niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 4

Rozdział 4

            Czasem nawet nasi najbliżsi nie mają na nas wpływu. Ile razy zdarzyło wam się, że gdy na coś się uparliście, nic nie mogło was odciągnąć od raz podjętej decyzji? Każdy z nas posiada takie momenty w swoim życiu. Raz wychodzą one na dobre, innym razem przyczyniają się do porażki i w ten sposób kształtują naszą osobowość. Wszystko jest w życiu potrzebne. Właśnie to nauczyło Olivera, że nigdy nie powinien żałować tego, co wynikło z jego postanowień. Nie ważna była perspektywa po fakcie, a to, co popchnęło go wtedy do danego czynu. Uważał, że dużym komfortem psychicznym jest posiadanie w swoim otoczeniu osób, które rozumieją, że błędy i porażki są nam tak samo potrzebne jak szczęście i sukcesy. Nie negują twoich decyzji, czy planów. To nasza rodzina, a także przyjaciele, znają nas zazwyczaj na wylot i pomagają otrząsnąć się z niepowodzeń.
Gdy mama Olivera zobaczyła syna zaraz po egzaminie i rozstaniu z Lilly, doskonale zdawała sobie sprawę, że w życiu jej potomka zaszła jakaś zmiana. Jednak, tak jak chyba każda matka, posiadała jakiś szósty zmysł, który pozwolił jej rozeznać się w sytuacji i nie pytać go o nic. Pielęgnowała go od berbecia, dlatego też wiedziała, że na tę chwilę nie będzie chciał o niczym jej opowiedzieć. Nie oznaczało to, że się nie martwiła. Wręcz przeciwnie. Była jego rodzicielką, więc miała to wpisany w kod matczynego DNA. Gdy wszedł, uściskała go jak zwykle na powitanie. Zaraz po tym zaciągnęła do kuchni, jak gdyby go rok nie widziała, ale w planach przede wszystkim miała zapełnienia żołądka swej pociechy.
            – Mamo, nie jestem głodny. – Musiał powtórzyć to dziesięć razy, a i tak wylądowała przed nim porcja gorącego, domowego posiłku.
            Okej, musiał się do tego przyznać. Może w trakcie nauki do egzaminów, niezbyt dobrze się odżywiał, a dokładniej mało co jadł, ale nie było powodu, by uważać, że się głodził. Nie robił tego i nie zamierzał. Po prostu nie zawsze miał ochotę tracić czas na gotowanie posiłku, gdy mógł zjeść szybko zrobione kanapki.
            Spojrzał na kobietę przed nim. Miała czterdzieści siedem lat, a spokojnie można by powiedzieć, że była o wiele młodsza. Nie były to jednak bezpodstawne osądy, jakich potrafią dokonywać tylko dzieci, a opinie jego znajomych, którzy widząc jego rodzicielkę po raz pierwszy - zawsze, ale to zawsze - przypuszczali, że to jakaś pomyłka lub - co padało częściej - urodziła go bardzo młodo. Nikt nie chciał uwierzyć w jej prawdziwą metrykę. Fakt, faktem miała więcej zmarszczek niż niejedna kobieta w jej wieku, ale to tylko dodawało jej uroku. Widać, że większą część życia chodziła uśmiechnięta, niezależnie od tego, co działo się w jej życiu. Była dość niska. Różnica między nią a jego ojcem wynosiła piętnaście centymetrów, jednak przy synu czasem mogła czuć się kurduplem. Był jeszcze wyższy od swojego taty - o jakieś dziesięć centymetrów.
            Jednak tylko matka potrafi sprawić, że nie zależnie od wieku czujesz się czasem jak pięciolatek. Jego kumple z liceum, czy gimnazjum, z którymi zdarzało mu się od czasu do czasu spotkać na piwie, twierdzili, że drugą taką kobietą jest żona. Oliver wolał nie zastanawiać się nad tym, dlaczego kobieta, która miała pożądać swojego męża, chciała mu zarazem matkować. Te pojęcia samoistnie wykluczały się w jego głowie.
            – Nie jesteś głodny, chociaż twój tasiemiec właśnie się odezwał? Możesz mi wcisnąć prawie każde kłamstwo, w które uwierzę jak zechcę, ale nie w to, co teraz mówisz. Jedz. – Jak na zawołanie jego żołądek odezwał się donośnym burczeniem.
            Co z nim było nie tak? A może to tylko od tych wszystkich, pięknych zapachów? Nie mógł powstrzymać uśmiechu, pojawiającego mu się na twarzy, gdy w końcu spojrzał na talerz wypełniony zupą pomidorową. Po samym kolorze wiedział, że była zrobiona z prawdziwych pomidorów, podgotowanych na maśle. Ślinka praktycznie wyciekła mu z ust.
            – Tak też myślałam. – Widząc jego rozmarzony wzrok, podała mu jeszcze łyżkę.
            – No może trochę. Do tej pory mój mózg nie dawał znaku życia, jeśli mówimy o potrzebach pierwszego rzędu. Myślałem, że wszystkie moje aspekty fizjologiczne są zaspokojone. Myliłem się. – Wzruszył ramionami i chwytając łyżkę zabrał się za jedzenie.
– Kochanie, czasem przez to, w jaki sposób mówisz, czuję się, jakbym w pokoju miała kosmitę, a nie syna. Pamiętaj, że zawsze musisz dostosować swój język do odbiorcy.
 Na szczęście jego matka wiedziała co nieco o psychologii - zainteresowała się ową dziedziną życia, gdy wybrał taki a nie inny kierunek. W wolnym czasie podkradała mu książki. Oczywiście za jego zgodą. Nigdy nie było wiadomo, która akurat będzie mu potrzebna, więc wolała nie zabierać mu niczego sama z siebie. Przez pierwszy rok jego studiów przyswoiła sobie trudne słownictwo i potrafiła się nim posługiwać w równym stopniu jak on. Prawie. Czasem nikt nie rozumiał, co Oliver mówił, gdy starał się wytłumaczyć pewne zagadnienie psychologiczne. Najgorsze było to, że nie potrafił tego kontrolować.
– Ale jestem pewna, że potrzeby drugiego rzędu także masz zaspokojone. – Widząc uśmiech swojego najstarszego syna, wiedziała, że trafiła w sedno.
Kto jak kto, ale każdy z nas, niezależnie od wieku potrzebował bezpieczeństwa. Jakkolwiek by się ono nie wyrażało. Dla jednych był to zamek w drzwiach, którego nie mógł sforsować żaden złodziej, dla kogoś innego będzie to druga osoba, która daje nam poczucie szczęścia, rozumie nasze potrzeby, a także toleruje wady i zalety. Pani Toulet* zawsze gdy słyszała o piramidzie Maslowa, myślała o stałej, niezmiennej konstrukcji. Dopiero on poinformował ją o tym, że jest to błąd. Wiele podręczników powiela ten sam schemat, nie zaglądając do ogólnodostępnego źródła, jakim była książka twórcy teorii. Maslow twierdził, że potrzeby mogą przechodzić na wyższy poziom lub też być niezaspokojone przez jakiś czas. W końcu, siedząc na lekcji, czy w pracy nie jemy, kiedy nam się zechce, nie zawsze też od razu idziemy do ubikacji. A jednak mimo to możemy dalej wykonywać daną czynność.
– Wiesz, że czasem nie umiem tego powstrzymać. A ty lubisz udawać, że nie wiesz, o co chodzi. – Wyszczerzył swoje białe zęby, odwzajemniając posłany mu uśmiech. – Byłbym zapomniał. Jak zwykle Lilly pozdrawia całą naszą zwariowaną rodzinkę. Jak tam twój biznes?
Gdy Meredit straciła pracę w wieku czterdziestu trzech lat, nie załamała się, chociaż szukanie kolejnej posady przez dwa lata było tak samo męczące jak i nużące. Każdy w takiej sytuacji ma chwile zwątpienia, podczas których nie wiemy, co ze sobą zrobić. Ona zaczęła szyć małe, szmaciane lalki. Zajmowała czymś ręce i umysł, nie siedząc bezczynnie całymi dniami.
W ten sposób powstał cały stos laleczek. Z jednego wzoru powstały mniejsze lub większe szmaciane cudeńka. Nawet jego młodsza siostra, która uważała się za dorosłą, podkradła jedną mamie. Po pewnym czasie, kobieta zaczęła szyć także ubranka dla lalek. Było to dla niej idealne zajęcie na długie, jesienne wieczory. Nie miała ochoty na gotowanie, pieczenie ciast, czy ciągłe sprzątanie. Ile można to robić? Mimo że kochała czytać książki, w pewnym momencie nie mogła na nie patrzeć. Najprawdopodobniej nie odważyłaby się rozruszać interes, jednak zmieniło się to podczas nieoczekiwanych odwiedzin przyjaciółki. Kobieta była od niej o siedem lat młodsza i wpadła z córeczką, która chodziła do przedszkola, z wizytą. Mała zakochała się w szmaciankach. Kobieta nie chciała wziąć pieniędzy od najlepszej koleżanki, jednak ta, gdy tylko Meredit nie patrzyła, zostawiła jej gotówkę w jej małej skrzyneczce na nici, igły, wstążki i kokardki. Gdy je znalazła, roześmiała się, podziwiając nieobliczalność swojej znajomej. Jakie było jej zaskoczenie, gdy dwa dni później kobieta zadzwoniła do niej z pytaniem, czy ma więcej takich cudeniek, bo spotkała się z kilkunastoma znajomymi, a te z chęcią zainwestowałyby w szmacianki. Od słowa do słowa, od jednej znajomej do drugiej i jej mały - wtedy nieoficjalny - biznes zaczął się kręcić. Ze względu na to, że cała praca szła jej dość szybko i sprawnie, a materiały nie były takie drogie, jakby się to mogło początkowo wydawać, lalki z materiału rozeszły się jak ciepłe bułeczki, a przedszkolaki chciały raz po raz nowych ubranek i lalek. W pewnym momencie zaryzykowała i zarejestrowała działalność. Oliver pomógł jej stworzyć stronę internetową, a ona połączyła hobby z pracą. Cieszyło ją to. I nie chodziło tu o fakt wykonywanej czynności, a o to, że w dobie powszechnie panującego plastiku, lalek Barbie i innych zabawek - swoją drogą nie zawsze dostosowanych wizualnie do wieku - udało jej się zainteresować małe dziewczynki zabawkami z okresu jej dzieciństwa. Chciałaby, żeby jej córeczka wciąż chodziła do przedszkola. Problem w tym, że jej pociechy były już bardziej wyrośnięte; jedno chodziło do pierwszej gimnazjum, drugie do pierwszej liceum, a trzecie było na studiach. Dorastanie dzieci  zawsze było, jest i będzie trudnym okresem dla rodziców. Radzenie sobie ze zbuntowanym nastolatkiem to specyficzne zadanie. Nigdy nie mogła być pewna tego, co się wydarzy.
Jego mama miała trudny orzech do zgryzienia, bo pod jej dachem znajdowały się dwa wybryki natury, jak czasem określał młodsze rodzeństwo. Gdy tylko pojawiał się w domu, zapominała o tym, jaki on był niedobry, gdy był nastolatkiem i narzekała na młodsze pociechy, wcale się z tym nie kryjąc. Właśnie wtedy był najbardziej zadowolony z tego, że wyprowadził się z domu. Nie musiał pilnować porządku w swoim pokoju, czy wysłuchiwać narzekań, co zrobił źle lub też czego nie zrobił. Od chwili opuszczenia rodzinnego gniazdka, jego jedynym obowiązkiem było pojawienie się co niedzielę na obiedzie. Wyjątek stanowiła sesja, kiedy jego rodzicielka tego nie wymagała.
W tej chwili śmiał się z domowych opowieści - dużo przegapił przez ostatnie dwa tygodnie. Wyprowadzka miała swoje plusy, ale także minusy. Mimo samodzielnego życia, rodzice musieli go czasem wspierać finansowo. Niektórzy mogliby to określić pseudodorosłością i zapytać, jak może żyć sam, ale brać pieniądze od opiekunów? Dla wielu było jasne, że w ten sposób nie jest samodzielny.
            – Mam kolejne dwadzieścia zamówień do zrealizowania, a wciąż dochodzą nowe. Nie wiem, czemu te lalki stały się tak modne wśród dziewczynek. Ale jak przekonałam się na swojej skórze, reklama pantoflowa zawsze działa. Mnie to pasuje. Zarabiam na waciki. – Z ust jego rodzicielki nie mógł zniknąć ten wszystko rozumiejący uśmiech, który często go denerwował. Często czuł się tak, jakby rodzicielka znała wszystkie jego sekrety, gdy tylko na niego spojrzała. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może tak być. Jednak zasiane ziarno niepewności, gdy był dzieckiem, w wieku nastoletnim wypuściło swoje pędy.
– To dobrze. Masz rację, plotki bardzo szybko się roznoszą. W tym przypadku zadziałało to na twoją korzyść. A co tam u taty?
            – W sumie wszystko dobrze. Był dwa dni temu u lekarza z wynikami badań. Wiesz, że się bał, bo nie czuł się za dobrze. Na szczęście okazało się, że wszystko z nim w porządku. Ma lekko podwyższony cholesterol, ale dostał już odpowiednie leki. Musi trochę odpocząć, ale chorobowe postanowił wziąć dopiero od przyszłego tygodnia. Był trochę przemęczony, przez co gorzej funkcjonował i złapał jakiegoś wirusa. Nie kaszlał, nie kichał, a jednak był przeziębiony. A teraz szukamy naturalnych metod na obniżenie cholesterolu. Jutro idę do apteki wykupić mu witaminy i omegę. Może ty przekonasz swojego ojca do zażywania tranu? – Żartowała, ale widok przerażonej miny swego syna, uświadomił jej, że tego nie załapał. –Wiesz, że czasem lepiej martwić się na zapas. – Pokiwał głową na potwierdzenie i wziął ostatnią łyżkę zupy. – A poza tym, wymyśliliśmy remont salonu. Trzeba połatać dziury od tego waszego ciągłego uderzania krzesłem o ścianę. Chciałabym także zmienić kolor na jakiś pastelowy. Może kawę z mlekiem. Ta brzoskwinia już mi się znudziła. Poza tym, twój ojciec sądzi – wolała mu nie mówić, że jest to także jej idea – że powinniśmy jedną ścianę zastawić regałami z książkami, bo trochę ich za dużo. – Czasem, jak zaczynała mówić, to nie mogła przestać. Dlatego też nie dopuściła swojego pierworodnego do głosu, do momentu, aż nie skończyła swojej myśli przewodniej.
            – W sumie to dobry pomysł. Młodzi mają swoje książki u siebie, a wy macie ich za dużo i upychacie, gdzie się da. Przynajmniej oczyścicie sypialnię z tych wszystkich tomów literatury popularnonaukowej i innej.          
            Wolał nie wspominać, że jego kawalerka także zaczyna przypominać małe pobojowisko z powodu ilości książek zalegających na ziemi. Musiał część przenieść ponownie do domu. Na razie nie były mu do niczego potrzebne, nie czytał ich, a zawsze mógł przyjechać i wymienić mały zapasik. Rozwiązanie idealne.
            – Z przekonaniem taty… Na mnie nie licz. Męcz się z tym sama. Ja nie zamierzam przykładać do tego ręki. To jedno mogę ci przyrzec bez mrugnięcia okiem. – Uśmiechnął się do niej.

***

Trzy dni później, mimo kalendarzowego lata, pogoda nie napawała optymizmem. Deszcz lał się wartkimi strumieniami, wiatr burzył korony drzew, a temperatura za oknem zbliżona była do pory jesiennej, a nie letniej. Oliver przypomniał sobie podstawy geografii i lekcję z gimnazjum. Cała klasa była zdziwiona, słysząc, że w okresie lipca i sierpnia w Europie następują największe opady deszczu w porównaniu z innymi miesiącami. Wolał nie wiedzieć, czemu matka natura jest taka złośliwa.
Jakby bezwiednie w jego myślach pojawiły się obrazy złoto–żółtych zbóż, falujących na łagodnym wietrze. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Zawsze z młodszym o rok kuzynem lubił podkradać dojrzałą już kukurydzę z pola sąsiada. Mężczyzna przymykał na to oko, tym bardziej, że robili to od czasu do czasu. Raz tylko pogroził im palcem i się roześmiał, gdy zaczęli uciekać. Połowę wakacji spędzał na wsi u rodziny, a mimo to zapomniał, jak ów człowiek się nazywał. W pewnym momencie wyrasta się nawet z jeżdżenia do naszych dalszych krewnych. Zaczynamy żyć własnym życiem i w pewnym stopniu izolujemy się od rodziny naszych rodziców. Wkraczamy w dorosłość, od czasu do czasu kontaktując się z kuzynostwem. Mieszkając blisko siebie, możemy się odwiedzać, być może nasze więzi są bardziej zaciśnięte. Jeżeli jednak mieszkamy oddaleni od siebie o setki kilometrów, kontakt nasz jest pozorny, okazjonalny i bardzo łatwo się urywa.
 Oliver miał wielką nadzieję, że Lilly dzisiaj do niego nie przyjdzie. Był niewyspany i nerwowy. Nie miał ochoty na plotki, czy gadanie swojej przyjaciółki o Thomasie. Męczyła go tym. Wiedział, że na siłę odkłada ich spotkanie. Nie miał na to ochoty. Poza tym, nie mógł już słuchać kobiety, gdy ta ciągle mówiła o nieznajomym, jak gdyby bywała u niego codziennie na kawie. Było to dla niego niesmaczne albo to on był przewrażliwiony.
Wiedział, że los nie pała do niego sympatią, ale nie miał pojęcia, że aż tak. Dzwonek do drzwi rozwiał jego płonną nadzieję. Nie spiesząc się z otwarciem, przeszedł z salonu do kuchni, by włączyć ekspres i dopiero wtedy wpuścił rudowłosą niewiastę. Oboje wiedzieli, że była blisko osiągnięcia celu, który sobie obrała. Miał serdecznie dość jej gadaniny. Myślał nawet o tym, by w ciągu najbliższych dni udać się do mężczyzny, aby przyjaciółka dała mu święty spokój.
Jeszcze dwa tygodnie temu obiecał jej, że spotkają się we trójkę - Kathleen, Lilly i on. Musieli najpierw zdać egzaminy. Teraz jednak nie miał na to ochoty. To, że kobieta przekazała poufne informacje w dziwny sposób go odstraszyło. Z drugiej strony znał upór rudowłosej i to, do czego była zdolna. Zastanawiał się, czemu ostatnio uczepił się etyki zawodowej.
– Czego znowu chcesz, przeklęta kobieto. – Westchnął zrezygnowany.
Czasem zastanawiał się, czy nie wynająć płatnego mordercy. Zająłby się Lilly, a on miałby święty spokój. Po chwili zastanowienia stwierdził, że to nie byłby dobry pomysł. Tęskniłby za nią. A nawet jeśli zechciałby to zrobić, musiałby to być super sprytny i cholernie drogi zabójca. Inaczej ten rudy diabeł dałby sobie radę z takim delikwentem. Niedoświadczony zamachowiec schowałby się gdzie pieprz rośnie.
            – Wyciągam cię do szpitala. Widzę przecież, że ta sytuacja zjada cię od środka. Znam cię lepiej niż siebie. Zbieraj dupę w troki i wychodzimy. Nie pójdziesz do niego tylko po to, by zrobić mi na złość. – Zapomniał dodać, że czasem widziała w sobie pępek świata. Powinni mu płacić odszkodowanie za przebywanie z nią. – W dniu dzisiejszym nie zamierzam ci popuścić. Masz się z nim spotkać. Dopiero wtedy pozwolę ci się uczyć. Wcześniej, nie masz szans się mnie pozbyć. Wątpię zresztą, że jesteś w stanie skupić się na nauce. O kolejnym egzaminie nie wspominając. To jak? – Nie był głupi. Wiedział, że jej propozycja była nie do odrzucenia.
– Nie stracisz dużo czasu, jeśli zamierzasz się uczyć w autobusie. Znając ciebie, nie będziesz u niego za długo siedział. Daję ci góra godzinę. Za dwie będziesz w domu. Ja wracam od razu. Chyba, że Kate będzie miała czas. Nie wiem, czy nie ma rannej zmiany. Gdyby tak było, będzie w tym czasie kończyła praktyki. Zapomniałam z nią o tym pogadać. – Westchnęła i potarła czubek nosa, który ją zaswędział. – Zamierzam cię tam odwieść, doprowadzić do drzwi jego pokoju, bo inaczej zwiejesz. – Skrzywił się, ale w myślach musiał przyznać jej rację.
Najprawdopodobniej zwiałby szybciej niż by dojechał do szpitala. Dzisiaj był na nią cięty, a ona jak na złość tego nie zauważała. Może za dwa dni zmieni zdanie. Został przyparty do muru i nie miał innego wyjścia, jak ustąpić. Gdyby próbował z nią walczyć, tylko by stracił czas i ochotę na jazdę gdziekolwiek. Zaoszczędził im kłopotu. Przynajmniej tak to sobie tłumaczył.
            – Musisz mi dać kilka minut. Muszę się przebrać.
            Jednak zanim to zrobił, spakował do plecaka dwie kserówki, trzy flamastry i dwa ołówki, wodę oraz portfel. Dopiero potem wyciągnął z szafy dżinsy i niepoplamiony farbą podkoszulek. Podczas ostatniego malowania w domu rodziców, ubrał swoją ulubioną koszulkę z myślą, że za bardzo się nie ubrudzi. Jego plany starły się z rzeczywistością. Młodsza, wredna siostra przejechała mu po plecach wałkiem ociekającym farbą. Było to dla niego tak zabawne, że aż był bliski popełnienia czynu karalnego, jakim jest morderstwo. Jego ulubiona koszulka! Gdy tylko przebrał się w łazience, nie dane mu było zaznać spokoju.
            – Powinieneś się ogolić, wyglądasz jak zarośnięty zwierz. Jak ty możesz się uczyć w autobusie? – Czy wszystkie kobiety tak narzekają? Przecież to jego broda, nie jej. Nawet się nie całują, więc ją nic nie kłuje. Na samą myśl o całowaniu tego wrednego gnoma dostał dreszczy. Z obrzydzenia.
            – Nie zamierzam. Moja broda. Mój wygląd. Mój problem. Twoje pytanie było bezsensowne. To tak, jak ja bym ciebie zapytał, dlaczego chce ci się rzygać w autobusie.
            – W sumie masz rację. Jak tylko zerknę na literki to mi się nie dobrze robi. –  Rudowłosa jako dziecko miała silną chorobę lokomocyjną. Z czasem jej przeszło, jednak nie mogła sobie pozwolić na czytanie książek, czy gazet, gdy jechała gdziekolwiek tym środkiem komunikacji lub autem. No, chyba że chciała się szybko kogoś pozbyć i zwymiotować mu na tapicerkę, ewentualnie buty. Bo i taka sytuacja jej się przydarzyła.

***

            Pielęgniarki poznały Thomasa jako miłego, sympatycznego, a zarazem bardzo denerwującego pacjenta. Przynajmniej podczas pierwszych dni po obudzeniu. W pewnym momencie jego prośby i żądania przestały im nastręczać problemów, ponieważ posiadał duży urok osobisty. Owinął je sobie wokół palca. Każda przyniosła mu coś od siebie. To szampon, dezodorant bądź szczoteczkę do zębów i pastę. Dodatkowo niezależnie od wieku, prawie każda z nich wzdychała po cichu do przystojnego bruneta. Był czarujący - a dzięki temu kupił sobie je wszystkie.
            Thomas nie był zachwycony pobytem w szpitalu. Lekarze nie informowali go o wszystkim, a on nie lubił takiego stanu rzeczy. Zawsze chciał wiedzieć jak najwięcej i jak najdokładniej. To z kolei powodowało wzrost frustracji u lekarzy prowadzących, którzy nie chcieli poświęcać mu tyle czasu, ile pragnął. Dodatkowo - przez to, że nikt go nie szukał - traktowali go jak uciążliwego insekta. W końcu nie wiedzieli, czy ma ubezpieczenie, bo przez brak jakichkolwiek dokumentów nie mogli sprawdzić tego w systemie. Wiedział, że co roku rząd przeznacza setki milionów na opiekę nad ludźmi bezdomnymi, więc nie rozumiał tego świętego oburzenia.
            Sam fakt, że musiał leżeć przez cały czas był dla niego frustrujący. Jedynymi sytuacjami, podczas których mógł opuścić swoje chwilowe więzienie, były wizyty w toalecie i codzienna kąpiel. Cholera. Nawet przy tym potrzebował pomocy z tym pieprzonym gipsem. Na samą myśl miał ochotę warczeć ze złości. Ile można. Do tego musiał poruszać się na wózku.
            Oprócz tego cały czas miał przebłyski wspomnień. Były to tylko migawki, ale to, że nie mógł nikogo na nich rozpoznać nie było pocieszające. Przed zaśnięciem przypominał sobie twarz młodego mężczyzny pochylającego się nad nim. Kim był? Co to wszystko znaczyło?
            Neurolog i psycholog kliniczny cały czas starali się przywrócić mu pamięć. Niestety nie mógł nic na to poradzić, że nie odzyskuje wspomnień. Próbował, starał się, jednak jego zabiegi kończyły się fiaskiem i migreną. Słyszał rozmowę pielęgniarki i lekarza, w której wspominał on kobiecie, iż jego bóle głowy mogą być częste i co powinna mu podawać. Dodatkowo planował to zapisać w jego karcie. 
            Thomas nie mógł zrozumieć, czemu odzyskiwanie pamięci wiązało się z takim rodzajem bólu, ale lekarz usilnie próbował ignorować jego pytania. Nikt niczego nie chciał mu wyjaśniać. Był wkurwiony. Ileż można być traktowanym jak „nic”. Cholera! Chyba należało mu się odrobinę szacunku? Z takimi myślami, zmęczony i sfrustrowany, nie wiedział, kiedy zasnął.

* zapożyczone od Paul-Jean Toulet (1867 - 1920), francuski poeta.

"Zwłaszcza w miłości sposób dawania znaczy więcej niż przedmiot."

10 komentarzy:

  1. mało mi, ciągle mi mało, oby ten tydzień minął szybko, bo chce już kolejnego rozdziału!

    powodzenia z egzaminami

    dużo weny w pisaniu kolejnych niesamowitych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjątkowo cieszę się, że ci mało :) Na szczęście tygodnie szybko płyną i nowy rozdział już za nie całe siedem dni :)
      Nie dziękuję. Jeszcze dużo przede mną, ale dam radę.
      Oj, wena się przyda. Dziękuję.
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  2. Ojej, jaka ta jego mama musi być miła...Fajnie, że ma całą rodzinę, zazwyczaj bohaterowie kończą bez jej niektórych członków (moich własnych nie wyłączając, hehe). Brawo dla Lily, że go w końcu z domu ruszyła, najwyższa pora, bo Thomas chyba powoli zaczyna lekarzy irytować >D Powodzenia na egzaminach i dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  3. WRESZCIE jakieś dobre opowiadanie yaoi o zwykłch bohaterach, żadne japońskie imiona. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    ha jaka dobrą matkę ma Oliver..., brawa dla Lili w końcu wyciągnęła go z czterech ścian... bo Thomas to powoli zaczyna lekarzy irytować, ale przyjdzie jego wybawca i będzie dobrze.... och jak ja chcę aby ten tydzień zleciał bardzo szybko ;]
    powodzenia na egzaminach ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zleci szybko :) Jeszcze tylko trochę ;) Nie dziękuję. W sobotę kolejne dwa przede mną. Ale dam radę :)
      Thomas zaczyna wkurzać lekarzy. To ten złośliwy typ klienta ;)
      Lilly jest niezastąpiona :)

      Usuń
  5. Dobra nadrobiłam wszystkie zaległości, bo się jakoś złożyło że zupełnie zapomniałam o tym że już dodajesz tu rozdziały. Ale jestem niezaspokojona! Bo tak bardzo chce wiedzieć co się już stanie jak Thomas zobaczy Oliviera! I chcę wiedzieć kim tak naprawdę jest Thomas.
    Masz naprawdę dobry styl. I ciesze się że piszesz teraz to opowiadanie, ale Młody pozostanie moim ulubionym. Ale cóż pożyjemy zobaczymy ;) Może Amnezja wskoczy wyżej w rankingu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    jaka dobrą matkę ma Oliver, no i brawa dla Lili w końcu wyciągnęła go z czterech ścian... ;) bo Thomas to zaczyna już lekarzy irytować, ale przyjdzie jego wybawca i będzie dobrze...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    cudnie, och jaką dobrą matkę ma Oliver... wielki brawa należą się Lili za wyciągnięcie go z czterech ścian... ;) Thomas to zaczyna już nawet lekarzy irytować...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń