Rozdział 7
Dzień
ostatniego egzaminu nadszedł bardzo szybko. Tak to już jest, że im bardziej się
czegoś nie chce, tym szybciej wydaje się płynąć czas. Wyjątkowo Oliver nie
narzekał na taki bieg wydarzeń. Jeszcze wczoraj rozmawiał z Lilly, że nie
przyjdzie na spotkanie z jej przyjaciółką. Po krótkim wytłumaczeniu, bez
którego by się nie obyło, dostał zgodę na nieobecność. Jak gdyby pytał się jej
o zdanie. Kobieta miała czasem dziwne wyobrażenie ich znajomości. Nie chciało
mu się wdawać jednak w niepotrzebne sprzeczki, by pokazać, kto ma rację. Kiedyś
próbował to zrobić. Nie chciał odgrywać w życiu roli Don Kichota*
Zaliczenie przedmiotu miał o wystarczająco
wczesnej porze, by być zaspanym jak diabli. Kto wymyślił zdawanie egzaminów o
dziewiątej rano? Zaraz potem musiał jechać na rozmowę o pracę. Stresował się. Miał
nadzieję, że wszystko ułoży się, tak jak powinno. Na sam koniec postanowił pojechać
do Thomasa. Wiedział, że mężczyzna czuje się samotny. Nie miał nawet z kim
porozmawiać, ponieważ leżał sam w pokoju.
Jeszcze w
czwartek wieczorem uważał, że po egzaminie pójdzie do Thomasa. Telefon od
przyszłego pracodawcy zweryfikował jego plany. Wakacje, wakacjami. Miał przed
sobą do zapłacenia kolejną ratę za studia, a takiej kwoty pieniędzy nie
wytrzaśnie od tak. Poza tym musiał opłacić rachunki, nie wspominając już o
jedzeniu. Jeszcze trochę i na nic nie będzie go stać. Nic tak w końcu nie
ucieka z portfela, czy też konta bankowego jak pieniądze. A jego oszczędności
skurczyły się w zastraszającym tempie.
Jak zwykle
przed wejściem na salę egzaminacyjną porozmawiał z Elizą i Piotrem. Oboje bali
się, że są nieprzygotowani, ponieważ za mało czasu poświęcili na naukę. Pracowali, studiowali, a
oprócz tego zajmowali się niespełna roczną córeczką. Dużo musieli poświęcić, by
się dalej kształcić. Na szczęście mieli kochających rodziców, którzy im na
bieżąco pomagali w opiece nad małą. On sam bywał u nich czasami, a wtedy nie
było zmiłuj się. Dziewczynka owinęła go sobie wokół palca od pierwszego
spojrzenia. Dosłownie rzecz ujmując. Piękne niebieskie oczka, okalane czarnymi
rzęsami oraz brązowe loki po matce… Trudno się było nie zakochać w tym
szkrabie. Oliver, jako dobry wujek, nosił ją na rękach, zabawiał pluszakami,
gdy tylko jej rodzice potrzebowali chwili dla siebie. Nie mógł im tego odmówić,
zresztą… nawet nie chciał. Aktualnie dodatkowym problemem pary była choroba
małej. Oboje byli niespokojni, mimo że zostawili córkę z matką Elizy.
***
Nie za bardzo
uśmiechało mu się pójście na rozmowę o pracę. Był zestresowany pierwszy raz od
bardzo dawna. Miało to też związek z egzaminem i pójściem do Thomasa. Trzy
sprawy nałożone na siebie i stres gotowy. Fakt, faktem - nie starał się o
posadę prezesa, a o pracę w kawiarni, pomimo tego zdenerwowanie nie chciało go
opuścić. Miał świadomość, ile się trzeba narobić, by wszystkich obsłużyć. Nie
wspominając już o tym, że w godzinach szczytu mogły zdarzyć się pomyłki w
zamówieniach. Często przez kilka godzin był mały ruch, jednak, gdy już
pojawiało się więcej niż pięciu klientów pewne było, że człowiek zacznie uwijać
się jak w ukropie. Odwieczna zasada wciąż się sprawdzała. Ludzie przyciągają
ludzi. Wystarczy zrobić sztuczny tłum, a nagle zbierze się kolejne dziesięć
osób, chcących coś zamówić. Nie zawsze pasowało to pracownikom. Jasne. Posiadali
dzięki temu pracę, ale obsługa często naburmuszonych, niemiłych klientów nie
była szczytem marzeń. Przynajmniej dla większości z nich.
Gdyby mógł
sobie pozwolić na nie pracowanie przez kolejny miesiąc, z chęcią by to uczynił.
Wiedział, że okres wakacyjny paradoksalnie był dla niego zawsze najcięższy.
Zamartwiał się, z czego może zrezygnować, czego nie jeść, by odciążyć rodziców.
Oni o tym nie wiedzieli, a on miał czyste sumienie. Układ doskonały. Wiedział
jednak, że było warto.
Jazda
autobusem nie wiadomo kiedy się skończyła. Nie zdążył przemyśleć wszystkiego,
czego chciał, a już musiał wysiąść z komunikacji miejskiej, tak jak i garstka
innych osób. Po przejściu kilku metrów skręcił w prawo. Była to urokliwa
okolica starych, jednak odnowionych kamienic. Gdzieniegdzie na elewacji
znajdowało się graffiti, jednak - nie licząc dobiegającej z oddali muzyki
techno - było cicho i spokojnie. Doszedł do przejścia dla pieszych i rozglądnął
się. Po przejściu kolejnych stu metrów był przed małą kawiarenką, zatrudniającą
trzy osoby na dwie zmiany. Wziął jeszcze ostatni oddech, uśmiechnął się lekko i
wyprostował bardziej plecy. Wszedł do lokalu.
Było to
przytulne miejsce z wygodnymi fotelami i małymi stolikami. Po prawej stronie w
rogu przy oknach znajdowało się stoisko z gazetami a po lewej niedaleko drzwi
wejściowych były drzwi od ubikacji. W całym lokalu pachniało świeżo zmieloną
kawą. Część miejsc było pozajmowanych przez osoby siedzące samotnie. W lokalu
znajdowały się także dwie pary oraz jedna pięcioosobowa grupka kobiet.
Ze względu na upał panujący na zewnątrz w
pomieszczeniu cicho szumiała klimatyzacja. Dopiero po chwili spostrzegł, że
zaraz obok lady siedzi jeszcze jedna starsza pani. Wyglądało na to, że jeszcze
niczego nie zamówiła - w przeciwieństwie do innych osób znajdujących się w
pomieszczeniu. Najwyraźniej na kogoś czekała.
Wracając do
opisu pomieszczenia, ściany były koloru miodu wymieszanego z miedzią, co dawało
dość zaskakujący efekt. Uroku dodawały także cytaty znajdujące się na ścianie.
Oliver zastanawiał się czy nie były to życiowe motta właściciela. Jedno z nich
brzmiało:
Ciesz się małym rzeczami. To one dadzą ci
prawdziwe szczęście. Oczekując wielkiego szczęścia, możemy zaprzepaścić wiele
szans danych nam od życia.
Zazwyczaj wchodząc do kawiarni nad ladą
znajduje się cennik napojów serwowanych w lokalu. Oprócz tego na każdym stoliku
znajduje się menu. W „Kawiarence”, bo tak bowiem nazywał się ten lokal, nad
ladą znajdował się ten właśnie cytat, natomiast menu przymocowane było do ściany
po lewej stronie. Klienci mieli więc możliwość wyboru przysmaku przed
podejściem do kasy. Dopiero wtedy też można było zauważyć napisany mniejszą
czcionką dopisek:
Dlatego właśnie proponujemy ci picie
doskonałej kawy. Może się ona stać twoim własnym, małym szczęściem.
Oliver nie
mógł nie uśmiechnąć się, gdy to zauważył. Drugie motto znajdowało się pomiędzy
oknami. Mógł to jednak zauważyć dopiero po rozmowie z - miał nadzieję -
przyszłą koleżanką.
Czasem warto obserwować innych ludzi. Nawet,
gdy nie są tego świadomi – mogą nas wiele nauczyć.
Podszedł
pewnie do stojącej przy kasie dziewczyny.
– Dzień dobry
– posłał jej promienny uśmiech. – Byłem umówiony na rozmowę w sprawie pracy.
Kobieta przed nim przywitała go w ten sam oficjalny sposób, chociaż nie mogła powstrzymać uśmiechu wpływającego jej na usta. Poinformowała go, że niestety szef spóźni się dwadzieścia minut. Opona mu pękła i musiał ją wymienić. Dowiedział się także, że może umówić się na rozmowę w innym dniu, tak jak robiło to wiele osób. Odmówił. Zamówił też małą, czarną parzoną kawę. Chciało mu się spać, więc stwierdził, że będzie to dobry pomysł. Była cudowna. Musiał przyznać, że dawno nie pił nic aż tak dobrego. Smak uderzył w jego kubki smakowe i wysłał do mózgu informacje o tym, że czas najwyższy wyprodukować jeszcze większą ilość endorfin.**
Kobieta przed nim przywitała go w ten sam oficjalny sposób, chociaż nie mogła powstrzymać uśmiechu wpływającego jej na usta. Poinformowała go, że niestety szef spóźni się dwadzieścia minut. Opona mu pękła i musiał ją wymienić. Dowiedział się także, że może umówić się na rozmowę w innym dniu, tak jak robiło to wiele osób. Odmówił. Zamówił też małą, czarną parzoną kawę. Chciało mu się spać, więc stwierdził, że będzie to dobry pomysł. Była cudowna. Musiał przyznać, że dawno nie pił nic aż tak dobrego. Smak uderzył w jego kubki smakowe i wysłał do mózgu informacje o tym, że czas najwyższy wyprodukować jeszcze większą ilość endorfin.**
***
Thomas
wiedział już, że pobyt w szpitalu nie należy do jego ulubionych zajęć. Fakt,
miał to szczęście, że Kate przynosiła mu książki. Ale cholera jasna! Ile można
leżeć i nic nie robić. Nie miał pieniędzy, więc nawet nie mógł sobie nic kupić.
Fakt Kate przynosiła mu codziennie butelkę wody, a oprócz tego owoce i coś
pożywniejszego. Wiedziała, że na szpitalnym jedzeniu długo nie pożyje. Oprócz
tego wkurwiał go psycholog kliniczny do spółki z neurologiem. Wydawało mu się,
że pieprzyli, jakby ich potłukło. Czy tak trudno było mówić tak, by pacjent ich
zrozumiał za pierwszym razem? Wszyscy by na tym skorzystali, bo nie musieliby
powtarzać tych wszystkich informacji po dwa razy. Szlag go trafiał przez swędzącą
nogę i niemożność odezwania się do kogokolwiek. Godzina rozmowy była niczym,
skoro leżał tu już jakiś czas.
Wczoraj był u
niego psycholog i nie wiedział, po co on ma się tak męczyć. Facet nie umiał z
nim rozmawiać, ciągle go tylko denerwował. Zadawał bezsensowne pytania, a jego
od tego wszystkiego głowa bolała. Poza tym przeczył swej logice. Mówił, że nie
powinien nic na siłę sobie przypominać, a za chwilę sam próbował to na nim
wymusić. Jaki to miało sens? Oprócz tego patrzył on we wszystkich innych kierunkach,
tylko nie na niego. Nienawidził czegoś takiego. Dodatkowym minusem całej tej
sytuacji było to, że nie mógł jeździć do niego do gabinetu. Jeszcze przez
tydzień miał być całkowicie unieruchomiony przez złamanie. Dopiero potem mogli
mu założyć inny rodzaj gipsu, dzięki któremu będzie mógł się dalej poruszać.
Neurochirurg
też go denerwował. Zachowywał się jak zauroczony kretyn. Miał tylko nadzieję,
że to nie w nim się zakochał. Gdy miał dyżur wpadał do niego średnio co
godzinę, jeżeli tylko nie miał operacji. Dowiedział się, że gdy był
nieprzytomny miał robiony rezonans magnetyczny i tomografię komputerową.
Lekarze chcieli sprawdzić, czy nie ma krwiaka, ale „na szczęście” miał tylko
lekkie wstrząśnienie mózgu. Przynajmniej wiedział, dlaczego kręciło mu się w
głowie i było mu niedobrze.
Jęknął
sfrustrowany i sięgnął po książkę, leżącą niedaleko. Po przeczytaniu zaledwie
dziesięciu stron, rzucił ją ponownie na stolik. Nudziło mu się, a zarazem nie
miał ochoty czytać. Chętnie oglądnąłby jakiś film, serial, posłuchał muzyki.
Nie miał na to szans. Kurwa! Nic nie robił, a był zmęczony. Jak to jest
możliwe? Chyba był nienormalny, skoro od nic-nie-robienia chciało mu się spać. Spojrzał
na ścianę przed sobą. Ponownie obserwował te same plamy na ścianie.
Musiał poprosić
Olivera o jakąś książkę o amnezji. Może będzie mógł coś poczytać na ten temat.
Zawsze jest mu łatwiej działać, gdy wie wszystko o swoim celu. W tym przypadku
było to odzyskanie pamięci. Zastanawiało go jednak, dlaczego klinicysta pytał o
jego relacje z matką. Jakby je pamiętał! Jego pytania tylko go jeszcze bardziej
denerwowały. Facet nie potrafił działać w tym temacie. Plątał się, motał. Nie
potrafił sprecyzować tego, w jakim kierunku powinien go badać. A on nie
cierpiał niekompetencji. Przyprawiała go o uczucie szału.
Był wściekły.
Czuł napięcie w całym ciele i najchętniej by kogoś uderzył. Zacisnął mocno
pięści na kołdrze, by po chwili je rozluźnić. Powtarzał tę czynność kilka razy.
Oprócz tego próbował napinać prawie całe ciało - nie licząc złamanej nogi. Być
może jego rehabilitant nie byłby z tego powodu zachwycony. Westchnął udręczony.
Po przećwiczeniu napięcia–rozluźnienia całego ciała po kilka razy, odetchnął z
ulgą. Zawołał przechodzącą niedaleko pielęgniarkę.
– Dzień dobry
– przywitał się. – Mógłbym prosić o otworzenie okien? – Pielęgniarki go lubiły,
bo zawsze traktował je z szacunkiem i był dla nich miły. Starał się nie
narzekać i nie prosić o zbyt wiele. Dlatego też jego prośba została przyjęta z
uśmiechem.
– Nie ma
problemu. Ale dzisiaj gorąco prawda? Na zewnątrz jest trzydzieści pięć stopni.
– Niech pani
powie, że żartuje. Wyjątkowo się cieszę, że jest tutaj w miarę chłodno.
– Nie tylko
pan się cieszy z tego powodu, inaczej byśmy się tu wszyscy ugotowali. Zostawię
otwarte drzwi, to zrobi się przeciąg.
Thomas
uśmiechnął się szeroko i podziękował.
–
Może mi pani jeszcze powiedzieć, która godzina? – W salach nie było żadnego
zegarka. Wiedział, że słońce zachodzi koło godziny dwudziestej drugiej. Tylko,
dlatego orientował się w czasie. Na szczęście dzisiaj przychodzi do niego
Oliver.
–
Jest za dziesięć dwunasta. – Jeszcze raz podziękował i po wyjściu kobiety
zmarszczył brwi. Mężczyzna wspominał, że egzamin ma o dziewiątej i miał do
niego przyjść zaraz po nim. Dlaczego więc jeszcze go nie było? Może nie miał
ochoty jednak do niego przyjść, albo też coś mu wypadło.
Nie
spodobało mu się to jednak i czuł się zawiedziony. To odosobnienie źle na niego
działało. Mogliby mu przydzielić kogoś do sali. Mógłby z kimś porozmawiać, nie
czułby się taki zły i sfrustrowany.
***
Decyzja
Olivera o pozostaniu w Kawiarence
opłaciła się. Okazało się, że szef sprawdza w ten sposób, komu zależy na pracy.
Mężczyzna po przejściu krótkiej rozmowy kwalifikacyjnej, dostał bez problemu
pracę. Nie ważne było to, że nie miał dużego doświadczenia. Szef stwierdził, że
woli go douczyć niż czekać na bardziej doświadczonego baristę, a tacy rzadko
się u niego pojawiali. Podobno najtrudniejszy jest pierwszy tydzień. Później człowiek
zapamiętuje wszystkie przepisy - wcześniej spisane na kartce i zaczyna robić
każdą czynność machinalnie. Miał nadzieję, że uda mu się szybciej dostosować do
warunków pracy. Nie lubił popełniać błędów.
Spojrzał na
zegarek. Cholera! Rozmowę miał mieć na dziesiątą trzydzieści. Zaczęła się o
jedenastej i trwała czterdzieści minut. O jedenastej trzydzieści miał być u
Thomasa. Nic na to nie poradzi, że nie miał się z nim jak skontaktować. Szybkim
krokiem przeszedł trasę w kierunku przystanku. Do przyjazdu tramwaju miał
dziesięć minut. Potem czekała go czterdziesto minutowa podróż do szpitala.
Mogło go to
denerwować. Szpital znajdował się cztery kilometry od centrum. Na początku,
wszyscy mieszkańcy byli temu przeciwni, okazało się, że był to dobry pomysł.
Dojazd był na tyle bliski, że karetka prawie zawsze zdążyła na miejsce, a
pacjenci mieli spokój od zgiełku dnia codziennego. Wsiadając do środka
komunikacji miejskiej, wyciągnął z plecaka książkę. Czytał Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafóna. Na razie nie był nią zafascynowany,
ale miała w sobie dziwny urok.
W trakcie
jazdy zdążył przeczytać sześćdziesiąt stron książki. Pozwoliło mu to wciągnąć
się w treść powieści, a przy okazji nie zwracać uwagi na mijaną drogę i czas.
Do szpitala dotarł dopiero za dziesięć pierwsza. Wjechał windą na czwarte
piętro i przeszedł kremowym korytarzem do sali Thomasa. Stanął na chwilę w
drzwiach, sprawdzając czy mężczyzna nie śpi. Wiedział, że przy takich
obrażeniach człowiek długo się regeneruje. Na szczęście tak nie było.
– Cześć. Przepraszam
za spóźnienie. Nie mogłem przyjechać wcześniej.
– Hej. Nie ma
za co. Coś się stało? – Thomas
uśmiechnął się lekko.
– Nie. To
znaczy… Byłem na rozmowie o pracę. W sumie to zaczynam od środy, bo wtedy
kończy się okres wypowiedzenia innego pracownika. Nienawidzę się spóźniać na
umówione spotkania. Niestety nie miałem się jak z tobą skontaktować.
– Nie przejmuj
się. I tak nie miałem co robić, a nie mam jak stąd uciec. Nawet jakbyś
przyszedł o siedemnastej - ja tu będę.
Oliver
wychwycił tę nutkę ironii i smutku w głosie mężczyzny. Osobiście chyba by go
trafiło, gdyby miał leżeć bezczynnie. Lubił tak robić od czasu do czasu, gdy
miał trochę więcej wolnego. Ale stan ten nigdy nie trwał długo.
– Jeżeli
chcesz będę do ciebie codziennie przyjeżdżał. Nie wiem, jak mi się to uda z
pracą, bo wszystko zależy od grafiku… Może jutro przywiozę laptopa, to moglibyśmy obejrzeć jakiś film, o ile masz ochotę. Mógłbym go pobrać u siebie w domu i
jutro nie musielibyśmy na to czekać. Zresztą, jeśli masz ochotę możesz zrobić
listę potrzebnych rzeczy, jeśli będę mógł to je zorganizuję.
Po chwili Oliver
zorientował się, że Thomas nie poprosi go o piżamę, czy zapas świeżej bielizny.
Wiedział, że w domu leży gdzieś nieużywana przez niego piżama. Od rodziców mógł
wziąć kapcie w rozmiarze mężczyzny. Przy okazji musiał kupić też bieliznę - na
samą myśl się zarumienił. Powinien się opanować. Przecież nie było w tym
ukrytego podtekstu. Po prostu dbał o obcego człowieka.
– Dzięki. Jedyne,
co potrzebuję to zegarek, bo nie mam orientacji w czasie, co mnie strasznie
denerwuje.
Słuchając
mężczyzny, Oliver zanotował sobie w pamięci, by kupić mu zestaw startowy do
komórki i przynieść jakiś swój stary telefon wraz z ładowarką. Następnie krzyżówki
i długopisy. Dodatkowo musiał poprosić rodzicielkę o jakąś kosmetyczkę, którą
ojciec dostawał wraz z kosmetykami na każde święta. Maszynkę do golenia, piankę
i dezodorant. Nie wspominając o paście do zębów, gąbce i mydle. Fakt,
pielęgniarki przyniosły mu jakieś „resztki”, które miały w domach. Widząc to
jednak, Oliver stwierdził, że na długi okres czasu, to nie starczy. Oprócz tego
planował mu przynieść spodnie dresowe i jakieś dwie podkoszulki. Nie mógł
zapomnieć też o ręczniku i szamponie do włosów. Musiał się zastanowić, co
jeszcze będzie potrzebne. Wiedział, że Thomas go o to nie poprosi. Mężczyzna
był zbyt dumny, by prosić o potrzebne mu rzeczy. Na dodatek nie miał pieniędzy,
co wiele osób przyprawia o poczucie wstydu i braku komfortu. Nie dziwił się
temu. Co jednak nie oznaczało, że zamierzał od tak odpuścić.
– Załatwione.
– Uśmiechnął się do niego. – Ech. – Nie miał pojęcia, o czym z nim rozmawiać,
jeszcze kilka dni temu rozmowa toczyła się w sposób luźny, nie zalegała się
niepotrzebna, denerwująca cisza.
– Jak
egzaminy? Masz już wszystkie z głowy. – Dzięki niebiosom za sesję! Przynajmniej
mieli, o czym rozmawiać. Oliver sam z siebie ironizował w swych myślach.
– Tak. Muszę
poczekać jeszcze na wyniki i jak dobrze pójdzie, to wszystko już za mną. A ty… –
zawahał się przed zadaniem pytania – wiesz może, czym się zajmowałeś przed
wypadkiem? – Thomas wiedział, że trudno jest zadać pytanie, mając ciągle w
świadomości, że nie pamięta ostatniego pół roku ze swojego życia. Na dodatek
nie znał swoich danych. – Chyba źle to zabrzmiało. – Czemu Oliver wyglądał
seksownie nawet wtedy, gdy się krzywił?
– Ważne, że
zrozumiałem, co chciałeś powiedzieć. Nie możesz ciągle dodawać "a
dokładniej na pół roku wcześniej przed wypadkiem" jak to robi tutejszy
psycholog. – Teraz on sam skrzywił wargi w parodii uśmiechu. Na szczęście młody
mężczyzna nie poczuł się tym urażony, a jedynie parsknął cichym śmiechem.
– Aż tak źle?
– Gorzej. Przy
każdym pytaniu facet powtarza się jak zdarta płyta. Nie wspominając o tym, że
jak go widzę, to nóż w kieszeni mi się otwiera i od razu mam przed oczyma
czerwoną płachtę na byka. – Obaj nie mogli powstrzymać głośnego śmiechu,
spowodowanego wyznaniem pacjenta. – Pamiętam wiele rzeczy. Zresztą… trudno jest
przypominać sobie cokolwiek, gdy nie wiesz w rzeczywistości, jakiego
wspomnienia, osoby, sytuacji, czy miejsca się to tyczy. Tu jest mój główny
problem. Może łatwiej by mi było, gdybym nie był cały czas w szpitalu,
chodziłbym po mieście i w ten sposób odzyskiwał pamięć. Ale zanim to nastąpi
minie dość sporo czasu.
– Nigdy w ten
sposób nad tym nie myślałem. Zresztą… Wiedziałem, co nieco o amnezji, jednak
nie była to jakaś skonkretyzowana wiedza.
– Teraz wiesz
coś więcej?
– Nie. Dopiero
będę się dowiadywał. – Oliver posłał Thomasowi niepewny uśmiech.
– Chętnie też
bym uzyskał nieco informacji. Gdybyś znalazł coś interesującego, chętnie także
zagłębiłbym się w ten temat.
– Nie ma
sprawy. To co z tym filmem? Wiesz może, co chciałbyś obejrzeć?
Najdziwniejsze
w tej utarcie pamięci było to, że Thomas pamiętał książki, które przeczytał,
czy też oglądnięte filmy. Znał każdą podstawową dziedzinę nauki, czyli nie
zatracił pamięci do rzeczy, które go interesowały, czy tych, których został
nauczony za młodu. Po ponad godzinnej rozmowie, w końcu Tom zadał Oliverowi
dręczące go pytanie.
– Wiesz co,
muszę cię o coś zapytać. – Student niczego nie podejrzewając spojrzał na niego
i kiwnął głową, dając znać, że słucha. – Czy ty byłbyś w stanie mi pomóc?
– Nie będę
ukrywał. Nie wiem. – Młody mężczyzna sam się nad tym zastanawiał.
Po części
nieświadomie zaczął analizować to, co usłyszał, porównywać z wiedzą, którą już
posiadał. Przeglądał w głowie dostępne mu techniki i materiały, próbował
zastanawiać się nad specyfiką zaburzenia mężczyzny. W tym wszystkim brakowało
mu jednak czegoś. Sam nie wiedział o
co mu chodzi. Coś w tej całej sytuacji było dla niego nie logiczne. O ile można
stwierdzić, że taka sytuacja powinna zawierać w sobie sens. Zdawał sobie jednak
sprawę, że im więcej się dowie, tym jaśniejsza stanie się dla niego sytuacja.
Zanim jeszcze
zaczął studia, czytał o tym, że czasem pozornie niezwiązane ze wspomnieniem
rzeczy mogą przywrócić jakiś fragment wspomnień. Nie ma jednak, co liczyć na
całkowite ich odzyskanie. Zawsze pozostaje jakiś obszar zamknięty przed chorym.
Treści, które nieświadomie ukrył, a amnezja tylko mu to ułatwiła. Nie znał
statystyk, ale wydawało mu się, że pacjent, czy też klient psychoterapeuty nie
zawsze o tym wiedział. Żył w błogiej nieświadomości zaginionego fragmentu
rzeczywistości i nie odczuwał jego braku.
Zresztą ma to
miejsce także w naszym codziennym życiu. Czasem mówi się, że im mniej wiemy, tym lepiej śpimy. W
pewnym sensie jest to prawda. Nie możemy myśleć, czy przeżywać sytuacji, o
której nie mamy pojęcia.
Oliver
widział jego zawiedziony wzrok, ale nie miał zamiaru udawać, że jest
cudotwórcą. Nie był nim! Doskonale zdawał sobie sprawę, o ilu rzeczach nie miał
pojęcia, nie potrafił ich zrozumieć, czy wytłumaczyć. Na pierwszym roku studiów
czuł się kimś, uważał, że wszystko wie. Studia diametralnie zweryfikowały jego
pogląd. Aktualnie sądził, że z każdym kolejnym rokiem jest coraz głupszy,
ponieważ dowiaduje się, o ilu rzeczach nie miał pojęcia.
Nie
wspominając o tym, że zdobywał wiedzę z bardzo wąskiego zakresu funkcjonowania
człowieka. Nie mógł przecież po studiach psychologicznych być ekonomistą, czy
informatykiem. Proste i logiczne. Ale zarazem jeszcze kilka lat temu czuł się
tak, jakby miał być każdym po trochu. Skoro znał się nieco na komputerach, to
mógł być od czasu do czasu specem od elektroniki. Skoro orientował się w
działaniach giełdy, mógłby się na ten temat dość rozlegle wypowiadać. W tym
etapie życia, w którym się znajdował, uważał, że fakt, iż coś wie z innej dziedziny niż jego własna, nie oznacza, że może się
rozlegle na jej temat wypowiadać. Może wyrazić swoją opinię na sprawę, o której
ma pojęcie. Gdy czegoś nie wiedział wolał to od razu zaznaczyć niż później
słuchać żalu i pretensji. Tak było łatwiej, prościej i sprawniej.
– Spróbujesz
chociaż? – Czuł w tonie Thomasa nadzieję i wiarę, że da radę.
– Nie mogę.
Przepraszam. – Samo odwrócenie od niego wzroku, dało mu jasno do zrozumienia,
że zawiódł mężczyznę. Nie zamierzał jednak kłamać i obiecywać czegoś, jeżeli
nie będzie w stanie tego zrealizować.
– Nie ma
sprawy. Chociaż nie powiem, że rozumiem twoją decyzję.
– Jej powód
jest bardzo prosty. Gdyby ktoś to odkrył, nie mógłbym ukończyć studiów. Poza
tym złamałbym zasady etyczne i moralne. Dodatkowo nigdy nie zostałbym
psychologiem. Nie wiem też czy nawet jeślibym zaryzykował to czy udałoby mi się
to czego oczekujesz. Przykro mi, że to powiem, ale nie znam cię. Nie mam
gwarancji, że po tym jak ci pomogę nie pójdziesz do mojego dziekana czy na
policję, że poddawałem cię nielegalnym eksperymentom czy nieznanej ci terapii
bez certyfikatu.
– Teraz już
rozumiem twoją decyzję. Dziękuję za wytłumaczenie.
– Nie ma za
co. Przepraszam na chwilę. – Oliver odebrał telefon. – Tak. Tak. Mhm… Masz
rację. Będę za dwie, góra trzy godziny. Ech… Tak mamo. Nie ma sprawy, kupię.
Byłem na rozmowie o pracę. Tak. Mhm. Udało się. Nie. Jestem zajęty. Nie. Nie
teraz. – Przetarł całą dłonią czoło i pochylił się do przodu, by oprzeć się
łokciem o lewą nogę. Podparł policzek na lewej ręce i patrząc na Thomasa
skierował wzrok ku sufitowi. – Nie. Pogadamy później. Muszę kończyć. Pa. – Po usłyszeniu
pożegnania, rozłączył się.
– Mamusia? –
Thomas wyszczerzył zęby. Jednak nie była to drwina, a przyjazny uśmiech
wyrażający dużą dozę sympatii.
– A jak
myślisz. Muszę kupić jagody, bo zamierza robić dżemy. Gorzej, jak zapomnę. –
Roześmiał się na wizję tortur w wykonaniu swojej rodzicielki.
– Zginiesz
marnie?
– Oczywiście.
Dlatego za chwilę będę się musiał zbierać. – Spojrzał ze skruchą na mężczyznę.
Nie siedział u
niego za długo, ale też nie miał ochoty siedzieć u siebie w domu. Miał ochotę
poczytać jakiś kryminał i nie zadręczać się myślami o sesji, przyszłej pracy,
rodzinie, Thomasie, czy jeszcze kimś innym. Potrzebował chwili dla siebie. Bo
za niedługo znów jej nie będzie miał.
– Szkoda. Ale
przyjdziesz jutro?
Po
zapewnieniu, że na pewno go odwiedzi, Oliver porozmawiał z nim jeszcze przez
pół godziny i poszedł na autobus.
* Don Kichot z La Manchy – Miguel de
Cervantes
** endorfina
to hormon szczęścia.
pierw prywata: po pierwsze to ogromne gratulacje z powodu zdania sesji, po drugie życzę dużo weny do dalszego pisania, po trzecie trzymam kciuki za genialną betę
OdpowiedzUsuńsam pomysł na rozdział ciekawy - jak zwykle, trochę wkradło się błędów jak na mój gust (które beta powinna była wyłapać)
- Może jutro przywiozę laptopa, to mógłbyś oglądnąć jakiś film, o ile masz ochotę.- chyba OBEJRZEĆ, i MOGLIBYŚMY
- Oliver wychwycił tę nutkę ironii i smutku w głowie mężczyzny - GŁOWIE czy GŁOSIE?
Nie mogę się doczekać jednak doczekać kiedy rozwinie się bardziej akcja
powodzenia
Hm, po pierwsze: nie udzielałam się jeszcze tutaj, więc możesz mnie uznać za nową czytelniczkę.
OdpowiedzUsuńA po drugie: to piszę głównie dlatego, że w sumie chciałabym spróbować betować dla Ciebie. Podoba mi się to opowiadanie, język, jakim piszesz i ogólnie fabuła, tematyka. Dlatego też jestem zainteresowana ^^ (remmisaki@gmail.com lub gg 46733974)
Hej. Dziękuję, że chcesz się zająć sprawdzaniem moich rozdziałów. Odpisałam ci dzisiaj na twój e-mail. Cieszę się, że czytasz mojego bloga.
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńna początku ogromne gratulacje z powodu zdania sesji ;]
a co do samego rozdziału wspaniały... Thomas zaczął „tęsknić” z braku Olivera, a sama go rozumiem, być tak uziemionym do łóżka (sama od kilku dni leżę bo jakaś grypa mnie dopadła... i się cały czas wkurzam, niestety komórka, komentarze i ja nie idziemy w parze....) cóż Oliver nie pomoże mu, bo jak sam powiedział chodzi o to, że ostatecznie nie mógł by wykonywać zawodu, bo Thomas by na niego naskarżył o jakies praktyki.. ale może w inny spsób uda mu się pomóc...
Dużo weny i czasu życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję Basiu :) W końcu sesja za mną :)
UsuńCieszę się, że rozdział ci się podobał. Oj nie dziwię się, że się wkurzasz. Tym razem mnie coś złapało (a dokładniej moje zatok błagają o zmiłowanie) i także leżę. Pierwszy dzień. I szału dostaję. Wszystko si jeszcze okaże z tym pomaganiem :) Jeszcze trochę musicie czekać :)
Wena i czas. Przyda się. Dziękuję.
Pozdrawiam
Na początek chcę podziękować za wszystkie komentarze w imieniu swoim i Scarlett ;D Ta kawiarenka sprawiała strasznie przytulne wrażenie, aż żałuje że nie ma czegoś takiego w moim mieście...Thomas i Oliver zaczynają się dogadywać, to słodkie jak sobie dokuczają <3 I plus za Cień Wiatru, bardzo przyjemna książka :D
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńoch Thomas zaczął „tęsknić” z braku Oliwera ;) no niestety Oliver nie pomoże mu, bo jak powiedział chodzi, że ostatecznie nie mógłby wykonywać zawodu...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Thomas zaczął już „tęsknić” za Olivierem ;) no niestety Oliver mu nie pomoże, bo nie mógłby wykonywać zawodu...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza