niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 7

Rozdział 7

Dzień ostatniego egzaminu nadszedł bardzo szybko. Tak to już jest, że im bardziej się czegoś nie chce, tym szybciej wydaje się płynąć czas. Wyjątkowo Oliver nie narzekał na taki bieg wydarzeń. Jeszcze wczoraj rozmawiał z Lilly, że nie przyjdzie na spotkanie z jej przyjaciółką. Po krótkim wytłumaczeniu, bez którego by się nie obyło, dostał zgodę na nieobecność. Jak gdyby pytał się jej o zdanie. Kobieta miała czasem dziwne wyobrażenie ich znajomości. Nie chciało mu się wdawać jednak w niepotrzebne sprzeczki, by pokazać, kto ma rację. Kiedyś próbował to zrobić. Nie chciał odgrywać w życiu roli Don Kichota*
 Zaliczenie przedmiotu miał o wystarczająco wczesnej porze, by być zaspanym jak diabli. Kto wymyślił zdawanie egzaminów o dziewiątej rano? Zaraz potem musiał jechać na rozmowę o pracę. Stresował się. Miał nadzieję, że wszystko ułoży się, tak jak powinno. Na sam koniec postanowił pojechać do Thomasa. Wiedział, że mężczyzna czuje się samotny. Nie miał nawet z kim porozmawiać, ponieważ leżał sam w pokoju.
Jeszcze w czwartek wieczorem uważał, że po egzaminie pójdzie do Thomasa. Telefon od przyszłego pracodawcy zweryfikował jego plany. Wakacje, wakacjami. Miał przed sobą do zapłacenia kolejną ratę za studia, a takiej kwoty pieniędzy nie wytrzaśnie od tak. Poza tym musiał opłacić rachunki, nie wspominając już o jedzeniu. Jeszcze trochę i na nic nie będzie go stać. Nic tak w końcu nie ucieka z portfela, czy też konta bankowego jak pieniądze. A jego oszczędności skurczyły się w zastraszającym tempie.
Jak zwykle przed wejściem na salę egzaminacyjną porozmawiał z Elizą i Piotrem. Oboje bali się, że są nieprzygotowani, ponieważ za mało czasu poświęcili na naukę. Pracowali, studiowali, a oprócz tego zajmowali się niespełna roczną córeczką. Dużo musieli poświęcić, by się dalej kształcić. Na szczęście mieli kochających rodziców, którzy im na bieżąco pomagali w opiece nad małą. On sam bywał u nich czasami, a wtedy nie było zmiłuj się. Dziewczynka owinęła go sobie wokół palca od pierwszego spojrzenia. Dosłownie rzecz ujmując. Piękne niebieskie oczka, okalane czarnymi rzęsami oraz brązowe loki po matce… Trudno się było nie zakochać w tym szkrabie. Oliver, jako dobry wujek, nosił ją na rękach, zabawiał pluszakami, gdy tylko jej rodzice potrzebowali chwili dla siebie. Nie mógł im tego odmówić, zresztą… nawet nie chciał. Aktualnie dodatkowym problemem pary była choroba małej. Oboje byli niespokojni, mimo że zostawili córkę z matką Elizy.

***

Nie za bardzo uśmiechało mu się pójście na rozmowę o pracę. Był zestresowany pierwszy raz od bardzo dawna. Miało to też związek z egzaminem i pójściem do Thomasa. Trzy sprawy nałożone na siebie i stres gotowy. Fakt, faktem - nie starał się o posadę prezesa, a o pracę w kawiarni, pomimo tego zdenerwowanie nie chciało go opuścić. Miał świadomość, ile się trzeba narobić, by wszystkich obsłużyć. Nie wspominając już o tym, że w godzinach szczytu mogły zdarzyć się pomyłki w zamówieniach. Często przez kilka godzin był mały ruch, jednak, gdy już pojawiało się więcej niż pięciu klientów pewne było, że człowiek zacznie uwijać się jak w ukropie. Odwieczna zasada wciąż się sprawdzała. Ludzie przyciągają ludzi. Wystarczy zrobić sztuczny tłum, a nagle zbierze się kolejne dziesięć osób, chcących coś zamówić. Nie zawsze pasowało to pracownikom. Jasne. Posiadali dzięki temu pracę, ale obsługa często naburmuszonych, niemiłych klientów nie była szczytem marzeń. Przynajmniej dla większości z nich.
Gdyby mógł sobie pozwolić na nie pracowanie przez kolejny miesiąc, z chęcią by to uczynił. Wiedział, że okres wakacyjny paradoksalnie był dla niego zawsze najcięższy. Zamartwiał się, z czego może zrezygnować, czego nie jeść, by odciążyć rodziców. Oni o tym nie wiedzieli, a on miał czyste sumienie. Układ doskonały. Wiedział jednak, że było warto.
Jazda autobusem nie wiadomo kiedy się skończyła. Nie zdążył przemyśleć wszystkiego, czego chciał, a już musiał wysiąść z komunikacji miejskiej, tak jak i garstka innych osób. Po przejściu kilku metrów skręcił w prawo. Była to urokliwa okolica starych, jednak odnowionych kamienic. Gdzieniegdzie na elewacji znajdowało się graffiti, jednak - nie licząc dobiegającej z oddali muzyki techno - było cicho i spokojnie. Doszedł do przejścia dla pieszych i rozglądnął się. Po przejściu kolejnych stu metrów był przed małą kawiarenką, zatrudniającą trzy osoby na dwie zmiany. Wziął jeszcze ostatni oddech, uśmiechnął się lekko i wyprostował bardziej plecy. Wszedł do lokalu.
Było to przytulne miejsce z wygodnymi fotelami i małymi stolikami. Po prawej stronie w rogu przy oknach znajdowało się stoisko z gazetami a po lewej niedaleko drzwi wejściowych były drzwi od ubikacji. W całym lokalu pachniało świeżo zmieloną kawą. Część miejsc było pozajmowanych przez osoby siedzące samotnie. W lokalu znajdowały się także dwie pary oraz jedna pięcioosobowa grupka kobiet.
 Ze względu na upał panujący na zewnątrz w pomieszczeniu cicho szumiała klimatyzacja. Dopiero po chwili spostrzegł, że zaraz obok lady siedzi jeszcze jedna starsza pani. Wyglądało na to, że jeszcze niczego nie zamówiła - w przeciwieństwie do innych osób znajdujących się w pomieszczeniu. Najwyraźniej na kogoś czekała.  
Wracając do opisu pomieszczenia, ściany były koloru miodu wymieszanego z miedzią, co dawało dość zaskakujący efekt. Uroku dodawały także cytaty znajdujące się na ścianie. Oliver zastanawiał się czy nie były to życiowe motta właściciela. Jedno z nich brzmiało:
Ciesz się małym rzeczami. To one dadzą ci prawdziwe szczęście. Oczekując wielkiego szczęścia, możemy zaprzepaścić wiele szans danych nam od życia.
 Zazwyczaj wchodząc do kawiarni nad ladą znajduje się cennik napojów serwowanych w lokalu. Oprócz tego na każdym stoliku znajduje się menu. W „Kawiarence”, bo tak bowiem nazywał się ten lokal, nad ladą znajdował się ten właśnie cytat, natomiast menu przymocowane było do ściany po lewej stronie. Klienci mieli więc możliwość wyboru przysmaku przed podejściem do kasy. Dopiero wtedy też można było zauważyć napisany mniejszą czcionką dopisek:
Dlatego właśnie proponujemy ci picie doskonałej kawy. Może się ona stać twoim własnym, małym szczęściem.
Oliver nie mógł nie uśmiechnąć się, gdy to zauważył. Drugie motto znajdowało się pomiędzy oknami. Mógł to jednak zauważyć dopiero po rozmowie z - miał nadzieję - przyszłą koleżanką.
Czasem warto obserwować innych ludzi. Nawet, gdy nie są tego świadomi – mogą nas wiele nauczyć.
Podszedł pewnie do stojącej przy kasie dziewczyny.
– Dzień dobry – posłał jej promienny uśmiech. – Byłem umówiony na rozmowę w sprawie pracy.
            Kobieta przed nim przywitała go w ten sam oficjalny sposób, chociaż nie mogła powstrzymać uśmiechu wpływającego jej na usta. Poinformowała go, że niestety szef spóźni się dwadzieścia minut. Opona mu pękła i musiał ją wymienić. Dowiedział się także, że może umówić się na rozmowę w innym dniu, tak jak robiło to wiele osób. Odmówił. Zamówił też małą, czarną parzoną kawę. Chciało mu się spać, więc stwierdził, że będzie to dobry pomysł. Była cudowna. Musiał przyznać, że dawno nie pił nic aż tak dobrego. Smak uderzył w jego kubki smakowe i wysłał do mózgu informacje o tym, że czas najwyższy wyprodukować jeszcze większą ilość endorfin.**

***
Thomas wiedział już, że pobyt w szpitalu nie należy do jego ulubionych zajęć. Fakt, miał to szczęście, że Kate przynosiła mu książki. Ale cholera jasna! Ile można leżeć i nic nie robić. Nie miał pieniędzy, więc nawet nie mógł sobie nic kupić. Fakt Kate przynosiła mu codziennie butelkę wody, a oprócz tego owoce i coś pożywniejszego. Wiedziała, że na szpitalnym jedzeniu długo nie pożyje. Oprócz tego wkurwiał go psycholog kliniczny do spółki z neurologiem. Wydawało mu się, że pieprzyli, jakby ich potłukło. Czy tak trudno było mówić tak, by pacjent ich zrozumiał za pierwszym razem? Wszyscy by na tym skorzystali, bo nie musieliby powtarzać tych wszystkich informacji po dwa razy. Szlag go trafiał przez swędzącą nogę i niemożność odezwania się do kogokolwiek. Godzina rozmowy była niczym, skoro leżał tu już jakiś czas.
Wczoraj był u niego psycholog i nie wiedział, po co on ma się tak męczyć. Facet nie umiał z nim rozmawiać, ciągle go tylko denerwował. Zadawał bezsensowne pytania, a jego od tego wszystkiego głowa bolała. Poza tym przeczył swej logice. Mówił, że nie powinien nic na siłę sobie przypominać, a za chwilę sam próbował to na nim wymusić. Jaki to miało sens? Oprócz tego patrzył on we wszystkich innych kierunkach, tylko nie na niego. Nienawidził czegoś takiego. Dodatkowym minusem całej tej sytuacji było to, że nie mógł jeździć do niego do gabinetu. Jeszcze przez tydzień miał być całkowicie unieruchomiony przez złamanie. Dopiero potem mogli mu założyć inny rodzaj gipsu, dzięki któremu będzie mógł się dalej poruszać.
Neurochirurg też go denerwował. Zachowywał się jak zauroczony kretyn. Miał tylko nadzieję, że to nie w nim się zakochał. Gdy miał dyżur wpadał do niego średnio co godzinę, jeżeli tylko nie miał operacji. Dowiedział się, że gdy był nieprzytomny miał robiony rezonans magnetyczny i tomografię komputerową. Lekarze chcieli sprawdzić, czy nie ma krwiaka, ale „na szczęście” miał tylko lekkie wstrząśnienie mózgu. Przynajmniej wiedział, dlaczego kręciło mu się w głowie i było mu niedobrze.
Jęknął sfrustrowany i sięgnął po książkę, leżącą niedaleko. Po przeczytaniu zaledwie dziesięciu stron, rzucił ją ponownie na stolik. Nudziło mu się, a zarazem nie miał ochoty czytać. Chętnie oglądnąłby jakiś film, serial, posłuchał muzyki. Nie miał na to szans. Kurwa! Nic nie robił, a był zmęczony. Jak to jest możliwe? Chyba był nienormalny, skoro od nic-nie-robienia chciało mu się spać. Spojrzał na ścianę przed sobą. Ponownie obserwował te same plamy na ścianie.
Musiał poprosić Olivera o jakąś książkę o amnezji. Może będzie mógł coś poczytać na ten temat. Zawsze jest mu łatwiej działać, gdy wie wszystko o swoim celu. W tym przypadku było to odzyskanie pamięci. Zastanawiało go jednak, dlaczego klinicysta pytał o jego relacje z matką. Jakby je pamiętał! Jego pytania tylko go jeszcze bardziej denerwowały. Facet nie potrafił działać w tym temacie. Plątał się, motał. Nie potrafił sprecyzować tego, w jakim kierunku powinien go badać. A on nie cierpiał niekompetencji. Przyprawiała go o uczucie szału.
Był wściekły. Czuł napięcie w całym ciele i najchętniej by kogoś uderzył. Zacisnął mocno pięści na kołdrze, by po chwili je rozluźnić. Powtarzał tę czynność kilka razy. Oprócz tego próbował napinać prawie całe ciało - nie licząc złamanej nogi. Być może jego rehabilitant nie byłby z tego powodu zachwycony. Westchnął udręczony. Po przećwiczeniu napięcia–rozluźnienia całego ciała po kilka razy, odetchnął z ulgą. Zawołał przechodzącą niedaleko pielęgniarkę.
– Dzień dobry – przywitał się. – Mógłbym prosić o otworzenie okien? – Pielęgniarki go lubiły, bo zawsze traktował je z szacunkiem i był dla nich miły. Starał się nie narzekać i nie prosić o zbyt wiele. Dlatego też jego prośba została przyjęta z uśmiechem.
– Nie ma problemu. Ale dzisiaj gorąco prawda? Na zewnątrz jest trzydzieści pięć stopni.
– Niech pani powie, że żartuje. Wyjątkowo się cieszę, że jest tutaj w miarę chłodno.
– Nie tylko pan się cieszy z tego powodu, inaczej byśmy się tu wszyscy ugotowali. Zostawię otwarte drzwi, to zrobi się przeciąg.
Thomas uśmiechnął się szeroko i podziękował.
            – Może mi pani jeszcze powiedzieć, która godzina? – W salach nie było żadnego zegarka. Wiedział, że słońce zachodzi koło godziny dwudziestej drugiej. Tylko, dlatego orientował się w czasie. Na szczęście dzisiaj przychodzi do niego Oliver.
            – Jest za dziesięć dwunasta. – Jeszcze raz podziękował i po wyjściu kobiety zmarszczył brwi. Mężczyzna wspominał, że egzamin ma o dziewiątej i miał do niego przyjść zaraz po nim. Dlaczego więc jeszcze go nie było? Może nie miał ochoty jednak do niego przyjść, albo też coś mu wypadło.
            Nie spodobało mu się to jednak i czuł się zawiedziony. To odosobnienie źle na niego działało. Mogliby mu przydzielić kogoś do sali. Mógłby z kimś porozmawiać, nie czułby się taki zły i sfrustrowany.

***

Decyzja Olivera o pozostaniu w Kawiarence opłaciła się. Okazało się, że szef sprawdza w ten sposób, komu zależy na pracy. Mężczyzna po przejściu krótkiej rozmowy kwalifikacyjnej, dostał bez problemu pracę. Nie ważne było to, że nie miał dużego doświadczenia. Szef stwierdził, że woli go douczyć niż czekać na bardziej doświadczonego baristę, a tacy rzadko się u niego pojawiali. Podobno najtrudniejszy jest pierwszy tydzień. Później człowiek zapamiętuje wszystkie przepisy - wcześniej spisane na kartce i zaczyna robić każdą czynność machinalnie. Miał nadzieję, że uda mu się szybciej dostosować do warunków pracy. Nie lubił popełniać błędów.
Spojrzał na zegarek. Cholera! Rozmowę miał mieć na dziesiątą trzydzieści. Zaczęła się o jedenastej i trwała czterdzieści minut. O jedenastej trzydzieści miał być u Thomasa. Nic na to nie poradzi, że nie miał się z nim jak skontaktować. Szybkim krokiem przeszedł trasę w kierunku przystanku. Do przyjazdu tramwaju miał dziesięć minut. Potem czekała go czterdziesto minutowa podróż do szpitala.
Mogło go to denerwować. Szpital znajdował się cztery kilometry od centrum. Na początku, wszyscy mieszkańcy byli temu przeciwni, okazało się, że był to dobry pomysł. Dojazd był na tyle bliski, że karetka prawie zawsze zdążyła na miejsce, a pacjenci mieli spokój od zgiełku dnia codziennego. Wsiadając do środka komunikacji miejskiej, wyciągnął z plecaka książkę. Czytał Cień wiatru Carlosa Ruiza Zafóna. Na razie nie był nią zafascynowany, ale miała w sobie dziwny urok.
W trakcie jazdy zdążył przeczytać sześćdziesiąt stron książki. Pozwoliło mu to wciągnąć się w treść powieści, a przy okazji nie zwracać uwagi na mijaną drogę i czas. Do szpitala dotarł dopiero za dziesięć pierwsza. Wjechał windą na czwarte piętro i przeszedł kremowym korytarzem do sali Thomasa. Stanął na chwilę w drzwiach, sprawdzając czy mężczyzna nie śpi. Wiedział, że przy takich obrażeniach człowiek długo się regeneruje. Na szczęście tak nie było.
– Cześć. Przepraszam za spóźnienie. Nie mogłem przyjechać wcześniej.
– Hej. Nie ma za co. Coś się stało? –  Thomas uśmiechnął się lekko.
– Nie. To znaczy… Byłem na rozmowie o pracę. W sumie to zaczynam od środy, bo wtedy kończy się okres wypowiedzenia innego pracownika. Nienawidzę się spóźniać na umówione spotkania. Niestety nie miałem się jak z tobą skontaktować.
– Nie przejmuj się. I tak nie miałem co robić, a nie mam jak stąd uciec. Nawet jakbyś przyszedł o siedemnastej - ja tu będę.
Oliver wychwycił tę nutkę ironii i smutku w głosie mężczyzny. Osobiście chyba by go trafiło, gdyby miał leżeć bezczynnie. Lubił tak robić od czasu do czasu, gdy miał trochę więcej wolnego. Ale stan ten nigdy nie trwał długo.
– Jeżeli chcesz będę do ciebie codziennie przyjeżdżał. Nie wiem, jak mi się to uda z pracą, bo wszystko zależy od grafiku… Może jutro przywiozę laptopa, to moglibyśmy obejrzeć jakiś film, o ile masz ochotę. Mógłbym go pobrać u siebie w domu i jutro nie musielibyśmy na to czekać. Zresztą, jeśli masz ochotę możesz zrobić listę potrzebnych rzeczy, jeśli będę mógł to je zorganizuję.
Po chwili Oliver zorientował się, że Thomas nie poprosi go o piżamę, czy zapas świeżej bielizny. Wiedział, że w domu leży gdzieś nieużywana przez niego piżama. Od rodziców mógł wziąć kapcie w rozmiarze mężczyzny. Przy okazji musiał kupić też bieliznę - na samą myśl się zarumienił. Powinien się opanować. Przecież nie było w tym ukrytego podtekstu. Po prostu dbał o obcego człowieka.
– Dzięki. Jedyne, co potrzebuję to zegarek, bo nie mam orientacji w czasie, co mnie strasznie denerwuje.
Słuchając mężczyzny, Oliver zanotował sobie w pamięci, by kupić mu zestaw startowy do komórki i przynieść jakiś swój stary telefon wraz z ładowarką. Następnie krzyżówki i długopisy. Dodatkowo musiał poprosić rodzicielkę o jakąś kosmetyczkę, którą ojciec dostawał wraz z kosmetykami na każde święta. Maszynkę do golenia, piankę i dezodorant. Nie wspominając o paście do zębów, gąbce i mydle. Fakt, pielęgniarki przyniosły mu jakieś „resztki”, które miały w domach. Widząc to jednak, Oliver stwierdził, że na długi okres czasu, to nie starczy. Oprócz tego planował mu przynieść spodnie dresowe i jakieś dwie podkoszulki. Nie mógł zapomnieć też o ręczniku i szamponie do włosów. Musiał się zastanowić, co jeszcze będzie potrzebne. Wiedział, że Thomas go o to nie poprosi. Mężczyzna był zbyt dumny, by prosić o potrzebne mu rzeczy. Na dodatek nie miał pieniędzy, co wiele osób przyprawia o poczucie wstydu i braku komfortu. Nie dziwił się temu. Co jednak nie oznaczało, że zamierzał od tak odpuścić.
– Załatwione. – Uśmiechnął się do niego. – Ech. – Nie miał pojęcia, o czym z nim rozmawiać, jeszcze kilka dni temu rozmowa toczyła się w sposób luźny, nie zalegała się niepotrzebna, denerwująca cisza.
– Jak egzaminy? Masz już wszystkie z głowy. – Dzięki niebiosom za sesję! Przynajmniej mieli, o czym rozmawiać. Oliver sam z siebie ironizował w swych myślach.
– Tak. Muszę poczekać jeszcze na wyniki i jak dobrze pójdzie, to wszystko już za mną. A ty… – zawahał się przed zadaniem pytania – wiesz może, czym się zajmowałeś przed wypadkiem? – Thomas wiedział, że trudno jest zadać pytanie, mając ciągle w świadomości, że nie pamięta ostatniego pół roku ze swojego życia. Na dodatek nie znał swoich danych. – Chyba źle to zabrzmiało. – Czemu Oliver wyglądał seksownie nawet wtedy, gdy się krzywił?
– Ważne, że zrozumiałem, co chciałeś powiedzieć. Nie możesz ciągle dodawać "a dokładniej na pół roku wcześniej przed wypadkiem" jak to robi tutejszy psycholog. – Teraz on sam skrzywił wargi w parodii uśmiechu. Na szczęście młody mężczyzna nie poczuł się tym urażony, a jedynie parsknął cichym śmiechem.
– Aż tak źle?
– Gorzej. Przy każdym pytaniu facet powtarza się jak zdarta płyta. Nie wspominając o tym, że jak go widzę, to nóż w kieszeni mi się otwiera i od razu mam przed oczyma czerwoną płachtę na byka. – Obaj nie mogli powstrzymać głośnego śmiechu, spowodowanego wyznaniem pacjenta. – Pamiętam wiele rzeczy. Zresztą… trudno jest przypominać sobie cokolwiek, gdy nie wiesz w rzeczywistości, jakiego wspomnienia, osoby, sytuacji, czy miejsca się to tyczy. Tu jest mój główny problem. Może łatwiej by mi było, gdybym nie był cały czas w szpitalu, chodziłbym po mieście i w ten sposób odzyskiwał pamięć. Ale zanim to nastąpi minie dość sporo czasu.
– Nigdy w ten sposób nad tym nie myślałem. Zresztą… Wiedziałem, co nieco o amnezji, jednak nie była to jakaś skonkretyzowana wiedza.
– Teraz wiesz coś więcej?
– Nie. Dopiero będę się dowiadywał. – Oliver posłał Thomasowi niepewny uśmiech.
– Chętnie też bym uzyskał nieco informacji. Gdybyś znalazł coś interesującego, chętnie także zagłębiłbym się w ten temat.
– Nie ma sprawy. To co z tym filmem? Wiesz może, co chciałbyś obejrzeć?
Najdziwniejsze w tej utarcie pamięci było to, że Thomas pamiętał książki, które przeczytał, czy też oglądnięte filmy. Znał każdą podstawową dziedzinę nauki, czyli nie zatracił pamięci do rzeczy, które go interesowały, czy tych, których został nauczony za młodu. Po ponad godzinnej rozmowie, w końcu Tom zadał Oliverowi dręczące go pytanie.
– Wiesz co, muszę cię o coś zapytać. – Student niczego nie podejrzewając spojrzał na niego i kiwnął głową, dając znać, że słucha. – Czy ty byłbyś w stanie mi pomóc?
– Nie będę ukrywał. Nie wiem. – Młody mężczyzna sam się nad tym zastanawiał.
Po części nieświadomie zaczął analizować to, co usłyszał, porównywać z wiedzą, którą już posiadał. Przeglądał w głowie dostępne mu techniki i materiały, próbował zastanawiać się nad specyfiką zaburzenia mężczyzny. W tym wszystkim brakowało mu jednak czegoś. Sam nie wiedział o co mu chodzi. Coś w tej całej sytuacji było dla niego nie logiczne. O ile można stwierdzić, że taka sytuacja powinna zawierać w sobie sens. Zdawał sobie jednak sprawę, że im więcej się dowie, tym jaśniejsza stanie się dla niego sytuacja.
Zanim jeszcze zaczął studia, czytał o tym, że czasem pozornie niezwiązane ze wspomnieniem rzeczy mogą przywrócić jakiś fragment wspomnień. Nie ma jednak, co liczyć na całkowite ich odzyskanie. Zawsze pozostaje jakiś obszar zamknięty przed chorym. Treści, które nieświadomie ukrył, a amnezja tylko mu to ułatwiła. Nie znał statystyk, ale wydawało mu się, że pacjent, czy też klient psychoterapeuty nie zawsze o tym wiedział. Żył w błogiej nieświadomości zaginionego fragmentu rzeczywistości i nie odczuwał jego braku.
Zresztą ma to miejsce także w naszym codziennym życiu. Czasem mówi się, że im mniej wiemy, tym lepiej śpimy. W pewnym sensie jest to prawda. Nie możemy myśleć, czy przeżywać sytuacji, o której nie mamy pojęcia.
            Oliver widział jego zawiedziony wzrok, ale nie miał zamiaru udawać, że jest cudotwórcą. Nie był nim! Doskonale zdawał sobie sprawę, o ilu rzeczach nie miał pojęcia, nie potrafił ich zrozumieć, czy wytłumaczyć. Na pierwszym roku studiów czuł się kimś, uważał, że wszystko wie. Studia diametralnie zweryfikowały jego pogląd. Aktualnie sądził, że z każdym kolejnym rokiem jest coraz głupszy, ponieważ dowiaduje się, o ilu rzeczach nie miał pojęcia.
Nie wspominając o tym, że zdobywał wiedzę z bardzo wąskiego zakresu funkcjonowania człowieka. Nie mógł przecież po studiach psychologicznych być ekonomistą, czy informatykiem. Proste i logiczne. Ale zarazem jeszcze kilka lat temu czuł się tak, jakby miał być każdym po trochu. Skoro znał się nieco na komputerach, to mógł być od czasu do czasu specem od elektroniki. Skoro orientował się w działaniach giełdy, mógłby się na ten temat dość rozlegle wypowiadać. W tym etapie życia, w którym się znajdował, uważał, że fakt, iż coś wie z innej dziedziny niż jego własna, nie oznacza, że może się rozlegle na jej temat wypowiadać. Może wyrazić swoją opinię na sprawę, o której ma pojęcie. Gdy czegoś nie wiedział wolał to od razu zaznaczyć niż później słuchać żalu i pretensji. Tak było łatwiej, prościej i sprawniej.
– Spróbujesz chociaż? – Czuł w tonie Thomasa nadzieję i wiarę, że da radę.
– Nie mogę. Przepraszam. – Samo odwrócenie od niego wzroku, dało mu jasno do zrozumienia, że zawiódł mężczyznę. Nie zamierzał jednak kłamać i obiecywać czegoś, jeżeli nie będzie w stanie tego zrealizować.
– Nie ma sprawy. Chociaż nie powiem, że rozumiem twoją decyzję.
– Jej powód jest bardzo prosty. Gdyby ktoś to odkrył, nie mógłbym ukończyć studiów. Poza tym złamałbym zasady etyczne i moralne. Dodatkowo nigdy nie zostałbym psychologiem. Nie wiem też czy nawet jeślibym zaryzykował to czy udałoby mi się to czego oczekujesz. Przykro mi, że to powiem, ale nie znam cię. Nie mam gwarancji, że po tym jak ci pomogę nie pójdziesz do mojego dziekana czy na policję, że poddawałem cię nielegalnym eksperymentom czy nieznanej ci terapii bez certyfikatu.
– Teraz już rozumiem twoją decyzję. Dziękuję za wytłumaczenie.
– Nie ma za co. Przepraszam na chwilę. – Oliver odebrał telefon. – Tak. Tak. Mhm… Masz rację. Będę za dwie, góra trzy godziny. Ech… Tak mamo. Nie ma sprawy, kupię. Byłem na rozmowie o pracę. Tak. Mhm. Udało się. Nie. Jestem zajęty. Nie. Nie teraz. – Przetarł całą dłonią czoło i pochylił się do przodu, by oprzeć się łokciem o lewą nogę. Podparł policzek na lewej ręce i patrząc na Thomasa skierował wzrok ku sufitowi. – Nie. Pogadamy później. Muszę kończyć. Pa. – Po usłyszeniu pożegnania, rozłączył się.
– Mamusia? – Thomas wyszczerzył zęby. Jednak nie była to drwina, a przyjazny uśmiech wyrażający dużą dozę sympatii.
– A jak myślisz. Muszę kupić jagody, bo zamierza robić dżemy. Gorzej, jak zapomnę. – Roześmiał się na wizję tortur w wykonaniu swojej rodzicielki.
– Zginiesz marnie?
– Oczywiście. Dlatego za chwilę będę się musiał zbierać. – Spojrzał ze skruchą na mężczyznę.
Nie siedział u niego za długo, ale też nie miał ochoty siedzieć u siebie w domu. Miał ochotę poczytać jakiś kryminał i nie zadręczać się myślami o sesji, przyszłej pracy, rodzinie, Thomasie, czy jeszcze kimś innym. Potrzebował chwili dla siebie. Bo za niedługo znów jej nie będzie miał.
– Szkoda. Ale przyjdziesz jutro?
Po zapewnieniu, że na pewno go odwiedzi, Oliver porozmawiał z nim jeszcze przez pół godziny i poszedł na autobus.


* Don Kichot z La Manchy – Miguel de Cervantes


** endorfina to hormon szczęścia. 

8 komentarzy:

  1. pierw prywata: po pierwsze to ogromne gratulacje z powodu zdania sesji, po drugie życzę dużo weny do dalszego pisania, po trzecie trzymam kciuki za genialną betę

    sam pomysł na rozdział ciekawy - jak zwykle, trochę wkradło się błędów jak na mój gust (które beta powinna była wyłapać)
    - Może jutro przywiozę laptopa, to mógłbyś oglądnąć jakiś film, o ile masz ochotę.- chyba OBEJRZEĆ, i MOGLIBYŚMY
    - Oliver wychwycił tę nutkę ironii i smutku w głowie mężczyzny - GŁOWIE czy GŁOSIE?

    Nie mogę się doczekać jednak doczekać kiedy rozwinie się bardziej akcja

    powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, po pierwsze: nie udzielałam się jeszcze tutaj, więc możesz mnie uznać za nową czytelniczkę.
    A po drugie: to piszę głównie dlatego, że w sumie chciałabym spróbować betować dla Ciebie. Podoba mi się to opowiadanie, język, jakim piszesz i ogólnie fabuła, tematyka. Dlatego też jestem zainteresowana ^^ (remmisaki@gmail.com lub gg 46733974)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Dziękuję, że chcesz się zająć sprawdzaniem moich rozdziałów. Odpisałam ci dzisiaj na twój e-mail. Cieszę się, że czytasz mojego bloga.

      Usuń
  3. Witam,
    na początku ogromne gratulacje z powodu zdania sesji ;]
    a co do samego rozdziału wspaniały... Thomas zaczął „tęsknić” z braku Olivera, a sama go rozumiem, być tak uziemionym do łóżka (sama od kilku dni leżę bo jakaś grypa mnie dopadła... i się cały czas wkurzam, niestety komórka, komentarze i ja nie idziemy w parze....) cóż Oliver nie pomoże mu, bo jak sam powiedział chodzi o to, że ostatecznie nie mógł by wykonywać zawodu, bo Thomas by na niego naskarżył o jakies praktyki.. ale może w inny spsób uda mu się pomóc...
    Dużo weny i czasu życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Basiu :) W końcu sesja za mną :)
      Cieszę się, że rozdział ci się podobał. Oj nie dziwię się, że się wkurzasz. Tym razem mnie coś złapało (a dokładniej moje zatok błagają o zmiłowanie) i także leżę. Pierwszy dzień. I szału dostaję. Wszystko si jeszcze okaże z tym pomaganiem :) Jeszcze trochę musicie czekać :)
      Wena i czas. Przyda się. Dziękuję.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Na początek chcę podziękować za wszystkie komentarze w imieniu swoim i Scarlett ;D Ta kawiarenka sprawiała strasznie przytulne wrażenie, aż żałuje że nie ma czegoś takiego w moim mieście...Thomas i Oliver zaczynają się dogadywać, to słodkie jak sobie dokuczają <3 I plus za Cień Wiatru, bardzo przyjemna książka :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    och Thomas zaczął „tęsknić” z braku Oliwera ;) no niestety Oliver nie pomoże mu, bo jak powiedział chodzi, że ostatecznie nie mógłby wykonywać zawodu...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, Thomas zaczął już „tęsknić” za Olivierem ;) no niestety Oliver mu nie pomoże, bo nie mógłby wykonywać zawodu...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń