niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 2


Rozdział 2
           

Był dziesięć metrów przed skrzyżowaniem, gdy nagle usłyszał pisk opon i zobaczył, jak jakiś mężczyzna przelatuje przez maskę samochodu. Ten krótki odcinek przebiegł sprintem.
– Kurwa, kurwa, kurwa – wrzeszczał.
To był pechowy dzień. Zerknął w stronę uciekającego samochodu. Zdolność szybkiego zapamiętywania ciągów liczbowych pozwoliła mu na zapisanie w umyśle pięciu ostatnich cyfr. Nie wiedział, z jakiego województwa b,yła osoba prowadząca pojazd, ale będzie umiał wskazać kolor i rodzaj auta. Przez kilka sekund stał bez ruchu. Adrenalina skoczyła mu chyba do maksimum. Spojrzał w końcu na człowieka, leżącego przed nim. Przykładając policzek do jego ust i obserwując klatkę piersiową, zorientował się, że mężczyzna żyje. Ok, jest dobrze. Wyciągnął komórkę z kieszeni spodni i wykręcił numer alarmowy, nawet nie patrząc na klawiaturę.
– Dzień dobry. Na skrzyżowaniu przy ulicy Kruczej i Sowiej doszło do wypadku. Samochód potrącił pieszego na pasach. – W tym samym czasie delikatnie sprawdzał dłońmi, czy jakaś część ciała mężczyzny przed nim nie została uszkodzona. Wolał nie ryzykować. Uszkodzenia kręgosłupa były tak cholernie niebezpieczne, a on nie umiał tego sprawdzić, dlatego też nie układał go w pozycji bezpiecznej. Skroń poszkodowanego była zakrwawiona z widocznym, dużym guzem. Słysząc pytanie kobiety po drugiej stronie, zaczął udzielać informacji. – Najprawdopodobniej ma uszkodzoną kość piszczelową albo strzałkową, oprócz tego ma dużego guza i rozcięcie na głowie. Nie wiem, czy ma uraz kręgosłupa, bo nie chcę go ruszać. Gdy dotykam lekko jego szyi, to się nie krzywi. Ale nie wiem, jak dokładniej to sprawdzić. – Odetchnął z ulgą, gdy usłyszał, że karetka jest już w drodze.
Mogłoby się wydawać dziwne, że udzielił tak szczegółowych informacji, ale od zawsze uwielbiał anatomię człowieka oraz budowę i funkcjonowanie mózgu. W chwilach grozy w jego umyśle aż kotłowało się od nadmiaru informacji, które dziwnym trafem, potrafił szybko uporządkować i wybrać najważniejsze. Podał jeszcze swoje dane i postanowił, w miarę swoich możliwości, zająć się poszkodowanym. W końcu opłaciło się to, że zawsze w plecaku nosił małe opakowanie gazy i bandaż. Jego rodzice go tego nauczyli i właśnie w tym momencie dziękował za to wszelakim czczonym przez ludzi bóstwom. Nie miał opaski uciskowej, ale dzięki temu, co posiadał, mógł przynajmniej zatamować krwawienie z rany na czole. Dość nerwowymi ruchami otworzył opakowanie bandaża i gazików. Starając się, nie dotykać ich rękami, nałożył na ranę opatrunek i sięgnął po bandaż. Wiedział, że zawinięcie głowy, bez chociażby lekkiego jej unoszenia, będzie karkołomnym zadaniem. Nie zważając na to, postanowił zabrać się do pracy. Odetchnął powoli. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nerwy nie pomagają w takich sytuacjach. Nagle usłyszał pisk kobiety.
– Zadzwonię po karetkę! – Już miała telefon w dłoni, gdy poprosił, by tego nie robiła. Jej mina była… bezcenna. Tak, jakby chciał zabić tego młodego, całkiem przystojnego faceta.
– Nie. Proszę tego nie robić. Karetka jest już w drodze. Powinna tu być za 3 minuty –powiedział i usłyszał jęk swojego tymczasowego pacjenta.
Spojrzał na niego uważnie. Nie był świadom tego, że wpatrywał się intensywnie w jego twarz, chociaż przecież wcale go nie znał. Machinalnie odgarnął mu zakrwawione kosmyki z czoła. Widząc uchylające się powieki tego człowieka, postanowił wszystko wytłumaczyć. Właśnie teraz był wdzięczny uczelni, za profesjonalny, bezpłatny kurs pierwszej pomocy.
– Spokojnie. Niech pan leży i się nie podnosi. – Nie, to stwierdzenie było zbyt formalne. Facet nie był wiele starszy od niego. – Miałeś wypadek. Wiesz, jak się nazywasz? – Czekał w napięciu na odpowiedź. Słyszał w oddali jadącą karetkę, miał tylko nadzieję, że jedzie w ich stronę. Dopóki mógł, utrzymywał z nim kontakt wzrokowy i starał się, by ów facet odpowiadał na jego pytania.
– Thomas. – Zaraz potem mężczyzna chwycił się mocno za obandażowaną głowę. Ponownie jęknął.
– Już jedzie karetka. Zaraz będzie. Spokojnie. Nie ruszaj się. – Chwycił jego dłoń i odciągnął od czoła do poprzedniej pozycji. – Czy boli cię coś więcej, oprócz głowy?
– Nogi. – W tym momencie Oliver mógł odetchnąć. Gdyby miał przetrącony kręgosłup, w ogóle nie miałby czucia w kończynach dolnych. Nie wiedział, czy się śmiać, czy płakać. Cholera, ten dzień chyba nie mógł być gorszy.
– Wyciągnę ci wszystko z kieszeni, dla twojego bezpieczeństwa. – Po uzyskaniu zgody, zrobił to, co powiedział i praktycznie w tym samym momencie zatrzymała się obok nich karetka i policja. Mężczyzna mógł się odsunąć od ofiary, jednak prawie od razu został zgarnięty przez funkcjonariuszy.
– Zatrzymujemy pana za próbę kradzieży. – Czy, jeżeli zacznie się śmiać, wezmą go za wariata? Całkiem ciekawa perspektywa. Chciał się wyspać, odpocząć, odetchnąć od tego zamieszania.
– Zgłaszałem wypadek, więc jak mógłbym chcieć okraść tego faceta? Wyciągnąłem jego rzeczy dla bezpieczeństwa. Zresztą za jego zgodą. Może to potwierdzić.
– Czemu masz w takim razie otwarty plecak? – Jeden z policjantów mierzył go wzorkiem. – Dowód! – Ton jego głosu był rozkazujący. Mężczyzna zachowywał się, jakby to Oliver potrącił Thomasa. A on nawet nie miał prawa jazdy, do jasnej cholery!
– Ech... W plecaku miałem bluzę, bandaż i gazę. Nie traciłem czasu na zamykanie go. – Doskonale zdawał sobie sprawę, że tylko spokój go uratuje. Poza tym, adrenalina zaczęła opadać, więc czuł się bardziej zmęczony, niż przed piętnastoma minutami. – Muszę sięgnąć do plecaka po dokumenty.
Po kiwnięciu głowy, milczącego do tej pory policjanta, sięgnął ręką po portfel i wyciągnął to, o co prosili faceci. Po takich, to nawet nie wiadomo, czego się spodziewać. W międzyczasie podszedł jeden z ratowników.
– Dobrze się spisałeś. Po tym, jak zareagowałeś, możemy przypuszczać, że znasz się na pierwszej pomocy. – Teraz starszy, siwowłosy mężczyzna zwrócił się do swoich towarzyszy. – Zabieramy go do Centralnego. – Dwóch mundurowych zachowywało się, jakby nie zauważało staruszka, jak go w myślach nazwał Oli i nadal nie spuszczali z potencjalnego rabusia oczu.
– Mogę panom podać pięć ostatnich cyfr z tablicy rejestracyjnej pojazdu, typ wozu i kolor. Nie byłbym w stanie zapamiętać wszystkiego, więc skupiłem się na końcówce rejestracji. – Oliver wiedział, jak na obcych działa informacja o tym, że w kilka sekund zapamiętuje od pięciu do dziewięciu cyfr. – Chyba, że nie chcą panowie owych informacji, ale wtedy najprawdopodobniej udam się do naczelnika, chcąc złożyć zeznania. To jak? – Był wykończony, nie miał czasu, chęci ani ochoty cackać się z jakimiś niedowiarkami.
– Niech pan mówi. Będziemy też potrzebować numeru kontaktowego. Jeżeli będzie taka potrzeba, zgłosi się pan na przesłuchanie?
– Oczywiście. Numer rejestracji to 95256, czarne volvo, metalik. Od razu chciałbym uzyskać informację, co mam zrobić, gdybym nie był w stanie przyjść. – Dwóch mężczyzn zmierzyło go srogo.
– Dopiero co zgodził się pan, a teraz próbuje wymigać. Jaki to ma sens? Chcesz coś ukryć? – Oliver potarł zmęczony twarz. Zorientował się, że z kryminalisty, stał się dobrym człowiekiem, by po kolejnych dziesięciu sekundach znów być tym pierwszym.
– Nie, nie chcę nic ukryć. Jednak wydaje mi się, że zeznania zazwyczaj składa się rano. Jestem w trakcie sesji egzaminacyjnej. Mając do wyboru przesłuchanie, czy egzamin… wybrałbym to drugie. Wolę zdać egzamin i mieć go z głowy. Jakoś szczerze wątpię, by policja zapłaciła mi za ewentualny warunek. Pierwsze terminy zazwyczaj są trochę łatwiejsze. – Miał w dupie to, jak faceci go odbiorą. Zawsze, jak był zestresowany, dużo gadał. A poza tym, to było dla niego bardzo ważne. Nie miał kasy, by pozwolić sobie na niezaliczenie jakiegoś przedmiotu.
            Dopiero po otrzymaniu informacji oraz podaniu swojego numeru telefonu, mógł ruszyć dalej do domu. Dobrze, że nie zajęło mu to dużo czasu. Gdy tylko przekroczył próg swojego domostwa, poszedł do łazienki umyć ręce. Zawsze tak robił, gdy był wcześniej na mieście, teraz jednak dodatkowo zobaczył na palcach krew Thomasa. Nie mógł powstrzymać dreszczy. Nie wiedział, czy to ze strachu, czy z obrzydzenia. Gdy już to zrobił, tak jak stał, tak padł na łóżko i niemal momentalnie zasnął.

            Ze snu wyrwał go dzwonek do drzwi. Zerknął na zegarek i nie wierzył swoim oczom. Przespał szesnaście godzin. Brzydko pachniał, a do tego w brzuchu burczało mu gorzej, niż na techno party, co także wskazywało jednoznacznie na ilość przespanego czasu. Nie wspominając nawet o sikaniu. Już chciał zignorować osobę za drzwiami, kiedy dźwięk ponownie rozbrzmiał. Z jękiem zszedł z łóżka i, jakby tego było mało, zaplątał się w kołdrę, zlatując z niego i obijając sobie cztery litery.
            – Kogo to niesie? Co ci ludzie sobie myślą? Pocztę można zostawić w skrzynce, do jasnej cholery. – Z wielkimi nerwami i pretensjami do całego świata otworzył niechętnie drzwi. Mimo wszystko, nie wyspał się i był głodny! Nic innego nie było teraz ważne. Chciał po prostu zaspokoić potrzeby pierwszego rzędu, znane z piramidy potrzeb Maslowa*. Dokładnie rzecz ujmując – wysikać się, a później zjeść śniadanie.
            – Co ty sobie wyobrażasz, patafianie jeden. Martwię się o ciebie, a ty od wczoraj nie odbierasz, po pewnym czasie wyłączyłeś telefon i nie przyszedłeś na spotkanie. – Lilly, jak zwykle, wparowała do jego mieszkania taranem.
            Czy ta kobieta naprawdę nie potrafiła chodzić inaczej? Byłby wdzięczny za odrobinę prywatności i rzadsze szturchanie ramieniem przyjaciółki. Mogła sobie otworzyć te cholerne drzwi kluczem. Wyjątkowo, nie miałby nic przeciwko. Posiadała je na własność, a używała od święta. Zaoszczędziłaby mu czasu, gdyby zrobiła to sama. Jednak nie. Jego przyjaciółka, była tak dobrze wychowana, że za nic, nie użyłaby tego kawałka metalu, gdyby wcześniej jej o to nie poprosił. Gdy zobaczyła niezałączony ekspres, odwróciła się do niego gwałtownie.
            – Nie piłeś jeszcze kawy? Co ci? – Zauważył jej zmarszczony nos. – Ble. Śmierdzisz!
            – Ja cię kręcę. Lill, odkryłaś łamerykę! – Ironia, zawsze trzymała go w swych ramionach o poranku. Na dodatek na koniec przeciągnął wyraz w taki sposób, jak robiła jego babcia, a co młodą kobietę zawsze denerwowało. – Jakbyś nie zauważyła, jestem na skraju załamania nerwowego. Śpię od wczoraj od godziny dwudziestej i gdyby nie ty, zapewne mój piękny sen jeszcze by się nie skończył.
            – Aż tak źle? – Ponownie odwróciła się do niego plecami, włączyła urządzenie produkujące napój bogów (z jej niewielką pomocą) i kazała mu się wynieść do wanny, bo nie mogła dłużej znieść jego niezbyt ładnego zapachu.
            Nie jego wina, że antyperspirant przestał działać, a biała koszula nie była w stu procentach bawełniana. Uniósł lekko rękę i na zapach wydobywający się spod jego pachy, sam mimowolnie się skrzywił.
            – Nie musisz mnie więcej prosić, mości pani. Spełnię twą prośbę z wielką chęcią, dobra kobieto. A ty, uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdy z twych rąk dostanę coś pożywnego do zjedzenia.
            Na ustach Lilly zagościł szeroki uśmiech. Podłapała aluzję, jednak nie pokazała tego po sobie. Dobrze, że nie widział jej twarzy, bo miałaby to wypominane przez całe życie. Będąc jeszcze w liceum zainteresowała się sztukami dramatycznymi, zaczęła je nałogowo czytać i opowiadać o nich przyjacielowi. Czasem, chcąc jej lekko dopiec, starał się używać pseudo wyszukanego języka. Niestety, rzadko kiedy mu się to udawało. Gdy drzwi zamknęły się za młodym mężczyzną, otworzyła na oścież lodówkę. Cholera. Jak ma zrobić coś z niczego? Nie miał chleba, szynki, warzyw… Nic, kompletne zero! Miał mleko, ponieważ było potrzebne do kawy, znalazła jajka i mąkę. Tę ostatnią posiadał tylko dlatego, że raz piekła u niego ciasto, gdy popsuł się jej piekarnik, a jajka prawie codziennie jadł na śniadanie. Może uda jej się zrobić szybko naleśniki. Wyciągnęła dwie patelnie i zaczęła przygotowywać ciasto.
            Po dwudziestu minutach zobaczyła, jak Oliver przyciąga w swoje dłonie kubek z mocną, czarną kawą i odrobiną mleka. Od samego zapachu robiło się błogo i ciepło na sercu. Hm... Niezbyt mocna, z prawie idealną ilością mleka, była codziennym oszołomieniem jego kubków smakowych. Zmysł węchu także dostawał swoją nagrodę pod postacią tej unikatowej woni, z nutką cynamonu, dodanego przez jego przyjaciółkę. Taka niewielka rzecz, a cieszyła go niezmiernie. Po wypiciu dwóch łyków, wolną dłonią chwycił gotowego naleśnika i na stojąco, bez talerzyka i bez dodatków, zjadł prawie w całości przy pierwszym gryzie.
            – Ej! – Głos kobiety był pełen dezaprobaty. – Bierz talerzyk, a nie, tymi swoimi łapskami pochłaniasz śniadanie dla naszej dwójki. – Oczy Oliego zmrużyły się niebezpiecznie.
            – To moje śniadanie, z tego, co się zorientowałem. Poza tym, jak możesz jeść pierwszy posiłek o trzynastej, skoro byliśmy umówieni na dziesiątą? Jakoś ci nie wierzę.
            – Przyznaję się. Zaspałam i wstałam o jedenastej. O w pół do dwunastej wpadłam do kawiarni, ale dowiedziałam się, że ty się tam nie pojawiłeś, więc przyleciałam tutaj. – Nie mógł, nie roześmiać się na to stwierdzenie.
            Byli specyficzną parą przyjaciół. Znali się praktycznie od kołyski, jednak to w przedszkolu zawiązała się między nimi ta specyficzna więź. Nic tak nie łączy ludzi, jak wspólny wróg. Oboje nie lubili, jednego z członków ich grupy przedszkolnej. To on zabierał zabawki wszystkim dzieciom, często także je niszczył. Dzieci w tym wieku mają to do siebie, że często zmieniają swoich towarzyszy, wystarczy jeden dzień nieobecności, a przedszkolak posiada nowego przyjaciela. Często zaczynają zawiązywać więź z tym, kogo na początku nie lubiły, co budzi w nich uczucie sprzeczności.**
            Oni jednak wciąż trzymali się razem. Miało to związek także z tym, że ich rodzicielki spotkały się przy zapisywaniu ich do placówki i od tamtej pory spotykały się regularnie. Jako dzieci często okładali się pięściami, bili i kopali, by zaraz potem iść wspólnie się bawić. Gdy zaczęli dorastać jęli sobie dogryzać, podkopywać pod sobą dołki, a zarazem nie przeszkadzało im to w byciu dobrymi przyjaciółmi. Ich matki, porównywały ich do dwóch huraganów, które mogą przynieść tylko nieszczęście. Zdarzało im się poważnie zbroić. W trzeciej gimnazjum zostali przyłapani na paleniu, przez co dostali miesięczny szlaban. Nikt nie chciał słuchać, że robili to po raz pierwszy. To Oliver pobił pierwszego adoratora Lilly, bo ten był zbyt napastliwy i nie rozumiał słowa „nie”. Razem świętowali każde urodziny i to ona jako pierwsza dowiedziała się, że jest gejem. Kłócili się i godzili. Jedno było pewne, byłoby im ciężko, gdyby nie mogli się kontaktować i spotykać.
            – Niech ci będzie. – Udał zniechęcenie. – Za twoją pracę możesz zjeść aż pięć naleśników. Znaj moją łaskę.
            – Nie wiem, czy zauważyłeś, że ciasta mamy na góra osiem naleśników. Jak będzie ich więcej, to odniesiemy wielki sukces kulinarny! Zrobimy coś z niczego, pomnożone przez dwa! – Zaśmiała się i spojrzała na niego z błyskiem w oczach. Widząc jego minę, spoważniała szybko. – Zbladłeś. Co ci się stało? – Podczas rozmowy z nią, przypomniał sobie o tym, co zdarzyło się dnia poprzedniego. Zerknął na kalendarz. Wiedział, że tę datę zapamięta do końca życia.
            – Można powiedzieć, że wczoraj uratowałem mężczyznę potrąconego przez samochód. – Na te słowa jasna karnacja Lilly stała się jeszcze bledsza. Och... Chyba nie był zbyt delikatny w przekazywaniu takich informacji, ale wolał, by wiedziała to wszystko od razu, niż gdyby miał się nad tym wszystkim rozdrabniać.
            – Ale przeżył? – spytała.
            Nagle całe jego ciało zaczęło się trząść. Cholera! Dopiero teraz był w stanie odreagować to wszystko. Wczoraj bardzo szybko zasnął i stres pourazowy dopadł go dopiero w tym momencie. Mimo, że to nie jego potrącił samochód, czuł się z tym okropnie. Jakimś dziwnym trafem, zaczęło mu być niedobrze i dostał zimnych dreszczy. Do cholery! Był świadkiem wypadku i ratował człowieka! Fakt, nie musiał przeprowadzać reanimacji i w sumie dawał sobie radę, ale czuł się z tym okropnie. Nie chodziło o sam aspekt ratunku, ale o zdarzenie, które miało miejsce. Próbował sam sobie wyjaśnić reakcje organizmu, a także kwestię emocji od strony psychologicznej. Przekonywał się, że jest to zachowanie normalne, poprawne i nie miał podstaw do wstydu. Zdawał sobie sprawę, że gdy tylko zobaczył wypadek, poziom adrenaliny w organizmie gwałtownie wzrósł. Dzięki niej zachował zimną krew, a także skupił się na działaniu, a nie analizowaniu wszystkiego tak, jak to robił teraz. Mimo nerwów i stresu – potrafił dać sobie radę, jego umysł automatycznie zaczął mu przekazywać najważniejsze informacje. Tak naprawdę, dopóki nie zaczął sprawdzać, czy pacjent oddycha, działał w fazie szoku, nie rejestrował tego, co robi. Od dziecka miał tak, że jego reakcją na stres – był śmiech. I nigdy nie chodziło mu o to, by kogoś obrazić, czy też zdenerwować, jednak nie umiał tego wytłumaczyć. Dzięki studiowaniu dowiedział się, że jest to jeden z mechanizmów obronnych człowieka. Nie możemy nad tym zapanować. Ktoś inny w tym samym czasie będzie płakał albo też po pewnym czasie, często bardzo krótkim, wyprze wszystko z pamięci. Mógł tylko domniemywać, dlaczego padł do łóżka, nawet nie myśląc o wszystkim. Mogła być to obrona umysłu, ale równie dobrze zmęczenie po tygodniu nauki, stres i ponowne obniżenie poziomu adrenaliny do normy. Wszystko to spowodowało u niego jeszcze większe zmęczenie. Jego organizm sam zareagował, bez świadomości z jego strony. On sam porównywał to do wyłączenia światła. Znajdował się bezpiecznie w domu, jego życiu i zdrowiu nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo, ciało po fazie mobilizacji uległo całkowitemu osłabieniu.
            Funkcjonowanie organizmu jest bardzo specyficzne i skomplikowane. Wielu ludzi codziennie próbuje odkryć, jak dokładnie funkcjonuje mózg. Posiadamy pewne dane, wiemy, gdzie znajdują się jego poszczególne organy, takie jak hipokamp, czy też ciało modzelowate. Wiemy, na jakie płaty się dzieli i jakie dziedziny naszego życia umieszczone są w poszczególnych ośrodkach struktur mózgowych. Rozumiemy to, że działa krzyżowo – gdy wykonujemy jakąś czynność prawą ręką, działa lewa półkula. Pomimo tego ogromu wiedzy – nie jesteśmy w stanie dowieść wielu rzeczy. Dlaczego jedna osoba po potrąceniu przez samochód będzie zdrowa, a dokładniej nie będzie miała uszkodzonego żadnego ośrodka, natomiast kolejna ofiara nie będzie pamiętała nic ze swojego życia albo też nigdy nie obudzi się ze śpiączki? Mózg skrywa przed nami tajemnice, które na co dzień chce odkryć wielu badaczy. Rozwój techniki pozwala nam przewidywać i badać coraz więcej zależności. Jednak wszystko ma swoje ograniczenia. Nauka – jako dziedzina wiedzy – także. Być może za dziesięć, pięćdziesiąt, czy tysiąc lat będziemy w stanie programować swoją wiedzę tak jak w Matrixie. Ale równie dobrze, możemy odkryć niewiele więcej rzeczy, niż na dzień dzisiejszy.
            Jak zwykle, myślenie o tak skomplikowanym funkcjonowaniu, polepszyło mu humor. Wolał nie mówić o tym przyjaciółce. Kobieta stwierdziłaby, że sam się powinien leczyć, a nie ludzi ustawiać. Teraz już na spokojnie mógł opowiedzieć wszystko przyjaciółce. Jego emocje były pod kontrolą. Prawie. Musiał jednak zająć czymś ręce, poszukał ładowarki i rozplątał kabel, by móc podładować komórkę. Potem wziął szmatkę i zaczął wycierać kurze. Choćby się waliło i paliło – największy spokój ducha posiadał wtedy, gdy analizował całą sytuację i zajmował się czymś praktycznym. W tym przypadku sprzątaniem.
            – Co ty robisz? – Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, jak zachowywał się, gdy był zestresowany.
            – Nie widać? Próbuję nie poddać się stresowi i staram się go zredukować.– Lilly chwyciła jego dłonie w swoje i przyciągnęła go do siebie.
            Ukrył głowę w jej włosach i wziął lekko jeszcze drżący oddech. Po chwili skupił się na tym, emocje wypalały się, a uczucia kotłujące się pod skórą z czasem wygasały. Chyba tylko to było w stanie mu pomóc. Skupił się na wdychaniu i wydychaniu powietrza, skoncentrował na tym, jak rusza się jego klatka piersiowa, jak powietrze wypełnia jego płuca, a później umyka. Przez jego nozdrza przedostawał się zbawienny tlen wymieszany z zapachem kawy.
            – On mógł mi umrzeć na rękach, do jasnej cholery – mruknął we włosy swojej przyjaciółki. W zamian za to otrzymał mocniejszy uścisk w pasie i paznokcie wbijające mu się w skórę. Czyli Lilly także się zestresowała. Byli przewidywalni do bólu.
            ­– Mógłby, ale tego nie zrobił! Więc nie roztrząsaj tego, co mogło się zdarzyć, bo to nie miało miejsca. – To była prawda, mimo wszystko, prawdopodobieństwo takiego zdarzenia było bardzo duże. – Czemu nie pojechałeś razem z nim? – Jej pytanie go rozbawiło.
            – To nie był film, kobieto. Poza tym, nie jestem jego rodziną, więc nawet mi tego nie zaproponowali. Po sesji będę chciał go odwiedzić, ale dopóki nie zdam ostatniego egzaminu, nawet nie mam, po co się wybierać. Nie będę mógł się skupić ani na nauce, ani na Thomasie. – Pisk przyjaciółki prawie go ogłuszył. O co jej chodziło?
            – Przedstawił ci się! Przystojny? Jest gejem? Podobał ci się? – Oliver nie wierzył w to, co słyszy. Ruda zachowywała się, jakby był z nim na randce, a nie ratował go po potrąceniu przez samochód, czy też przed wykrwawieniem. Dobra, może i jego imaginacja przybierała trochę nierealne wymiary, ale to był dobry sposób na to, by nie wrzeszczeć na tego namolniaka.
            – Czego nie rozumiesz w stwierdzeniu "samochód go potrącił"? Poprosiłem go o podanie imienia, jak się obudził, żeby móc się z nim jakoś komunikować. Na nic innego nie zwracałem uwagi. – W końcu nie przyzna się, że mężczyzna mu się spodobał. Chciałby go poznać, lecz jednak nie miał na to szans.
            Po półgodzinnej rozmowie, a raczej monologu Lilly, praktycznie wyrzucił ją ze swojego małego mieszkanka. Musiał się uczyć. Powinien przerobić około dwustu stron, a nie miał na to ni siły, ni energii. Po wypiciu kolejnego kubka czarnego, mocnego płynu, wziął stos materiałów, trzy zakreślacze i usiadł przy niewielkim stole. Wiedział, że trudno mu będzie się skupić, jednak nie przypuszczał, że aż tak. Pamiętał niewiele ze stu przerobionych stron. Tylko część eksperymentów została mu w głowie i to tylko dlatego, że pamiętał je z zajęć. W ten sposób połączył kilka innych informacji i miał lepszy obraz sytuacji. Patrząc na jego rozproszenie i uciekające co rusz myśli w stronę nieznajomego faceta i tak mógł stwierdzić, że odniósł sukces. Była godzina dwudziesta trzecia trzydzieści, gdy przestał powtarzać materiał. Nauka zajęła mu pięć godzin, a samo powtórzenie trwało sto dwadzieścia minut. Zazwyczaj szło mu to o wiele szybciej.
Położył się na łóżku. Powinien odpocząć, zjeść coś, wykąpać się i iść spać. W jego głowie, jak na złość, ponownie pojawił się obraz Thomasa. Co jest z nim nie tak? Widział faceta raz w życiu, na dodatek zaraz po tym, jak go poturbował samochód, a on się rozczula i wyobraża jakieś niestworzone rzeczy. Czasami naprawdę zastanawiał się, czy z nim wszystko OK. Nie raz i nie dwa zdarzało mu się zauroczyć od pierwszego wejrzenia. Zdawał sobie sprawę, że nie ma sensu powstrzymywać swoich myśli. W końcu zakazany owoc najbardziej kusi. Od razu przypomniało mu się omawiane na uczelni badanie. Kobieta od ćwiczeń kazała im nie myśleć o białych niedźwiedziach. Paradoksalnie myśleli tylko o nich albo też wszystko im się z nimi kojarzyło. Po chwili konsternacji i ciszy, wszyscy zaczęli się śmiać, że są skrajnie przewidywalni. Były to jego pierwsze zajęcia na uczelni, może dlatego aż tak je pamiętał.
            Rozglądnął się po skromnie urządzonej kawalerce. Nie jeden znajomy zarzucał mu, że pracują tyle, co on, a jakimś cudem nie posiadają mieszkania. Nigdy im nie wytłumaczył skąd je miał, nie uważał tego za godne wytłumaczenia. Tylko jego rodzina i najbliżsi przyjaciele zostali o wszystkim poinformowani.
            Jako nastolatek pomógł pewnej starszej, jak się później dowiedział, bezdzietnej kobiecie, zaraz po tym, jak przewróciła się na lodzie. Od tamtego momentu odwiedzał ją czasem w jej kawalerce, robił zakupy i kupował leki, gdy była chora. Po miesiącu znał wszystkie sklepy w okolicy i osoby pracujące w nich. Dopiero po roku, gdy jego rodzice odkryli, że ich syn popołudniami znika na godzinę, bądź dwie, przyznał im się, jak spędza wolny czas. Byli z niego dumni, tym bardziej, że opiekował się staruszką, gdy ta go najbardziej potrzebowała. Zazwyczaj przychodził do niej trzy lub cztery razy w tygodniu. Wszystko zależało od tego, ile miał zajęć i sprawdzianów. Obca kobieta, stała się dla niego babcią. Nadal w głowie miał zapach i smak szarlotki – specjału pani Alicji – tylko ona potrafiła dodać wielką ilość cynamonu, a przy tym nie zepsuć smaku. Na samo wspomnienie kruchego ciasta, wręcz rozpływającego się w ustach, miał ochotę zapłakać. Jego przyszywana babcia zmarła cztery lata temu, a za opiekę nad sobą przekazała mu mieszkanie. Przez lata oszczędzała na koncie drobne kwoty pieniędzy, które po jej śmierci starczyły na opłacenie lokum na rok z góry.
            Uśmiechnął się z sentymentem. Rzadko płakał, a jednak wtedy nie mógł powstrzymać łez. Uczył się do sprawdzianu z biologii, gdy weszła jego mama z informacją, że staruszka nie żyje. Przyjaciółka Alicji, która miała swój klucz do jej mieszkania, znalazła ją w pościeli, w łóżku. Lekarz stwierdził, że zmarła we śnie.
            Z dawnego wnętrza zostały tylko dwa małe, wygodne fotele. To do nich dobrał resztę mebli. Nigdy by nie powiedział, że osoby starsze preferują aż taką nowoczesność, jednak kubełkowate siedziska w dziwny sposób pasowały do starych mebli. Ciemne, brązowe obicie idealnie komponowało się z jabłoniowymi meblami. Wszystko urządził tak, jak chciał. No może nie do końca. Rodzicielka Olivera wiedząc, że jego przyjaciele lubią spędzać czas w większym gronie, sama kupiła i zmontowała stolik dla syna. Wiedziała, że byłby temu przeciwny, dlatego pewnego dnia zadzwoniła do niego i kazała mu zejść. Z pomocą Olivera, wniosła go na górę. Początkowo każdy, kto do niego przychodził, śmiał się z niego i jego wyboru. Wystarczyło kilka słów i wszyscy milkli.
– A ty postawiłbyś się swojej matce, gdyby sama to zmontowała i powiedziała, że masz to tylko wnieść? – Po chwili zastanowienia każdy twierdził, że wolałby:
a) Armagedon
b) atak zombie
c) odcięcie od funduszy
d) egzamin
            Nikt nigdy nie chciał podpaść swojej rodzicielce. W pewnym momencie nawet Lilly chciała mu podebrać prezent, tylko że on już tak się do niego przywiązał, że za nic by go nie oddał. Mimo, iż jego kawalerka nie miała zbyt dużego metrażu, to jednak była dość przestronna i funkcjonalna, o ile dobrze zagospodarowało się wolną przestrzeń.
            Wchodząc przez drzwi wejściowe, wszyscy znajdowali się w malutkim przedpokoju, pokrytym rdzawą farbą. Jego ojciec zastanawiał się, jak mógł wybrać tak ohydny kolor, niepasujący do niczego, który w rzeczywistości okazał się dość ciepły i praktyczny. Prawie każde zabrudzenie można było uznać za odcień farby. Kuchnia nie była ślepa tak, jak w wielu innych mieszkaniach, ale posiadała długie, choć wąskie okno po prawej stronie. Najciekawsze było w niej to, że nie dostosował zawieszenia szafek do swojego wzrostu. Był raczej wysoki, a górna krawędź szafki sięgała mu do barku. Dzięki temu rozwiązaniu mógł zamontować jeszcze dwie półki nad meblami na wszystkie urządzenia elektryczne, otrzymane od rodziny, jako niezbędne wyposażenie domostwa. Z tego wszystkiego używał tylko czajnika, mikrofali i do niedawna elektrycznego młynka do kawy Zapomniałby o tosterze, który czynił swe honory dwa, czasem trzy razy do roku. Meble były koloru orzecha, ciężkie w dbaniu o czystość, ponieważ prawie każdą plamę było na nich widać. Jednak uwzględniając ich pojemność, były dość praktyczne. Kuchnię pokrywały płytki, tego także nie zmienił po swojej przybranej babci. Będąc w tym pomieszczeniu miało się widok na salon, sypialnię i pokój gościnny w jednym. Pomieszczenia były połączone, chociaż posiadały dwa osobne wejścia. Będąc w kuchni, bez problemu można było znaleźć się w pokoju, przechodząc koło małej wysepki, omijając w ten sposób przedpokój. Zazwyczaj zauważało się dwa rozłożone, plastikowe krzesła, jednak po tym, jak prawie się o jedno z nich zabił, przechodząc w nocy, postanowił poświęcać te dwie minuty dziennie na ich złożenie wieczorem i rozłożenie rano. W salono–sypialni, naprzeciwko drzwi wejściowych do pomieszczenia znajdowało się okno. Praktycznie zaraz pod nim był dosunięty do ściany narożnik, a od strony krótszego boku łóżka stały wspomniane już dwa fotele i stolik. Patrząc ponownie na okno, po prawej stronie znajdowały się dwa małe regały koloru jabłoni i mała szafa z półkami na ubrania. Oprócz tego na przeciwległej od foteli ścianie znajdowała się mała półka z czterema szufladami. Ściany były koloru brzoskwiniowego. Trzeba jednak zaznaczyć, że on sam sobie tego nie zrobił. Ponownie jego rodzicielka maczała w tym palce. Tym razem dosłownie, ponieważ sama wymalowała to niewielkie pomieszczenie, gdy on zdawał maturę. Pamiętał, że jego rekcją był szok na widok tego koloru. Wiadomo – przyzwyczaił się do niego, jednak nadal nie wiedział, czy był zaskoczony pozytywnie, czy raczej negatywnie.
            Nic więcej do szczęścia nie było mu potrzebne. No, może tylko pyszna kawa, ale ona zawsze była u niego na pierwszym miejscu. Miał wystarczająco dużo miejsca, by pomieścić wszystko, co chciał i potrzebował, a resztę rzeczy nadal trzymał u rodziców. Zresztą, bywał u nich raz na dwa dni, ponieważ miał blisko z uczelni. Czasem rzadziej, wiązało się to z ilością nauki, czy też zmianami w pracy. Tak, jak każdemu młodemu człowiekowi – zdarzało mu się nie mieć ani siły, ani ochoty na to, by spędzać czas w gronie rodzinnym.
            I z takimi przyjemnymi wspomnieniami i myślami zasnął, by nieco zregenerować siły po wytężonej nauce i w miarę rześkim przyjąć kolejny poranek – oczywiście kubkiem kawy.




* Piramida potrzeb Maslowa w rzeczywistości nie jest poprawnym określeniem. Powinna być określana mianem teorii.
A teraz trochę szczegółów: Maslow określił pięć podstawowych potrzeb człowieka. Są one niższego lub wyższego rzędu. Idąc od dołu posiadamy takie potrzeby, jak:
1. Potrzeby fizjologiczne
2. Potrzeba bezpieczeństwa
3. Potrzeba przynależności i miłości
4. Potrzeba uznania
5. Potrzeba samorealizacji.
W większości harlequinów psychologicznych (Jak zdobyć…, Jak stać się…, Jak rzucić… Jak zyskać…, itp.), powielane jest błędne założenie, które głosi, że twórca teorii uważał, iż potrzeby te nie mogą zamieniać się miejscami. Jeżeli nie masz zaspokojonych potrzeb fizjologicznych, to nie możesz czuć się bezpiecznie. W rzeczywistości jednak Maslow uważał, że można funkcjonować bez tymczasowego zaspokojenia potrzeb, jednak im dłużej ich nie zaspokajamy, tym gorzej. Dobrym przykładem jest chociażby siedzenie w szkole, pracy, czy na uczelni. Zaspokajacie potrzebę samorealizacji, ale jeżeli w trakcie zajęć zachce wam się jeść, to nie wyciągacie od razu bułki i nie zaczynacie jej konsumować. Dokładniej rzecz ujmując – nie zaspokajacie od razu potrzeb pierwszego rzędu, a jednak jesteście w stanie funkcjonować. Jeżeli ktoś z was miałby ochotę poczytać trochę więcej, polecam:
Maslow, A.(2006) Motywacja i osobowość. Rozdział 2



** Brzezińska, A. I (2007) Psychologiczne portrety człowieka. Praktyczna psychologia rozwojowa. Rozdział 7.







9 komentarzy:

  1. Komentarz będzie krótki i mam nadzieję, że treściwy xD
    Na początku przepraszam, iż nie skomentowałam pierwszego rozdziału, no ale nie dałam rady. To opowiadanie bardzo ciekawie się zapowiada. Olivier wydaje się być miłym i ciekawym człowiekiem. Lubię też jego przyjaciółkę. Natomiast cała historia z potrąconym Thomasem był trzymająca w napięciu. Zazdroszczę Olivierowi, zimnej krwi, że dał sobie radę. W takiej chwili zastanawiam się - jak ja bym sobie poradziła? Czy dałabym radę? Nie wiem. Niby teorie znam, wiem co powinnam robić, no ale... Mam nadzieję, że nigdy nie będę w takie sytuacji xD
    Hmm... Przez tytuł opowiadania domyślam się, iż Thomas straci pamięć. No ale to chyba wszyscy wcześniej podejrzewali. Chociaż można było obstawiać, że osobą "poszkodowaną" będzie Olivier.

    Cóż mogę więcej dodać? W sumie to nie wiem. Nigdy nie lubiłam komentować pierwszych rozdziałów opowiadania, tak mało wtedy wiem o fabule xD No nic. Czekam na następny rozdzialik.


    Pozdrawiam i życzę dużo weny!♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak na pierwsze dwa rozdziały historia zapowiada sie całkiem ciekawie . Dobrze, że nie rozwijasz momentalnie akcji , tylko trzymasz nas troszkę w napięciu ;) Kurcze, Thomas pamięta, jak to ma się do tytułu opowiadania :) Świetnie przedstawiłaś też postać Lili " pozytywnie kopnięta kobieta" , tyle energii, normalnie podziwiam ;))
    Co do wypadku.. Ja bym chyba spanikowała, cóż dobrze, że bohater tego nie zrobił - bo byłby chyba koniec bloga :D Mam nadzieje, że ta historia będzie równie fascynująca w dalszych rozdziałach jak Twoje poprzednie opowiadanie :) Pozdrawiam i życzę dalszej weny !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że historia cię zaciekawiła. Nigdy nie lubiłam, gdy pół akcji toczyło się w ciągu pierwszego rozdziału dlatego też wolę wszystko opisywać powoli. Związek między tytułem a Thomasem będzie wyjaśniany najprawdopodobniej przez pół opowiadania :)
      Ja też bym najprawdopodobniej spanikowała. Nie przejmuj się. Cieszę się, że podobał ci się "Młody", chociaż "Amnezja" jest chyba troszkę inaczej napisana. To moje subiektywne zdanie :)
      Pozdrawiam
      LM

      Usuń
  3. Witam,
    miło słyszeć, ze wiedziałaś,że ja gdzieś tam jestem... ;]
    a co do samego rozdziału.... to naprawdę wspaniały, Twój styl jest bardzo dobry, rozdział się czyta lekko i przyjemnie, nawet nie wiesz jaki był to dla mnie szok, że kursor już nie ma gdzie zjechać w dół....
    po zakończeniu tamtego rozdziału, myślałam, że to właśnie Oliwer wpadnie pod koła...(no bo egzaminy, zmęczenie i tak dalej) i mnie bardzo zaskoczyłaś,z e to jednak nie on.... jak widać całkiem nieźle sobie poradził z udzielaniem pomocy... a zachowanie policjantów genialne... tak, tak nie ma to jak dawać burę komuś, że nie przyszedł na spotkanie jak się samemu na nie spóźniło ;]
    zapytam Cię kochana (mam nadzieję, że nie będziesz zła), ale czy masz jakiś kontakt z Kirarin, wis=działam, że komentowałaś jej blog „mary senne”, jeszcze kolka dni temu zaglądałam tam, a teraz jest już usunięty...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba Basiu :) Bardzo mi miło, że podoba ci się mój styl, sama nie mam co do niego pewności. Gdyby Oliver wpadł pod koła to nie byłoby całej tej historii :)
      Basiu, jasne, że nie jestem zła. Wiem, że usunęła blogi, bo się wypaliła i nie potrafiłaby skończyć "Mar sennych".
      Pozdrawiam
      LM
      P.S. Jeśli będziesz chciała mogę jej przekazać wiadomość od ciebie, bo mam z nią kontakt mailowy :)

      Usuń
    2. Po tym, jak Cię opierniczam co rozdział, to rzeczywiście mogłaś nabawić się wątpliwości, ale spokojnie - jest naprawdę dobry, tylko potrzebuje lekkiego oszlifowania.
      Nie wiem, czemu większość podejrzewała, że to Oliemu stanie się coś złego. Z moją sadystyczą naturą, powinnam być pierwsza, która będzie to obstawiać, a jednak o tym nie pomyślałam. Może dlatego, że Lady nakreśliła mi nieco plan opowiadania i to nieco zdefiniowało moje oczekiwania.

      Usuń
  4. Rany, to opowiadanie mi się coraz bardziej podoba...Olivier jest zaradny i inteligentny, nie tak jak typowe uke z opowiadań yaoi, które potykają się o własne nogi. Podoba mi się też twój sposób pisania, taki praktyczny, jasny i dojrzały, a także to, że wtrącasz tak wiele faktów o psychologii. Opisujesz nawyki chłopaka, co w jakiś sposób nadaje m niepowtarzalnego charakteru. Super :) Dzięki za komentarz, mam nadzieję, że znajdziesz czas, żeby poczytać i że ci się opowiadanie spodoba :D Dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hejka,
    fantastycznie, uwielbiam Twój styl pisania... czyta się lekko i przyjemnie...
    jak widać Oliver całkiem nieźle sobie poradził z udzielaniem pomocy... ale no zachowanie policjantów po prostu genialne... nie ma to jak opieprzać  kogoś, że nie przyszedł na spotkanie jak się samemu na nie spóźniło ;] trochę to przypomina mnie ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka, hejeczka,
    cudownie, Oliver całkiem całkiem nieźle sobie poradził z udzielaniem pomocy... a policjanci i ich zachowanie po prostu genialne... no nie ma to jak opieprzać  kogoś, o nie przyjście na spotkanie jak się samemu na nie spóźniło ;] ;)
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń