Na co dzień możemy usłyszeć wiele opinii dotyczących prawdziwych przyjaciół, tego jak się zachowują, porozumiewają, czy po prostu funkcjonują obok siebie. Jedni stwierdzą, że to prawda, drudzy, że kłamstwo. Oliverowi wydawało się jednak, że prawda leży pośrodku. Jak zwykle zresztą. Fakt, przyjaciel zna cię bardzo dobrze, lepiej niż większość znajomych, ale niekoniecznie aż tak rewelacyjnie, jak sądzi. Każdy z nas ma w końcu jakieś tajemnice, nawet przed tak bliskimi osobami. Był skłonny twierdzić, że mamy je nawet przed samym sobą. Kto z nas nie próbował się okłamywać, jeżeli chodziło o uczucia, którymi darzymy innych. Jeżeli ktoś jest w stanie powiedzieć „Ja tego nie robiłem”, a później móc spojrzeć sobie w oczy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Nieraz spotykając się w większej grupce znajomych, można znaleźć pary przyjaciół, gdy jedno z nich zaczyna, a drugie kończy zdanie. Wcinają się w swoje wypowiedzi, jednak robią to ze swobodą i bez obrażania się nawzajem. Wydaje nam się, jak gdyby owe osoby były kompatybilne, a czasem zdarzy nam się pomyśleć, że całkiem możliwe, iż mają jeden umysł.
Chyba każdy z nas czuł się
kiedyś obco w grupie, którą zna. Nie trudno w takiej sytuacji zauważyć, kto z
kim ma najlepszy kontakt. Wygląda to tak, jakby miały swój własny język.
Teoretycznie - będący wspólnym dla wszystkich językiem narodowym. W praktyce - nie
jedna osoba miałaby trudność ze zrozumieniem, o co tej dwójce chodzi.
Oliver lubił w Lilly to,
że mimo swojego zwariowanego charakteru, gadulstwa i roztrzepania, potrafiła siedzieć
cicho i milczeć, wtedy gdy ktoś tego potrzebował. Zauważał, kiedy przyjaciółka
miała zły dzień, zazwyczaj mówiła wówczas jeszcze więcej niż zwykle, jakby
chciała zapomnieć o wszystkich strapieniach. Nigdy nie udało jej się go
oszukać. Od początku potrafili dostosowywać się do siebie. Może dlatego
przyjaźnili się bez niepotrzebnych spięć? Tylko czasami bywało to męczące.
Oliver nie miał zbyt
dużych nadziei na to, że mężczyzna, którego uratował, go rozpozna. Wcale by się
temu nie zdziwił. Starał się nie nastawiać negatywnie co do przebiegu
spotkania, a jednak czuł się niekomfortowo i niepewnie. Zastanawiał się, jak
powinien go przywitać, co powiedzieć, jak się zachować? Sądził, że wyjdzie
stamtąd szybciej niż przypuszczała jego przyjaciółka. Takie spotkania zawsze
bywają ciężkie i niepotrzebne. Oprócz tego jego myśli zaprzątał zbliżający się
egzamin i ciągły brak wyników z wcześniejszego. Dlatego był taki zdenerwowany.
Nie chciał ponownie zdawać tej kobyły.
Nie umiał się jej nauczyć, graniczyło to dla niego z cudem. Tylko z tego powodu
trzymał się uparcie myśli, że naliczył tyle poprawnych odpowiedzi, ile było
potrzebnych na zaliczenie.
Po odgonieniu z głowy obaw, spojrzał na
Lill. Wiedział, że coś było nie w porządku. Najpierw mówiła więcej niż zwykle,
a teraz milczała jak zaklęta, pogrążona w swoich myślach. Nawet chyba nie
zauważała turbulencji autobusowych, na które zawsze wyklinała. Nie raz, jeżdżąc
komunikacją miejską, zastanawiał się, kto daje takim kierowcom prawo jazdy.
Rozumiał dziury na drogach, chęć dojechania na miejsce, ale dlaczego, do jasnej
cholery, zachowywali się, jakby wieźli ziemniaki a nie ludzi? Siedząc miało się
trudność z utrzymaniem czterech liter na miejscu. Nie chciał wiedzieć, jak to
jest, gdy się stoi. Przy każdym hamowaniu ktoś się potykał. Nieraz zdarzyło się
też, że przy okazji prawie przewracał drugiego człowieka. Wszyscy siedzieli
cicho, chcąc spokojnie dotrzeć na miejsce swego przeznaczenia. Nie żal mu było
ludzi młodszych od niego, bo oni dawali sobie radę. Oczywiście, o ile nie byli
kontuzjowani. Mając nogę, czy rękę w gipsie, przy takim stylu jazdy, trudno
było się utrzymać w pionie. Dlatego często zdarzało mu się ustępować miejsca
osobom starszym lub tym o widocznych powikłaniach zdrowotnych... Zwykły ludzki
odruch, ale wielu do tej pory szokował.
Zamierzał milczeć do następnego przystanku
i dopiero wtedy przycisnąć przyjaciółkę. Jednak jego plany musiały zostać
przesunięte na później. Przed ruszeniem w dalszą drogę szepnął Lilly coś
do ucha i ustąpili dwóm starszym paniom miejsca. Chwilę po tym jak się
usadowiły, oni znajdowali się na tyłach komunikacji miejskiej. Dopiero tam
Oliver zdobył się na odwagę, by porozmawiać ze smutną przyjaciółką.
Lilly pogrążyła się w rozmyślaniach.
Przeżywała kryzys. Wiedziała, że w pewnym sensie była sobie winna. Ciągle
roztrząsała swój nieudolny eksperyment. Na początku uważała, że jest to dobry
pomysł. Na tę chwilę… wiedziała, że popełniła błąd. Teoretycznie sprawa była
zakończona. W praktyce wciąż to roztrząsała. Nie mówiła o tym przyjacielowi. Bynajmniej
chodziło tu o to, że nie chciała go zamartwiać. Gdyby umiała mu to wytłumaczyć...
Zabrakło jej słów, w które mogłaby to ubrać, by ją zrozumiał. Nie spodziewała
się z jego strony potępienia, po prostu… tak wyszło.
Dodatkowo Oliver zachowywał się tak,
jakby nie widział, że dzieje się z nią coś niedobrego. Może rzeczywiście tak
było. Jednak zastanawiało ją to, a zarazem zaskoczyło. Zawsze wiedział, gdy
gorzej funkcjonowała i starał się temu zaradzić. Oprócz tego martwiło ją także
to, że nadal czekała na wynik z egzaminu. Oczekiwanie przeciągało się, ponieważ
wykładowca wziął chorobowe.
Oliver - w przeciwieństwie
do niej - nie uczęszczał na państwową uczelnię. Nawet nie próbował się na nią
się dostać. Od początku wiedział, że po ukończeniu szkoły musi stać się
odpowiedzialny sam za siebie i iść do pracy, chcąc zamieszkać w kawalerce. Nie
chciał jej nikomu wynajmować, tym bardziej że jego rodzice robili to przed tym,
jak tam zamieszkał. Nie było ich stać na to, by opłacać mu czesne, utrzymywać
dom rodzinny i jeszcze jego mieszkanie. I tak miał szczęście, że
współfinansowali mu studia.
Rok akademicki zaczynali jednakowo, a
jednak sesja zbiegała im się tylko jednym zaliczeniem. Ona kończyła, a on
zaczynał. Nie dziwiła mu się, gdy czasem nie przyjmował jej zbyt miło. Jednak
przychodziła do niego z pełną świadomością tego, co robi i jak Oliver ją
ugości. Podczas pierwszej sesji oboje nieziemsko się stresowali. On pomagał jej
w nauce jak mógł. Gdy zaczął egzaminy, chciała się odwdzięczyć. W jego
przypadku okazało się to niewypałem. Po dwóch dniach odpuścili próżne starania,
a on siedział do późna w nocy, chcąc nadgonić stracony czas. I tak już zostało.
Gdy pracował na rano, uczył się często do pierwszej, drugiej nad ranem. Chodząc
na popołudniową zmianę, cały dostępny czas poświęcał nauce. Codzienne przychodzenie
na kawę stało się ich tradycją. Jednak był to jej własny sposób na odciążenie
go. Wiedziała, że Oliver gdyby mógł, zaraz po otworzeniu oczu zająłby się
nauką. Gdy przychodziła codziennie na pół godziny, nie miał czasu wziąć takiej
opcji pod uwagę. Na szczęście do tej pory nie zorientował się w jej
poczynaniach. Uważał, że jej odwiedziny są po prostu próbą ucieczki z domu.
Zresztą… Jemu nigdy nie zdarzyło się przyjść do niej bez zapowiedzi, choćby
dziesięciominutowej. Wiedział, że mieszka nadal z rodzicami, dlatego wolał nie
przychodzić „od tak”.
Oprócz tego Lilly martwiła się
zachowanie matki. Kobieta obraziła się na nią za to, że zerwała z Danielem. Do
tego chodziła jak chmura gradowa, a wszyscy w domu zastanawiali się, czy tym
razem to na nich spadnie bicz sprawiedliwości. A raczej niesprawiedliwości. Jej
młodsza siostra odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, że trafiło na nią.
Przypuszczała, że kobieta przechodzi menopauzę, a praca w zawodzie położonej
jeszcze bardziej jej to uświadamia. Miała dopiero czterdzieści sześć lat,
dlatego też dość ciężko to znosiła. Fakt, może i nie chciała mieć więcej
dzieci, ale znając ją, Lilly wiedziała, że jej matka czuła się w mniejszym
stopniu kobietą. Głupie wnioskowanie. Sama tego nie rozumiała, jednak nie miała
ochoty zagłębiać się w meandry* umysłu jej rodzicielki.
Na samą myśl o Danielu w głowie
usłyszała wściekłe wrzaski kobiety, na wieść o rozstaniu z nim. Chyba pierwszy
raz ona również zaczęła wrzeszczeć. Nie powstrzymywała się w ogóle, powiedziała
to, co myślała. Czuła, że jej matka usilnie chce, by miała mężczyznę przy boku.
Nie ważne było, czy by ją szanował, czy może gardził nią, poniżał, bił. Miałaby
to, co najważniejsze - faceta. Zastanawiała się, czemu ma zupełnie inny pogląd
na tę sprawę niż jej rodzicielka. W końcu ją wychowywała, czyli teoretycznie
powinna mieć podobne poglądy. Pomimo tego, nie uważała, że posiadanie mężczyzny
świadczyło o niej samej. Nie chciała mieć partnera tylko po to, by go posiadać.
Czasami czuła się jak dwudziestotrzyletnia stara panna, niezdatna do pożycia
małżeńskiego z powodu zbyt zaawansowanego wieku. Nieświadomie prychnęła pod
nosem.
– Co jest Lill? Widzę, że
coś cię gryzie. Od tygodnia zachowujesz się jeszcze bardziej nieznośnie niż
zwykle. Czekam i czekam, czy to z siebie wyrzucisz, a ty nic. Zupełnie jak nie
ty. Niepotrzebnie dusisz to w sobie. – Kobieta nie wiedziała, czemu w niego
zwątpiła. Jak zwykle zobaczył to, co starała się ukryć.
– Wiesz, że jak kocham swą
rodzicielkę, tak teraz świruję. – Prawie dostała zawału, gdy autobus szarpnął
mocno do przodu, a kierowca zatrąbił kilka razy. Gdyby nie ramię Olivera, które
ją mocno przytrzymało, zapewne poleciałaby do przodu, rozbijając sobie głowę.
Odetchnęła głęboko, uspakajając mocno bijące serce. – A poza tym, ma żal, że
zostawiłam Daniela. Niekiedy czuję się, jakbym żyła w jakimś pieprzonym
średniowieczu, skoro moja własna rodzicielka uważa, że nie powinnam być na
studiach, tylko mieć już męża, dom i trójkę dzieci.
Poczuła się lepiej, gdy
mężczyzna obok niej, przyciągnął ją do siebie i przytulił. Westchnęła cicho,
gardząc sobą w duchu. Wiedziała, że wyglądają jak dobrze dobrana para.
Koleżanki z roku zawsze jej zazdrościły, gdy przychodził po nią pod uczelnię.
Kiedyś była w nim zauroczona. Nawet długo. Nie było to tylko uczucie
platoniczne, a jednak wiedziała, że jest gejem. Właśnie to potwierdziło jej
przekonanie, że miłość bywa ślepa. Tylko dlaczego w jej przypadku? Była w
trzech związkach, nigdy jednak nie trwały one zbyt długo. Jej najnowszy eks był
z nią najdłużej. Jakiś pieprzony paradoks. A jednak, tak jak prawie każda
kobieta marzyła o tym, by spotkać faceta, który ją pokocha. Po prostu, taką,
jaką jest. Miała prawdziwe szczęście do mężczyzn, skoro każdy okazywał się
dupkiem. Po chwili odsunęła się od Oliego i oparła czoło na rurce znajdującej
się obok niej. Była po prostu zmęczona tym wszystkim. Przypuszczała, czemu jest
teraz taka zrzędliwa. Najprawdopodobniej zbierało jej się na chorobę, a do tego
ostatnimi czasy bardzo źle spała. Śniły jej się koszmary, z których nie
potrafiła się wybudzić. Stara mądrość ludowa brzmi, że problemy zawsze chodzą
parami. Wydawało jej się, że w jej świecie zaroiło się od dwojaczków. Powinna
się do tego przyzwyczaić.
– Wiesz, że jej nie
zmienisz. W końcu wszystko się unormuje. Poczekaj, włączę swe nadzwyczajne moce
i przewidzę twoją przyszłość. Ommmmm. – Mimowolnie się uśmiechnęła. Ludzie
dziwnie się na nich popatrzyli, ale gdy jakieś dziecko, siedzące zaraz przed
nimi, parsknęło śmiechem, jak na komendę wszyscy odwrócili wzrok. Zastanawiające
było to, że wcale nie rozmawiali głośno, a jednak połowa autobusu zareagowała
na słowa jej przyjaciela. – Omm. Omm. Hmm. Spotkasz go za półtorej miesiąca od
jutra w dość dziwnych okolicznościach. – Puścił jej oko. Nie mogła się na to
nie zaśmiać.
– Jeżeli twoje
przepowiednie mają taką sprawdzalność jak ostatnio, to ja dziękuję. Bo to
oznacza, że spotkam go, ale za piętnaście lat. – Oliver prychnął z oburzeniem.
Nie jego wina, że zaraz po
egzaminie przewidział jej, iż nie ma szans na zdanie, bo na sto możliwych
punktów uzyska tylko dziesięć. Powiedział to złośliwie. Ale jakie było ich
zaskoczenie, gdy dziewczyna podała mu przez telefon swój wynik. Rzeczywiście
uzyskała dziesiątkę, z tym że podniesioną do kwadratu. Zdała na równe sto
punktów. Do tej pory oboje zastanawiali się, jakim cudem.
***
Thomas był zmęczony
wszystkimi spojrzeniami pielęgniarek, kierowanymi w jego stronę. Od
zaciekawionych po zmartwione. Ile można słuchać o tym, że najprawdopodobniej
nie posiada rodziny?! Gdyby, chociaż trochę się z tym kryli! Ale nie, po co?
Przecież pacjent nie ma uczuć! Tylko dlaczego nikt go nie szukał, nie
zawiadomił policji, prasy? Chwycił się mocno za włosy.
Dodatkowo prawdopodobnie nie posiadał
ubezpieczenia. To z kolei martwiło lekarzy. Przeszukał ponownie swoje
wspomnienia. Wiedział, że były w nich osoby mu bliskie. Czuł to w sercu. Nie
umiał tego inaczej wyjaśnić. Mimo to były jakieś… obce. Nie potrafił tego
logicznie wytłumaczyć nawet sobie... Jego serce napełniało się uczuciem, gdy
tylko w wyobraźni widział pewną parę, czy trójkę maluchów z tymi ludźmi, jak
przypuszczał jego rodzicami. A mimo to, nie pamiętał żadnego wypadku. Tylko co
z tym młodym mężczyzną? Kim on był? Cholera jasna!
W jego głowie krążyły same czarne
myśli. Łeb mu pękał od ciągłych prób przypominania sobie tego wszystkiego. Na
początku był przerażony, że nie pamięta niczego z okresu pół roku. Teraz, po
tych kilku dniach, był po prostu wkurwiony. Nie mógł inaczej tego określić.
Denerwowały go spojrzenia ludzi, gdy szukali swoich bliskich, pielęgniarek, czy
lekarzy. Najbardziej wkurzająca była jednak Kathleen. Wiedział, jak ma na imię,
bo bardzo szybko mu się przedstawiła. Może mieli tu takie standardy, bo znał
każdą pielęgniarkę po imieniu. Jako że miał usztywnioną nogę i nie miał
bliskich, był zdany na łaskę i nie łaskę opieki medycznej. Przypuszczał, że
kobieta jest tu tylko praktykantką, mimo to codziennie przynosiła mu jakieś
owoce, czy wodę do picia w butelce. Zaopatrzyła go w kubek, sztućce, talerz i
miskę. Zresztą tak samo jak inne pielęgniarki, zapewniły mu przybory
codziennego użytku.
Pewnego dnia, Kate widząc jego
zniechęconą minę, zapytała, czy lubi czytać, a gdy uzyskała od niego
informację, jaki gatunek najbardziej by mu odpowiadał, a także po jakie książki
najchętniej by sięgnął - następnego dnia na szafce obok łóżka zobaczył trzy
książki z przyczepioną do nich informacją, że ma miesiąc na ich przeczytanie.
Nie mając co robić, poszło mu to o wiele szybciej. Przy następnym spotkaniu,
podziękował jej za troskę. Mimo wszystko było to miłe. Książki przeczytał w
pięć dni, tak więc kobieta obiecała dostarczać mu nowe lektury. Nie wiedział,
skąd z jej strony takie zaangażowanie. Może się zakochała, a może była po
prostu dobrą duszą. Któż to mógł wiedzieć?
Za cztery godziny miał się
u niego ponownie pojawić psycholog. Facet go nieziemsko wkurzał. Ale inaczej
niż wszyscy. Był… niekompetentny. Nie potrafił tego inaczej nazwać. Nie umiał
przekazać tego, co myśli. Był zbyt sztywny i protekcjonalny w stosunku do pacjenta.
Słyszał już różne opinie o tym człowieku i były… krótko mówiąc mało przychylne.
Wydawał się w tym szpitalu jakiś nierzeczywisty, karykaturalny. W ten dziwny,
specyficzny sposób nie pasował do tego miejsca. Widać, że źle się czuł,
pracując w nim. To nie było jego miejsce na ziemi. W każdym ruchu tego
człowieka, w każdym spojrzeniu, można to było wyczytać jak z kartki.
Zresztą
on sam nie był zbyt przychylnie nastawiony do opieki medycznej. Pamiętał, że
jako dziecko znajdował się w szpitalu, ale nie budziło to w nim miłych uczuć.
Pamiętał, że był wtedy przestraszony i czekał na mamę. Nie wiedział jednak, co
mu wtedy było.
Największym
problemem w tej sprawie było to, że niezależnie jakiego wspomnienia chciał się
uchwycić, wszystko mu się dziwnie wymykało. Tak, jakby nie miał do tego
dostępu. Dziwiło go to. Musiał to skonsultować z neurologiem. Do tej pory
specjalista nie chciał mu tego dokładnie wytłumaczyć lub też nie miał po prostu
czasu. Postanowił jednak, że nie da się zbyć. Skoro już wiedział, co ma zrobić
za kilka godzin, to… co teraz? Kiedy w końcu stąd wyjdzie?! Miał już serdecznie
dość tego pieprzonego szpitala.
*skomplikowany i często trudny do zrozumienia bieg
wydarzeń lub czyichś myśl
Chciałam skomentować przy 4 rozdziale no ale nie wyszło. Trzeba to nadrobić! Tak więc przyszedł czas na MOJĄ KRYTYKĘ! Buahaha ]:->
OdpowiedzUsuńPo pierwsze rozdział za krótki.
Po drugie jak dla mnie niepotrzebnie to wszystko rozwlekasz... no ja rozumiem za szybko też nie może iść. No ale naprawdę, niektóre informacje mało wnoszą do głównej fabuły. Fajnie że możemy bohaterów poznać itp itd. ale dla mnie o wiele za długo Oliver "idzie" do Thomasa. Takie niepotrzebne - według mnie - rozciąganie zaczęło się jakoś w 3 rozdziale..
Mam nadzieję, że w 6 rozdziale W KOŃCU Oliver porozmawia z Thomasem.
Co do fabuły to pomału bardzo powoli do przodu, jednakże zapowiada się bardzo fajnie. Styl również masz bardzo ciekawy i w sumie to dzięki niemu da się wybaczyć powolne tempo. Bo piszesz bardzo ciekawie. Bohaterowie nie są płytcy i widać że każdemu chociaż troszkę poświęcasz uwagi - duży plus!
Mam pytanko. Czy w którymś tam wcześniej rozdziału nie pisałaś, iż Lilly mieszka z przyjaciółką? No tą stażystką co zajmuje się Thomem... Nie jestem pewna czy dobrze mówię bo mogłam coś pokręcić, aczkolwiek takie coś mi świta w głowie.
Hmm.. nie wiem co jeszcze zawrzeć w tym komentarzu. Tak więc czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, iż akcja troszeczkę przyśpieszy (nie mówię że miedzy Thomem a Olivierem ma wybuchnąć już teraz wielkie loffff ale chciałabym aby porozmawiali i żebyś już przeszła do ich przyszłej relacji, na początku oczywiście czystko koleżeńskiej xD) A no i trzymam kciuki za przyszłe egzaminy i na spokojnie sobie pisz kolejne rozdzialiki ;3
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
pff.. nie Thomem a Thomasem! Wiedziałam, że coś mi nie pasuje.. Eh moje zdolności do przekręcania imion >n<
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńświetny, świetny rozdział... jak widać Lill niepotrzebnie zwątpiła w przyjaciela... on wszystko widział, ale czekał aż sama to z siebie wyrzuci... Thomas ma bardzo troskliwą opiekę w szpitalu ;] ciekawe czy widząc Olivera, coś mu się skojarzy... i wiesz co już wcześniej mi coś tam,a le dopiero w tej chwili mając tą scenę w autobusie uzmysłowiłam sobie jedną rzecz, że mam przyjaciela takiego jak Oliver, który jednym słowem potrafi poprawić humor, tylko że to on odwiedza mnie niespodziewanie, ostatnio dostał w łeb... bo kto to widział aby o piątej rano wpadać ;]
multum weny, czasu i chęci życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję Basiu ;)
UsuńTacy przyjaciele są najlepsi i dość nieprzewidywalni. Ja mam taką przyjaciółkę, która nie raz mnie potrafi zbić z nóg. Może i nie wpada o piątej nad ranem, ale sms-y wysyła jak spać nie może ;) Każdy z nas czasem wątpi w przyjaciół. Ale ważne jest to by mimo wszystko się nie poddawać ;) Już w następnej notce dowiecie się czy coś mu się kojarzy ;) Ai~chan tłumaczyłam u niej na blogu, że rozdział miał wyglądać inaczej. Ale stwierdziłam, że trzynaście stron to trochę za dużo na jeden rozdział i musiałam go podzielić na dwie części.
Pozdrawiam
LM
P.S. Wena, czas i chęci się przydadzą. W szczególności w ostatnim tygodniu sesji ;) Twój komentarz podniósł mnie na duchu ;) Bo trochę zaczęłam wątpić w tym tygodniu w swoje siły...
A ja już myślałam, że w tym rozdziale się spotka z Thomasem ;_; No mniejsza, ale lepiej żeby zrobił to szybko, bo facet chyba zaraz ten szpital wysadzi, swoją drogą niezłe z niego ziółko, ciekawe jak Oliver go ugłaska...No i scena z Lily była słodka, mam nadzieję że w jej życiu wszystko się ułoży bo naprawdę ją polubiłam <3 Jej relacja z Oliverem jest taka siostrzano-braterska >D
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział... jak widać Lil całkiem niepotrzebnie zwątpiła w przyjaciela... on wszystko widział, ale czekał na to, aż sama to z siebie wyrzuci... och jaką to Thomas ma bardzo troskliwą opiekę w szpitalu ;] ciekawe czy jak zobaczy Olivera...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział... Lil niepotrzebnie zwątpiła w przyjaciela... on wszystko widział, ale czekał na to, aż sama to z siebie wyrzuci... Thomas ma bardzo troskliwą opiekę w szpitalu...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza