niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 6

Rozdział 6

            Thomas nawet nie zarejestrował, kiedy odpłynął do krainy Morfeusza. Dodatkowym czynnikiem była choroba. Jego ciało nie zdążyło zregenerować się po wypadku. Sen leczy choroby. Można poddawać to twierdzenie wątpliwości, prawda jednak jest inna. Nie przeżywamy każdej minuty złego stanu zdrowia, nie denerwujemy przy tym rodziny, ciągle narzekając, nie irytujemy się na samych siebie. Dodatkowo pozwalamy ciału działać. Pacjent nie spodziewał się jednak, że gdy się obudzi, przy jego łóżku będzie siedział obcy, młody mężczyzna. Całkiem przystojny i do tego w jego typie.
            – Skądś cię znam. Ale nie wiem skąd – odezwał się schrypniętym głosem. Czy zawsze musiał tak mówić zaraz po obudzeniu? Zobaczył, jak przez ciało mężczyzny przebiega dreszcz. Oliver zadrżał. – Co tutaj robisz?
            – Przepraszam. Zamyśliłem się i przez to mnie trochę przestraszyłeś. Nazywam się Oliver. – Wyciągnął do niego rękę, która po krótkim wahaniu została uściśnięta.
            – Thomas. – Nie dał mu odpowiedzieć na zadane przez siebie pytanie.
            – Wiem. Powiedziałeś mi jak się nazywasz, gdy się ocknąłeś po wypadku. Nie wiem, czy to pamiętasz. – Nagle dotarło do niego, skąd go zna. Dobrze wiedzieć. Nie będzie z siebie robił większego debila niż jest.
– Czyli to ty mnie uratowałeś? – Nie no, wykazał się inteligencją. A przyrzekł sobie, że nie zachowa się jak idiota.
Nie zorientował się, że podniósł głos do czasu, aż zobaczył lekko skrzywioną minę Olivera. W tym samym czasie próbował też się podnieść.  Zrobił to jednak zbyt gwałtownie, dlatego wbił sobie gips w brzuch. Bolało. Cholernie bolało. Ponownie opadł na poduszki. Jęknął cicho i rozmasował bolące miejsce.
 – Przepraszam. Ciągle zapominam o tym cholerstwie. – Sięgnął po przycisk do podnoszenia oparcia. Jedyne praktyczne udogodnienie. Powinien był to zrobić od razu. Dopiero po tym wszystkim, mógł się na spokojnie przyjrzeć chłopakowi. Całkiem w jego typie. Trochę nieśmiały, ale uroczy. Szkoda tylko, że dużo młodszy. Powiedziałby, że chodzi do liceum.
            – Tak. Już o tym wspominałem – odpowiedział młodszy mężczyzna na zadane mu pytanie.
            Oli nie mógł powstrzymać uśmiechu. Rozczochrany i zaspany Thomas prezentował się naprawdę pociągająco. Do tego miał zachrypnięty głos. Marzenie każdego homoseksualnego faceta. Przystojny mężczyzna. W łóżku. Z seksownym głosem i dwudniowym zarostem na brodzie. Kuszący. To określenie obijało się echem w jego umyśle. I pewny siebie. Cacuszko.
            – Przepraszam. Jak jestem zaspany, to wolniej myślę. – Przynajmniej był szczery.
            Oliver widział, jak mężczyzna powstrzymuje ziewanie. Każdy z nas musi czasem dotlenić mózg. Przez ułamek sekundy mógł stwierdzić, że uzębienie Thomasa jest w normie. Tak przynajmniej mówiła jego nauczycielka, gdy przyłapała kogoś na nie zasłanianiu ust. Dopiero po chwili zobaczył, jak mężczyzna zasłania je dłonią i warunkowany zwykłymi, ludzkimi odruchami przymyka oczy.
On sam przymknął swoje powieki i potarł je środkowymi palcami. Po chwili jego dłonie zsunęły się na policzki i potarły je mocno, by nabrały rumieńców. Sam najchętniej poszedłby spać. Skóra go swędziała. Widział się dzisiaj w lustrze, zdawał sobie sprawę, że wyglądem przypomina zasuszone zombie. W myślach pojawiło mu się zdanie, które powtarzał jak mantrę: Miesiąc poświęcenia to bardzo mało. Ale było tak ciepło na dworze, człowiek chciał złapać trochę witaminy D. A nic z tego nie wychodziło, bo siedział w domu i poszerzał swoją wiedzę. Gdyby nie zdał, w perspektywie miałby kolejny miesiąc na poprawki. Jak to określała jego nastoletnia siostra - spinał poślady i się uczył. Gdy pierwszy raz usłyszał z jej ust określenie swojej sesji, prawie się udławił. Zapomniała go uprzedzić o zagrożeniu życia i zdrowia. Od tamtej chwili, gdy go o czymś informowała, nigdy niczego nie spożywał. Wolał nie ryzykować.
– Nie ma problemu. Każdemu się zdarza. Ja też codziennie rano ledwo kontaktuję. – Uśmiech mężczyzny wyrażał wdzięczność. Nie wiadomo, z jakiego powodu, był dość miły.
            – Czy… Czy wiesz, jak się nazywam? Jak mam na nazwisko. Może nie powinienem pytać, ale… – W tym momencie Oliver dziękował Kate za wszystkie informacje. Gdyby tego nie wiedział, czułby się niezręcznie. Tak samo jak Thomas.
            Po mężczyźnie widać było, że nie odnalazł się jeszcze w nowej i trudnej dla niego sytuacji. Czytanie z niego jak z książki, nie sprawiało mu przyjemności. Na jego twarzy gościły niepewność i zwątpienie. Chociaż jego mimika była wręcz klasyczna. Po krótkim obcowaniu z nim w jednym pomieszczeniu zauważył, że posiada on bardzo plastyczną twarz. Doskonale oddającą emocje. Gdyby tylko umiał rysować… Posłużyłby mu za głównego modela. Ale matka natura poskąpiła Oliverowi takich zdolności, więc nie miało większego sensu rozmyślanie o tym.
            – Przykro mi. Podałeś mi tylko swoje imię. Nie jestem w stanie ci w tej kwestii pomóc. – Nie przypuszczał wcześniej, że będzie to miało miejsce. Rzeczywiście było mu przykro. Chciałby mu pomóc, ale nie potrafił. Nie miał takich możliwości. Nie w tej chwili. Później spróbuje znaleźć jego rodzinę przez strony internetowe do tego służące. Miał nadzieję, że mu się to uda.
            – Nie ma sprawy. Powiesz mi, jak to wyglądało z twojej perspektywy? – Widząc postawę mężczyzny, mógł podejrzewać, że był zniechęcony i zmarnowany.
            On sam wolał sobie nie wyobrażać jak to jest, gdy się nic nie pamięta. Na samą myśl nim trzęsło. Utracenie wspomnień było doświadczeniem traumatycznym. Gdyby tyczyło się to jednego dnia, najwyżej tygodnia - można by to uznać za akceptowalne. Tak sądził. Chociaż w ciągu jednego dnia mogą nastąpić duże zmiany w życiu. A zapomnienie pół roku... Nie chciał sobie tego wyobrażać, a co dopiero czuć.
Nie wiadomo, czemu właśnie teraz, naszło go wspomnienie momentu wyboru zawodu. Długo wtedy myślał nad tym, co powinien zrobić. Zastanawiał się, czy podejmuje dobrą decyzję? Myślał nad plusami i minusami swojej decyzji. Lilly jednak zadała mu najważniejsze pytanie. Czy poradzi sobie emocjonalnie, jeżeli któryś z jego przyszłych klientów popełni samobójstwo? Nie wiedział tego i przyznał to otwarcie. Mógł tylko przypuszczać, że da sobie radę. Pomimo wątpliwości, podjął taką, a nie inną decyzję. Zaryzykował. Nie wiedział, czy mu się to opłaci. Stwierdził jednak, że skoro zdecydował tak, a nie inaczej, będzie się tego trzymał. Reguła konsekwencji*. Gdyby chciał zrezygnować, łatwiej byłoby mu to zrobić po pierwszej sesji. Aktualnie nawet sobie tego nie wyobrażał. Zaangażował się emocjonalnie w studiowanie. „Wkręcił się” w zawód, który chciał wykonywać. Gdyby zrezygnował na początku kolejnego etapu edukacji, byłoby mu łatwiej psychicznie, nie musiałby żałować decyzji. Aktualnie, byłoby mu szkoda rozstać się ze wszystkimi znajomymi, z samą placówką. Do końca życia uważałby, że nie ukończył czegoś ważnego. Nie zorientował się, że opowiadał mężczyźnie, jak to wyglądało, a myślami krążył zupełnie w innym kierunku.
– Dziękuję. Czemu dopiero teraz mnie odwiedziłeś? – Nie mógł ukryć lekkiego grymasu na twarzy. Nie spodziewał się tego pytania, ale z drugiej strony działało to na jego korzyść. Będzie autentyczny, odpowiedź nie będzie wyćwiczona, co czasem jednak mu się zdarzało.
 – Jestem w trakcie sesji. Niedługo po twoim wypadku miałem najtrudniejszy egzamin. Gdybym go nie zdał, nie miałbym możliwości, żeby podejść do seminarium dyplomowanego. Musiałem się wszystkiego nauczyć i to był główny powód mojej nieobecności.
 Miał to szczęście, że zaliczał wszystkie egzaminy w pierwszym terminie. Nie musiał dodatkowo płacić za poprawki. Nie byłoby go na to stać. W tej chwili sześć miesięcy wyciętych z życiorysu było tego warte.
– A ty jak się czujesz? Co ci się dokładnie stało? – Lilly przeszkoliła go z tego, co może mówić, a czego nie powinien. Nie mógł się zdradzić, że wiedział wcześniej o jego amnezji. Przyjaciółka mu zaufała. Wiedziała też, że o niczym nie wspomni, jeżeli nie będzie to wynikało z rozmowy. – Masz amnezję? – Pogrążył się. Nie ma co. Widział zdziwienie i zastanowienie na twarzy mężczyzny. Nie zapytał o nic, czego już by mu nie powiedział. A to dawało mu szerokie możliwości.

Informacja o tym, że mężczyzna studiuje, trochę Thomasa zaskoczyła. Po tym, jak wyglądał, nie powiedziałby, że ma tyle lat. Co najwyżej, że zdaje w tym roku maturę. Chociaż może jest na pierwszym roku? Zaraz potem zmarszczył brwi, słysząc zadane pytanie. Skąd on niby mógł to wiedzieć? Jakim cudem? Przecież sam o tym nie wspominał.
– Skąd wiesz, co mi dolega? – spytał.
Nie mógł ukryć tonu zarzutu w głosie. Może facet go prześladował? Sam go potrącił, a potem udzielił pomocy? W jego umyśle pojawiały się kolejne pytania, których nie mógł powstrzymać. Wiedział, że są idiotyczne. Za dużo słyszy się w telewizji, by nie wysunąć takich podejrzeń. Poza tym podejrzliwość nie raz uratowała mu tyłek. Nie wchodził w wątpliwe interesy. Czasem zdarzało się też, że biznes był doskonałym pomysłem, jednak człowiek mu nie pasował. Zbyt często miał w tym względzie rację.
– Sam zapytałeś, czy pamiętam, jak się nazywasz. Chcąc, nie chcąc połączyłem to z wiedzą ze studiów. – Widział, jak lekki uśmiech wpływa na usta młodego mężczyzny. W sumie miał rację. Sam się wkopał, nawet o tym nie wiedząc. – Wiesz jaki rodzaj konkretnie masz? – Uh. Na kogo on trafił. Psychopata? Socjopata? Może ktoś zlecił jego morderstwo? Gdzieś z tyłu głowy, rykoszetem pojawiła się ostatnia wypowiedź Olivera.
– Nie pamiętam nic pół roku do tyłu. – A może właśnie w tym okresie pojawił się ktoś, kto mu groził? Kurde! Tylko on potrafił się w coś takiego wpakować. Czuł się, coraz bardziej zdenerwowany. Nie znał tego człowieka, a on zadawał mu dziwne pytania. Nie powiedział, na jakim jest kierunku, co także powodowało jego wątpliwości. Kurwa! O co tu chodzi?
– Uh. To nie dobrze. Współczuję. – Wyraz jego twarzy był szczery. Nie od dzisiaj wiadomo, że właśnie tacy ludzie, budzący największą sympatię są zarazem seryjnymi mordercami. Oczywiście tylko ułamek z nich, a jednak. W Stanach Zjednoczonych na milion ludzi przypada jeden taki człowiek.**
– Wybacz, ale muszę ci zadać kilka pytań. – Zauważył lekką zmarszczkę biegnącą przez nos chłopaka.
Chyba często się marszczył, bo w tak młodym wieku była dość głęboka i widoczna. Czy był to objaw zdenerwowania, czy może zastanowienia? Krótka chwila niepewności, ale Oliver wzruszył ramionami dając mu wolny wybór. Widział, jak mężczyzna zmienia układ nóg z wyciągniętych przed siebie na ugięte w kolanach.
 – Czy masz prawo jazdy? – Uśmiech gościa powiedział mu wszystko. Wiedział, dlaczego go będzie pytał i nie ma z tym problemu.
– Nie, nie mam. Nigdy nawet się o nie nie starałem. Gdy kończyłem osiemnaście lat, mojej rodziny nie było stać na ufundowanie mi kursu. Sądzę też, że lepiej mieć prawko i samochód w jednym czasie. Mieć prawo jazdy, a nie posiadać samochodu, jakoś mnie to nie kręci. – Odetchnął lekko, widząc, że chłopak jest rozluźniony. Gdyby było inaczej, mógłby się spodziewać, że ten go okłamuje.
Nie raz widział taką postawę. Rozluźnienie twarzy, ale ciało napięte jak struna. Ojciec kazał mu się wyuczyć odczytywania języka ciała, by wiedzieć, jak w przyszłości rozporządzać firmą. Mając tę wiedzę o ludziach, mógł ocenić kilka rzeczy na podstawie samej ich postawy. Myślenie to było tak instynktowne, że nie zwrócił na nie uwagi. Gdyby to zrobił, być może byłby w stanie odzyskać jakąś część wspomnień.
– Skąd wiesz, że są różne rodzaje amnezji? Ja do tej pory nie miałem o tym pojęcia. – To była prawda. Słyszał o amnezji. Nie wiedział, że istnieją różne jej typy. Nigdy nie zagłębiał się w ten temat. W tym momencie tego żałował. Nie mógł jednak przypuszczać, że wiedza ta będzie mu potrzebna. Zauważył też, że mężczyzna spiął się delikatnie. Właśnie tym napięciem ramion go zaniepokoił. Miał coś do ukrycia?
– Studiuję psychologię. Jestem na specjalności klinicznej, a o amnezji wiem kilka rzeczy, bo chciałbym się kiedyś rozwijać w kierunku neuropsychologii. Nie jestem raczej typowym studentem, który wykuje tylko ten materiał, którego się wymaga do zaliczenia egzaminu. Staram się uczyć dla siebie. Im większą wiedzę posiądę, tym lepiej. Dlatego orientuję się w uszkodzeniach mózgu. Tylko trochę, ale jednak. Miałem to też na egzaminie w tym roku. – To by wiele tłumaczyło. Jednak intuicja podpowiedziała mu jeszcze jedną rzecz.
– Nie chcę cię obrazić. Wiesz, że wielu psycholi chodzi po świecie. – Lekko zmrużone oczy i uśmiech na twarzy chłopaka, powiedziały mu wszystko. Doskonale się domyślił, że właśnie za takiego go wziął. – Mógłbyś mi pokazać swoją legitymację? – Nie spodziewał się jednak, że chłopak zacznie się śmiać. Kurde. Co zrobił źle?
– Inwigilacja, co? Nie martw się, nie jestem jednym z seryjnych morderców. Inaczej nie czekałbym aż się obudzisz. Zresztą w szpitalu łatwo można kogoś uśmiercić, jeśli się tylko wie co i jak. – Mrugnięcie okiem i tajemniczy uśmiech na twarzy Olivera dał mu do myślenia.
Zaraz po poinformowaniu go o takiej możliwości, bez zwłoki schylił się do trzymanego pod krzesłem plecaka. Wyciągnął z niego portfel, by zaraz potem podać mu dokument. Spojrzał na jego zdjęcie, następnie kierując wzrok na jego dane osobowe, oficjalną pieczątkę uczelni. Gdy już to zrobił, spojrzał na pieczątki, uprawniające do zniżki studenckiej. Odetchnął z ulgą, widząc, że nadal są aktualne. Najświeższa była podbita do trzydziestego pierwszego października. Odetchnął i rozluźnił dotychczas spięte ramiona.
– Dziękuję. Wybacz, wyuczona ostrożność. Przypuszczam, że to dzięki mojemu ojcu, ale nie jestem pewien. –  Niewyraźny przebłysk jakiegoś wspomnienia pojawił się w jego głowie. Czując lekkie klepnięcie na dłoni, wiedział, że Oliver mu wybaczył. Pozwoliło mu to również wrócić do rzeczywistości. – Co miałeś na myśli mówiąc, że w szpitalu łatwo kogoś zabić?
– Był taki eksperyment. Niestety nie pamiętam gdzie i kto go przeprowadził, bo miałem to na pierwszym roku, jednak mogę ci go opowiedzieć, jeśli chcesz. – Pokiwał głową na znak, że jest tym zainteresowany. – Za zgodą jednego ze szpitali badacze dołożyli do gablotki z lekami dodatkowy specyfik. Wszystko było poprawne. Naklejka, dane na niej i tak dalej. Na etykiecie wydrukowano, że maksymalna dawka leku wynosi dziesięć miligramów. Badanie zostało przeprowadzone na dwudziestu dwóch albo dwudziestu czterech pielęgniarkach. Dokładnie ci tego nie powiem, bo nie pamiętam. W trakcie dyżuru każdej z nich dzwonił badacz, podawał się za doktora o dość powszechnym nazwisku, a następnie prosił, by pielęgniarka wstrzyknęła dawkę dwudziestu miligramów danemu pacjentowi, który swoją drogą był pomocnikiem eksperymentatora. Najgorsze w tym wszystkim było to, że pielęgniarki wiedziały, jaka jest dawka maksymalna leku, a mimo to podawały dwukrotnie większą, tak jak kazał im nieznany lekarz. – Jego mina musiała być dość zdziwiona, skoro dalsza wypowiedź Olivera była taka, a nie inna. – Nie bój się. Ja tego nie zamierzam robić. – Teraz miał pewność, że mężczyzna przed nim lubi się uśmiechać i od tego miał jeszcze słabo widoczne zmarszczki.  – Na wszystkie badane pielęgniarki, tylko jedna nie zrobiła tego, o co prosił ją obcy lekarz. Na pocieszenie powiem ci, że badanie może być nierzetelne. Nie z winy badacza, ale przyjmuje się, że minimum osób badanych to trzydzieści. Jeżeli  jest ich mniej, badanie samo w sobie może zawierać błąd. Grupa pielęgniarek jest dość specyficzna, w końcu nie każdy decyduje się, by służyć ludziom. Mogą mieć one cechy inne niż reszta kobiet w całej populacji. Uh. Wybacz. Chyba to zagmatwałem.
– Nie przepraszaj. To było ciekawe. A dzięki tobie już wiem, na co mam zwracać uwagę. – Uśmiechnął się do niego, dobrze mu się z nim rozmawiało, mimo tego, że ich znajomość była bardzo krótka. – Będę cały czas czujny. Chyba, że zasnę. Wtedy jest to mało realne. – Widział, jak mężczyzna pochyla się nad nim.
– Powiem ci w sekrecie, że pielęgniarki mają jakiś szósty zmysł i w większości wstrzykują lek w kroplówkę właśnie wtedy, gdy śpisz. – Złośliwy uśmiech wpłynął na usta Olivera. Wiedział, że się z niego naigrywał, ale dzięki temu nie było mu nudno. W końcu. Zauważył, jak nagle źrenice chłopaka rozszerzyły się. Dziwnie mu było ze świadomością, że zapałał do niego sympatią. Od tak, od razu. Praktycznie go nie znając. Rzadko kiedy lubił człowieka od razu, nie wnikając w to, czemu tak się zachowuje.
– Czy istnieje jakieś badanie dotyczące wypadków i sympatii do osób ratujących? – Chyba znalazł kolejne uszkodzenie mózgu. Nie zastanawianie się nad tym, co się mówi. Oliver roześmiał się głośno.
– Wybacz. Nie mogłem się powstrzymać. Na tę chwilę nie słyszałem nic o takich badaniach. Czytałem kiedyś o agresji drogowej i tego jak się ona objawia, ale to co innego. – Thomas zauważył, że chłopak jest pasjonatem swojej dziedziny. Posiadał wiedzę i używał jej w dość lekki sposób. – A czemu pytasz? Lubisz mnie? – Słyszał jego kpiący ton, ale nie zwracał na to większej uwagi.
– Może. – Wykrzywił ironicznie wargi. – Rzadko mi się to zdarza. – Sarkazm w jego głosie był doskonale słyszalny. Oliver był blisko jego twarzy. Bardzo blisko, a jemu to nie przeszkadzało. Wiedział, że kiedy indziej zachowałby się inaczej, ale teraz jakoś nie miał ochoty zwrócić mu uwagi, by się odsunął.
– Łatwo zauważyć. Jesteś dość oschły w kontaktach. – Uśmiechnął się kącikiem ust. Zyskał nowego, godnego przeciwnika w potyczkach słownych. Ciekawy charakterek, ostry. Nic, tylko schrupać takiego na śniadanie. – Co czytasz? – Podniósł się do normalnej pozycji siedzącej i odwrócił głowę w lewą stronę, patrząc na białą, emaliowaną szafkę.
Więcej w niej było czerni niż bieli. Farba odpadała od niej małymi płatami, a napisy wyryte przez nieznane mu osoby nie dodawały jej uroku. Zwykła, praktyczna rzecz, która powodowała wszechogarniającą niechęć do tego miejsca i obmyślanie planu ucieczki. W sali stały cztery łóżka. Trzy aktualnie puste. Idealnie zaścielone, jednak biała pościel była zszarzała, rurki tak jak i szafki obdrapane, z ubytkami farby. Na pościeli, a właściwie ubranym kocu, leżał dodatkowy pled w kratę, którym można się było przykryć na noc. W sali śmierdziało specyfikami do czyszczenia pomieszczeń. Charakterystyczny zapach, o którym każdy chce jak najszybciej zapomnieć. Obok każdego posłania po lewej stronie znajdował się mały kontenerek z jedną szufladą wyciąganą poprzez wysunięcie i jedną otwieraną na oścież, podzieloną na pół, by można było w niej zmieścić inne, większe rzeczy.
– Kryminały. Jedna z pielęgniarek dba o mnie szczególnie. – Widząc na sobie wzrok mężczyzny, wzruszył ramionami. – Nie pytaj mnie, dlaczego. Nie prosiłem jej o to, nie dawałem żadnych pseudo znaków. – Skrzywił się na samą myśl o tym. Przypomniała mu się rozmowa z jakąś kobietą, najprawdopodobniej w jego wieku, o tym, co one są w stanie zobaczyć, a czego mężczyźni w rzeczywistości nie robią. – Larsson***. Znasz?
– Głupio się pytasz. Chyba każdy, kto interesuje się książkami, słyszał jego nazwisko. Znam, a nawet czytałem. Na którym tomie jesteś? – Nie trudno było wywnioskować, że mężczyzna jest oczytany. A jak widać zna też nowości i to, co „wszyscy czytają”.
– Dopiero na pierwszym. Ale daj mi tydzień i będę ci mógł opowiedzieć, co i jak. A ty, przeczytałeś już wszystkie?
– Tak. Fakt, faktem zrobiłem to długo po premierze, a przekonało mnie tylko to, że dostałem je w prezencie. I przyznam się szczerze, wciągnęły mnie jak cholera.
– Mnie też. Przynajmniej początek, bo jestem dopiero na setnej stronie, albo coś koło tego. – Widział rozbawione spojrzenie, którym został obdarowany. Bratnia dusza, czy co? Oliver mu się podobał. Tylko nie był pewny, czy jest on gejem.
– Czyli długa droga przed tobą. – Od słowa do słowa, tematy zaczęły im się kleić, a rozmowa poszła wyjątkowo płynnie, co nieczęsto się zdarza przy pierwszym spotkaniu.
Właśnie w ten sposób, Oliver zamiast się uczyć i spędzić u Thomasa najwyżej godzinę, siedział u niego prawie trzy, rozmawiając i śmiejąc się bez żadnego skrępowania. Umówili się, że spotkają się za trzy dni, gdy mężczyzna będzie miał za sobą kolejny, tym razem ostatni egzamin.

***

            Po przyjściu do domu sam nie wierzył, ile czasu zmarnował. Może nie dosłownie, bo pewną wiedzę z psychopatologii już posiadał, a dzień spędził naprawdę miło, jednak… Nie wiedział, ile mógł się nauczyć. Nie patrząc nawet na zegarek, wrzucił zamrożoną rybę do piekarnika, by ją trochę rozmiękczyć. Gdy uzyskał pożądany efekt, a gruba warstwa lodu stopniała, przyprawił ją lekko ziołami i zawijając w sreberko wrzucił ponownie do piekarnika. Z powodu braku garnka do smażenia frytek, czy też samej frytkownicy, wrzucił także przymrożone, gotowe, pokarbowane ziemniaki na małą brytfankę. Gdy już umieścił je tam, gdzie rybny posiłek, postanowił w końcu wziąć się za naukę.
Po wielu sprzeczkach z rodzicielką pozwolił jej zaopatrzyć kuchnię w najpotrzebniejsze - jej zdaniem - rzeczy. Chcąc, nie chcąc, wymusiła na nim przyspieszony kurs gotowania, gdyby nie miał czasu ani ochoty zjeść obiadu u nich. Dzięki temu nauczył się robić dość szybkie dania, bez dużych nakładów finansowych i czasowych. Zresztą wiedział, że lepiej mu będzie się uczyć z pełnym żołądkiem, niż gdyby miał być głodny i instynktownie myśleć ciągle o jedzeniu. Gdy czekał na rozmrożenie posiłku bogatego we wszystkie zdrowe - i te niekonieczne - związki chemiczne, zrobił sobie gorącą herbatę, którą teraz spokojnie mógł wypić bez poparzenia sobie języka.
Wiedział, że jest gorąco, na asfalcie można by ugotować posiłek od samej temperatury, on jednak okna miał od strony wschodniej, przez co popołudniami, tak jak teraz, miał chłodniej. Dodatkowym atutem było to, że na jego okna padał cień stojącego nieopodal budynku. Prawdopodobnie dlatego tak bardzo lubił to mieszkanie. Mimo wszystko, stworzył swoje własne, przytulne gniazdko. W zimie miał tu ciepło, a w lecie przyjemny chłód. O czym więcej marzyć? Nie potrzebował niczego innego do szczęścia. Oczywiście nie zapominając o kawie.
 Nie minęło pół godziny od jego przyjścia do domu, gdy usłyszał, jak na blacie kuchennym wibruje komórka. Zerkając na wyświetlacz, z góry wiedział, kto dzwoni - Lilly. Nie zamierzał odbierać. Chciał spokojnie zjeść i zabrać się za to, czego do tej pory nie zrobił. Mimo wszystko, po pięciu minutach sumienie mu się odezwało i napisał przyjaciółce wiadomość, że porozmawiają jutro. W pewnym sensie zrobił to także dla swojego własnego bezpieczeństwa. Gdyby nie to, dziewczyna byłaby w stanie wpaść do niego za pół godziny i wypytywać o wszystko. Dzięki temu małemu, prawie nic nieznaczącemu zabiegowi, wiedział, że w dniu dzisiejszym - w końcu - ma chwilę dla siebie! Cudowne uczucie. Nie być nękanym przez pokręconą kobietę. Po godzinie od wstawienia pokarmu do piekarnika, jadł smaczny obiad, a zarazem poszerzał swój zakres wiedzy. Patrząc z niechęcią na notatki, powtórzył swoje zaklęcie.

Jeszcze tylko trzy dni. Trzy dni i skończę to cholerstwo. Tak niewiele czasu i będę miał święty spokój. Jeszcze tylko trochę. Trzy dni wysiłku i będę miał labę. Nie będę nic musiał. Spokój. To słowo brzmi cudownie. Trzy dni! Trzy, cholernie, ciężkie dni. Ale ja dam radę. Kto, jak nie ja? Muszę dać radę! I dam. Cholera…

Słowa jak pradawna magia, paradoksalnie dodające, a zarazem odejmujące nadzieję. Chyba powinien zająć się tworzeniem oksymoronów. Przynajmniej to mu w życiu wychodziło.

***

            Następnego dnia Oliver doszedł do wniosku, że może zostać wróżącym twórcą oksymoronów. Lilly przyszła do niego na codzienną kawę i od progu zaczęła zadawać mu pytania, a właściwie prowadzić przesłuchanie. Przez jakiś czas się wymigiwał, słuchając o tym, jak przyjaciółce minął dzień z Kathleen. Przyznawał się - wpuszczał wiadomości jednym uchem, a wypuszczał drugim. Jedna informacja go zdenerwowała. Ruda bez konsultacji z nim, umówiła ich trójkę do kawiarni praktycznie zaraz po jego ostatnim egzaminie. Nie zaprzątała sobie głowy tym, czy ma inne plany. Wiedział, że nie spodziewała się, iż spotka się ponownie z Thomasem. Miał to w planach i nie zamierzał ich zmieniać dla widzimisię przyjaciółki. Mężczyzna zostanie najprawdopodobniej w szpitalu przez kolejny miesiąc, ze względu na liczne obrażenia ciała. Brak dokumentów tożsamości i jakiejkolwiek osoby, która by go szukała tylko utrudniał sprawę. Informacja pojawiła się już w lokalnych gazetach, jeżeli w ciągu miesiąca nikt się nie odezwie, spróbują to nadać na cały kraj.
            Oli podświadomie podjął już decyzję. Gdyby Thomas rzeczywiście nie miał się gdzie zatrzymać, zamierzał go przygarnąć do siebie. Nikomu nie życzył spania na ulicy. Oprócz tego myślał, jak pomóc mężczyźnie. Sam fakt, że nikt go nie szukał był dość zastanawiający. Po metkach na ubraniach, bez trudu można było stwierdzić, że nie należy on do uboższej warstwy społecznej. Przynajmniej taką informację przekazała im Kathleen.
            Wrócił szybko myślami do głównego problemu. Nie chciał na razie odmawiać przyjaciółce spotkania, jednak robił to dla własnego bezpieczeństwa i zachowania zdrowia psychicznego. Inaczej zareaguje, jak poinformuje ją o tym w dniu wyjścia, czy też dzień wcześniej, a zupełnie innej reakcji mógłby się spodziewać właśnie teraz. Mając do wyboru popołudnie z dwoma zwariowanymi kobietami, a z Thomasem… Wybór, jak dla niego, był oczywisty.
            Lilly, wbrew jego oczekiwaniom, opowiedziała swoją historię bardzo szybko, zapewne pomijając wiele ważnych informacji i szczegółów tylko po to, by usłyszeć, co on ma jej do powiedzenia. Podczas opowieści dziewczyny prawie w ogóle nie reagował na jej słowa. Kobieta nie powstrzymywała się jednak przed prychaniem pod nosem i komentarzami, co ona o tym sądzi. Lata praktyki nauczyły go cierpliwości i nie reagowania na jej docinki. A jeśli już to robił, to w ten sam ironiczny i złośliwy sposób. Na tę chwilę wcale nie miał na to ochoty. Zresztą zastosował jej technikę i wszystko skrócił do minimum. Nie przekazał jej najciekawszych wiadomości. W tym tego, że jest zadowolony ze spotkania z Thomasem i że jest jej wdzięczny za wyciągnięcie go z domu. Nie będzie jej dawał satysfakcji. A informacja o kolejnym spotkaniu… To w ogóle nie było ważne. Przynajmniej nie na tę chwilę.

* Reguła konsekwencji (i zaangażowania) – oparta została na systemie wartości i tym, że konsekwencja jest cechą pozytywną. Konsekwencja chroni nas przed wysiłkiem jakim jest myślenie, ponieważ nie analizujemy po raz kolejny raz podjętej decyzji, gdyż możemy dojść do wniosków, których nie chcemy znać. Czynnikiem, który wspomaga konsekwencję jest zaangażowanie. Im bardziej jesteśmy zaangażowani, tym mniejsze szanse na „odpuszczenie” raz podjętego działania.
Więcej informacji można znaleźć w książce pt.”Wywieranie wpływu na ludzi” – Robert B. Cialdini
** Niestety nie jestem w stanie podać dokładniejszych informacji czy źródeł. Wiedza ta została mi przekazana na zajęciach z psychologii osobowości w zeszłym semestrze.
*** Stieg Larsson twórca trylogii:
  1. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
  2. Dziewczyna, która igrała z ogniem
  3. Zamek z piasku, który runął


8 komentarzy:

  1. wreszcie zaczyna się robić ciekawie :)

    ps. powodzenia z egzaminami, trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co Ci powiem to Ci powiem, a powiem, iż pisząc ostatni komentarz nie miałam na myśli tego iż panowie mają się spotkać w 3 odcinku. No nie. To rzeczywiście byłoby za szybkie. Osobiście wolałabym aby to spotkanie odbyło się w 4-5 rozdziale. Jak w 5 to na początku.. No ale rozumiem Cię no i niezmiernie się cieszę, iż wreszcie ruszyliśmy do przodu!

    Rozdział podobał mi się i czytając go patrzyłam na "suwak" i myślałam "niech to się jeszcze nie kończy" xD No ale wszystko co dobre się kończy. No ale wspomnę jeszcze o tym, iż rozmowa między Thomasem, a Olivierem wyszła bardzo fajnie. Oli pochwalił się wiedzą i wgl.. Podobało mi się.
    Za przyjaciółką Lilly za bardzo nie przepadam >n< aczkolwiek Lilly jest super! Tak jestem za, niech Olivier pójdzie do Thomasa a nie na kawę z kobietami.. Kiedyś tam mogliby w czwórkę się wybrać (już współczuję mężczyznom xD)

    Hmm.. Przez godzinę, a może i z powodu lenia nie wiem co jeszcze napisać. Trzymam kciuki za sesję no i jak najlepiej ją zdaj i wgl, wgl... Weź się później za pisanie xP
    A co do bety.. To niestety nikogo nie jestem w stanie polecić - sama jestem na etapie poszukiwania ;/


    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu się spotkali i widzę, że od razu wpadli sobie w oko...Mam tylko przeczucie, że takie łatwe to nie będzie i że przyszłość Thomasa jeszcze nieraz zalezie im za skórę...Ta Kathleen jest trochę biedna, Lilly jej niepotrzebnie robi nadzieję, cóż...Czekam by zobaczyć jak się dalej potoczą losy Thomasa i Olivera, bo zapowiadają się na naprawdę kochaną parę <3

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu się spotkali! Boże, nawet nie wyobrażasz sobie ile na to czekałam. Tylko sprawdzałam, czy na końcu nic o tym nie ma. Tak słodko, że mają o czym rozmawiać, a nie milczą jak te kołki. Tylko Kathleen mnie trochę irytuje swoim zachowaniem. Biedaczka nie wiem, że Thomas i Oli to geje. ;c Ale przeżyje szok! XD
    Pozdrawiam i życzę weny :>
    P.S. Zostałaś nominowana na moim blogu do Liebster Awards.
    www.yaoi-by-mio.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    mam nadzieję, że egzamin poszedł Tobie dobrze....
    a co do samego rozdziału.... och Oliver tak długo zwlekał z pójściem do szpitala, aby odwiedzić Thomasa i to wcale nie potrzebne.... świetnie się dogadywali... cała rozmowa wyszła fajnie, Oliver popisał się wiedzą...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Basiu. Na szczęście egzaminy są już za mną. Oliver się obawiał, a poza tym się uczył.
      Oliver lubi czasem poszpanować :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  6. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, Oliver zwlekał długo z pójściem do szpitala, aby odwiedzić Thomasa a to wcale nie potrzebne.... świetnie się dogadywali...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ojć Oliver długo zwlekał z pójściem do szpitala, aby odwiedzić Thomasa, ale to było zbędne... świetnie się dogadywali...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń