociaż trochę swobodniej poruszać, nie uwierał i nie ranił, jak ten wcześniejszy. Jednak jego mięśnie były nadwyrężone od dźwigania tego cholerstwa, przez co obciążał drugą nogę. W ogóle, cały był obolały po wczorajszym kuśtykaniu przez wolną powierzchnię.
– Nie możesz się wyprowadzić. Jeśli nikt nie będzie cię szukał… dobrze wiesz, że możesz tu mieszkać, aż się wyleczysz całkowicie i znajdziesz pracę. – Student oparł się o ścianę koło drzwi łazienki i spojrzał na Thomasa. Miał mętlik w głowie i nie wiedział, jak się zachować, jednak to, co mówił, było całkowicie szczere.
– Wiem, że mogę. – Jedne tęczówki odnalazły drugie, jednak to Oliver pierwszy opuścił wzrok. – Nie wiem jednak czy chcę. Żyję z tobą, a jednak obok ciebie. Całymi dniami cię nie ma. Jeśli nawet kończysz wcześniej pracę, idziesz do Lilly czy rodziców i wracasz wtedy, kiedy przypuszczasz, że już zasnąłem. Nie wiem czy jestem w stanie to wytrzymać. – Starszy mężczyzna ponownie podniósł się z posłania i podszedł do Oliego. Ich oczy były prawie na tej samej wysokości, co było dość dużym wyczynem ze względu na wzrost studenta. W końcu, nie każdy ma ponad metr dziewięćdziesiąt, jednak to Thomas z nich dwóch był wyższy. – Czego się boisz do jasnej cholery? – Nie czekając jednak na odpowiedź, wpił się w lekko rozchylone usta studenta. Całował go jednak tak, by miał możliwość przerwania pocałunku.
Wbrew jego przewidywaniom, tak się jednak nie stało. Oliver był równie zdesperowany jak on, na początku delikatny pocałunek przerodził się w taniec pełen namiętności. Nie oszczędzali swoich ust, brali i dawali tyle, ile mogli. Ich wargi, co rusz, ocierały się o siebie, zęby podgryzały wargi, języki ocierały się o siebie z pasją. Ramiona studenta kurczowo ściskały szyję Thomasa, a ręce tego drugiego były oplecione wokół bioder młodszego mężczyzny. Gdyby ktoś ich nagrał, zobaczyłby parę całkowicie sobie oddaną, pogrążoną w namiętności, jaką daje pocałunek. Od samego widoku dwóch przystojnych facetów, całujących się w ten sposób robiło się gorąco.  Obaj jednak znali granicę. Ich biodra w miarę swych możliwości nie ocierały się o siebie. To nie był na to odpowiedni moment. Nie kiedy byli na siebie wściekli i nie wiedzieli, na czym stoją.
W pewnym momencie dłonie Olivera spoczęły na klatce piersiowej Thomasa, napierając na nią. Mimo tego, nie miał ochoty kończyć tak gwałtownego pocałunku. Jego koszulka była delikatnie podciągnięta, a dłonie mężczyzny spoczywały na ciele. Najwyraźniej potrzebował tego, chociaż nic więcej nie czynił. Na sam koniec ich usta co chwilę się muskały, ocierały i nie chciały rozstać, jak gdyby lepiej wiedziały, o co chodzi ich właścicielom.
– Muszę iść – kolejne potarcie ust o wargi kochanka – do pracy. – Kolejne słowa ponownie utonęły niewypowiedziane na głos. – Thomas.. – Jęk Olivera odbił się w całym ciele starszego mężczyzny. Cholera!
– Nie. Nie idź. – Szept był udręczony, pełen pasji, a zarazem zrezygnowany. Obaj wiedzieli, że student musi to zrobić.
– Muszę. Wrócę prosto po pracy. – Na te słowa ciało Toma rozluźniło się gwałtownie. Już zaczynał się bać, że Oliver znów nie pojawi się do późnych godzin nocnych.
– Trzymam za słowo. Inaczej spotka cię kara. – Sam nie wierzył, w to co mówił. Nie mógłby ukarać młodszego mężczyzny. Wystarczył mu widok rozmarzonych, przyciemnionych od pasji oczu studenta. Dopiero po tych słowach i ostatnim już pocałunku był w stanie go puścić. Musiał wygrać wojnę sam ze sobą, ale dał sobie z tym jakoś radę.

***
            Oliver, mimo swojej obietnicy został dłużej w pracy. Jill przyniosła do pracy laptopa, a ich szef wyraził zgodę na to, by po zamknięciu lokalu mogli w nim zostać przez kolejną godzinę. Student wytłumaczył mu, jaki ma w tym ma cel.
Ponownie chciał przejrzeć strony z poszukiwanymi osobami. Miał nadzieję, że ktoś szuka Thomasa, jego rodzina na pewno za nim tęskniła. Dlatego też tak rzadko wracał od razu do domu. Korzystał z laptopa w domu czy u Lilly. Wyjątkowo poprosił o to Julię, ponieważ jego rodzina gdzieś wychodziła, a przyjaciółka miała co innego do załatwienia. Nie chciał wiedzieć o co chodzi, ale dała mu znać, że dzisiejsze spotkanie musi odwołać.
Jego współpracowniczka znała całą historię Thomasa i przyznała mu się, że sama przegląda strony internetowe w poszukiwaniu jego zdjęcia, danych, chociaż stara się to robić także na portalach społecznościowych lub forach. Kto wie, jak działają umysły bliskich, którzy kogoś stracili. Zresztą, Julii też nie chciało się wracać do domu. Puste ściany ją przygnębiały. Tym bardziej, że jej rodzice pojechali do sanatorium na trzy tygodnie.
Tak jak sobie obiecali, przesiedzieli nad różnymi stronami godzinę, by nie zabierać sobie więcej czasu. Układ to układ. Poza tym do dziewczyny zadzwoniła jakaś koleżanka, że zerwała z chłopakiem i chyba potrzebuje się wypłakać w czyjeś ramię. Dziwiło go to, że nagle wszyscy ze wszystkimi zrywają, a w ogóle się nie schodzą. On przynajmniej takich informacji nie posiadał.
Zaraz po tym jak odprowadził znajomą na przystanek i poczekał razem z nią na autobus, sam ruszył w przeciwnym kierunku. Na przystanku dziewczyny, nie zatrzymywał się jego środek transportu, więc chcąc nie chcąc był zmuszony przemaszerować dziesięć minut w inny rejon osiedla.
Zastanawiał się nad tym, co powinien zrobić z Thomasem. Nie wiedział czy chce ciągnąć dalej tę sytuację pełną napięcia. Uciekanie przed nim także go męczyło. Nie podobała mu się jednak myśl, że będzie przebywał z mężczyzną przez cały czas w jednym pomieszczeniu. Już wiedział czemu ludzie, aż tak nienawidzą kawalerek.
Miał szczęście, zdążając na ostatni autobus. Musiał jeszcze na niego biec, ale wolał to niż ponad godzinny spacer. Mieszkał na drugim krańcu miejscowości, więc nie miał się co dziwić, że jechał pół godziny w każdą stronę. Ale lepiej w ten sposób i mieć pracę, niż nie dojeżdżać i nie mieć za co żyć.

***

            Thomas nie był zły na Olivera. Był wkurwiony. Nie lubił takiej nieodpowiedzialności i nie szanowania obietnic, które się dało. Jako, że student miał być w domu ponad godzinę temu, przyszykował na ten czas kolację. Ten debil, jak go zaczął nazywać w myśli, nie raczył nawet napisać, że go nie będzie.
            Cały posiłek, który należało jeść na gorąco, szlag trafił, bo najlepszy był, gdy podano go na świeżo. Teraz zapiekany makaron nadawał się tylko do wyrzucenia. Zapiekł się na amen. Fakt, nadal mogli go zjeść, ale górną warstwę musieliby rozbić o blat. Nie wiedział też czy pomidory nie stały się pieprzoną papką.
            Dopiero po półtorej godziny od zakończenia pracy, Oliver otworzył drzwi do swego lokum. Wiedział, co go czeka i nie miał pojęcia jak się bronić przed mężczyzną. Rano mu coś obiecał i nie dotrzymał słowa. Chciał polepszyć ich relację, a zarazem zachowywał się skrajnie inaczej. Chyba powinien w końcu się jakoś opanować, zdecydować na coś. Na dodatek, w całym domu pachniało pieczonymi pomidorami i czosnkiem. Czyżby zrobił spaghetti? Na samą myśl zaburczało mu w brzuchu. Był tak cholernie głodny! Jeszcze w autobusie planował sobie, co powinien powiedzieć, jednak po wejściu do kuchni, bo to tam właśnie znajdował się Thomas, mógł stwierdzić tylko jedno.
            – Przepraszam. Zawaliłem, wiem. – Widział, jak mężczyzna zaciska dłonie na blacie. Jego ciało było napięte do granic możliwości, dłonie ściskały nieszczęsny kawałek drewna w taki sposób, że kostki mu zbielały. Ramiona trzęsły się delikatnie od wstrzymywanej furii.
            – Skoro wiesz to, po co obiecywałeś rano, że tego nie zrobisz? Co znów było ważniejsze od przyjścia tutaj? Miałeś randkę?– Thomas praktycznie warczał przez zęby. Uważał się za pieprzonego debila, przez to, że zaczęło mu zależeć. Skoro miał być tak traktowany, powinien się wyprowadzić i nie naciągać dalej chłopaka. Miał ochotę spakować kilka rzeczy, które otrzymał od pielęgniarek i od samego Olivera, by miał się w co ubrać i wyjść w ciemną noc. Zamierzał oddać studentowi wszystkie pieniądze za pobyt u niego, ale miał cholerną nadzieję, że jego zauroczenie, bo zakochaniem tego jeszcze nazwać nie można, zostanie odwzajemnione. Och, jakim był idiotą wierząc w to!
                                                                                                                               
            – Nie byłem na randce! A poza tym, nie muszę ci się spowiadać. Nie jesteśmy razem! Raz się ze sobą przespaliśmy i uważasz, że będziesz mógł mnie kontrolować? Nie tak to działa. Jeśli będę miał ochotę z kimś wyjść, to zrobię to! Nawet, jeśli nie wyrazisz zgody! Chuj ci w dupę! Mowy nie ma o tym bym się ciebie o wszystko pytał!
            – Bardzo chętnie, ale tylko twój. – Thomas obrócił się wściekły. Miał ochotę się zaśmiać na widok zszokowanej miny studenta. Takiej odpowiedzi to się chyba nie spodziewał. – Masz rację, to był tylko seks. Wykorzystaliśmy się obaj. Tylko niepotrzebnie drzemy koty.
            – Nie mów tak. – Oliver chwycił się za włosy. – To nie było…
            – Nie ważne co było, Oli. Powiedziałeś, co sądzisz na ten temat. Między nami nic nie istnieje, chociażbym tego chciał. – Podszedł do niego i pogłaskał delikatnie po policzku. –  Swoimi czynami udowodniłeś, że jestem dla ciebie nikim. Obcym, którym trzeba się zaopiekować. Dziękuję ci bardzo. Już lepiej czuć się nie mogłem. – Student pierwszy raz słyszał aż taki smutek w głosie drugiego człowieka, a zarazem żałość, która przepełniała czarę goryczy. Nie, mylił się. Taka sytuacja już kiedyś miała miejsce. Fakt, w innym kontekście, ale jednak. Nie zamierzał sobie na to pozwolić po raz drugi. Za jakie pieprzone grzechy? Teraz mężczyzna go nienawidzi. Może to jednak lepiej. Nie potrafił się zdecydować czego chciał. Bał się, że ponownie zostanie odrzucony, ale to jego przeszłość rzutowała na to, a on nie potrafił się pozbyć tego paskudnego uczucia. Cholera!
            Nie zamierzał jednak rzucać się na Thomasa z przeprosinami tak, jakby to zrobili bohaterowie opowiadań. Sięgnął po swój plecak i podszedł do szafki. Wyjął z niej dwa t-shirty, krótkie spodenki do spania i parę bokserek.
            – Co ty robisz? – Zapytał z lekko uniesioną brwią brunet. Sytuacja się powtarza. Znowu ucieka.
            – Idę do rodziców. Nie zamierzam tu nocować, gdy jesteśmy na siebie wściekli. Zobaczymy się jutro, jak będę po pracy. Zdążymy ochłonąć, przemyśleć swoje zarzuty i uczucia. Ale dzisiaj… Nie dam rady. Będę miał dzień wolnego pojutrze, to też nam ułatwi wiele rzeczy.
            – Oliver, nie wychodź. – Głos Thomasa był lekko przytłumiony. Czuł małą gulę w gardle. Nie zamierzał płakać, jednak sytuacja ta przyprawiała go o cholerny ból głowy i miał ochotę się po prostu wyrzygać by mu minęło.
            – Muszę, Thomas. I dobrze o tym wiesz. Inaczej obaj zrobimy coś czego będziemy żałować. Wiesz, co wisi w powietrzu. A seks w stanie furii nie jest dobrym pomysłem. Muszę wyjść. – Nie odwracając się, tak jak powiedział, student wyszedł ze swojego mieszkania. Mężczyźnie nie umknęła jednak pochylona głowa i barki studenta. Gdyby mógł to by już leciał za nim po schodach. Cofnął się na łóżko, usiadł. Oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Czuł się… Cholernie zrezygnowany.
            Oliver tak naprawdę nie zamierzał iść do rodziców, a do swojej przyjaciółki. Ją mógł obudzić, a nie chciał tego robić rodzinie. Przecież nie muszą wiedzieć o tym, że ich syn przeżywa zawód miłosny. Przez to, że był idiotą i dupkiem. Zbyt często nie umiał walczyć, wycofywał się. Czasem nie radził sobie z pewnymi sytuacjami. Ktoś mógłby stwierdzić, że poszedł na psychologię by samego siebie wyleczyć. To jednak nie była prawda.

***

            Lilly nie była szczególnie zaskoczona, widząc go na progu. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, poszła do kuchni zaparzyć im herbaty owocowej z dodatkiem odrobiny cukru.     
           – Pfh. Lepszego kubka nie mogłaś wybrać? – Oliver, mimo złego nastroju, nie potrafił powstrzymać parsknięcia. Jego przyjaciółka lubiła na przecenach kupować niepasujące do siebie przyrządy kuchenne, przez co w sumie było u niej dość pstrokato. Jej matce nigdy się to nie podobało i wrzucała wszystko do pudeł, które lądowały na strychu. Lilly w końcu miała możliwość zabrania wszystkich niepotrzebnych jej matce gratów, jak je nazywała i mogła zacząć żyć po swojemu.
            – Masz coś do mojego kubka, to masz coś do mnie. – Ich śmiech rozniósł się po pomieszczeniu.
            – Jest całkiem uroczy. Ale napis „Niezła dupa” raczej się do mnie nie odnosi. Hmm… Teraz chyba ja częściej będę bywał u ciebie. – Mruknął cicho pod nosem. –Role się odwróciły.
            – Ol, co jest? Aż tak źle?
            – Gorzej. Znów odwróciłem się do niego plecami. – Lilly spojrzała na niego smutno. – Ciągle go odtrącam, bo… Ja sobie z tym wszystkim najzwyczajniej w świecie nie radzę. Zauroczyłem się, może zakochałem. On mnie denerwuje, przytłacza. Nie dlatego, że chce to robić, ale… Samo to, że czeka na mnie, gdy wracam. Podaje kolację. Jest miły, sympatyczny, seksowny. Działa na mnie. Widzę jego zaangażowanie, które chciałbym odwzajemnić, ale chyba…
            – To, w czym problem? – Serce jej się krajało, widząc swojego przyjaciela takiego zmarnowanego i nieszczęśliwego.
            – We mnie,Lill. Tylko i wyłącznie we mnie. – Oliver przymknął oczy i pomasował palcami skronie.
            – Co przez to rozumiesz? – Zastanawiał się, co powinien teraz powiedzieć. Miał przecież czas.
            – Nie wiem, co mam zrobić. – Wzruszył bezradnie ramionami. Czuł się jak na jakiejś pieprzonej emocjonalnej kolejce górskiej*.
            –Kotenieńku? Spójrz na mnie. – Student posłusznie skierował wzrok na przyjaciółkę. – Wiem, że jesteś przerażony. Wiem, jak potraktował cię John, ale czy nie wolałbyś zaryzykować? Może warto?
            – Nienawidzę tego imienia. – Jęknął sfrustrowany.
            – Wiem, ale czas najwyższy zostawić przeszłość za sobą. Porozmawiaj z nim.
            – Jutro. – Śmiech przyjaciółki tylko go niepotrzebnie dobił.
            – Wiem, spokojnie nie zamierzam się ciebie pozbyć z domu.
            – Lill… A co jeśli mam rację. Przecież on może…
            – Nie, Oliver. Nie czas na myślenie o konsekwencjach. Poddaj się uczuciom. Jeżeli złamie ci serce… Przetrwamy to razem. Jak zwykle. Pozwól sobie żyć. Co ma być, to będzie. Nie możesz być wiecznie ostrożny. – Wiedziała, jak się czuł. Nie raz opisywał jej stan, który go gnębi, gdy nie wie, jak rozwiązać jakiś problem. Zapewne teraz będzie siedział i analizował każdy aspekt swojego i Thomasa zachowania. Rozważanie za i przeciw także się pojawi, by na końcu znów przejść przez fazę emocji. Standard.
Wiedziała, że tylko to pomaga mu odpędzić mgłę z myśli. Tak to zawsze określał. Jakby błądził w gęstej, mlecznobiałej chmurce, nie widząc na większą odległość niż jego wyciągnięte dłonie. Gdy pierwszy raz jej to powiedział, nie za bardzo chciała mu wierzyć, jednak w końcu przekonała się, że jego opis był jak najbardziej prawdziwy. Szkoda tylko, że dowiedziała się o tym w taki sposób.


*  http://i1.mirror.co.uk/incoming/article1888946.ece/ALTERNATES/s1023/Martin–Fricker–rides–the–new–roller–coaster–called–Smile–1888946.jpg