niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 11

Rozdział 11

            Musi zrobić prawko. Jeżdżenie autobusami pod wpływem takiego stresu jest nie do zniesienia. Tylko się wkurwiał jeszcze bardziej. Miał dwie opcje. Albo Daniel będzie w swoim wynajmowanym razem z kolegą mieszkaniu, albo na melinie. Chciał mu spuścić porządny wpierdol. Nie żartował, mówiąc Thomasowi, że ma ochotę połamać mu kości. Uważał, że największym skurwysyństwem – zaraz po pedofilii – jest bicie kobiet i dzieci. Nie zamierzał pozwolić, by jego przyjaciółka musiała to przeżywać.
Jako nastolatek chodził na kurs sztuk walki. Teoretycznie już dawno nie ćwiczył, nie miał na to czasu, ale nie zaszkodzi, by przypomniał sobie kilka sztuczek. Nie zamierzał działać przez zaskoczenie. Zawsze lepiej mu się walczyło twarzą w twarz, nie uciekając się do niepotrzebnej przemocy.
Zastanawiał się, jak to wszystko rozwiązać tak, by było dobrze. Zadzwonił do swojej matki, by z nią porozmawiać o pewnej ewentualności. Gdy ta stwierdziła, żeby dał jej piętnaście minut, dziękował w duszy za to, że ma taką rodzicielkę. Po chwili wykonywał kolejny telefon.
– Lilly. Ubieraj się. Za chwilę będzie u ciebie… – Kobieta mu przerwała, wypowiadając resztę zdania za niego. – Tak – potwierdził jej przypuszczenia.
– Oliver, nie mam na to siły. Po co ją wplątywałeś?
– Ponieważ jeśli tego nie zrobisz, on będzie bezkarny. A ja teraz nie mogę ci towarzyszyć. – Jego głos stał się trochę głębszy.
– Co zamierzasz? –Mężczyzna przymknął lekko oczy. Nie był pewien, czy powinien jej o tym mówić. – Okej, zapytam inaczej. Czy mam to zgłosić by ci pomóc? – Trafiła w sedno.
– Lill… – Nie umiał nic więcej dodać, a ona tego nie potrzebowała.
– Okej. Zbieram się. Nie zrób nic, co mogłoby ci zaszkodzić. Rozumiesz? – Potwierdził cicho i się rozłączył.
Kobieta wiedziała o jego niezbyt chlubnej przeszłości. Poszedł na psychologię, ponieważ jedno wydarzenie odmieniło cały sposób myślenia i postrzegania przez niego świata. Chciał pomagać, a nie szkodzić. Jako piętnastolatek został napadnięty przez dwóch oprychów, którzy chcieli telefonu, kasy i… Nawet nie chciał o tym myśleć. Na szczęście, pobierane od ósmego roku życia lekcje przyniosły skutek i dał sobie radę. Fakt, miał kilka poważniejszych obrażeń, ale nie dało się ich uniknąć, jeśli napastnik wyciąga nagle nóż. Jeden z facetów został sparaliżowany po tym, jak uderzył go z całej siły w skroń. Czaszka jest w tym miejscu bardzo wrażliwa. Może nic by się nie stało, gdyby ów człowiek dodatkowo nie uderzył tą samą stroną twarzy o bruk. Drugiego unieszkodliwił, wbijając mu palce w grdykę. Bolało go to tak bardzo, że stracił przytomność. Działał w miarę szybko i sprawnie. Nie myślał nad konsekwencjami, chciał się ratować. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jako dzieciak miał małe szanse z dwoma postawnymi mężczyznami, dlatego też wybrał ten sposób działania.
Na szczęście, nie został o nic oskarżony. Kamery znajdujące się niedaleko wszystko nagrały, przez co miał podstawy do obrony na policji. Miał cholerne szczęście, że wyszedł z tego cało. Prawie. Niejeden dzieciak na jego miejscu mógłby stracić życie. Blizna wzdłuż jego boku była pamiątką i przestrogą po tamtym wydarzeniu.
Wychodząc z autobusu, starał się nie wyglądać, jakby miał komuś zaraz walnąć. Skutki były dość opłakane, ponieważ każdy, kto go widział, schodził mu z drogi. Postanowił udać się najpierw do mieszkania byłego faceta przyjaciółki. Spodziewał się, że najpierw tam się on pojawi. Nie chciał się zdradzić za wcześnie, więc zadzwonił pod inny numer domowy, informując właścicielkę, że roznosi reklamy. Gdy drzwi się otworzyły, wszedł na zimną klatkę schodową. Zanim jednak ruszył na górę, pobył chwilę w ciemnym i chłodnym wnętrzu,dając sobie czas na opanowanie. Nerwy w niczym mu nie pomogą. Teoretycznie odciął się od emocji, jednak nie mógł sobie pozwolić na to, by nagle wzięły nad nim górę, gdy najmniej będzie ich potrzebował. Oparł się o ścianę i pomasował nasadę nosa. Nawyk wyrobiony w ciągu lat, a który zawsze go uspokajał. Zaraz potem nacisnął lekko skronie dwoma palcami i pomasował lekko. Porobił ramionami lekkie koła do tyłu i do przodu, pozwalając im się rozluźnić. Dopiero po tym zabiegu, pozwolił sobie na wejście na drugie piętro. Klatka schodowa była jasnozielona, a poręcz schodów miała kolor brzydkiego brązu. Na szczęście, nigdzie nie było żadnych napisów, ani walających się śmieci, co oznaczało, że jest to dość spokojna okolica. Znalazł się przed drzwiami z numerem szóstym powieszonym nad „okiem judasza”. Nie patrząc nawet na dzwonek znajdujący się po jego prawej stronie na ścianie, zastukał knykciami o litą powierzchnię.
– Kto tam? – Na klatce schodowej słychać było stłumiony głos współlokatora Daniela.
– Poczta. Proszę otworzyć. – Młodszy od niego chłopak otworzył drzwi na oścież i nim się spostrzegł, Oliver znajdował się tuż przed nim.
– Kurwa! – Przeklął tamten. Student roześmiał się.
– Masz rację. On jest? – Nie musiał dodawać nic więcej, błysk zrozumienia w oku młodszego mężczyzny dał mu jasny sygnał, że ten wie, co się stało.
– Jest. Dopierdol mu ode mnie też. Ok? – Oliver przybrał najzimniejszy wyraz twarzy na jaki, było go stać. Nie musiał się zresztą starać.
– Będzie cholernie wrzeszczał. Radzę ci się ulotnić. – Dziewiętnastolatek ubrał buty, wziął bluzę z wieszaka i wyszedł, nie oglądając się za siebie. Dwudziestodwulatek ruszył wąskim, pokrytym boazerią korytarzem, by po mniej więcej sześciu krokach stanąć przed lichymi drzwiami. Nacisnął klamkę i wszedł, prostując ramiona.
Widok Daniela dał mu dużo satysfakcji. Jego przestraszony wzrok, który po chwili zamienił się we wściekłość. Mężczyzna wstał szybko z łóżka, by Oliver nie miał nad nim przewagi. Znał te sztuczki. Rzadko kiedy robiły na nim większe wrażenie.
– Co ty tu, do kurwy nędzy, robisz? – Na razie obaj stali spokojnie. Nie trzeba było tego zmieniać.
– Jak ci się wydaje? – Widział, jak mężczyzna zatrząsł się od tonu jego głosu. Pożałuje tego, co zrobił. – Chyba nie myślałeś, że twoje zachowanie ujdzie ci płazem? – Nie ruszał się. Nie było takiej potrzeby. Rozbiegany wzrok robaka przed nim tylko go bawił.
– Nic takiego nie zrobiłem. Należało jej się. – Widział, jak gnój przed nim napina się, by przyblokować jego atak, który nie nastąpił. Za dużo filmów się naoglądał.
– Czy jesteś pewien tego, co powiedziałeś? – Nie będzie bawił się w lekką perswazję. Jeszcze tylko chwila. Niech no, się tylko rozluźni.
– Ta. Przecież to szmata. A jej mamuśka tylko mi pomagała. – Tak! Silny prawy sierpowy wylądował na szczęce Daniela, tak, że go obróciło na łóżko. Do tego uderzył głową w ścianę i sturlał się z łóżka. Powinien znać zasadę, że w razie możliwego ataku lepiej znajdować się z dala od ścian czy innych przedmiotów. Łatwo zrobić sobie niepotrzebną krzywdę. Nie będzie przecież informował o tym frajera.
Nim dupek zdążył się pozbierać, obrócił go na brzuch i wygiął mocno obie ręce do tyłu. Słyszał krótki wrzask, ale się nie przejmował. Dodatkowo, niby niechcący jego kolano znalazło się na kręgosłupie tego debila, blokując możliwość ucieczki, a także wzięcia głębszego oddechu. Znał ten przeszywający całe ciało ból. Kiedyś poprosił swojego ojca, by na nim przetestował ten chwyt. Chciał znać ten ból, by wiedzieć kiedy przestać. Pochylił swoją twarz do ucha faceta, wyginając mocniej jego ręce.
– Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do mojej przyjaciółki, to uznam, że życie ci niemiłe. – Mężczyzna trząsł się na całym ciele i łapał szybkie, spazmatyczne oddechy. – Jeśli spróbujesz kiedykolwiek zrobić jej krzywdę, bądź jakiejkolwiek innej kobiecie, ja się o tym dowiem. Rozumiesz? – Ruszył mocniej kolanem, by zadać mu jeszcze większą dawkę bólu. –Jeśli jeszcze raz skrzywdzisz kogoś niewinnego, niemogącego się bronić… Zniszczę cię. – Wysyczał mu do ucha i ugryzł je mocno.
Słyszał, jak ten nędzny robak płacze pod nim. Miał ochotę zrobić mu porządną krzywdę, ale mimo to stwierdził, że nie jest on wart takiego wysiłku. Na dodatek świeży zapach uryny dał mu doskonały dowód na to, z jakim tchórzem ma do czynienia.
– Jesteś tylko nic niewartym, nędznym robakiem. Pierdolonym tchórzem. Uwierz mi na słowo, że nie chcesz sprawdzić, w jaki sposób jestem w stanie cię zniszczyć. – Mimo chwilowej odrazy do siebie i do skurwiela pod nim, polizał jego ucho. Zrobiło mu się niedobrze, ale wiedział, że będzie to najskuteczniejszy sposób, by przemówić mu do rozsądku. – Jeśli to zgłosisz, pójdziesz siedzieć. Postaram się, byś znalazł się w celi największego skurwysyna, który będzie cię brał wtedy, kiedy będzie miał na to ochotę. Staniesz się jego cwelem. Chcesz tego? – Smród popuszczonego gówna był obrzydliwy. Oliver poluźnił nacisk kolana i puścił jedną z jego rąk, prawą chwycił w obie dłonie i zmiażdżył trzy kostki. Wrzask, który się rozniósł, podobny był do skowytu zwierzęcia.
Pierwszy raz Oliver nie czuł się winny czyjejś krzywdy. Zdawał sobie sprawę, że wyrzuty sumienia przyjdą dużo później. Zapewne to odchoruje. Podniósł się szybko.
Zraniony mężczyzna skulił się w kłębek i łkał rozdzierająco. Student patrzył na jego marne ciało i podskórnie wiedział, że frajer nikogo już nie tknie.
– Jesteś żałosny. Jak można się zeszczać i posrać w ciągu minuty? Aż tak jesteś wrażliwy na ból skurwielu? Pamiętaj moje słowa. Inaczej pożałujesz.
Nie obracając się, wyszedł przez drzwi, a następnie opuścił jego mieszkanie, klatkę schodową i miał nadzieję, że życie. Nie chciał go nigdy więcej widzieć. Wyciągnął lekko drżącymi rękoma komórkę i zadzwonił do Lilly.
– Hej, mała. Nie będziesz już miała z nim problemu. Będę za jakiś czas. – Nie czekał na jej pytania. Wyłączył się i zadzwonił do Thomasa.
– Wszystko z tobą ok? – Słyszał zaniepokojony głos mężczyzny.
– Tak. Będę jutro dobrze? Dzisiaj muszę… Odreagować. Wyłączam telefon. – Głos mu zaczął drżeć. Stres powoli z niego schodził.
– Okej. Nie ma sprawy. Jak coś to daj znać i zadzwonię do ciebie.
– Dzięki. Dam znać. – Ponownie się rozłączył, nie czekając na odpowiedź i wyłączył komórkę. Czekał go półgodzinny spacer do domu. Nie zamierzał wsiadać do autobusu. W tym momencie było to nie na jego nerwy.

***

Thomas przeklinał się w myślach. Martwił się o obcego człowieka. I to faceta! Cholera! Chyba nie powinien tego odczuwać, aż tak intensywnie. Oliver był dorosły, udzielił mu pomocy po wypadku, odwiedzał go w czasie wolnym od pracy, a mimo to… Nosz kurde. Nie radził sobie z tym, co zaczynał czuć. Ciągnęło go do studenta. A co będzie, jeśli razem zamieszkają? Wolał chyba nie wiedzieć, na czym to się skończy.
Oprócz tego dostał nakaz od lekarza, że ma starać się chwytać wspomnienia przelatujące mu przez głowę razem z opisywaniem ich w zeszycie który otrzymał. Szlag by to trafił. Nie chciało mu się tego robić, nie miał na to ochoty, a lekarze tylko go denerwowali. Wiedział, że jest trudnym pacjentem, ale też nie chciał im niczego ułatwiać. Był złośliwą mendą. Wiedział o tym. I nie zamierzał się zmieniać.

***
Lilly dopadła do Olivera i przytuliła go mocno. Po chwili wygięła się i sprawdziła, czy nic mu się nie stało. Młody mężczyzna zasyczał na widok jej podbitego oka i tylko siłą woli powstrzymał się przed dotknięciem go. Wiedział, jak to bolało. Krew przyspieszyła tempo płynięcia, jego mózg otrzymał ponowną dawkę adrenaliny. Dobrze, że nie widział jej wcześniej, bo Daniel bardziej by ucierpiał. Zatrząsł się od tłumionego gniewu. Z natury był spokojnym człowiekiem, ale nie zamierzał pozwolić, by jego bliskim działa się jakakolwiek krzywda.
– Jak się czujesz? – Sam widok przymkniętego oka przyjaciółki dawał mu jasny obraz jej obrażeń. Na tę chwilę wolał nie wiedzieć, jak funkcjonuje psychicznie. Kobieta parsknęła śmiechem, by po chwili zasyczeć z bólu.
– Chyba widać. – Nie widział ściereczki, którą trzymała w dłoni. Dopiero, gdy przyłożyła ją do napuchniętego oka, zauważył ten „szczegół”. Tym razem to on mocno przytulił dziewczynę. Gdyby wcześniej zareagował… Może skończyłoby się to inaczej. Przez jego głupotę i brak jej zgody, Lill cierpiała.
– Kurwa! – Nie wiedział co innego powiedzieć, a musiał jakoś rozładować swoją frustrację. – Zrobię kawy. Idź się połóż. – Nie czekając na jej zgodę, udał się do kuchni. Kobieta rozumiała jego potrzebę zostania na chwilę sam na sam, mimo iż mogła go obserwować z pokoju.
Oliver, jak tylko przymykał oczy, widział bladą, zmizerniałą nagle twarz studentki. Musiał czymś zająć ręce, by go nie rozniosło. Do swojego pokoju wszedł dopiero po dwudziestu minutach. Na szczęście, Lilly widziała, jak się krzątał i robił wszystko, byleby niczego nie rozwalić. Oprócz napoju, który obiecał, stworzył szybką zapiekankę makaronową i wsadził ją do piekarnika. Musieli przecież coś jeść.
– Ojciec chce mi kupić mieszkanie. – Palnęła ni z tego, ni z owego, rudowłosa. – Stwierdził, że po tym co matka zrobiła, nie pozwoli mi z nią mieszkać pod jednym dachem. Chce bym była bezpieczna. – Student widział u niej pełną uwagę i skupienie – Nie zamierza się jednak z nią rozwieść. Za karę. Ograniczy jej wydatki do minimum. Ma zamiar założyć jej osobne konto, pozbawić ją praw do wszystkich innych rachunków. Doskonale wie, co może ją złamać. Nie wytrzyma miesiąca z tak ograniczonym budżetem, a co dopiero pół roku. Niejedna jej garsonka kosztuje więcej, niż to, co otrzyma na miesiąc. – Śmiech Lill był zimny i bezduszny.
– To dobrze, że chce cię odseparować od matki. Nie będziesz musiała się bać. U mnie też masz zapewnione miejsce. Jeśli tylko będziesz miała ochotę. – Podszedł i przytulił lekko przyjaciółkę. Nie musiał nic mówić. W końcu mogła się wypłakać, ulżyć swojemu bólowi i żałości. Wiedział, jak bardzo zabiegała o aprobatę matki, a której nigdy nie otrzymywała. Zdawał sobie sprawę, jak męczące dla niej to było i ile zdrowia ją kosztowało.
– Dziękuję. – Po tych słowach po policzkach młodej kobiety pociekło jeszcze więcej łez, a głośny szloch wstrząsnął jej ramionami. Koszulka Olivera robiła się coraz bardziej mokra, jednak nie przeszkadzało mu to. Wolał dać przyjaciółce oparcie, niż przejmować się taką pierdołą. – Co mu zrobiłeś? – Spodziewał się tego pytania. Musiało paść, by oboje mieli czyste sumienia.
– Naprawdę chcesz wiedzieć? – Lekkie kiwnięcie głową upewniło jego obawy.
– Chcę. – Westchnął cierpiętniczo, słysząc jej odpowiedź.
– Z każdym nieprzyjemnym szczegółem? – Ponowne kiwnięcie upewniło go w decyzji. –Jego kumpel mi otworzył i wyszedł. Sam kazał mu walnąć. – Cichy śmiech studentki rozniósł się po pokoju. – Tak, wiem. – On sam również się uśmiechnął. – Nie spodziewał się mnie. Miał czas się obronić. Walnąłem go w szczękę. Potem obróciłem na brzuch i wygiąłem ręce i umieściłem swoje piękne, kościste kolano na jego kręgosłupie.
– O cholera. Ała.
– Masz rację. Ała. Należało mu się. Postraszyłem go trochę i puściłem. Wrzeszczał jak tchórz. Za dużo się nie napracowałem. – Teraz, to on się roześmiał z miny swojej przyjaciółki. – No dobra, bolą mnie ramiona od podtrzymywania jego parszywych łap. No i… Połamałem mu kostki w prawej dłoni.
– Oliver… A co jeśli złoży na ciebie doniesienie? Wyrzucą cię ze studiów! – Dlatego ją kochał. Martwiła się o niego, nawet w chwili, gdy sama cierpiała.
– O to się nie bój. Nie doniesie. – Poczuł jak słabnie, zachciało mu się spać. – Muszę się zdrzemnąć. Przypilnujesz obiadu?
– Chyba kolacji? – Ironizowała kobieta, jednak ustąpiła mu miejsca na narożniku i przeniosła się na wygodny fotel. – Dobranoc. – Oliver nawet nie odpowiedział. Prawie natychmiast zasnął.


Wtorek


Thomas przypuszczał, że już dawno nie czuł się aż tak podekscytowany. W końcu mógł wyjść ze szpitala. Musiał się tylko przebrać i spakować, co dość wolno mu szło. Niestety z tym drugim musiał poczekać na Olivera, który miał mu przynieść jakieś ogromniaste spodenki i podkoszulek. Noga w gipsie wydawała się… wielka.
Przypuszczał, że te kilka dni będzie mu się strasznie dłużyć. Na szczęście, nie miał racji. Codzienne odwiedziny Olivera oraz Lilly zajmowały mu skutecznie kilka godzin. Oprócz tego, nadal miał dla siebie laptopa studenta, a na nim kilka książek i filmów. Dodatkowo, obok na półce spoczywały cztery inne książki. Dwie od nowego znajomego, i dwie od Kathleen. Miał nadzieję, że dzisiaj jeszcze ją spotka, mógłby wtedy jej je zwrócić. Jeśli mu się to nie uda, Lilly zaoferowała się, że zrobi to za niego.
Oprócz podekscytowania, odczuwał także zmartwienie. Zastanawiał się, jak będą żyć we trójkę na niewielkiej powierzchni, jaką jest kawalerka młodszego mężczyzny. Wiedział, że jego przyjaciółka szuka już mieszkania, ale mimo szerokiej oferty nieruchomości trudno było trafić na właściwe lokum, o którym pomyślisz „jest dla mnie”. Podejrzewał, że zajmie jej to jeszcze jakiś miesiąc.
Wstał powoli, by powyciągać rzeczy z szafki. Miał już małą, podręczną torbę do której mógł zebrać rzeczy, chociaż i tak zostało mu to zabronione przez nadopiekuńczego młodzika. Stwierdził on, że jak tylko przyjdzie po pracy, spakuje go szybko i będą mogli wyjść. Na szczęście, lekarz nie miał problemu z tym, że będzie mógł opuścić szpital dopiero koło godziny szesnastej. I tak musiał przygotować wypis.
Spojrzał na zegarek. Jeszcze tylko trzy godziny i Oliver przyjdzie po niego i w końcu wyniesie się z tego obrzydliwego szpitala. Nadal powinien pojawiać się na regularnych, cotygodniowych wizytach u psychologa, ale nie wiedział jeszcze, czy ma na to ochotę. Poza tym lekarz poinformował go dzisiaj, że za miesiąc musi się zgłosić na wizytę kontrolną do niego i codziennie robić sobie zastrzyki przeciwzakrzepowe. Miał cholerne szczęście, że wyszedł z tego wypadku z tak delikatnymi uszkodzeniami. Neurochirurg stwierdził, że powinien mieć wielokrotne złamanie kości, a ta była zaledwie lekko pęknięta. Skutkowało to tym, że gips będzie nosił przez kolejne dwa miesiące. Może nawet krócej. Gdyby było inaczej zostałby na siedem albo nawet dziewięć miesięcy unieruchomiony.
Na samą myśl wzdrygał się z przerażenia. Nienawidził siedzieć w bezruchu. Już sama świadomość dwóch miesięcy w gipsie od stopy po udo, była dla niego męcząca i przerażająca. Wolał się nie zastanawiać, jak znoszą to inni ludzie, którzy muszą się aż tak męczyć.
Sięgnął po butelkę, która stała zaraz obok łóżka i nalał wody do przezroczystego kubka. Było tak gorąco, że najchętniej zjadłby lody. Albo coś z grilla. Ewentualnie konia z kopytami. Schudł i był głodny. Pobyt w szpitalu mu nie służył. Nie chciał nic mówić Oliverowi, ale miał nadzieję, że Lilly ugotuje coś na obiad. Inaczej on umrze z głodu. Pomasował lekko burczący brzuch. Cholera. Może powinien poprosić jakąś pielęgniarkę o kebaba? Już widział, jak mu przynosi.
Nagle w jego głowie pojawiło się wspomnienie, gdy jadł z Charllotą właśnie to danie. Jak szybko rozbłysła jego pamięć, tak szybko wszystko uciekło. Dlaczego ją pamiętał? Wygląd, imię i nic więcej? Dlaczego nie innych? Zaczął intensywnie myśleć, czemuż to nie pamiętał tak, wydawałoby się prozaicznych rzeczy, jak dane osobowe różnych ludzi, ale pamiętał miejsca, wydarzenia. Jego amnezja zaczęła go intrygować. Zresztą psycholog stwierdził, że jest to dość dziwne. Zazwyczaj nie pamięta się nic, albo ucieka pewien okres z naszego życia bez straty takich danych. A jednak u niego coś spowodowało zablokowanie owych informacji. Dlatego też miał poumawiane wizyty na środy co tydzień. Nawet jego psychologa to interesowało. Nie był to „standardowy”, podręcznikowy zanik pamięci. I chyba to ich wszystkich dobijało.


Zachciało mu się spać. Skoro miał jeszcze dwie godziny do przyjścia studenta, mógł ten czas spokojnie przeznaczyć na regenerację.

8 komentarzy:

  1. Świetne... już mi oczy leciały jak czekałem na notkę ale przeczekałem to (hah jedząc pomarańcza ^^) i już przeczytałem rozdziałik.. hah ależ ja się nie mogłem doczekać i ciekawi mnie czy będzie jakaś "akcja" jak thomas się już wprowadzi do oliwera :D czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały
    pozdro :D
    Black Jack

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Black Jack cieszę się, że się tak poświęciłaś dla mojego opowiadania. Czy będzie akcja - to się okaże :) Już za tydzień nowy rozdział, więc długo nie będziesz musiała czekać:)

      Usuń
  2. no i pierwszy raz nie jestem pierwsza :(

    zmieniła ci się czcionka w jednym fragmencie tekstu, i ten wtorek powinnaś gwiazdkami jako podrozdział zrobić bo zlewa się z tekstem

    daniel czy dawid tfu damian jakie to ma znaczenie, nie czepiaj sie tak siebie, pozdro :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem dumna z Olivera, gościowi należało się to i jeszcze więcej, mam tylko nadzieję, że naprawdę nie narobi mu kłopotów. Thomas z nim i Lilly pod jednym dachem to będzie radosna mieszanka wybuchowa, już się nie mogę doczekać >D To straszne, że chłopaków tak do siebie ciągnie, ale obydwaj myślą, że drugi nie jest zainteresowany ;_; Co do Samaela, to trafiłaś w sedno ;D Zapraszam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. No proszę Olivier pokazał pazurki. Nie spodziewałam się tego po nim, lecz to dobrze, ja wychodzę z założenia że każdy powinien znać chociaż podstawy samoobrony,szczególnie kobiety. Bo przyjdzie ci taki maczo, i zacznie cię bić i wyniszczać psychicznie, a tak to on cię uderzy a ty oddajesz dwa razy mocniej w pewne wrażliwe miejsce i święty spokój. I ciekawe kim jest ta Charllota, może jakąś przyjaciółką albo siostrą? Poza tym to dziwne że nikt nie zgłosił jego zaginięcia. No ale mam nadzieje że dzięki Olivierowi Thomas odzyska pamięć szybciej niż wszyscy się spodziewają.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    kurcze coraz bardziej uwielbiam to opowiadanie, jeśli to w ogóle możliwe ;]
    jak ja nie lubię takich osób jak Daniel, należało mu się i to z nawiązką, jak widać potrafi się znęcać tylko nad słabszymi, Oliver to wspaniały przyjaciel, a jak widać i Thomas bardzo polubił Lilli i się o nią martwi... No i ojciec Lilli jest wspaniałym człowiekiem...
    zdrowiem u mnie lepiej, choć coś nadal kaszle, ale przynajmniej nie mam gorączki zabójczej ;]
    no i musze powiedzieć, że mnie od tego leżenia natchnęło na przeczytanie „Młodego” w jeden dzień całe opowiadanie, no i czytając to przeżywałam każdy rozdział tak jakbym czytała je po raz pierwszy....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    cudnie, wręcz nie lubię takich osób jak Daniel, należało mu się i to z nawiązką, potrafi tylko znęcać się nad słabszymi, Oliver jest wspaniałym przyjacielem...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    wspaniale, nie lubię takich osób jak Daniel, należało mu się i to z nawiązką, potrafi tylko znęcać się nad słabszymi, a Oliver jest wspaniałym przyjacielem...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń