niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 20

Dziękuję za komentarze i życzę miłego czytania :)

Rozdział 20

Lilly patrzyła z niedowierzaniem na złotą broszkę[1] przekazaną przez szefa robotników, którzy wykonywali remont w jej domu. Mimo że zakończył się jakiś czas temu, mężczyzna zadzwonił do niej z prośbą czy mogą się spotkać, ponieważ ma jej coś do przekazania. Na początku miała ochotę nie zgodzić się, zalatywało jej to tanim podrywem, ale w końcu ciekawość wzięła górę.
            Dzień po telefonie siedziała przy kawiarnianym stoliku z małym arcydziełem w ręku. Zdziwienie, które odczuwała, było tym większe, że starszy pan, jak go nazywała w myślach, mógł wynieść cacko z mieszkania i sprzedać, a ona nawet by o tym nie wiedziała. Broszka nie należała do niej, to jedno było pewne. Zaciekawiło ją jednak, czemu mężczyzna dopiero teraz zdecydował się oddać znalezisko. Przecież minął ponad tydzień, odkąd zakończyli współpracę. Nie chciała być wścibska, ale i tak zadała pytanie krążące jej po głowie.
            – Muszę się przyznać, że o niej nadzwyczajnie zapomniałem. Gdy Brian, mój pracownik ją znalazł i przekazał w moje ręce po prostu wsadziłem ten drobiazg do kieszeni kurtki i o nim pamiętałem. Lało wtedy jak z cebra, a że do wczoraj nie padało to o niej najzwyczajniej w świecie zapomniałem. Sama pani rozumie, jest okres letni, praca za pracą, zerowy czas na odpoczynek. Przepraszam, jeśli jej zniknięcie panią zmartwiło.
            – Rozumiem. Nie ma najmniejszego problemu. Często zdarza nam się o czymś zapomnieć, a przecież nie zostawił jej pan u siebie specjalnie. Ile pan życzy sobie znaleźnego? – Co, jak co, ale ona też cechowała się uczciwością. To, że znalazł broszkę w jej nowym mieszkaniu, wcale nie oznaczało, że nie powinna o to zapytać. Widać było, że jest to stary wyrób i zapewne posiadał także znaczenie sentymentalne. Tym bardziej, że na odwrocie pięknie wykonanego kwiatu widniał wygrawerowany rok 1857 i zdobna litera A.
            – Nic. To broszka z pani domu, proszę się nie wygłupiać. Po prostu żal mi było tak pięknej biżuterii, żeby leżała w pyle i kurzu. – Kobieta spojrzała na niego. Była zachwycona znaleziskiem. – A szczerzę wątpię, by ktoś umieścił ją w tamtym miejscu specjalnie. – Wolała nie dopytywać i tak nie znała się na jego pracy, więc nic by jej ta wiedza nie dała.
            – Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. – Mężczyzna uśmiechnął się do niej i zaczął podnosić do wyjścia.
            – Niestety będę musiał panią opuścić. Mam kolejny remont do zrobienia, a nie chcę na zbyt długo zostawiać swojej ekipy. Dlatego też poprosiłem o spotkanie na drugim krańcu miasta. Proszę mi wybaczyć.
            – Nie ma problemu. Oczywiście, rozumiem to.
            – Do widzenia. Kawa jest już zapłacona, więc proszę się nie kłopotać. To w ramach rekompensaty za ten czas, gdy broszka znajdowała się u mnie i że musiałaś na mnie czekać. – Nie umknęło jej to nagłe przejście na ty, ale postanowiła nie reagować. Miała dzisiaj zbyt wiele rzeczy do załatwienia.
            –Jeszcze raz bardzo panu dziękuję.
            Trzeba przyznać, że nie spodziewała się tego. Do tej pory rzadko trafiała na prawdziwych, rzetelnych fachowców. Na początku jej tata wynajmował kogo się dało, by sprostać wymaganiom jej matki. Z czasem jednak zauważył, czemu to służy i postawił na jedną ekipę. Mieli szczęście, że znaleźli dla nich czas. Zresztą byli ich stałymi klientami. Ojciec zawsze wynajmował ich do drobnych napraw w domu, odmalowywania pokoju czy jeszcze innych pierdół, których zażyczyła sobie rodzicielka. A tu nagle mężczyzna oddaje jej biżuterię wartą tysiąc albo nawet i dwa. Przyjrzała się dokładniej białym kamieniom. A może to diamenty? Nie znała się na tym dokładnie, nigdy aż tak nie interesowały ją świecidełka. Gdyby jednak tak było… Wtedy cena broszki drastycznie wywinduje w górę.
            Musiała jednak zadzwonić do poprzedniej właścicielki mieszkania. Zapewne to jej błyskotka, a ona, niezależnie od ceny tego cacka, nie zamierzała jej zatrzymywać. Nie była pewna czy w najbliższym czasie znajdzie chwilę na to by się z nią spotkać, dlatego też postanowiła od razu wykonać telefon.

***

Lilly, po odbyciu krótkiej rozmowy, podczas, której nie wyjaśniła zbyt wiele, została zaproszona na kawę. Starsza pani przeprowadziła się do domu syna i tam też zaprosiła rudowłosą. Na początku młodej kobiecie nie podobała się ta myśl, wolała bardziej publiczne miejsce, jednak krótkim namyśle postanowiła się na to przystać. Przecież nie będzie ciągnąć ponad siedemdziesięcioletniej kobiety na wycieczkę do centrum, bo sama miała z czymś problem. Umówiły się o godzinie siedemnastej, a starsza pani wysłała jej sms–em wiadomość z adresem. Nowoczesna babeczka, to jej się w niej podobało. Dama z klasą, która nie gardzi technologią, a która zarazem jest bardzo żwawa. Niestety lekko zaniemogła po chorobie, więc wolała nigdzie się nie wybierać.
Punktualnie o ustalonej godzinie stała przed drzwiami małego, dwupoziomowego domku. Myślała, że to kobieta otworzy jej drzwi, jednakże zrobił to nieznajomy jej mężczyzna po trzydziestce.
– Dzień dobry. Przyszłam do pana.. em… – zająknęła się lekko. – Mamy? – Widząc lekki uśmiech na twarzy przystojnego szatyna, Lilly zarumieniła się delikatnie.
– Dzień dobry. Tak, zapraszam. – Cichy śmiech nieznajomego dziwnie ukoił rudowłosą. Czuła się lekko skrępowana, chociaż teoretycznie nie miała ku temu powodów. W przedpokoju rozebrała baletki, widząc, że gospodarz nie nosi żadnego obuwia na nogach.
– Niech pani tego nie robi. Można tutaj chodzić w butach.
– Dziękuję, ale skoro na pana stopach nie widzę nic, nie sądzę by mimo wszystko było to państwu na rękę. Dla mnie to nie kłopot, zresztą w ten sposób czuję się bardziej komfortowo.
- Czy chce pani kapcie przygotowane dla gości? – To ją lekko zaskoczyło. Do tej pory nigdy się z tym nie spotkała. No chyba, że u Olivera, ale tylko dlatego, że jego matka kupiła jej japonki do chodzenia po zimnych płytkach. Dostawała zawsze apopleksji, widząc jej bose stopy na lodowatej powierzchni.
- Nie, dziękuję. Tak jest dobrze. – Posłała w jego stronę lekki uśmiech. Jej odpowiedź nie została w żaden sposób jednak skomentowana.
–Może to będzie niekulturalne z mojej strony, ale proponuję mówić sobie na ty? Jestem Filip. – Wyciągnął dłoń w jej kierunku. Dobrze wiedziała, że to ona powinna to zaproponować, ale sama nie wiedziała czy tego chce. Zresztą znali się od minuty, więc nie miała jak zdecydować.
–Lilly. Miło mi.
– Mnie również. – Puścił jej oko i zaprowadził do salonu. Wcześniejsze skrępowanie ponownie dopadło kobietę. Cholera, ten facet wyglądał jak z jej snów. Ciężko było na to nie reagować. – Mamo, twój gość przyszedł. – Już po chwili Lill siedziała w głębokim, wygodnym fotelu naprzeciwko prawie siedemdziesięcioletniej damy. To doskonałe określenie na to jak się prezentowała. Duma aż biła po oczach, jednak nie było w tym żadnej pychy. Dość zaskakujące zestawienie.
– Dziękuję, Filipie. Czy mógłbyś podać nam kawy? – Krótkie kiwnięcie wystarczyło za odpowiedź. Już po chwili oczy pani Róży zostały skierowane na nią. – Co panią do mnie sprawdza? Przez telefon nie zostało wyjaśnione zbyt wiele. Przyznaję, trochę mnie to zaniepokoiło.
– Jeśli to pani nie obrazi, proszę mi mówić po imieniu. – Śmiech starszej kobiety był miły i dźwięczny.
– Oczywiście, nie ma problemu. Wiem, jak to krępuje w tak młodym wieku. Człowiek się czuje, jakby był własną matką. – Na te słowa Lilly nie mogła się nie zaśmiać.
– Rzeczywiście ma pani rację. – Sytuacja była o tyle bardziej komfortowa, że madam siedząca przed nią, nie poprosiła by i ona zwracała się do niej perty. Prosto i jasno określone granice. – Niestety nie chciałam za dużo mówić przez komórkę, ponieważ sprawę uznaję za dość delikatną.
– Rozumiem. A czego tyczy się sytuacja, którą chciałaś ze mną omówić? – Kobieta spoważniała nagle, rozumiejąc, że to nie będzie zwykła przyjacielska pogawędka. Lilly chwilę milczała, gdy Filip przyniósł dla nich kawę. Widać, że nie chciał zostawić ich w spokoju, chociaż tak byłoby znacznie kulturalniej. Widziała to, jak spoglądał z niepokojem na matkę. Widać, że kobieta nie czuła się zbyt dobrze, a ona dodawała jej zmartwień. Ależ była głupia. Była zbyt tajemnicza, nie wyjawiając prawie nic, a na dodatek prosząc o spotkanie. Mogli ją wziąć za psychopatkę, która chce ich zamordować. Cokolwiek!
– Szczerze mówiąc, nie wiem w jakie słowa ubrać to, co mam na myśli. Może zapytam panią dosłownie. Czy przy przeprowadzce zebrała pani wszystkie rzeczy z domu? – Kobieta zamyśliła się na chwilę.
– Wydaje mi się, że tak. Część książek oddałam do biblioteki, ale niestety nie pamiętam, jakie to były tytuły. Ale chyba nie o to chodziło. – Widziała zmarszczone brwi Filipa. Coś mu chodziło po głowie, ale jeszcze nie wiedział co. Widać to było w całej jego postawie, a to nie zdołało jej umknąć. Co chwilę na niego zerkała.
– Proszę wybaczyć mi wścibstwo i przeinaczenie pytania. Czy zanim odsprzedała mi panie mieszkanie, zostało w nim coś zgubione? – Lilly zauważyła błysk zrozumienia w szarych oczach. Bingo! Dobrze trafiła. Gdyby nie było to nic ważnego, najprawdopodobniej nie otrzymała by tak pożądanego znaku.
– Kilka lat temu zgubiłam złotą broszkę. Kwiat. Dostałam ją od swojej mamy, a ona od swojej mamy. Pochodziła z XIX wieku. Dokładniej z pięćdziesiątego siódmego roku. Obok daty było wygrawerowane A, a agrafka była lekko wygięta. Kiedyś moja świętej pamięci siostra, jak była jeszcze dzieckiem, przydeptała niechcący ową biżuterię, gdy mamusia także świętej pamięci(specjalne powtórzenie) przyłapała ją na grzebaniu w jej biżuterii. Zosia upuściła ją w momencie nakrycia i cofnęła się o pół kroku. Gdyby nie to, że zaczep nie był odpięty, moja siostrzyczka musiałaby iść do doktora. – To wystarczyło Lilly dla potwierdzenia tego, kto jest właścicielką biżuterii. Sięgnęła do torebki i wyciągnęła mały materiałowy woreczek zawiązany wstążką.
– Proszę. W takim razie zguba należy do pani. Gdybym nie usłyszała o tych wszystkich szczegółach, zapewne bym nie uwierzyła, ale zdążyłam się jej już przyjrzeć z każdej strony. – Starsza kobieta rozwiązała drżącymi dłońmi dwie tasiemki i sięgnęła do woreczka. – Przepraszam, że opakowanie jest tak sfatygowane, ale żadnego innego nie miałam. A nie chciałam zostawić luzem w torebce takiego skarbu.
Ich oczom ukazał się średniej wielkości kwiat. Cyrkonie lub diamenty, jak przypuszczała młoda kobieta, łapały światło słoneczne i mieniły się delikatnie. Pani Róża przytuliła broszkę do serca i nie ukrywała łez.
– Dziękuję, dziecko. To wiele dla mnie znaczy. Jestem ci bardzo wdzięczna, że byłaś w stanie mi ją oddać.
– Nie jest ona moją własnością, a przypuszczałam, że ma dość dużą wartość sentymentalną. Każdy z nas lubi mieć przy sobie pamiątki rodzinne. – Filip, nie patrząc na nią, wstał i udał się do innego pomieszczenia. Po chwili przyniósł swojej mamie wodę i chusteczki.
– Spokojnie. – Pogłaskał ją czule po policzku. – Odzyskałaś ją w końcu.
– Czekałam na to ponad piętnaście lat. – Oczy Lilly rozszerzyły się w szoku. No tak, budowlaniec wspominał o tym, że była w jakimś mało dostępnym miejscu.
– Gdzie dokładnie ją znalazłaś? Obszukaliśmy całe mieszkanie i nic. – Uważne spojrzenie mężczyzny wwiercało się w nią.
– Powiem szczerze, że to robotnicy, którzy robili u mnie remont ją znaleźli. Niestety nie jestem w stanie powiedzieć gdzie. Szef brygady przez zwykły przypadek zapomniał mi ją oddać.
– Czy uważa pani, że można mu ufać? – Róża spojrzała na nią uważnie.
–Sądzę, że tak. – Opowiedziała dokładnie historię, którą przedstawił jej wcześniej mężczyzna. – Nie znam się na takim rodzaju biżuterii. Jeśli jednak sobie pani zażyczy, mogę oddać ją komuś do sprawdzenia i na własny koszt naprawić ewentualne szkody.
– Nie, nie trzeba. Widać, że diamenty nie były ruszane.
– Wiedziałam, że to nie cyrkonie. – Na to trochę ironiczne stwierdzenie, wszyscy się roześmiali. – Bardzo mi przykro, ale nie mogę dłużej u państwa zostać. Mam godzinę by dotrzeć na rozmowę o pracę. Niestety dość długo czekałam na odpowiedź z tej firmy i nie mogę jej sobie odpuścić.
Wszyscy w trójkę się podnieśli i udali w stronę drzwi. Starsza pani poprosiła ją jednak by chwilę poczekała, ponieważ musiała się po coś udać. Nie minęły dwie minuty, a w ręce Lilly spoczywała koperta z dwoma tysiącami.
– Nie mogę tego przyjąć. Przykro mi. Po prostu oddałam co i tak do pani należało. Nie oczekuję nic w zamian. – Lilly odłożyła kopertę na stolik znajdujący się przy drzwiach.
Ani Filip, ani pani Róża nie chcieli jej od niej ponownie przyjąć. To, że nie chciała wziąć pieniędzy, zaimponowało im. Na początku wydawało się, że jednak to zrobi, gdy po raz kolejny powiedziała „do widzenia” i ruszyła do drzwi. Nie czekając na ich reakcję, sama je sobie otworzyła i kiwając im lekko głową, odłożyła to, co do niej nie należało. Już po chwili zmierzała wolnym spacerkiem na przystanek.
W tym samym czasie pani Róża otrząsnęła się z krótkiego szoku.
– Idź zaproponuj jej podwózkę. Straciła czas na dojazd tutaj, to chociaż tyle możesz dla niej zrobić. Zresztą widać, że ci się spodobała. – Ostry wzrok Filipa skierowany na nią tylko ją rozbawił. – Nie robi to na mnie wrażenia, synu. Kluczyki masz w szafce kuchennej. Leć. – Nie czekając na dalsze słowa matki, mężczyzna rzeczywiście poszedł najpierw do wskazanego przez kobietę pomieszczenia, a następnie do garażu po samochód. Nie zamierzał przyznać się do tego, że mały pęk kluczy spoczywał w kieszeni jego spodni, odkąd tylko poszedł zaparzyć dla nich kawę. 

***

            Lilly chcąc nie chcąc musiała zgodzić się na propozycję mężczyznę. Autobus, na który spokojnie by zdążyła, odjechał siedem minut przed czasem. Skąd wiedziała? Uciekł jej sprzed nosa. Nie miała więc wyboru. Chociaż musiała przyznać, że było całkiem miło. W samochodzie nie siedzieli w krępującej ciszy, tylko cały czas rozmawiała z Filipem.
            Pierwszy raz od dłuższego czasu ruda nie wiedziała, jak powinna się z kimś pożegnać. Przypuszczalnie uśmiech, podanie ręki i zwykłe „część” by wystarczyło, a jednak podświadomie czuła, że nie ma w tym względzie racji. Filip ją onieśmielał i właśnie w tym aspekcie leżał jej główny problem. Chyba nigdy nie czuła czegoś takiego wobec mężczyzny. Przynajmniej nie w takim stopniu jak teraz. Rozmawiało im się zadziwiająco dobrze. Zdawała sobie sprawę z tego, że widać jej lekko prześwitujące sińce na twarzy. Do tej pory zachował się jednak taktownie i nie pytał o to. Po wejściu do budynku, będzie musiała nałożyć odrobinę podkładu przykrywając to dziadostwo. Po całym dniu biegania po mieście, nie spodziewała się cudów i była pewna tego, że widać fioletowo-żółty siniak. Na szczęście opuchlizna już zeszła, a ciemne kolory wokół oka także zniknęły. Fakt, gdzieniegdzie nadal było widać plamki fiołkowego koloru, ale ten odcień była w stanie przykryć fluidem. Na dodatek nie chciała wspominać swojego związku, wystarczył jej ból, który nadal odczuwała przy zbyt gwałtownej mimice twarzy oraz codzienny poranny i wieczorny widok swojej twarzy w lustrze.
            Po dwudziestu pięciu minutach jazdy stali przed siedzibą, najprawdopodobniej jej nowego miejsca pracy. Sekretarka, zapraszając ją na rozmowę, niby przypadkiem poinformowała ją, że ma największe nasze dostania się. Musiałaby się cholernie postarać by nie dostać tutaj etatu.
            Nikomu nie wspominała o tym, że została poproszona na interview,jak to określił przesympatyczny głos z telefonu. Zresztą w trzeciej najlepszej firmie rachunkowej w mieście. Może wpływ miało to, że praktyki odbyła w najlepszej korporacji? A taką możliwość miała tylko garstka ludzi. Nadal łudziła się, że od nich także dostanie telefon w sprawie złożonego podania. Pod koniec stażu poprosiła o referencje od opiekuna, które swoją drogą bez problemu otrzymała. Były pozytywne, określały ją jako najlepszą praktykantkę w tamtym okresie. Jeśli wszystko jej się uda… Okaże się, że praca włożona w naukę, cholernie jej się opłaciła.
            – Ile ci zostało czasu? – Pytanie to zaskoczyło ją. Nie do końca była świadoma tego, że dotarli na miejsce. Była pogrążona w myślach. Facet mógł ją wywieźć gdziekolwiek. Uważała jednak, że powinni się już pożegnać.
            – Niecałe pół godziny, ale uważam, że zawsze lepiej być trochę wcześniej na rozmowie o pracę. Człowiek jest wtedy inaczej odbierany. – Zaplotła lekko drżące dłonie. Przecież nie musiał tego widzieć. Tego, że cholernie przeżywała to, co się miało stać za pewien czas, to tylko jej sprawa.
            – Chyba nieźle się stresujesz. – Uśmiech mężczyzny był ładny, a dołeczek w policzku tylko dodawał mu uroku.
            – A kto by się nie stresował? Powiedzmy sobie szczerze, że mimo jakiegoś minimalnego doświadczenia nie jestem jeszcze specem od rachunkowości. Wszystkiego się uczę, a nawet jeśli już będę „wszystko wiedzieć” – pokazała palcami znak cudzysłowu – to i tak minie trochę czasu, zanim powiem „Jestem mistrzem rachunkowości. Klękajcie narody!”. – Ton jej wypowiedzi był sarkastyczny do bólu, a Filip nie mógł nie docenić jej poczucia humoru.
            –Okej. Łapię. Jeśli chcesz mogę na ciebie poczekać i po tym, jak już dostaniesz tę super nudną robotę, zabiorę cię na obiad. – Mężczyzna, siedząc do niej przodem, przechylił lekko głowę, zadając nurtujące go pytanie. Był zbyt pewny siebie. Gdyby nie tacy ludzie jak ona, on nie miałby pieniędzy na rachunku bankowym, a wiele firm nie prosperowałoby dobrze.
            – Niestety muszę odmówić. Jestem już umówiona z przyjacielem na spotkanie.
            – Nie ułatwisz mi, co? – Jej śmiech rozniósł się po małej przestrzeni, a przechodząca niedaleko kobieta obejrzała się na nią, kręcąc z niedowierzaniem głową.
            – Niestety nie. – Lekki uśmiech wpłynął na jej usta.
            – To on ci to zrobił? – No i tyle było po sympatycznej atmosferze. Popełnił błąd.
            – Nie. On mnie od tego ochronił. Mój były zrobił mi to w podzięce za porzucenie go. – Filip miał przynajmniej na tyle przyzwoitości by się lekko zarumienić i przeprosić. – Muszę lecieć. Jeszcze raz dzięki za podwózkę. – Nie czekając na reakcję mężczyzny wysiadła z samochodu i poszła w stronę wejścia. Teraz tylko musiała wszystko dobrze rozegrać.

***

            Po zakończeniu rozmowy Lilly czuła się, jakby dostała obuchem w łeb. Dosłownie. Nie spodziewała się, że od razu zostanie przyjęta. Przypuszczalnie powinna poczekać tydzień na odpowiedź. Tak było zawsze. A jednak, jakimś cudem udało jej się. Otrzymała naprawdę dobre warunki zapłaty i inne korzyści, których się nie spodziewała. Przewidywała, że nawet jeśli zdołałaby się dostać, to jej zarobki będą o dwie trzecie niższe. Była niedoświadczonym pracownikiem, więc jakim cudem? Drżącą ręką wyciągnęła z torebki komórkę i wybrała numer Olivera.
            - Tak? - Głos przyjaciela był zaspany, a ona wolała nie wiedzieć co robił wcześniej. Scenariusz rozmowy między mężczyznami był dla niej całkiem przewidywalny.
            - Ol, dostałam pracę. – Głos jej zachrypł z wrażenia. – W Commandor. Rozumiesz to?
            - Nie mówiłaś! – Słychać było, że od razu się wybudził. – Gratuluję! Kiedy chcesz to uczcić? Masz czas dzisiaj?
            - Ale jest po dwudziestej pierwszej. I nie chciałam przeszkadzać. – Jej głos był niepewny, ale śmiech przyjaciela rozwiał jej wątpliwości. – Mogę u ciebie być za dwadzieścia pięć minut. Pójdę po szampana. Chyba, że wolicie piwo, to wtedy dokupię sobie sok malinowy.
            - Kup to, co tobie będzie najbardziej smakować. My się dostosujemy. – Głos Oliego był roześmiany i spokojny. To z kolei spowodowało u niej jeszcze większą ulgę. Sam fakt, że użył słowa „my” wiele wyjaśniało. – Czekamy. – Po tych słowach pożegnali się krótko i rozłączyli.
            Miała cichą nadzieję, że wszystko zaczynają od zera. Ona bez faceta, który jej nie szanował, z mieszkaniem i pracą. Oliver z pracą, być może z mężczyzną. Oby im się udało. Gdyby tylko zagadka Thomasa się rozwiązała.





[1]http://czasnawnetrze.pl/i/dz04MDAmaD04MDA=/c356c193/13815-broszka_z_diamentami.jpg

11 komentarzy:

  1. Ooo, rozdział o Lilly to miła odmiana, chociaż zazwyczaj w opowiadaniach nie lubię takich przeskoków, to tu przeczytałam go z przyjemnością <3 Coś czuję, że Filip tak łatwo nie odpuści takiej sympatycznej dziewczynie, i dobrze, należy jej się porządny facet :D Ale ten koniec brzmiał zbyt optymistycznie, coś poważnego się kroi, czuję to ;_; A co do naszego pisania czegoś potem...Nie mamy żadnych planów, chociaż parę pomysłów się nagromadziło, ale nasza przygoda z PnS absolutnie się jeszcze nie kończy, więc tam będziemy pisać jeszcze długo ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Twoje opowiadanie, jest niesamowite. Wszystko zaczyna się układać w życiu Lili, mam nadzieję, że da szansę Filipowi,( tak swoją drogą ciekawe czym się zajmuje, może jest prezesem Commandor?)
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
    Dużo weny :)
    Pozdrawiam :)
    P.S. Ile rozdziałów ma to opowiadanie? (Mam nadzieję, że bardzo dużo, bo to opowiadanie jest boskie xD)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że kochasz moje opowiadanie :) Co do Filipa to jeszcze wszystko się okaże :) Nie będę niczego zdradzać :) Co do rozdziałów... Na tą chwilę Amnezja ma 25 rozdziałów :) Ale nie bój się, to jeszcze nie koniec :) Przypuszczam, że uda mi się napisać koło 30 rozdziałów może więcej może mniej. Jeszcze nie wiem :) Jeśli skończę wcześniej opowiadanie dam znać co i jak :)

      Usuń
  3. Kurde, kobieto. Jesteś genialna, wiesz o tym? *-*
    Zazwyczaj nie lubię, wręcz nienawidzę uskoków do innych bohaterów (nawet, jeśli jest to również parka dwóch facetów :'D). W skrajnych przypadkach takowe fragmenty omijam, a co dopiero cały rozdział... Ale tu? Nie, nie, nieee! Sprawa wygląda zupełnie inaczej~!
    Rozdział czytało mi się naprawdę bardzo przyjemnie, aż mam ochotę zagłębić się w nowo utworzony wątek Filipa i Lilly (już, teraz, natychmiast)! Jestem bardzo ciekawa, jak się im ułoży.
    Ten rozdział pozytywnie nastawił mnie, że tak powiem, do życia w dniu dzisiejszym. Przeczytałam go zaraz po obudzeniu się. Po prostu otworzyłam oczy z myślą o nowym rozdziale na twoim zacnym blogu i wzięłam się za czytanie. Możesz być z siebie dumna, zmotywowałaś mnie (a mnie zmotywować trudno) tak więc... biorę się do dalszej roboty....
    Oczywiście z niecierpliwością oczekuję powrotu Olivera i Thomasa na pierwszy plan. Już nie mogę się doczekać, co dla nich wymyślisz.
    Pozdrawiam. Weny i czasu życzę!
    ~Copacati ヽ(・ω・ヽ*)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem :P Ale dziękuję. Nie wypowiem się na ten temat, bo jestem nie obiektywna ;)
      Miło mi, że jednak przeczytałaś rozdział o Lilly. Ja lubię pisać takie spokojniejsze rozdziały, odbiegające ponieważ pozwalają się wczuć w sytuacje innych bohaterów, dają odpocząć od głównych bohaterów, a zarazem pomagają w rozwijaniu akcji. Wątek Lilly i Filipa jeszcze się pojawi, więc mam nadzieję, że zaspokoisz tym swoją ciekawość :) Miło mi, że rozdział nastawił cie pozytywnie dzisiejszego dnia :) Ja zazwyczaj czytam rozdziały w nocy i to po kiepskich dniach :) Gdyby mnie ktoś tak zmotywował... Byłoby super:P
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  4. Zabrakło mi O i T w tym rozdziale, ale jak zwykle cudownie :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej czyżby Lilly spotkała swoją połówke na przyszłość ? Rozdział bardzo ciekawy ale ciągle mam mały niedosyt >.< ciekawi mnie co się działo w domu Oliviera ;) Czekam już na następny rozdział *.*
    Dużo weny <3
    OfeliaRose

    OdpowiedzUsuń
  6. No proszę, człowiek ostatnio nie maił czasu nawet usiąść i na spokojnie przeczytać nowych rozdziałów a tu się tak akcja zdążyła rozwinąć, szczególnie u Lili. Czyżby znalazła tego jedynego i ukochanego?
    Ale dobrze że u Oliviera i jego kochasia też zaczyna się uspokajać, teraz pozostaje tylko odkryć przeszłość Thomasa. Mam nadzieje że jego życie przed wypadkiem nie było zbyt skomplikowane, bo biedny Oli znów może się podłamać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    wspaniały rozdział, cały poświęcony Lilli, coś mi się wydaje, że Filip tak łatwo nie odpuści takiej dziewczynie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Lubię takie małe odskocznie w pisaniu, bo wtedy człowiek inaczej myśli :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  8. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, coś mi się wydaje, że Filip tak łatwo nie odpuści Lili...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń