niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 5

Rozdział 5

            Na co dzień możemy usłyszeć wiele opinii dotyczących prawdziwych przyjaciół, tego jak się zachowują, porozumiewają, czy po prostu funkcjonują obok siebie. Jedni stwierdzą, że to prawda, drudzy, że kłamstwo. Oliverowi wydawało się jednak, że prawda leży pośrodku. Jak zwykle zresztą. Fakt, przyjaciel zna cię bardzo dobrze, lepiej niż większość znajomych, ale niekoniecznie aż tak rewelacyjnie, jak sądzi. Każdy z nas ma w końcu jakieś tajemnice, nawet przed tak bliskimi osobami. Był skłonny twierdzić, że mamy je nawet przed samym sobą. Kto z nas nie próbował się okłamywać, jeżeli chodziło o uczucia, którymi darzymy innych. Jeżeli ktoś jest w stanie powiedzieć „Ja tego nie robiłem”, a później móc spojrzeć sobie w oczy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Nieraz spotykając się w większej grupce znajomych, można znaleźć pary przyjaciół, gdy jedno z nich zaczyna, a drugie kończy zdanie. Wcinają się w swoje wypowiedzi, jednak robią to ze swobodą i bez obrażania się nawzajem. Wydaje nam się, jak gdyby owe osoby były kompatybilne, a czasem zdarzy nam się pomyśleć, że całkiem możliwe, iż mają jeden umysł.
            Chyba każdy z nas czuł się kiedyś obco w grupie, którą zna. Nie trudno w takiej sytuacji zauważyć, kto z kim ma najlepszy kontakt. Wygląda to tak, jakby miały swój własny język. Teoretycznie - będący wspólnym dla wszystkich językiem narodowym. W praktyce - nie jedna osoba miałaby trudność ze zrozumieniem, o co tej dwójce chodzi.
            Oliver lubił w Lilly to, że mimo swojego zwariowanego charakteru, gadulstwa i roztrzepania, potrafiła siedzieć cicho i milczeć, wtedy gdy ktoś tego potrzebował. Zauważał, kiedy przyjaciółka miała zły dzień, zazwyczaj mówiła wówczas jeszcze więcej niż zwykle, jakby chciała zapomnieć o wszystkich strapieniach. Nigdy nie udało jej się go oszukać. Od początku potrafili dostosowywać się do siebie. Może dlatego przyjaźnili się bez niepotrzebnych spięć? Tylko czasami bywało to męczące.
            Oliver nie miał zbyt dużych nadziei na to, że mężczyzna, którego uratował, go rozpozna. Wcale by się temu nie zdziwił. Starał się nie nastawiać negatywnie co do przebiegu spotkania, a jednak czuł się niekomfortowo i niepewnie. Zastanawiał się, jak powinien go przywitać, co powiedzieć, jak się zachować? Sądził, że wyjdzie stamtąd szybciej niż przypuszczała jego przyjaciółka. Takie spotkania zawsze bywają ciężkie i niepotrzebne. Oprócz tego jego myśli zaprzątał zbliżający się egzamin i ciągły brak wyników z wcześniejszego. Dlatego był taki zdenerwowany. Nie chciał ponownie zdawać tej kobyły. Nie umiał się jej nauczyć, graniczyło to dla niego z cudem. Tylko z tego powodu trzymał się uparcie myśli, że naliczył tyle poprawnych odpowiedzi, ile było potrzebnych na zaliczenie.
Po odgonieniu z głowy obaw, spojrzał na Lill. Wiedział, że coś było nie w porządku. Najpierw mówiła więcej niż zwykle, a teraz milczała jak zaklęta, pogrążona w swoich myślach. Nawet chyba nie zauważała turbulencji autobusowych, na które zawsze wyklinała. Nie raz, jeżdżąc komunikacją miejską, zastanawiał się, kto daje takim kierowcom prawo jazdy. Rozumiał dziury na drogach, chęć dojechania na miejsce, ale dlaczego, do jasnej cholery, zachowywali się, jakby wieźli ziemniaki a nie ludzi? Siedząc miało się trudność z utrzymaniem czterech liter na miejscu. Nie chciał wiedzieć, jak to jest, gdy się stoi. Przy każdym hamowaniu ktoś się potykał. Nieraz zdarzyło się też, że przy okazji prawie przewracał drugiego człowieka. Wszyscy siedzieli cicho, chcąc spokojnie dotrzeć na miejsce swego przeznaczenia. Nie żal mu było ludzi młodszych od niego, bo oni dawali sobie radę. Oczywiście, o ile nie byli kontuzjowani. Mając nogę, czy rękę w gipsie, przy takim stylu jazdy, trudno było się utrzymać w pionie. Dlatego często zdarzało mu się ustępować miejsca osobom starszym lub tym o widocznych powikłaniach zdrowotnych... Zwykły ludzki odruch, ale wielu do tej pory szokował.
Zamierzał milczeć do następnego przystanku i dopiero wtedy przycisnąć przyjaciółkę. Jednak jego plany musiały zostać przesunięte na później. Przed ruszeniem w dalszą drogę szepnął Lilly coś do ucha i ustąpili dwóm starszym paniom miejsca. Chwilę po tym jak się usadowiły, oni znajdowali się na tyłach komunikacji miejskiej. Dopiero tam Oliver zdobył się na odwagę, by porozmawiać ze smutną przyjaciółką.
Lilly pogrążyła się w rozmyślaniach. Przeżywała kryzys. Wiedziała, że w pewnym sensie była sobie winna. Ciągle roztrząsała swój nieudolny eksperyment. Na początku uważała, że jest to dobry pomysł. Na tę chwilę… wiedziała, że popełniła błąd. Teoretycznie sprawa była zakończona. W praktyce wciąż to roztrząsała. Nie mówiła o tym przyjacielowi. Bynajmniej chodziło tu o to, że nie chciała go zamartwiać. Gdyby umiała mu to wytłumaczyć... Zabrakło jej słów, w które mogłaby to ubrać, by ją zrozumiał. Nie spodziewała się z jego strony potępienia, po prostu… tak wyszło.
Dodatkowo Oliver zachowywał się tak, jakby nie widział, że dzieje się z nią coś niedobrego. Może rzeczywiście tak było. Jednak zastanawiało ją to, a zarazem zaskoczyło. Zawsze wiedział, gdy gorzej funkcjonowała i starał się temu zaradzić. Oprócz tego martwiło ją także to, że nadal czekała na wynik z egzaminu. Oczekiwanie przeciągało się, ponieważ wykładowca wziął chorobowe.
            Oliver - w przeciwieństwie do niej - nie uczęszczał na państwową uczelnię. Nawet nie próbował się na nią się dostać. Od początku wiedział, że po ukończeniu szkoły musi stać się odpowiedzialny sam za siebie i iść do pracy, chcąc zamieszkać w kawalerce. Nie chciał jej nikomu wynajmować, tym bardziej że jego rodzice robili to przed tym, jak tam zamieszkał. Nie było ich stać na to, by opłacać mu czesne, utrzymywać dom rodzinny i jeszcze jego mieszkanie. I tak miał szczęście, że współfinansowali mu studia.
Rok akademicki zaczynali jednakowo, a jednak sesja zbiegała im się tylko jednym zaliczeniem. Ona kończyła, a on zaczynał. Nie dziwiła mu się, gdy czasem nie przyjmował jej zbyt miło. Jednak przychodziła do niego z pełną świadomością tego, co robi i jak Oliver ją ugości. Podczas pierwszej sesji oboje nieziemsko się stresowali. On pomagał jej w nauce jak mógł. Gdy zaczął egzaminy, chciała się odwdzięczyć. W jego przypadku okazało się to niewypałem. Po dwóch dniach odpuścili próżne starania, a on siedział do późna w nocy, chcąc nadgonić stracony czas. I tak już zostało. Gdy pracował na rano, uczył się często do pierwszej, drugiej nad ranem. Chodząc na popołudniową zmianę, cały dostępny czas poświęcał nauce. Codzienne przychodzenie na kawę stało się ich tradycją. Jednak był to jej własny sposób na odciążenie go. Wiedziała, że Oliver gdyby mógł, zaraz po otworzeniu oczu zająłby się nauką. Gdy przychodziła codziennie na pół godziny, nie miał czasu wziąć takiej opcji pod uwagę. Na szczęście do tej pory nie zorientował się w jej poczynaniach. Uważał, że jej odwiedziny są po prostu próbą ucieczki z domu. Zresztą… Jemu nigdy nie zdarzyło się przyjść do niej bez zapowiedzi, choćby dziesięciominutowej. Wiedział, że mieszka nadal z rodzicami, dlatego wolał nie przychodzić „od tak”.
Oprócz tego Lilly martwiła się zachowanie matki. Kobieta obraziła się na nią za to, że zerwała z Danielem. Do tego chodziła jak chmura gradowa, a wszyscy w domu zastanawiali się, czy tym razem to na nich spadnie bicz sprawiedliwości. A raczej niesprawiedliwości. Jej młodsza siostra odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, że trafiło na nią. Przypuszczała, że kobieta przechodzi menopauzę, a praca w zawodzie położonej jeszcze bardziej jej to uświadamia. Miała dopiero czterdzieści sześć lat, dlatego też dość ciężko to znosiła. Fakt, może i nie chciała mieć więcej dzieci, ale znając ją, Lilly wiedziała, że jej matka czuła się w mniejszym stopniu kobietą. Głupie wnioskowanie. Sama tego nie rozumiała, jednak nie miała ochoty zagłębiać się w meandry* umysłu jej rodzicielki.
Na samą myśl o Danielu w głowie usłyszała wściekłe wrzaski kobiety, na wieść o rozstaniu z nim. Chyba pierwszy raz ona również zaczęła wrzeszczeć. Nie powstrzymywała się w ogóle, powiedziała to, co myślała. Czuła, że jej matka usilnie chce, by miała mężczyznę przy boku. Nie ważne było, czy by ją szanował, czy może gardził nią, poniżał, bił. Miałaby to, co najważniejsze - faceta. Zastanawiała się, czemu ma zupełnie inny pogląd na tę sprawę niż jej rodzicielka. W końcu ją wychowywała, czyli teoretycznie powinna mieć podobne poglądy. Pomimo tego, nie uważała, że posiadanie mężczyzny świadczyło o niej samej. Nie chciała mieć partnera tylko po to, by go posiadać. Czasami czuła się jak dwudziestotrzyletnia stara panna, niezdatna do pożycia małżeńskiego z powodu zbyt zaawansowanego wieku. Nieświadomie prychnęła pod nosem.
            – Co jest Lill? Widzę, że coś cię gryzie. Od tygodnia zachowujesz się jeszcze bardziej nieznośnie niż zwykle. Czekam i czekam, czy to z siebie wyrzucisz, a ty nic. Zupełnie jak nie ty. Niepotrzebnie dusisz to w sobie. – Kobieta nie wiedziała, czemu w niego zwątpiła. Jak zwykle zobaczył to, co starała się ukryć.
            – Wiesz, że jak kocham swą rodzicielkę, tak teraz świruję. – Prawie dostała zawału, gdy autobus szarpnął mocno do przodu, a kierowca zatrąbił kilka razy. Gdyby nie ramię Olivera, które ją mocno przytrzymało, zapewne poleciałaby do przodu, rozbijając sobie głowę. Odetchnęła głęboko, uspakajając mocno bijące serce. – A poza tym, ma żal, że zostawiłam Daniela. Niekiedy czuję się, jakbym żyła w jakimś pieprzonym średniowieczu, skoro moja własna rodzicielka uważa, że nie powinnam być na studiach, tylko mieć już męża, dom i trójkę dzieci. 
            Poczuła się lepiej, gdy mężczyzna obok niej, przyciągnął ją do siebie i przytulił. Westchnęła cicho, gardząc sobą w duchu. Wiedziała, że wyglądają jak dobrze dobrana para. Koleżanki z roku zawsze jej zazdrościły, gdy przychodził po nią pod uczelnię. Kiedyś była w nim zauroczona. Nawet długo. Nie było to tylko uczucie platoniczne, a jednak wiedziała, że jest gejem. Właśnie to potwierdziło jej przekonanie, że miłość bywa ślepa. Tylko dlaczego w jej przypadku? Była w trzech związkach, nigdy jednak nie trwały one zbyt długo. Jej najnowszy eks był z nią najdłużej. Jakiś pieprzony paradoks. A jednak, tak jak prawie każda kobieta marzyła o tym, by spotkać faceta, który ją pokocha. Po prostu, taką, jaką jest. Miała prawdziwe szczęście do mężczyzn, skoro każdy okazywał się dupkiem. Po chwili odsunęła się od Oliego i oparła czoło na rurce znajdującej się obok niej. Była po prostu zmęczona tym wszystkim. Przypuszczała, czemu jest teraz taka zrzędliwa. Najprawdopodobniej zbierało jej się na chorobę, a do tego ostatnimi czasy bardzo źle spała. Śniły jej się koszmary, z których nie potrafiła się wybudzić. Stara mądrość ludowa brzmi, że problemy zawsze chodzą parami. Wydawało jej się, że w jej świecie zaroiło się od dwojaczków. Powinna się do tego przyzwyczaić.
            – Wiesz, że jej nie zmienisz. W końcu wszystko się unormuje. Poczekaj, włączę swe nadzwyczajne moce i przewidzę twoją przyszłość. Ommmmm. – Mimowolnie się uśmiechnęła. Ludzie dziwnie się na nich popatrzyli, ale gdy jakieś dziecko, siedzące zaraz przed nimi, parsknęło śmiechem, jak na komendę wszyscy odwrócili wzrok. Zastanawiające było to, że wcale nie rozmawiali głośno, a jednak połowa autobusu zareagowała na słowa jej przyjaciela. – Omm. Omm. Hmm. Spotkasz go za półtorej miesiąca od jutra w dość dziwnych okolicznościach. – Puścił jej oko. Nie mogła się na to nie zaśmiać.
            – Jeżeli twoje przepowiednie mają taką sprawdzalność jak ostatnio, to ja dziękuję. Bo to oznacza, że spotkam go, ale za piętnaście lat. – Oliver prychnął z oburzeniem.
            Nie jego wina, że zaraz po egzaminie przewidział jej, iż nie ma szans na zdanie, bo na sto możliwych punktów uzyska tylko dziesięć. Powiedział to złośliwie. Ale jakie było ich zaskoczenie, gdy dziewczyna podała mu przez telefon swój wynik. Rzeczywiście uzyskała dziesiątkę, z tym że podniesioną do kwadratu. Zdała na równe sto punktów. Do tej pory oboje zastanawiali się, jakim cudem.

***

            Thomas był zmęczony wszystkimi spojrzeniami pielęgniarek, kierowanymi w jego stronę. Od zaciekawionych po zmartwione. Ile można słuchać o tym, że najprawdopodobniej nie posiada rodziny?! Gdyby, chociaż trochę się z tym kryli! Ale nie, po co? Przecież pacjent nie ma uczuć! Tylko dlaczego nikt go nie szukał, nie zawiadomił policji, prasy? Chwycił się mocno za włosy.
Dodatkowo prawdopodobnie nie posiadał ubezpieczenia. To z kolei martwiło lekarzy. Przeszukał ponownie swoje wspomnienia. Wiedział, że były w nich osoby mu bliskie. Czuł to w sercu. Nie umiał tego inaczej wyjaśnić. Mimo to były jakieś… obce. Nie potrafił tego logicznie wytłumaczyć nawet sobie... Jego serce napełniało się uczuciem, gdy tylko w wyobraźni widział pewną parę, czy trójkę maluchów z tymi ludźmi, jak przypuszczał jego rodzicami. A mimo to, nie pamiętał żadnego wypadku. Tylko co z tym młodym mężczyzną? Kim on był? Cholera jasna!
W jego głowie krążyły same czarne myśli. Łeb mu pękał od ciągłych prób przypominania sobie tego wszystkiego. Na początku był przerażony, że nie pamięta niczego z okresu pół roku. Teraz, po tych kilku dniach, był po prostu wkurwiony. Nie mógł inaczej tego określić. Denerwowały go spojrzenia ludzi, gdy szukali swoich bliskich, pielęgniarek, czy lekarzy. Najbardziej wkurzająca była jednak Kathleen. Wiedział, jak ma na imię, bo bardzo szybko mu się przedstawiła. Może mieli tu takie standardy, bo znał każdą pielęgniarkę po imieniu. Jako że miał usztywnioną nogę i nie miał bliskich, był zdany na łaskę i nie łaskę opieki medycznej. Przypuszczał, że kobieta jest tu tylko praktykantką, mimo to codziennie przynosiła mu jakieś owoce, czy wodę do picia w butelce. Zaopatrzyła go w kubek, sztućce, talerz i miskę. Zresztą tak samo jak inne pielęgniarki, zapewniły mu przybory codziennego użytku.
Pewnego dnia, Kate widząc jego zniechęconą minę, zapytała, czy lubi czytać, a gdy uzyskała od niego informację, jaki gatunek najbardziej by mu odpowiadał, a także po jakie książki najchętniej by sięgnął - następnego dnia na szafce obok łóżka zobaczył trzy książki z przyczepioną do nich informacją, że ma miesiąc na ich przeczytanie. Nie mając co robić, poszło mu to o wiele szybciej. Przy następnym spotkaniu, podziękował jej za troskę. Mimo wszystko było to miłe. Książki przeczytał w pięć dni, tak więc kobieta obiecała dostarczać mu nowe lektury. Nie wiedział, skąd z jej strony takie zaangażowanie. Może się zakochała, a może była po prostu dobrą duszą. Któż to mógł wiedzieć?
            Za cztery godziny miał się u niego ponownie pojawić psycholog. Facet go nieziemsko wkurzał. Ale inaczej niż wszyscy. Był… niekompetentny. Nie potrafił tego inaczej nazwać. Nie umiał przekazać tego, co myśli. Był zbyt sztywny i protekcjonalny w stosunku do pacjenta. Słyszał już różne opinie o tym człowieku i były… krótko mówiąc mało przychylne. Wydawał się w tym szpitalu jakiś nierzeczywisty, karykaturalny. W ten dziwny, specyficzny sposób nie pasował do tego miejsca. Widać, że źle się czuł, pracując w nim. To nie było jego miejsce na ziemi. W każdym ruchu tego człowieka, w każdym spojrzeniu, można to było wyczytać jak z kartki.
            Zresztą on sam nie był zbyt przychylnie nastawiony do opieki medycznej. Pamiętał, że jako dziecko znajdował się w szpitalu, ale nie budziło to w nim miłych uczuć. Pamiętał, że był wtedy przestraszony i czekał na mamę. Nie wiedział jednak, co mu wtedy było.
            Największym problemem w tej sprawie było to, że niezależnie jakiego wspomnienia chciał się uchwycić, wszystko mu się dziwnie wymykało. Tak, jakby nie miał do tego dostępu. Dziwiło go to. Musiał to skonsultować z neurologiem. Do tej pory specjalista nie chciał mu tego dokładnie wytłumaczyć lub też nie miał po prostu czasu. Postanowił jednak, że nie da się zbyć. Skoro już wiedział, co ma zrobić za kilka godzin, to… co teraz? Kiedy w końcu stąd wyjdzie?! Miał już serdecznie dość tego pieprzonego szpitala.



*skomplikowany i często trudny do zrozumienia bieg wydarzeń lub czyichś myśl



7 komentarzy:

  1. Chciałam skomentować przy 4 rozdziale no ale nie wyszło. Trzeba to nadrobić! Tak więc przyszedł czas na MOJĄ KRYTYKĘ! Buahaha ]:->

    Po pierwsze rozdział za krótki.
    Po drugie jak dla mnie niepotrzebnie to wszystko rozwlekasz... no ja rozumiem za szybko też nie może iść. No ale naprawdę, niektóre informacje mało wnoszą do głównej fabuły. Fajnie że możemy bohaterów poznać itp itd. ale dla mnie o wiele za długo Oliver "idzie" do Thomasa. Takie niepotrzebne - według mnie - rozciąganie zaczęło się jakoś w 3 rozdziale..
    Mam nadzieję, że w 6 rozdziale W KOŃCU Oliver porozmawia z Thomasem.

    Co do fabuły to pomału bardzo powoli do przodu, jednakże zapowiada się bardzo fajnie. Styl również masz bardzo ciekawy i w sumie to dzięki niemu da się wybaczyć powolne tempo. Bo piszesz bardzo ciekawie. Bohaterowie nie są płytcy i widać że każdemu chociaż troszkę poświęcasz uwagi - duży plus!

    Mam pytanko. Czy w którymś tam wcześniej rozdziału nie pisałaś, iż Lilly mieszka z przyjaciółką? No tą stażystką co zajmuje się Thomem... Nie jestem pewna czy dobrze mówię bo mogłam coś pokręcić, aczkolwiek takie coś mi świta w głowie.

    Hmm.. nie wiem co jeszcze zawrzeć w tym komentarzu. Tak więc czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, iż akcja troszeczkę przyśpieszy (nie mówię że miedzy Thomem a Olivierem ma wybuchnąć już teraz wielkie loffff ale chciałabym aby porozmawiali i żebyś już przeszła do ich przyszłej relacji, na początku oczywiście czystko koleżeńskiej xD) A no i trzymam kciuki za przyszłe egzaminy i na spokojnie sobie pisz kolejne rozdzialiki ;3


    Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pff.. nie Thomem a Thomasem! Wiedziałam, że coś mi nie pasuje.. Eh moje zdolności do przekręcania imion >n<

      Usuń
  2. Witam,
    świetny, świetny rozdział... jak widać Lill niepotrzebnie zwątpiła w przyjaciela... on wszystko widział, ale czekał aż sama to z siebie wyrzuci... Thomas ma bardzo troskliwą opiekę w szpitalu ;] ciekawe czy widząc Olivera, coś mu się skojarzy... i wiesz co już wcześniej mi coś tam,a le dopiero w tej chwili mając tą scenę w autobusie uzmysłowiłam sobie jedną rzecz, że mam przyjaciela takiego jak Oliver, który jednym słowem potrafi poprawić humor, tylko że to on odwiedza mnie niespodziewanie, ostatnio dostał w łeb... bo kto to widział aby o piątej rano wpadać ;]
    multum weny, czasu i chęci życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Basiu ;)
      Tacy przyjaciele są najlepsi i dość nieprzewidywalni. Ja mam taką przyjaciółkę, która nie raz mnie potrafi zbić z nóg. Może i nie wpada o piątej nad ranem, ale sms-y wysyła jak spać nie może ;) Każdy z nas czasem wątpi w przyjaciół. Ale ważne jest to by mimo wszystko się nie poddawać ;) Już w następnej notce dowiecie się czy coś mu się kojarzy ;) Ai~chan tłumaczyłam u niej na blogu, że rozdział miał wyglądać inaczej. Ale stwierdziłam, że trzynaście stron to trochę za dużo na jeden rozdział i musiałam go podzielić na dwie części.
      Pozdrawiam
      LM
      P.S. Wena, czas i chęci się przydadzą. W szczególności w ostatnim tygodniu sesji ;) Twój komentarz podniósł mnie na duchu ;) Bo trochę zaczęłam wątpić w tym tygodniu w swoje siły...

      Usuń
  3. A ja już myślałam, że w tym rozdziale się spotka z Thomasem ;_; No mniejsza, ale lepiej żeby zrobił to szybko, bo facet chyba zaraz ten szpital wysadzi, swoją drogą niezłe z niego ziółko, ciekawe jak Oliver go ugłaska...No i scena z Lily była słodka, mam nadzieję że w jej życiu wszystko się ułoży bo naprawdę ją polubiłam <3 Jej relacja z Oliverem jest taka siostrzano-braterska >D

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział... jak widać Lil całkiem niepotrzebnie zwątpiła w przyjaciela... on wszystko widział, ale czekał na to, aż sama to z siebie wyrzuci... och jaką to Thomas ma bardzo troskliwą opiekę w szpitalu ;] ciekawe czy jak zobaczy Olivera...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejeczka,
    wspaniały rozdział... Lil niepotrzebnie zwątpiła w przyjaciela... on wszystko widział, ale czekał na to, aż sama to z siebie wyrzuci... Thomas ma bardzo troskliwą opiekę w szpitalu...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń