Thomas
nawet nie zarejestrował, kiedy odpłynął do krainy Morfeusza. Dodatkowym
czynnikiem była choroba. Jego ciało nie zdążyło zregenerować się po wypadku. Sen leczy choroby. Można poddawać to
twierdzenie wątpliwości, prawda jednak jest inna. Nie przeżywamy każdej minuty
złego stanu zdrowia, nie denerwujemy przy tym rodziny, ciągle narzekając, nie irytujemy
się na samych siebie. Dodatkowo pozwalamy ciału działać. Pacjent nie spodziewał
się jednak, że gdy się obudzi, przy jego łóżku będzie siedział obcy, młody
mężczyzna. Całkiem przystojny i do tego w jego typie.
– Skądś
cię znam. Ale nie wiem skąd – odezwał się schrypniętym głosem. Czy zawsze
musiał tak mówić zaraz po obudzeniu? Zobaczył, jak przez ciało mężczyzny przebiega
dreszcz. Oliver zadrżał. – Co tutaj robisz?
–
Przepraszam. Zamyśliłem się i przez to mnie trochę przestraszyłeś. Nazywam się
Oliver. – Wyciągnął do niego rękę, która po krótkim wahaniu została uściśnięta.
–
Thomas. – Nie dał mu odpowiedzieć na zadane przez siebie pytanie.
– Wiem.
Powiedziałeś mi jak się nazywasz, gdy się ocknąłeś po wypadku. Nie wiem, czy to
pamiętasz. – Nagle dotarło do niego, skąd go zna. Dobrze wiedzieć. Nie będzie z
siebie robił większego debila niż jest.
– Czyli to ty mnie
uratowałeś? – Nie no, wykazał się inteligencją. A przyrzekł sobie, że nie
zachowa się jak idiota.
Nie zorientował
się, że podniósł głos do czasu, aż zobaczył lekko skrzywioną minę Olivera. W
tym samym czasie próbował też się podnieść. Zrobił to jednak zbyt gwałtownie, dlatego wbił
sobie gips w brzuch. Bolało. Cholernie bolało. Ponownie opadł na poduszki.
Jęknął cicho i rozmasował bolące miejsce.
– Przepraszam. Ciągle zapominam o tym
cholerstwie. – Sięgnął po przycisk do podnoszenia oparcia. Jedyne praktyczne
udogodnienie. Powinien był to zrobić od razu. Dopiero po tym wszystkim, mógł
się na spokojnie przyjrzeć chłopakowi. Całkiem w jego typie. Trochę nieśmiały,
ale uroczy. Szkoda tylko, że dużo młodszy. Powiedziałby, że chodzi do liceum.
– Tak.
Już o tym wspominałem – odpowiedział młodszy mężczyzna na zadane mu pytanie.
Oli nie
mógł powstrzymać uśmiechu. Rozczochrany i zaspany Thomas prezentował się naprawdę
pociągająco. Do tego miał zachrypnięty głos. Marzenie każdego homoseksualnego
faceta. Przystojny mężczyzna. W łóżku. Z seksownym głosem i dwudniowym zarostem
na brodzie. Kuszący. To określenie obijało się echem w jego umyśle. I pewny
siebie. Cacuszko.
–
Przepraszam. Jak jestem zaspany, to wolniej myślę. – Przynajmniej był szczery.
Oliver widział,
jak mężczyzna powstrzymuje ziewanie. Każdy z nas musi czasem dotlenić mózg. Przez
ułamek sekundy mógł stwierdzić, że uzębienie Thomasa jest w normie. Tak
przynajmniej mówiła jego nauczycielka, gdy przyłapała kogoś na nie zasłanianiu
ust. Dopiero po chwili zobaczył, jak mężczyzna zasłania je dłonią i warunkowany
zwykłymi, ludzkimi odruchami przymyka oczy.
On sam przymknął
swoje powieki i potarł je środkowymi palcami. Po chwili jego dłonie zsunęły się
na policzki i potarły je mocno, by nabrały rumieńców. Sam najchętniej poszedłby
spać. Skóra go swędziała. Widział się dzisiaj w lustrze, zdawał sobie sprawę,
że wyglądem przypomina zasuszone zombie. W myślach pojawiło mu się zdanie,
które powtarzał jak mantrę: Miesiąc
poświęcenia to bardzo mało. Ale było tak ciepło na dworze, człowiek chciał
złapać trochę witaminy D. A nic z tego nie wychodziło, bo siedział w domu i
poszerzał swoją wiedzę. Gdyby nie zdał, w perspektywie miałby kolejny miesiąc
na poprawki. Jak to określała jego nastoletnia siostra - spinał poślady i się
uczył. Gdy pierwszy raz usłyszał z jej ust określenie swojej sesji, prawie się
udławił. Zapomniała go uprzedzić o zagrożeniu życia i zdrowia. Od tamtej
chwili, gdy go o czymś informowała, nigdy niczego nie spożywał. Wolał nie
ryzykować.
– Nie ma problemu.
Każdemu się zdarza. Ja też codziennie rano ledwo kontaktuję. – Uśmiech
mężczyzny wyrażał wdzięczność. Nie wiadomo, z jakiego powodu, był dość miły.
– Czy…
Czy wiesz, jak się nazywam? Jak mam na nazwisko. Może nie powinienem pytać, ale…
– W tym momencie Oliver dziękował Kate za wszystkie informacje. Gdyby tego nie
wiedział, czułby się niezręcznie. Tak samo jak Thomas.
Po
mężczyźnie widać było, że nie odnalazł się jeszcze w nowej i trudnej dla niego
sytuacji. Czytanie z niego jak z książki, nie sprawiało mu przyjemności. Na jego
twarzy gościły niepewność i zwątpienie. Chociaż jego mimika była wręcz
klasyczna. Po krótkim obcowaniu z nim w jednym pomieszczeniu zauważył, że
posiada on bardzo plastyczną twarz. Doskonale oddającą emocje. Gdyby tylko
umiał rysować… Posłużyłby mu za głównego modela. Ale matka natura poskąpiła
Oliverowi takich zdolności, więc nie miało większego sensu rozmyślanie o tym.
–
Przykro mi. Podałeś mi tylko swoje imię. Nie jestem w stanie ci w tej kwestii pomóc.
– Nie przypuszczał wcześniej, że będzie to miało miejsce. Rzeczywiście było mu
przykro. Chciałby mu pomóc, ale nie potrafił. Nie miał takich możliwości. Nie w
tej chwili. Później spróbuje znaleźć jego rodzinę przez strony internetowe do
tego służące. Miał nadzieję, że mu się to uda.
– Nie ma
sprawy. Powiesz mi, jak to wyglądało z twojej perspektywy? – Widząc postawę
mężczyzny, mógł podejrzewać, że był zniechęcony i zmarnowany.
On sam wolał
sobie nie wyobrażać jak to jest, gdy się nic nie pamięta. Na samą myśl nim
trzęsło. Utracenie wspomnień było doświadczeniem traumatycznym. Gdyby tyczyło
się to jednego dnia, najwyżej tygodnia - można by to uznać za akceptowalne. Tak
sądził. Chociaż w ciągu jednego dnia mogą nastąpić duże zmiany w życiu. A
zapomnienie pół roku... Nie chciał sobie tego wyobrażać, a co dopiero czuć.
Nie wiadomo, czemu
właśnie teraz, naszło go wspomnienie momentu wyboru zawodu. Długo wtedy myślał
nad tym, co powinien zrobić. Zastanawiał się, czy podejmuje dobrą decyzję? Myślał
nad plusami i minusami swojej decyzji. Lilly jednak zadała mu najważniejsze
pytanie. Czy poradzi sobie emocjonalnie, jeżeli któryś z jego przyszłych
klientów popełni samobójstwo? Nie wiedział tego i przyznał to otwarcie. Mógł
tylko przypuszczać, że da sobie radę. Pomimo wątpliwości, podjął taką, a nie
inną decyzję. Zaryzykował. Nie wiedział, czy mu się to opłaci. Stwierdził
jednak, że skoro zdecydował tak, a nie inaczej, będzie się tego trzymał. Reguła
konsekwencji*. Gdyby chciał zrezygnować, łatwiej byłoby mu to zrobić po
pierwszej sesji. Aktualnie nawet sobie tego nie wyobrażał. Zaangażował się
emocjonalnie w studiowanie. „Wkręcił się” w zawód, który chciał wykonywać.
Gdyby zrezygnował na początku kolejnego etapu edukacji, byłoby mu łatwiej
psychicznie, nie musiałby żałować decyzji. Aktualnie, byłoby mu szkoda rozstać
się ze wszystkimi znajomymi, z samą placówką. Do końca życia uważałby, że nie
ukończył czegoś ważnego. Nie zorientował się, że opowiadał mężczyźnie, jak to
wyglądało, a myślami krążył zupełnie w innym kierunku.
– Dziękuję. Czemu
dopiero teraz mnie odwiedziłeś? – Nie mógł ukryć lekkiego grymasu na twarzy.
Nie spodziewał się tego pytania, ale z drugiej strony działało to na jego
korzyść. Będzie autentyczny, odpowiedź nie będzie wyćwiczona, co czasem jednak
mu się zdarzało.
– Jestem w trakcie sesji. Niedługo po twoim
wypadku miałem najtrudniejszy egzamin. Gdybym go nie zdał, nie miałbym
możliwości, żeby podejść do seminarium dyplomowanego. Musiałem się wszystkiego nauczyć
i to był główny powód mojej nieobecności.
Miał to szczęście, że zaliczał wszystkie
egzaminy w pierwszym terminie. Nie musiał dodatkowo płacić za poprawki. Nie
byłoby go na to stać. W tej chwili sześć miesięcy wyciętych z życiorysu było
tego warte.
– A ty jak się
czujesz? Co ci się dokładnie stało? – Lilly przeszkoliła go z tego, co może
mówić, a czego nie powinien. Nie mógł się zdradzić, że wiedział wcześniej o
jego amnezji. Przyjaciółka mu zaufała. Wiedziała też, że o niczym nie wspomni,
jeżeli nie będzie to wynikało z rozmowy. – Masz amnezję? – Pogrążył się. Nie ma
co. Widział zdziwienie i zastanowienie na twarzy mężczyzny. Nie zapytał o nic,
czego już by mu nie powiedział. A to dawało mu szerokie możliwości.
Informacja o tym, że
mężczyzna studiuje, trochę Thomasa zaskoczyła. Po tym, jak wyglądał, nie
powiedziałby, że ma tyle lat. Co najwyżej, że zdaje w tym roku maturę. Chociaż
może jest na pierwszym roku? Zaraz potem zmarszczył brwi, słysząc zadane
pytanie. Skąd on niby mógł to wiedzieć? Jakim cudem? Przecież sam o tym nie
wspominał.
– Skąd wiesz, co mi
dolega? – spytał.
Nie mógł ukryć tonu
zarzutu w głosie. Może facet go prześladował? Sam go potrącił, a potem udzielił
pomocy? W jego umyśle pojawiały się kolejne pytania, których nie mógł
powstrzymać. Wiedział, że są idiotyczne. Za dużo słyszy się w telewizji, by nie
wysunąć takich podejrzeń. Poza tym podejrzliwość nie raz uratowała mu tyłek.
Nie wchodził w wątpliwe interesy. Czasem zdarzało się też, że biznes był
doskonałym pomysłem, jednak człowiek mu nie pasował. Zbyt często miał w tym
względzie rację.
– Sam zapytałeś,
czy pamiętam, jak się nazywasz. Chcąc, nie chcąc połączyłem to z wiedzą ze
studiów. – Widział, jak lekki uśmiech wpływa na usta młodego mężczyzny. W sumie
miał rację. Sam się wkopał, nawet o tym nie wiedząc. – Wiesz jaki rodzaj konkretnie
masz? – Uh. Na kogo on trafił. Psychopata? Socjopata? Może ktoś zlecił jego
morderstwo? Gdzieś z tyłu głowy, rykoszetem pojawiła się ostatnia wypowiedź
Olivera.
– Nie pamiętam nic
pół roku do tyłu. – A może właśnie w tym okresie pojawił się ktoś, kto mu
groził? Kurde! Tylko on potrafił się w coś takiego wpakować. Czuł się, coraz bardziej
zdenerwowany. Nie znał tego człowieka, a on zadawał mu dziwne pytania. Nie
powiedział, na jakim jest kierunku, co także powodowało jego wątpliwości.
Kurwa! O co tu chodzi?
– Uh. To nie
dobrze. Współczuję. – Wyraz jego twarzy był szczery. Nie od dzisiaj wiadomo, że
właśnie tacy ludzie, budzący największą sympatię są zarazem seryjnymi
mordercami. Oczywiście tylko ułamek z nich, a jednak. W Stanach Zjednoczonych
na milion ludzi przypada jeden taki człowiek.**
– Wybacz, ale muszę
ci zadać kilka pytań. – Zauważył lekką zmarszczkę biegnącą przez nos chłopaka.
Chyba często się
marszczył, bo w tak młodym wieku była dość głęboka i widoczna. Czy był to objaw
zdenerwowania, czy może zastanowienia? Krótka chwila niepewności, ale Oliver
wzruszył ramionami dając mu wolny wybór. Widział, jak mężczyzna zmienia układ
nóg z wyciągniętych przed siebie na ugięte w kolanach.
– Czy masz prawo jazdy? – Uśmiech gościa powiedział
mu wszystko. Wiedział, dlaczego go będzie pytał i nie ma z tym problemu.
– Nie, nie mam.
Nigdy nawet się o nie nie starałem. Gdy kończyłem osiemnaście lat, mojej
rodziny nie było stać na ufundowanie mi kursu. Sądzę też, że lepiej mieć prawko
i samochód w jednym czasie. Mieć prawo jazdy, a nie posiadać samochodu, jakoś
mnie to nie kręci. – Odetchnął lekko, widząc, że chłopak jest rozluźniony.
Gdyby było inaczej, mógłby się spodziewać, że ten go okłamuje.
Nie raz widział
taką postawę. Rozluźnienie twarzy, ale ciało napięte jak struna. Ojciec kazał
mu się wyuczyć odczytywania języka ciała, by wiedzieć, jak w przyszłości
rozporządzać firmą. Mając tę wiedzę o ludziach, mógł ocenić kilka rzeczy na
podstawie samej ich postawy. Myślenie to było tak instynktowne, że nie zwrócił
na nie uwagi. Gdyby to zrobił, być może byłby w stanie odzyskać jakąś część
wspomnień.
– Skąd wiesz, że są
różne rodzaje amnezji? Ja do tej pory nie miałem o tym pojęcia. – To była
prawda. Słyszał o amnezji. Nie wiedział, że istnieją różne jej typy. Nigdy nie
zagłębiał się w ten temat. W tym momencie tego żałował. Nie mógł jednak
przypuszczać, że wiedza ta będzie mu potrzebna. Zauważył też, że mężczyzna
spiął się delikatnie. Właśnie tym napięciem ramion go zaniepokoił. Miał coś do
ukrycia?
– Studiuję
psychologię. Jestem na specjalności klinicznej, a o amnezji wiem kilka rzeczy,
bo chciałbym się kiedyś rozwijać w kierunku neuropsychologii. Nie jestem raczej
typowym studentem, który wykuje tylko ten materiał, którego się wymaga do
zaliczenia egzaminu. Staram się uczyć dla siebie. Im większą wiedzę posiądę,
tym lepiej. Dlatego orientuję się w uszkodzeniach mózgu. Tylko trochę, ale
jednak. Miałem to też na egzaminie w tym roku. – To by wiele tłumaczyło. Jednak
intuicja podpowiedziała mu jeszcze jedną rzecz.
– Nie chcę cię
obrazić. Wiesz, że wielu psycholi chodzi po świecie. – Lekko zmrużone oczy i
uśmiech na twarzy chłopaka, powiedziały mu wszystko. Doskonale się domyślił, że
właśnie za takiego go wziął. – Mógłbyś mi pokazać swoją legitymację? – Nie
spodziewał się jednak, że chłopak zacznie się śmiać. Kurde. Co zrobił źle?
– Inwigilacja, co?
Nie martw się, nie jestem jednym z seryjnych morderców. Inaczej nie czekałbym
aż się obudzisz. Zresztą w szpitalu łatwo można kogoś uśmiercić, jeśli się
tylko wie co i jak. – Mrugnięcie okiem i tajemniczy uśmiech na twarzy Olivera
dał mu do myślenia.
Zaraz po
poinformowaniu go o takiej możliwości, bez zwłoki schylił się do trzymanego pod
krzesłem plecaka. Wyciągnął z niego portfel, by zaraz potem podać mu dokument. Spojrzał
na jego zdjęcie, następnie kierując wzrok na jego dane osobowe, oficjalną
pieczątkę uczelni. Gdy już to zrobił, spojrzał na pieczątki, uprawniające do
zniżki studenckiej. Odetchnął z ulgą, widząc, że nadal są aktualne. Najświeższa
była podbita do trzydziestego pierwszego października. Odetchnął i rozluźnił
dotychczas spięte ramiona.
– Dziękuję. Wybacz,
wyuczona ostrożność. Przypuszczam, że to dzięki mojemu ojcu, ale nie jestem
pewien. – Niewyraźny przebłysk jakiegoś
wspomnienia pojawił się w jego głowie. Czując lekkie klepnięcie na dłoni, wiedział,
że Oliver mu wybaczył. Pozwoliło mu to również wrócić do rzeczywistości. – Co
miałeś na myśli mówiąc, że w szpitalu łatwo kogoś zabić?
– Był taki
eksperyment. Niestety nie pamiętam gdzie i kto go przeprowadził, bo miałem to
na pierwszym roku, jednak mogę ci go opowiedzieć, jeśli chcesz. – Pokiwał głową
na znak, że jest tym zainteresowany. – Za zgodą jednego ze szpitali badacze
dołożyli do gablotki z lekami dodatkowy specyfik. Wszystko było poprawne.
Naklejka, dane na niej i tak dalej. Na etykiecie wydrukowano, że maksymalna
dawka leku wynosi dziesięć miligramów. Badanie zostało przeprowadzone na
dwudziestu dwóch albo dwudziestu czterech pielęgniarkach. Dokładnie ci tego nie
powiem, bo nie pamiętam. W trakcie dyżuru każdej z nich dzwonił badacz, podawał
się za doktora o dość powszechnym nazwisku, a następnie prosił, by pielęgniarka
wstrzyknęła dawkę dwudziestu miligramów danemu pacjentowi, który swoją drogą
był pomocnikiem eksperymentatora. Najgorsze w tym wszystkim było to, że
pielęgniarki wiedziały, jaka jest dawka maksymalna leku, a mimo to podawały
dwukrotnie większą, tak jak kazał im nieznany lekarz. – Jego mina musiała być
dość zdziwiona, skoro dalsza wypowiedź Olivera była taka, a nie inna. – Nie bój
się. Ja tego nie zamierzam robić. – Teraz miał pewność, że mężczyzna przed nim
lubi się uśmiechać i od tego miał jeszcze słabo widoczne zmarszczki. – Na wszystkie badane pielęgniarki, tylko
jedna nie zrobiła tego, o co prosił ją obcy lekarz. Na pocieszenie powiem ci,
że badanie może być nierzetelne. Nie z winy badacza, ale przyjmuje się, że
minimum osób badanych to trzydzieści. Jeżeli
jest ich mniej, badanie samo w sobie może zawierać błąd. Grupa
pielęgniarek jest dość specyficzna, w końcu nie każdy decyduje się, by służyć
ludziom. Mogą mieć one cechy inne niż reszta kobiet w całej populacji. Uh.
Wybacz. Chyba to zagmatwałem.
– Nie przepraszaj.
To było ciekawe. A dzięki tobie już wiem, na co mam zwracać uwagę. – Uśmiechnął
się do niego, dobrze mu się z nim rozmawiało, mimo tego, że ich znajomość była
bardzo krótka. – Będę cały czas czujny. Chyba, że zasnę. Wtedy jest to mało
realne. – Widział, jak mężczyzna pochyla się nad nim.
– Powiem ci w
sekrecie, że pielęgniarki mają jakiś szósty zmysł i w większości wstrzykują lek
w kroplówkę właśnie wtedy, gdy śpisz. – Złośliwy uśmiech wpłynął na usta
Olivera. Wiedział, że się z niego naigrywał, ale dzięki temu nie było mu nudno.
W końcu. Zauważył, jak nagle źrenice chłopaka rozszerzyły się. Dziwnie mu było
ze świadomością, że zapałał do niego sympatią. Od tak, od razu. Praktycznie go
nie znając. Rzadko kiedy lubił człowieka od razu, nie wnikając w to, czemu tak
się zachowuje.
– Czy istnieje
jakieś badanie dotyczące wypadków i sympatii do osób ratujących? – Chyba
znalazł kolejne uszkodzenie mózgu. Nie zastanawianie się nad tym, co się mówi.
Oliver roześmiał się głośno.
– Wybacz. Nie
mogłem się powstrzymać. Na tę chwilę nie słyszałem nic o takich badaniach.
Czytałem kiedyś o agresji drogowej i tego jak się ona objawia, ale to co
innego. – Thomas zauważył, że chłopak jest pasjonatem swojej dziedziny.
Posiadał wiedzę i używał jej w dość lekki sposób. – A czemu pytasz? Lubisz
mnie? – Słyszał jego kpiący ton, ale nie zwracał na to większej uwagi.
– Może. – Wykrzywił
ironicznie wargi. – Rzadko mi się to zdarza. – Sarkazm w jego głosie był
doskonale słyszalny. Oliver był blisko jego twarzy. Bardzo blisko, a jemu to nie
przeszkadzało. Wiedział, że kiedy indziej zachowałby się inaczej, ale teraz
jakoś nie miał ochoty zwrócić mu uwagi, by się odsunął.
– Łatwo zauważyć.
Jesteś dość oschły w kontaktach. – Uśmiechnął się kącikiem ust. Zyskał nowego,
godnego przeciwnika w potyczkach słownych. Ciekawy charakterek, ostry. Nic,
tylko schrupać takiego na śniadanie. – Co czytasz? – Podniósł się do normalnej
pozycji siedzącej i odwrócił głowę w lewą stronę, patrząc na białą, emaliowaną
szafkę.
Więcej w niej było
czerni niż bieli. Farba odpadała od niej małymi płatami, a napisy wyryte przez
nieznane mu osoby nie dodawały jej uroku. Zwykła, praktyczna rzecz, która
powodowała wszechogarniającą niechęć do tego miejsca i obmyślanie planu
ucieczki. W sali stały cztery łóżka. Trzy aktualnie puste. Idealnie zaścielone,
jednak biała pościel była zszarzała, rurki tak jak i szafki obdrapane, z
ubytkami farby. Na pościeli, a właściwie ubranym kocu, leżał dodatkowy pled w
kratę, którym można się było przykryć na noc. W sali śmierdziało specyfikami do
czyszczenia pomieszczeń. Charakterystyczny zapach, o którym każdy chce jak
najszybciej zapomnieć. Obok każdego posłania po lewej stronie znajdował się mały
kontenerek z jedną szufladą wyciąganą poprzez wysunięcie i jedną otwieraną na
oścież, podzieloną na pół, by można było w niej zmieścić inne, większe rzeczy.
– Kryminały. Jedna
z pielęgniarek dba o mnie szczególnie. – Widząc na sobie wzrok mężczyzny, wzruszył
ramionami. – Nie pytaj mnie, dlaczego. Nie prosiłem jej o to, nie dawałem
żadnych pseudo znaków. – Skrzywił się na samą myśl o tym. Przypomniała mu się
rozmowa z jakąś kobietą, najprawdopodobniej w jego wieku, o tym, co one są w
stanie zobaczyć, a czego mężczyźni w rzeczywistości nie robią. – Larsson***.
Znasz?
– Głupio się
pytasz. Chyba każdy, kto interesuje się książkami, słyszał jego nazwisko. Znam,
a nawet czytałem. Na którym tomie jesteś? – Nie trudno było wywnioskować, że
mężczyzna jest oczytany. A jak widać zna też nowości i to, co „wszyscy
czytają”.
– Dopiero na
pierwszym. Ale daj mi tydzień i będę ci mógł opowiedzieć, co i jak. A ty,
przeczytałeś już wszystkie?
– Tak. Fakt, faktem
zrobiłem to długo po premierze, a przekonało mnie tylko to, że dostałem je w
prezencie. I przyznam się szczerze, wciągnęły mnie jak cholera.
– Mnie też.
Przynajmniej początek, bo jestem dopiero na setnej stronie, albo coś koło tego.
– Widział rozbawione spojrzenie, którym został obdarowany. Bratnia dusza, czy
co? Oliver mu się podobał. Tylko nie był pewny, czy jest on gejem.
– Czyli długa droga
przed tobą. – Od słowa do słowa, tematy zaczęły im się kleić, a rozmowa poszła
wyjątkowo płynnie, co nieczęsto się zdarza przy pierwszym spotkaniu.
Właśnie w ten
sposób, Oliver zamiast się uczyć i spędzić u Thomasa najwyżej godzinę, siedział
u niego prawie trzy, rozmawiając i śmiejąc się bez żadnego skrępowania. Umówili
się, że spotkają się za trzy dni, gdy mężczyzna będzie miał za sobą kolejny,
tym razem ostatni egzamin.
***
Po przyjściu do domu sam nie wierzył, ile czasu zmarnował. Może nie dosłownie, bo pewną wiedzę z psychopatologii już posiadał, a dzień spędził naprawdę miło, jednak… Nie wiedział, ile mógł się nauczyć. Nie patrząc nawet na zegarek, wrzucił zamrożoną rybę do piekarnika, by ją trochę rozmiękczyć. Gdy uzyskał pożądany efekt, a gruba warstwa lodu stopniała, przyprawił ją lekko ziołami i zawijając w sreberko wrzucił ponownie do piekarnika. Z powodu braku garnka do smażenia frytek, czy też samej frytkownicy, wrzucił także przymrożone, gotowe, pokarbowane ziemniaki na małą brytfankę. Gdy już umieścił je tam, gdzie rybny posiłek, postanowił w końcu wziąć się za naukę.
Po przyjściu do domu sam nie wierzył, ile czasu zmarnował. Może nie dosłownie, bo pewną wiedzę z psychopatologii już posiadał, a dzień spędził naprawdę miło, jednak… Nie wiedział, ile mógł się nauczyć. Nie patrząc nawet na zegarek, wrzucił zamrożoną rybę do piekarnika, by ją trochę rozmiękczyć. Gdy uzyskał pożądany efekt, a gruba warstwa lodu stopniała, przyprawił ją lekko ziołami i zawijając w sreberko wrzucił ponownie do piekarnika. Z powodu braku garnka do smażenia frytek, czy też samej frytkownicy, wrzucił także przymrożone, gotowe, pokarbowane ziemniaki na małą brytfankę. Gdy już umieścił je tam, gdzie rybny posiłek, postanowił w końcu wziąć się za naukę.
Po wielu
sprzeczkach z rodzicielką pozwolił jej zaopatrzyć kuchnię w najpotrzebniejsze -
jej zdaniem - rzeczy. Chcąc, nie chcąc, wymusiła na nim przyspieszony kurs
gotowania, gdyby nie miał czasu ani ochoty zjeść obiadu u nich. Dzięki temu nauczył
się robić dość szybkie dania, bez dużych nakładów finansowych i czasowych.
Zresztą wiedział, że lepiej mu będzie się uczyć z pełnym żołądkiem, niż gdyby
miał być głodny i instynktownie myśleć ciągle o jedzeniu. Gdy czekał na
rozmrożenie posiłku bogatego we wszystkie zdrowe - i te niekonieczne - związki
chemiczne, zrobił sobie gorącą herbatę, którą teraz spokojnie mógł wypić bez
poparzenia sobie języka.
Wiedział, że jest
gorąco, na asfalcie można by ugotować posiłek od samej temperatury, on jednak
okna miał od strony wschodniej, przez co popołudniami, tak jak teraz, miał
chłodniej. Dodatkowym atutem było to, że na jego okna padał cień stojącego
nieopodal budynku. Prawdopodobnie dlatego tak bardzo lubił to mieszkanie. Mimo
wszystko, stworzył swoje własne, przytulne gniazdko. W zimie miał tu ciepło, a
w lecie przyjemny chłód. O czym więcej marzyć? Nie potrzebował niczego innego
do szczęścia. Oczywiście nie zapominając o kawie.
Nie minęło pół godziny od jego przyjścia do
domu, gdy usłyszał, jak na blacie kuchennym wibruje komórka. Zerkając na
wyświetlacz, z góry wiedział, kto dzwoni - Lilly. Nie zamierzał odbierać.
Chciał spokojnie zjeść i zabrać się za to, czego do tej pory nie zrobił. Mimo
wszystko, po pięciu minutach sumienie mu się odezwało i napisał przyjaciółce
wiadomość, że porozmawiają jutro. W pewnym sensie zrobił to także dla swojego
własnego bezpieczeństwa. Gdyby nie to, dziewczyna byłaby w stanie wpaść do
niego za pół godziny i wypytywać o wszystko. Dzięki temu małemu, prawie nic nieznaczącemu
zabiegowi, wiedział, że w dniu dzisiejszym - w końcu - ma chwilę dla siebie!
Cudowne uczucie. Nie być nękanym przez pokręconą kobietę. Po godzinie od
wstawienia pokarmu do piekarnika, jadł smaczny obiad, a zarazem poszerzał swój
zakres wiedzy. Patrząc z niechęcią na notatki, powtórzył swoje zaklęcie.
Jeszcze tylko trzy dni. Trzy dni i skończę to cholerstwo.
Tak niewiele czasu i będę miał święty spokój. Jeszcze tylko trochę. Trzy dni wysiłku
i będę miał labę. Nie będę nic musiał. Spokój. To słowo brzmi cudownie. Trzy
dni! Trzy, cholernie, ciężkie dni. Ale ja dam radę. Kto, jak nie ja? Muszę dać
radę! I dam. Cholera…
Słowa jak pradawna
magia, paradoksalnie dodające, a zarazem odejmujące nadzieję. Chyba powinien
zająć się tworzeniem oksymoronów. Przynajmniej to mu w życiu wychodziło.
***
Następnego dnia Oliver doszedł do wniosku, że może zostać wróżącym twórcą oksymoronów. Lilly przyszła do niego na codzienną kawę i od progu zaczęła zadawać mu pytania, a właściwie prowadzić przesłuchanie. Przez jakiś czas się wymigiwał, słuchając o tym, jak przyjaciółce minął dzień z Kathleen. Przyznawał się - wpuszczał wiadomości jednym uchem, a wypuszczał drugim. Jedna informacja go zdenerwowała. Ruda bez konsultacji z nim, umówiła ich trójkę do kawiarni praktycznie zaraz po jego ostatnim egzaminie. Nie zaprzątała sobie głowy tym, czy ma inne plany. Wiedział, że nie spodziewała się, iż spotka się ponownie z Thomasem. Miał to w planach i nie zamierzał ich zmieniać dla widzimisię przyjaciółki. Mężczyzna zostanie najprawdopodobniej w szpitalu przez kolejny miesiąc, ze względu na liczne obrażenia ciała. Brak dokumentów tożsamości i jakiejkolwiek osoby, która by go szukała tylko utrudniał sprawę. Informacja pojawiła się już w lokalnych gazetach, jeżeli w ciągu miesiąca nikt się nie odezwie, spróbują to nadać na cały kraj.
Oli podświadomie
podjął już decyzję. Gdyby Thomas rzeczywiście nie miał się gdzie zatrzymać,
zamierzał go przygarnąć do siebie. Nikomu nie życzył spania na ulicy. Oprócz
tego myślał, jak pomóc mężczyźnie. Sam fakt, że nikt go nie szukał był dość
zastanawiający. Po metkach na ubraniach, bez trudu można było stwierdzić, że
nie należy on do uboższej warstwy społecznej. Przynajmniej taką informację
przekazała im Kathleen.
Wrócił
szybko myślami do głównego problemu. Nie chciał na razie odmawiać przyjaciółce
spotkania, jednak robił to dla własnego bezpieczeństwa i zachowania zdrowia
psychicznego. Inaczej zareaguje, jak poinformuje ją o tym w dniu wyjścia, czy
też dzień wcześniej, a zupełnie innej reakcji mógłby się spodziewać właśnie
teraz. Mając do wyboru popołudnie z dwoma zwariowanymi kobietami, a z Thomasem…
Wybór, jak dla niego, był oczywisty.
Lilly,
wbrew jego oczekiwaniom, opowiedziała swoją historię bardzo szybko, zapewne
pomijając wiele ważnych informacji i szczegółów tylko po to, by usłyszeć, co on
ma jej do powiedzenia. Podczas opowieści dziewczyny prawie w ogóle nie reagował
na jej słowa. Kobieta nie powstrzymywała się jednak przed prychaniem pod nosem
i komentarzami, co ona o tym sądzi. Lata praktyki nauczyły go cierpliwości i
nie reagowania na jej docinki. A jeśli już to robił, to w ten sam ironiczny i
złośliwy sposób. Na tę chwilę wcale nie miał na to ochoty. Zresztą zastosował
jej technikę i wszystko skrócił do minimum. Nie przekazał jej najciekawszych
wiadomości. W tym tego, że jest zadowolony ze spotkania z Thomasem i że jest
jej wdzięczny za wyciągnięcie go z domu. Nie będzie jej dawał satysfakcji. A
informacja o kolejnym spotkaniu… To w ogóle nie było ważne. Przynajmniej nie na
tę chwilę.
* Reguła konsekwencji (i zaangażowania) – oparta została
na systemie wartości i tym, że konsekwencja jest cechą pozytywną. Konsekwencja
chroni nas przed wysiłkiem jakim jest myślenie, ponieważ nie analizujemy po raz
kolejny raz podjętej decyzji, gdyż możemy dojść do wniosków, których nie chcemy
znać. Czynnikiem, który wspomaga konsekwencję jest zaangażowanie. Im bardziej
jesteśmy zaangażowani, tym mniejsze szanse na „odpuszczenie” raz podjętego działania.
Więcej informacji można znaleźć w książce pt.”Wywieranie
wpływu na ludzi” – Robert B. Cialdini
** Niestety nie jestem w stanie podać dokładniejszych
informacji czy źródeł. Wiedza ta została mi przekazana na zajęciach z
psychologii osobowości w zeszłym semestrze.
*** Stieg Larsson twórca trylogii:
- Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
- Dziewczyna, która igrała z ogniem
- Zamek z piasku, który runął
wreszcie zaczyna się robić ciekawie :)
OdpowiedzUsuńps. powodzenia z egzaminami, trzymam kciuki :)
Co Ci powiem to Ci powiem, a powiem, iż pisząc ostatni komentarz nie miałam na myśli tego iż panowie mają się spotkać w 3 odcinku. No nie. To rzeczywiście byłoby za szybkie. Osobiście wolałabym aby to spotkanie odbyło się w 4-5 rozdziale. Jak w 5 to na początku.. No ale rozumiem Cię no i niezmiernie się cieszę, iż wreszcie ruszyliśmy do przodu!
OdpowiedzUsuńRozdział podobał mi się i czytając go patrzyłam na "suwak" i myślałam "niech to się jeszcze nie kończy" xD No ale wszystko co dobre się kończy. No ale wspomnę jeszcze o tym, iż rozmowa między Thomasem, a Olivierem wyszła bardzo fajnie. Oli pochwalił się wiedzą i wgl.. Podobało mi się.
Za przyjaciółką Lilly za bardzo nie przepadam >n< aczkolwiek Lilly jest super! Tak jestem za, niech Olivier pójdzie do Thomasa a nie na kawę z kobietami.. Kiedyś tam mogliby w czwórkę się wybrać (już współczuję mężczyznom xD)
Hmm.. Przez godzinę, a może i z powodu lenia nie wiem co jeszcze napisać. Trzymam kciuki za sesję no i jak najlepiej ją zdaj i wgl, wgl... Weź się później za pisanie xP
A co do bety.. To niestety nikogo nie jestem w stanie polecić - sama jestem na etapie poszukiwania ;/
Pozdrawiam i życzę dużo weny! ♥
W końcu się spotkali i widzę, że od razu wpadli sobie w oko...Mam tylko przeczucie, że takie łatwe to nie będzie i że przyszłość Thomasa jeszcze nieraz zalezie im za skórę...Ta Kathleen jest trochę biedna, Lilly jej niepotrzebnie robi nadzieję, cóż...Czekam by zobaczyć jak się dalej potoczą losy Thomasa i Olivera, bo zapowiadają się na naprawdę kochaną parę <3
OdpowiedzUsuńW końcu się spotkali! Boże, nawet nie wyobrażasz sobie ile na to czekałam. Tylko sprawdzałam, czy na końcu nic o tym nie ma. Tak słodko, że mają o czym rozmawiać, a nie milczą jak te kołki. Tylko Kathleen mnie trochę irytuje swoim zachowaniem. Biedaczka nie wiem, że Thomas i Oli to geje. ;c Ale przeżyje szok! XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :>
P.S. Zostałaś nominowana na moim blogu do Liebster Awards.
www.yaoi-by-mio.blogspot.com
Witam,
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że egzamin poszedł Tobie dobrze....
a co do samego rozdziału.... och Oliver tak długo zwlekał z pójściem do szpitala, aby odwiedzić Thomasa i to wcale nie potrzebne.... świetnie się dogadywali... cała rozmowa wyszła fajnie, Oliver popisał się wiedzą...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Tak, Basiu. Na szczęście egzaminy są już za mną. Oliver się obawiał, a poza tym się uczył.
UsuńOliver lubi czasem poszpanować :)
Pozdrawiam
LM
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Oliver zwlekał długo z pójściem do szpitala, aby odwiedzić Thomasa a to wcale nie potrzebne.... świetnie się dogadywali...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ojć Oliver długo zwlekał z pójściem do szpitala, aby odwiedzić Thomasa, ale to było zbędne... świetnie się dogadywali...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza