Miłego czytania :)
Rozdział
12
Oliver biegł na złamanie karku. Musiał
zostać godzinę dłużej w pracy przez to, że Jill zaszwankował samochód. Zanim
dotarła z drugiego końca miasta autobusem, upłynęło kolejne pół godziny. Poza
tym musiała mieć jeszcze czas na szybkie przebranie się. Thomas go zabije, a
przy tym jego lekarz. Na dodatek, nie mógł się dodzwonić do mężczyzny, nie
odpowiadał też na jego wiadomości
tekstowe. Cholera! Wiedział, że tak będzie.
Za dwa dni Lilly miała się
przeprowadzać. Kupiła z ojcem mieszkanie, o jakim marzyła. Nawet nie musiała go
za bardzo remontować, ktoś miał podobną do niej ideę. Meble w kolorze olchy i
jasne, ciepłe ściany. Musieli je przemalować, dla odświeżenia, ale to był
najmniejszy problem. Dwa pokoje plus kuchnia, łazienka i mała garderoba. Cały
remont zajmie ich dwójce tydzień. Ojciec kobiety zaoferował się, że wynajmie
firmę, ale właściciel obiecał ustawić meble na środku pokoju przy wyprowadzce,
tym bardziej, że będą w tym czasie puste. Oczywiście, studentka musiała jeszcze
dokupić wiele rzeczy, także z mebli, ale po poznaniu nazwy firmy, wiedziała już
gdzie szukać tego, co chciała.
Młody mężczyzna przypuszczał, że za
dwa tygodnie umrze z przemęczenia. Praca, remont u przyjaciółki, Thomas u niego
i jeszcze obiecał mamie pomoc w składaniu jakiegoś cholerstwa. Wytrzyma, a
potem odeśpi w któryś weekend, o ile jego szef da mu chociaż dzień wolny.
Miał wyjątkowe szczęście, że
wychodząc z pracy, zaczął biec, ponieważ zdążył na autobus. Dokładniej rzecz
ujmując, kierowca zatrzymał się jeszcze na chwilę i otworzył mu drzwi. Gdyby
nie to, ślęczałby na przystanku przez kolejne pół godziny- albo szedł na
nogach, przez co w szpitalu pojawiłby się o osiemnastej! Cholera by to wszystko
wzięła. Ponownie wybrał numer Thomasa.
–Hallllooo? – usłyszał głośne
ziewnięcie i nie wiedział czy zacząć krzyczeć, czy się śmiać. – Oliver? Jesteś
tam? – Nawet nie był świadom tego, że się zarumienił. Głos mężczyzny działał na
niego. Naprawdę nie potrzebował tego w tej chwili.
– Tak, jestem. Spóźnię się.
Przepraszam. Jill trochę nawaliła. Będę u ciebie za jakieś hm… – spojrzał na
zegarek w kasowniku. – Dziesięć, może piętnaście minut. – Thomas roześmiał się
do słuchawki.
– Nie ma sprawy. I tak dopiero
wstałem. To ja się powoli zbieram. – Obaj zaśmiali się do słuchawki, by po
krótkiej chwili się rozłączyć.
***
Oliver nie mylił się mówiąc o
czasie, o jakim zamierzał być w szpitalu. Ze względu na to, że nikt nie chciał
wysiadać na dwóch przystankach „na żądanie” dotarł szybciej na miejsce. Wjechał
na piętro i po pokonaniu krótkiego odcinka korytarza, wszedł bez pukania do
pokoju Thomasa. Nadal był sam, a drzwi były uchylone, dlatego też się z tym nie
kłopotał.
– Cześć. Przepraszam za spó… –
Oliver urwał nagle i zakłopotał się, widząc Thomasa siedzącego bez podkoszulki.
Cudem udało mu się przełknąć cicho ślinę. Cholera. – Przepraszam. Już wychodzę,
skoro się przebierasz. Powinienem był zapukać. – Mimo swoich słów, nie potrafił
się odwrócić od widoku przedstawianego mu się przed oczami. Kurde! Ten facet
był dla niego idealny. Przecież będzie zdychał przez najbliższy czas, będąc tak
blisko niego. Na dodatek wolał kobiety. Gorzej być nie mogło. – Zresztą,
przyniosłem ci rzeczy na przebranie.
Thomasowi nie uciekł zawieszony na
nim wzrok studenta. Zresztą za bardzo się on nie ukrywał z tym, jak go
obserwuje. Po lekko zaróżowionych policzkach wiedział, że mu się spodobał.
Chociaż można by przypisać to innym zdarzeniom jak bieg, stres czy
zawstydzenie. Jednak był pewny, że chodzi akurat o tę sytuację.
– Nie szkodzi. Dzięki za rzeczy. –
Nie czuł się zawstydzony tym, że ktoś go obserwował. Nie ktoś. Oliver. I chyba
dlatego tak dobrze mu z tym było. Widział aprobatę w oczach chłopaka. Sam z
chęcią zobaczyłby go bez koszulki, ale na to będzie jeszcze czas. Sam fakt, że
będzie u niego mieszkał, ułatwiał mu wszystko. Z wielką chęcią będzie
obserwował. I wprawiał studenta w zakłopotanie.
***
Po kolejnej godzinie, Oliver
wprowadzał powoli Thomasa do swojego mieszkania. Dokładniej rzecz ujmując, jeszcze
w szpitalu go spakował, potem podziękował lekarzom, zamówił taksówkę i odebrał
wszystkie dokumenty od neurochirurga. Gdy dotarli przed budynek, pomógł
Thomasowi wysiąść, zapłacił taksówkarzowi i podprowadził mężczyznę do ławki
znajdującej się obok klatki schodowej. Najpierw sam poszedł na górę otworzyć
mieszkanie i zostawić w nim rzeczy. Wolał mieć wolne ręce, skoro miał
asekurować swojego przyszłego „pacjenta”. Z gipsem blokującym zgięcie kolana,
wejście na trzecie piętro będzie katorżniczą pracą. Nie chciał, by w razie
zachwiania się mężczyzny, nie móc go swobodnie podtrzymać, by ten nie upadł i
nie zrobił sobie jeszcze większej krzywdy.
Już wiedział, że cotygodniowe wizyty
u psychologa będą męką dla nich obu, a właściwie dla większej ilości osób. Chyba,
że jego szef zgodzi się, by w środę zawsze pracował na rano. O godzinie
siedemnastej Thomas miał mieć wizyty, wtedy zdążyłby się wyrobić.
Cholernie żałował, że nie zrobił
jednak prawa jazdy. Człowiek uczy się całe życie. Teraz by mu się przydało, nawet
jeśli miałby od kogoś pożyczyć samochód. A tak, to będzie się musiał posiłkować
taksówkami lub prosić kogoś z rodziny albo znajomych. Tylko, ile osób takie coś
wytrzyma? Przypuszczał, że dość mało.
Po załatwieniu tego co najważniejsze,
zszedł ponownie, by zgarnąć Thomasa na górę. Zdziwił się, widząc mężczyznę na
półpiętrze dość sprawnie radzącego sobie z przemieszczaniem się po schodach.
– Dobry jesteś. – Zauważył Oliver,
widząc, że Thomas wchodzi zdrową nogą na kolejny stopień, a drugą podpiera o kant
schodów, opierając lekko ciężar na samych palcach u stopy.
– Skurwysyńsko boli, ale chyba nie
mam wyjścia, chcąc wejść.
– Przykro mi. Nawet nie jestem w
stanie cię wziąć na plecy. Będziesz za ciężki. – Widząc krzywy uśmiech Thomasa,
roześmiał się lekko. – Nie dziw się. Ważysz więcej ode mnie. Jesteś wyższy i lepiej
zbudowany. Nie moja wina, że cię nie dźwignę. Nie będę nas okłamywał, że jestem
jakimś strongmenem. Do tego mi daleko.
– Widać. – Zironizował starszy
mężczyzna. I tym razem to on parsknął śmiechem, widząc minę studenta.
– I ty jeszcze sobie ze mnie
ironizujesz?! No, wiecie co? Świat schodzi na psy. – Oliver nie mógł
powstrzymać śmiechu, mówiąc to. Mimo to, gdy mężczyzna stanął przy nim,
postanowił tym razem wchodzić zaraz za nim i w razie czego trzymać ręce przed
sobą. Mieli do przebycia jeszcze kawałek drogi, a wiadomo co może się zdarzyć z
takim „dzieckiem szczęścia”, jakim był Thomas?
Dotarcie do mieszkania zajęło im
piętnaście minut. Lilly przywitała się z nowym lokatorem przyjaciela lekkim
uściskiem i pocałunkiem w policzek. Wiedziała i widziała, jak bardzo Oliver
chciał, by Thomasowi spodobało się jego tymczasowe mieszkanie. Było ono oczkiem
w głowie tego idioty.
Nadal rozmyślała o tym, co zrobił
Danielowi. Jego współlokator łaskawie doniósł jej,co dokładnie zrobił Oliver i
była mu za to cholernie wdzięczna. Jak przeczytała wiadomość, że skurwiel się
posikał i nie tylko, ze strachu, wybuchła gromkim śmiechem. Dobrze mu tak, pomyślała,
mimo że nie była za samosądem.
– Thomas, chcesz kawy, herbaty, wody
czy soku? – zapytała. Musiała jakoś pomóc przyjacielowi. A ten na tę chwilę
tylko stał i obserwował mężczyznę.
– Poproszę kawy. Dwie łyżeczki cukru
i odrobinę mleka, jeśli macie. – Nic, tylko się zakochać w tak uroczym
mężczyźnie. Całe szczęście, że wiedziała, iż ten jest gejem. Chroniło ją to
przed niechcianymi uczuciami.
– Już się robi, szefie. –
Zasalutowała mu ze śmiechem. Gdy ten już usiadł, wyszła z kuchni najpierw z
dwoma kubkami, by za chwilę przyjść ze swoją kawą. – Jak ci się podoba
mieszkanie? – Miała ochotę kopnąć przyjaciela. Nie sprawdzał się jako
gospodarz, więc musiała go ratować. Siedział i się rumienił. Klucha!
– Ładne. Przytulne. Rzadko kiedy się
takie spotyka. – Oliver zarumienił się jeszcze bardziej.
– Dzięki. Nie lubię zimnych i
odpychających wnętrz. Nie czuję się w nich komfortowo.
– Chyba nikt nie czuje się w nich
dobrze. Są zbyt sztywne, formalne. I ciężko jest się w nich odnaleźć. – Lilli
potwierdziła skinieniem głowy słowa starszego od nich mężczyzny. Miała się
dzisiaj spotkać z Kathleen, dlatego za godzinę powinna zacząć się szykować. Nie
zamierzała robić za przyzwoitkę. Cieszyła się, że będzie miała swoje
mieszkanie, ponieważ będzie mogła tego uniknąć. Odciąży to Olivera, oprócz tego
będzie miał większą prywatność i komfort z Thomasem. Nie żeby chciała ich
swatać, ale ładnie by ze sobą wyglądali.
Dwie godziny szybko minęły im na
rozmowie, a także na spożyciu przyrządzonego przez Lilly obiadu. Na początku
towarzyszyła im przy spotkaniu, ale po tym jak już się umalowała i ubrała,
wyszła na spotkanie ze znaną mu pielęgniarką. Dziwny zbieg okoliczności, ale na
razie nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Gdy zostali sami, nagle tematy do
rozmów się skończyły. Właściwie, zaczęli się lekko krępować, może miało to
związek z tym, że pierwszy raz mieli zamieszkać z kimś innym niż rodzina?
Thomas nie pamiętał, by kiedykolwiek dzielił z kimś lokum. Nawet za dziecka.
Oliver
natomiast przez jakiś czas jako nastolatek mieszkał w jednym pokoju z dwójką
rodzeństwa, ale tylko dlatego, że reszta domu w tym czasie została poddana
remontowi. Będą się musieli przyzwyczaić do swoich nawyków, do
tego, co który lubi i nie obrażać się, jeżeli popełnią jakiś błąd. Może to być
bardzo ciężkie. Tym bardziej, że już po wspólnych rozmowach stwierdzili, że obaj są dość dużymi
indywidualistami. Dzielenie jednego pokoju we dwójkę będzie specyficznym
przeżyciem, jednak musieli to przejść tak samo, jak inni ludzie.
– Jeszcze raz dziękuję za nocleg. –
Oliver parsknął śmiechem, słysząc te słowa. Nie potrafił się powstrzymać. Był
typem wesołka, jeśli tylko się stresował, a ostatnie doświadczenia nie należały
do najlżejszych.
– Przepraszam. Nie ma za co. Cała
przyjemność po mojej stronie. Ewentualnie za jakiś czas postawisz mi dużą
pizzę. – Puścił do Thomasa oczko.
***
Kolejne kilka godzin minęło bardzo
wolno. Thomas rozlokował się na narożniku, Oliver napompował dwa materace i
poszedł na zakupy. Nie zauważył, że skończyły mu się cztery składniki potrzebne
do obiadu na następny dzień. Czasem gotował coś na szybko dzień wcześniej, by nie musieć potem o tym
myśleć.
W
czasie, gdy Oliver kroił wszystko na zupę, starszy mężczyzna intensywnie prześwietlał
wzrokiem jego sylwetkę.
– Czemu
mnie obserwujesz? – zapytał młodszy mężczyzna, nawet się nie odwracając.
– A
skąd wiesz, że to robię? – Odgryzł się Thomas. – Może się mylisz?
– Na
pewno. Tylko nie wiem czemu, podświadomie cały czas czuję twój wzrok na sobie.
– Westchnął Oliver i posiekał drobno koperek.
– Kiedy
nauczyłeś się gotować? – Wiedział, że tak będzie. Thomas wiedział, jak wybrnąć
z kłopotliwych sytuacji, co zauważył już w szpitalu. Było to czasami bardzo
irytujące.
–
Miałem siedemnaście lat. Moja mama stwierdziła, że będzie mi to potrzebne,
skoro za dwa lata się wyprowadzę. Znała mój poziom zapału, dlatego zaczęła mnie
uczyć tak wcześnie. – Na samo wspomnienie kłótni i szorowania przypalonych
garnków na jego twarzy wykwitł lekki uśmiech.
– Miała
dobre podejście. – Thomas pamiętał, że on sam uczył się gotować, stojąc przy
laptopie. Włączał sobie filmiki z Internetu i próbował powielać ruchy osób
przygotowujących potrawy. Nie zawsze mu to wychodziło, jednak uczył się na
błędach. A to było najważniejsze.
Wiedział,
że mieszkał sam. Pamiętał wygląd mieszkania, ale nic więcej. Lokum było
przestronne z dość dużymi oknami. Ściany miały kolor kremowy, przez co
pomieszczenia wydawały się większe niż w rzeczywistości. Kuchnia posiadała
sprzęty, które śniły się mistrzom gotowania, a z których on prawie nie
korzystał. Na ścianach łazienki znajdowały się
ciemne płytki, odbijające światło, przez co wydawała się być dość
przejrzysta. Na prawej ścianie znajdowało się też wielkie lustro. Zaraz pod
nim, zostały wwiercone w ścianę, dwie półki na kosmetyki i dwie umywalki.
Wchodząc, od razu widziało się dużą wannę, kształtem przypominającą jacuzzi.
Obok drzwi natomiast znajdował się duży, dwuosobowy prysznic.
–
Thomas, spróbuj. – Przez zamyślenie nie zauważył, jak Oliver zbliżył się do
niego i trzymał rękę pod łyżeczką z jakimś sosem. – Nie wiem, czy czegoś tu nie
brakuje. – Student skrzywił się lekko. Widział, jak dłoń chłopaka zbliża się do
jego ust wraz z metalowym przedmiotem w ręku. Uchylił lekko usta i wypuścił
szybki, trochę drżący oddech.
Gdy
lekka, ale gęsta ciecz rozlała się po jego języku pomyślał, że się rozpłynie.
Dosłownie. To cholerstwo było strasznie dobre. Nigdy by nie przypuszczał, że
coś tak pozornie nieważnego jak sos, może zaskakiwać smakiem. On sam nigdy by
czegoś takiego nie ugotował. Słodkie i ostre zarazem, o lekkim posmaku
kwasowości.
– I jak?
– Zapytał Oliver, nieświadomie oblizując wargi. Widział jego lekko zamglony
wzrok, chociaż chłopak nie miał do tego powodu. Chociaż…
– To
było… To była najlepsza rzecz, jaką jadłem. – Jego wzrok co rusz przyciągały
usta młodszego mężczyzny. Sam delikatnie oblizał swoje, widząc, jak wzrok
Olivera podąża za jego językiem. Nie umknęło mu to, że młodszy mężczyzna
poprawia się lekko, a na jego twarz wpływają rumieńce.
– Dziękuję. – Nie wiedział za co. Czy za
to, że skosztował tak smacznego sosu, czy za to, że na niego wpływa. Widział
to. Czuł tę mgiełkę erotyzmu w powietrzu. Najchętniej przyciągnąłby Oliego, jak
zaczął go nazywać w myślach, do siebie i złożył na jego ustach pocałunek.
Musiał się otrząsnąć. To nie mogło mieć
miejsca. Nie powinien sobie na to pozwalać. Thomas był hetero. Sam mu to
wyznał. Tylko dlaczego, do jasnej ciasnej, tak na niego działał? Czemu w jego
myślach ukazał się obraz mężczyzny przeżywającego orgazm? Kurwica by to wzięła!
Oj tak. Mógłby się z nim pieprzyć. Tu i teraz. Chciał go wziąć w posiadanie
albo oddać się mężczyźnie. Byłoby mu to obojętne.
Zmusił jednak swoje ciało do
podniesienia się z narożnika i ponownego wejścia do kuchni, jak gdyby ta chwila
nie istniała. Może tylko sobie coś niepotrzebnie wyobraził? Zawsze miał skłonności
do tego, by robić sobie nadzieję w najmniej odpowiednim momencie. Nie mógł i
nie chciał sobie na to pozwolić. Nie teraz, i nie w ten sposób. Nie z tym
mężczyzną. Wiedział bowiem, że wyjdzie z tej sytuacji ze złamanym sercem.
Thomas widział nagłe wycofanie się
studenta, a wręcz jego ucieczkę. Zastanawiało go, co było jej powodem. Chyba
nie miał podstaw do tego, by zwiewać do kuchni, gdy on nawet go nie dotknął.
Zaintrygowało go zachowanie Olivera i zaczął rozmyślać nad tym, jak się tego
dowiedzieć. Może Lilly by mu w
tym pomogła, skoro wróci za jakiś czas? Chociaż z drugiej strony, nie miał co
na to liczyć, nie była w końcu jego przyjaciółką. Nawet się nie zorientował,
jak rozmyślając o tym wszystkim, zasnął.
Oliver odetchnął, gdy znalazł się w
kuchni. Miał chwilę na opanowanie swojego ciała, nim ponownie wejdzie do salonu. Postanowił
zaparzyć herbatę. Zajrzał do
szafki. Miał do wyboru kilka
gatunków, które w większości przyniosła ze sobą Lilly. Musiał czymś zająć ręce,
bo był dziwnie roztrzęsiony.
Z jednej strony, dobrze zrobił, przygarniając mężczyznę do
siebie, jednak wiedział, że będzie to miało także negatywne skutki. Obawiał
się, że przypłaci to niechcianym uczuciem. Skoro już teraz odczuwał ten dziwny
rodzaj magnetyzmu, jak gdyby niewidzialnej liny przyciągającej go do Thomasa, to co będzie później? Zdawał
sobie sprawę z tego, jak
szybko się przywiązuje, dlatego musiał postarać się nie myśleć o wszystkich
konsekwencjach tego, że zostanie sam.
Wyjątkowo trudno było mu rozstać się z
rodziną. Najciężej człowiek przyzwyczaja się do ciszy zapadającej w mieszkaniu,
gdy wyłączał muzykę czy film, który odtwarzał na laptopie. On sam bardzo długo
nie mógł się przywyknąć do tego uczucia osamotnienia. Nie wiedział, czy poradzi
sobie z tym ponownie.
Już teraz przywiązywał się do Thomasa.
Wiedział o tym. Nieświadomie zaczął rejestrować jego obecność, skupiał uwagę na
tym, czy mężczyznę coś nie boli i czy czegoś mu nie potrzeba. Za dwa, może,
trzy dni wpadnie do nich jego mama. Chciała im ugotować obiad, gdy on i Lilly będą
zajęci małą przeprowadzką. Nie chciała, by dodatkowo poświęcali czas na
gotowanie i szykowanie wszystkiego, a sama stwierdziła, że dla niej nie będzie
to problemem.
Nie widząc żadnego związku
przyczynowo–skutkowego, nagle do jego głowy wpadła pewna krępująca myśl.
Cholera. Będzie musiał pomóc Thomasowi się umyć. Kurwa!
Oj tak. Najbliższe dni będą bardzo
ciężkie.
Miałam już dziś nie czytać, ale nie mogłam się powstrzymać, oj Thomas, Thomas co ty robisz z biednym chłopakiem...Tak bardzo mu pokazujesz, jak jesteś hetero...Chyba się szybko przekona, że to błędne pojęcie... Świetnie się bawiłam, czytając ten rozdział, po prostu cudny >D Nie mogę się doczekać, co z tego wyniknie :D Zapraszam na nową notkę jak znajdziesz czas :D
OdpowiedzUsuńmiło się czytało, ale znów mnie ktoś uprzedził :P czekam z niecierpliwością na 13 (oby nie pechowy) rozdział
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńpodobał mi się rozdział i to bardzo.... przy scenie kiedy Oliver wpada do pokoju Thomasa bez pukania, miałam wizję Thomasa bez spodni ;)
te najbliższe dni naprawdę będą ciekawe dla nich, ciekawe kiedy Oliver pozna się, że zakochał się w odpowiedniej osobie, i Thhomas wcale nie jest hetero....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Cieszę się Basiu, że rozdział ci się podobał. No niestety, na takie sceny musicie jeszcze trochę poczekać ;) Zobaczymy czy Thomas jest przeznaczony Oliverowi i na odwrót :) Może tak, może nie :).
UsuńDziękuję, wena się przyda tym bardziej, że myślę nad nowym opowiadaniem pisanym w tym samym czasie co amnezja by później nie trzymać was przez pół roku w niepewności :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, najbliższe dni będą bardzo ciekawe dla nich obu, ciekawe kiedy Oliver pozna się, że zakochał się w odpowiedniej osobie, i Thomas wcale nie jest hetero....
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, najbliższe dni to będą bardzo ciekawe dla nich, zastanawiające kiedy Oliver pozna się, że zakochał się w odpowiedniej osobie, i Thomas wcale nie jest hetero...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga