Czasem nawet nasi
najbliżsi nie mają na nas wpływu. Ile razy zdarzyło wam się, że gdy na coś się
uparliście, nic nie mogło was odciągnąć od raz podjętej decyzji? Każdy z nas
posiada takie momenty w swoim życiu. Raz wychodzą one na dobre, innym razem
przyczyniają się do porażki i w ten sposób kształtują naszą osobowość. Wszystko
jest w życiu potrzebne. Właśnie to nauczyło Olivera, że nigdy nie powinien
żałować tego, co wynikło z jego postanowień. Nie ważna była perspektywa po
fakcie, a to, co popchnęło go wtedy do danego czynu. Uważał, że dużym komfortem
psychicznym jest posiadanie w swoim otoczeniu osób, które rozumieją, że błędy i
porażki są nam tak samo potrzebne jak szczęście i sukcesy. Nie negują twoich
decyzji, czy planów. To nasza rodzina, a także przyjaciele, znają nas zazwyczaj
na wylot i pomagają otrząsnąć się z niepowodzeń.
Gdy mama Olivera zobaczyła syna zaraz
po egzaminie i rozstaniu z Lilly, doskonale zdawała sobie sprawę, że w życiu
jej potomka zaszła jakaś zmiana. Jednak, tak jak chyba każda matka, posiadała
jakiś szósty zmysł, który pozwolił jej rozeznać się w sytuacji i nie pytać go o
nic. Pielęgnowała go od berbecia, dlatego też wiedziała, że na tę chwilę nie
będzie chciał o niczym jej opowiedzieć. Nie oznaczało to, że się nie martwiła. Wręcz
przeciwnie. Była jego rodzicielką, więc miała to wpisany w kod matczynego DNA.
Gdy wszedł, uściskała go jak zwykle na powitanie. Zaraz po tym zaciągnęła do
kuchni, jak gdyby go rok nie widziała, ale w planach przede wszystkim miała
zapełnienia żołądka swej pociechy.
– Mamo, nie jestem głodny.
– Musiał powtórzyć to dziesięć razy, a i tak wylądowała przed nim porcja
gorącego, domowego posiłku.
Okej, musiał się do tego
przyznać. Może w trakcie nauki do egzaminów, niezbyt dobrze się odżywiał, a
dokładniej mało co jadł, ale nie było powodu, by uważać, że się głodził. Nie
robił tego i nie zamierzał. Po prostu nie zawsze miał ochotę tracić czas na
gotowanie posiłku, gdy mógł zjeść szybko zrobione kanapki.
Spojrzał na kobietę przed
nim. Miała czterdzieści siedem lat, a spokojnie można by powiedzieć, że była o
wiele młodsza. Nie były to jednak bezpodstawne osądy, jakich potrafią dokonywać
tylko dzieci, a opinie jego znajomych, którzy widząc jego rodzicielkę po raz
pierwszy - zawsze, ale to zawsze - przypuszczali, że to jakaś pomyłka lub - co
padało częściej - urodziła go bardzo młodo. Nikt nie chciał uwierzyć w jej
prawdziwą metrykę. Fakt, faktem miała więcej zmarszczek niż niejedna kobieta w
jej wieku, ale to tylko dodawało jej uroku. Widać, że większą część życia
chodziła uśmiechnięta, niezależnie od tego, co działo się w jej życiu. Była
dość niska. Różnica między nią a jego ojcem wynosiła piętnaście centymetrów,
jednak przy synu czasem mogła czuć się kurduplem. Był jeszcze wyższy od swojego
taty - o jakieś dziesięć centymetrów.
Jednak tylko matka potrafi
sprawić, że nie zależnie od wieku czujesz się czasem jak pięciolatek. Jego
kumple z liceum, czy gimnazjum, z którymi zdarzało mu się od czasu do czasu
spotkać na piwie, twierdzili, że drugą taką kobietą jest żona. Oliver wolał nie
zastanawiać się nad tym, dlaczego kobieta, która miała pożądać swojego męża,
chciała mu zarazem matkować. Te pojęcia samoistnie wykluczały się w jego
głowie.
– Nie jesteś głodny,
chociaż twój tasiemiec właśnie się odezwał? Możesz mi wcisnąć prawie każde
kłamstwo, w które uwierzę jak zechcę, ale nie w to, co teraz mówisz. Jedz. – Jak
na zawołanie jego żołądek odezwał się donośnym burczeniem.
Co z nim było nie tak? A
może to tylko od tych wszystkich, pięknych zapachów? Nie mógł powstrzymać
uśmiechu, pojawiającego mu się na twarzy, gdy w końcu spojrzał na talerz
wypełniony zupą pomidorową. Po samym kolorze wiedział, że była zrobiona z
prawdziwych pomidorów, podgotowanych na maśle. Ślinka praktycznie wyciekła mu z
ust.
– Tak też myślałam. –
Widząc jego rozmarzony wzrok, podała mu jeszcze łyżkę.
– No może trochę. Do tej
pory mój mózg nie dawał znaku życia, jeśli mówimy o potrzebach pierwszego
rzędu. Myślałem, że wszystkie moje aspekty fizjologiczne są zaspokojone.
Myliłem się. – Wzruszył ramionami i chwytając łyżkę zabrał się za jedzenie.
– Kochanie, czasem przez to, w jaki
sposób mówisz, czuję się, jakbym w pokoju miała kosmitę, a nie syna. Pamiętaj,
że zawsze musisz dostosować swój język do odbiorcy.
Na szczęście jego matka wiedziała co nieco o
psychologii - zainteresowała się ową dziedziną życia, gdy wybrał taki a nie
inny kierunek. W wolnym czasie podkradała mu książki. Oczywiście za jego zgodą.
Nigdy nie było wiadomo, która akurat będzie mu potrzebna, więc wolała nie zabierać
mu niczego sama z siebie. Przez pierwszy rok jego studiów przyswoiła sobie
trudne słownictwo i potrafiła się nim posługiwać w równym stopniu jak on.
Prawie. Czasem nikt nie rozumiał, co Oliver mówił, gdy starał się wytłumaczyć
pewne zagadnienie psychologiczne. Najgorsze było to, że nie potrafił tego
kontrolować.
– Ale jestem pewna, że potrzeby
drugiego rzędu także masz zaspokojone. – Widząc uśmiech swojego najstarszego
syna, wiedziała, że trafiła w sedno.
Kto jak kto, ale każdy z nas,
niezależnie od wieku potrzebował bezpieczeństwa. Jakkolwiek by się ono nie
wyrażało. Dla jednych był to zamek w drzwiach, którego nie mógł sforsować żaden
złodziej, dla kogoś innego będzie to druga osoba, która daje nam poczucie
szczęścia, rozumie nasze potrzeby, a także toleruje wady i zalety. Pani Toulet*
zawsze gdy słyszała o piramidzie Maslowa, myślała o stałej, niezmiennej
konstrukcji. Dopiero on poinformował ją o tym, że jest to błąd. Wiele
podręczników powiela ten sam schemat, nie zaglądając do ogólnodostępnego źródła,
jakim była książka twórcy teorii. Maslow twierdził, że potrzeby mogą
przechodzić na wyższy poziom lub też być niezaspokojone przez jakiś czas. W
końcu, siedząc na lekcji, czy w pracy nie jemy, kiedy nam się zechce, nie
zawsze też od razu idziemy do ubikacji. A jednak mimo to możemy dalej wykonywać
daną czynność.
– Wiesz, że czasem nie umiem tego
powstrzymać. A ty lubisz udawać, że nie wiesz, o co chodzi. – Wyszczerzył swoje
białe zęby, odwzajemniając posłany mu uśmiech. – Byłbym zapomniał. Jak zwykle
Lilly pozdrawia całą naszą zwariowaną rodzinkę. Jak tam twój biznes?
Gdy Meredit straciła pracę w wieku
czterdziestu trzech lat, nie załamała się, chociaż szukanie kolejnej posady
przez dwa lata było tak samo męczące jak i nużące. Każdy w takiej sytuacji ma
chwile zwątpienia, podczas których nie wiemy, co ze sobą zrobić. Ona zaczęła
szyć małe, szmaciane lalki. Zajmowała czymś ręce i umysł, nie siedząc
bezczynnie całymi dniami.
W ten sposób powstał cały stos
laleczek. Z jednego wzoru powstały mniejsze lub większe szmaciane cudeńka.
Nawet jego młodsza siostra, która uważała się za dorosłą, podkradła jedną mamie.
Po pewnym czasie, kobieta zaczęła szyć także ubranka dla lalek. Było to dla
niej idealne zajęcie na długie, jesienne wieczory. Nie miała ochoty na gotowanie,
pieczenie ciast, czy ciągłe sprzątanie. Ile można to robić? Mimo że kochała
czytać książki, w pewnym momencie nie mogła na nie patrzeć. Najprawdopodobniej
nie odważyłaby się rozruszać interes, jednak zmieniło się to podczas nieoczekiwanych
odwiedzin przyjaciółki. Kobieta była od niej o siedem lat młodsza i wpadła z
córeczką, która chodziła do przedszkola, z wizytą. Mała zakochała się w
szmaciankach. Kobieta nie chciała wziąć pieniędzy od najlepszej koleżanki,
jednak ta, gdy tylko Meredit nie patrzyła, zostawiła jej gotówkę w jej małej
skrzyneczce na nici, igły, wstążki i kokardki. Gdy je znalazła, roześmiała się,
podziwiając nieobliczalność swojej znajomej. Jakie było jej zaskoczenie, gdy
dwa dni później kobieta zadzwoniła do niej z pytaniem, czy ma więcej takich
cudeniek, bo spotkała się z kilkunastoma znajomymi, a te z chęcią zainwestowałyby
w szmacianki. Od słowa do słowa, od jednej znajomej do drugiej i jej mały -
wtedy nieoficjalny - biznes zaczął się kręcić. Ze względu na to, że cała praca
szła jej dość szybko i sprawnie, a materiały nie były takie drogie, jakby się to
mogło początkowo wydawać, lalki z materiału rozeszły się jak ciepłe bułeczki, a
przedszkolaki chciały raz po raz nowych ubranek i lalek. W pewnym momencie
zaryzykowała i zarejestrowała działalność. Oliver pomógł jej stworzyć stronę
internetową, a ona połączyła hobby z pracą. Cieszyło ją to. I nie chodziło tu o
fakt wykonywanej czynności, a o to, że w dobie powszechnie panującego plastiku,
lalek Barbie i innych zabawek - swoją drogą nie zawsze dostosowanych wizualnie
do wieku - udało jej się zainteresować małe dziewczynki zabawkami z okresu jej dzieciństwa.
Chciałaby, żeby jej córeczka wciąż chodziła do przedszkola. Problem w tym, że
jej pociechy były już bardziej wyrośnięte; jedno chodziło do pierwszej gimnazjum,
drugie do pierwszej liceum, a trzecie było na studiach. Dorastanie dzieci zawsze było, jest i będzie trudnym okresem
dla rodziców. Radzenie sobie ze zbuntowanym nastolatkiem to specyficzne zadanie.
Nigdy nie mogła być pewna tego, co się wydarzy.
Jego mama miała trudny orzech do
zgryzienia, bo pod jej dachem znajdowały się dwa wybryki natury, jak czasem określał młodsze rodzeństwo. Gdy
tylko pojawiał się w domu, zapominała o tym, jaki on był niedobry, gdy był
nastolatkiem i narzekała na młodsze pociechy, wcale się z tym nie kryjąc.
Właśnie wtedy był najbardziej zadowolony z tego, że wyprowadził się z domu. Nie
musiał pilnować porządku w swoim pokoju, czy wysłuchiwać narzekań, co zrobił
źle lub też czego nie zrobił. Od chwili opuszczenia rodzinnego gniazdka, jego
jedynym obowiązkiem było pojawienie się co niedzielę na obiedzie. Wyjątek
stanowiła sesja, kiedy jego rodzicielka tego nie wymagała.
W tej chwili śmiał się z domowych
opowieści - dużo przegapił przez ostatnie dwa tygodnie. Wyprowadzka miała swoje
plusy, ale także minusy. Mimo samodzielnego życia, rodzice musieli go czasem
wspierać finansowo. Niektórzy mogliby to określić pseudodorosłością i zapytać,
jak może żyć sam, ale brać pieniądze od opiekunów? Dla wielu było jasne, że w
ten sposób nie jest samodzielny.
– Mam kolejne dwadzieścia
zamówień do zrealizowania, a wciąż dochodzą nowe. Nie wiem, czemu te lalki
stały się tak modne wśród dziewczynek. Ale jak przekonałam się na swojej skórze,
reklama pantoflowa zawsze działa. Mnie to pasuje. Zarabiam na waciki. – Z ust jego rodzicielki nie
mógł zniknąć ten wszystko rozumiejący uśmiech, który często go denerwował.
Często czuł się tak, jakby rodzicielka znała wszystkie jego sekrety, gdy tylko
na niego spojrzała. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może tak być. Jednak
zasiane ziarno niepewności, gdy był dzieckiem, w wieku nastoletnim wypuściło
swoje pędy.
– To dobrze. Masz rację, plotki bardzo
szybko się roznoszą. W tym przypadku zadziałało to na twoją korzyść. A co tam u
taty?
– W sumie wszystko dobrze.
Był dwa dni temu u lekarza z wynikami badań. Wiesz, że się bał, bo nie czuł się
za dobrze. Na szczęście okazało się, że wszystko z nim w porządku. Ma lekko
podwyższony cholesterol, ale dostał już odpowiednie leki. Musi trochę odpocząć,
ale chorobowe postanowił wziąć dopiero od przyszłego tygodnia. Był trochę
przemęczony, przez co gorzej funkcjonował i złapał jakiegoś wirusa. Nie
kaszlał, nie kichał, a jednak był przeziębiony. A teraz szukamy naturalnych
metod na obniżenie cholesterolu. Jutro idę do apteki wykupić mu witaminy i
omegę. Może ty przekonasz swojego ojca do zażywania tranu? – Żartowała, ale
widok przerażonej miny swego syna, uświadomił jej, że tego nie załapał. –Wiesz,
że czasem lepiej martwić się na zapas. – Pokiwał głową na potwierdzenie i wziął
ostatnią łyżkę zupy. – A poza tym, wymyśliliśmy remont salonu. Trzeba połatać
dziury od tego waszego ciągłego uderzania krzesłem o ścianę. Chciałabym także
zmienić kolor na jakiś pastelowy. Może kawę z mlekiem. Ta brzoskwinia już mi
się znudziła. Poza tym, twój ojciec sądzi – wolała mu nie mówić, że jest to
także jej idea – że powinniśmy jedną ścianę zastawić regałami z książkami, bo
trochę ich za dużo. – Czasem, jak zaczynała mówić, to nie mogła przestać.
Dlatego też nie dopuściła swojego pierworodnego do głosu, do momentu, aż nie
skończyła swojej myśli przewodniej.
– W sumie to dobry pomysł.
Młodzi mają swoje książki u siebie, a wy macie ich za dużo i upychacie, gdzie
się da. Przynajmniej oczyścicie sypialnię z tych wszystkich tomów literatury
popularnonaukowej i innej.
Wolał nie wspominać, że
jego kawalerka także zaczyna przypominać małe pobojowisko z powodu ilości
książek zalegających na ziemi. Musiał część przenieść ponownie do domu. Na
razie nie były mu do niczego potrzebne, nie czytał ich, a zawsze mógł
przyjechać i wymienić mały zapasik. Rozwiązanie idealne.
– Z przekonaniem taty… Na
mnie nie licz. Męcz się z tym sama. Ja nie zamierzam przykładać do tego ręki.
To jedno mogę ci przyrzec bez mrugnięcia okiem. – Uśmiechnął się do niej.
***
Trzy dni później, mimo kalendarzowego
lata, pogoda nie napawała optymizmem. Deszcz lał się wartkimi strumieniami,
wiatr burzył korony drzew, a temperatura za oknem zbliżona była do pory
jesiennej, a nie letniej. Oliver przypomniał sobie podstawy geografii i lekcję
z gimnazjum. Cała klasa była zdziwiona, słysząc, że w okresie lipca i sierpnia
w Europie następują największe opady deszczu w porównaniu z innymi miesiącami.
Wolał nie wiedzieć, czemu matka natura jest taka złośliwa.
Jakby bezwiednie w jego myślach
pojawiły się obrazy złoto–żółtych zbóż, falujących na łagodnym wietrze.
Uśmiechnął się na to wspomnienie. Zawsze z młodszym o rok kuzynem lubił
podkradać dojrzałą już kukurydzę z pola sąsiada. Mężczyzna przymykał na to oko,
tym bardziej, że robili to od czasu do czasu. Raz tylko pogroził im palcem i
się roześmiał, gdy zaczęli uciekać. Połowę wakacji spędzał na wsi u rodziny, a
mimo to zapomniał, jak ów człowiek się nazywał. W pewnym momencie wyrasta się
nawet z jeżdżenia do naszych dalszych krewnych. Zaczynamy żyć własnym życiem i
w pewnym stopniu izolujemy się od rodziny naszych rodziców. Wkraczamy w
dorosłość, od czasu do czasu kontaktując się z kuzynostwem. Mieszkając blisko
siebie, możemy się odwiedzać, być może nasze więzi są bardziej zaciśnięte.
Jeżeli jednak mieszkamy oddaleni od siebie o setki kilometrów, kontakt nasz jest
pozorny, okazjonalny i bardzo łatwo się urywa.
Oliver miał wielką nadzieję, że Lilly dzisiaj
do niego nie przyjdzie. Był niewyspany i nerwowy. Nie miał ochoty na plotki,
czy gadanie swojej przyjaciółki o Thomasie. Męczyła go tym. Wiedział, że na
siłę odkłada ich spotkanie. Nie miał na to ochoty. Poza tym, nie mógł już
słuchać kobiety, gdy ta ciągle mówiła o nieznajomym, jak gdyby bywała u niego codziennie
na kawie. Było to dla niego niesmaczne albo to on był przewrażliwiony.
Wiedział, że los nie pała do niego
sympatią, ale nie miał pojęcia, że aż tak. Dzwonek do drzwi rozwiał jego płonną
nadzieję. Nie spiesząc się z otwarciem, przeszedł z salonu do kuchni, by
włączyć ekspres i dopiero wtedy wpuścił rudowłosą niewiastę. Oboje wiedzieli,
że była blisko osiągnięcia celu, który sobie obrała. Miał serdecznie dość jej gadaniny. Myślał nawet o tym, by w ciągu
najbliższych dni udać się do mężczyzny, aby przyjaciółka dała mu święty spokój.
Jeszcze dwa tygodnie temu obiecał jej,
że spotkają się we trójkę - Kathleen, Lilly i on. Musieli najpierw zdać
egzaminy. Teraz jednak nie miał na to ochoty. To, że kobieta przekazała poufne
informacje w dziwny sposób go odstraszyło. Z drugiej strony znał upór
rudowłosej i to, do czego była zdolna. Zastanawiał się, czemu ostatnio uczepił
się etyki zawodowej.
– Czego znowu chcesz, przeklęta
kobieto. – Westchnął zrezygnowany.
Czasem zastanawiał się, czy nie wynająć
płatnego mordercy. Zająłby się Lilly, a on miałby święty spokój. Po chwili
zastanowienia stwierdził, że to nie byłby dobry pomysł. Tęskniłby za nią. A
nawet jeśli zechciałby to zrobić, musiałby to być super sprytny i cholernie
drogi zabójca. Inaczej ten rudy diabeł dałby sobie radę z takim delikwentem.
Niedoświadczony zamachowiec schowałby się gdzie pieprz rośnie.
– Wyciągam cię do
szpitala. Widzę przecież, że ta sytuacja zjada cię od środka. Znam cię lepiej
niż siebie. Zbieraj dupę w troki i wychodzimy. Nie pójdziesz do niego tylko po
to, by zrobić mi na złość. – Zapomniał dodać, że czasem widziała w sobie pępek
świata. Powinni mu płacić odszkodowanie za przebywanie z nią. – W dniu
dzisiejszym nie zamierzam ci popuścić. Masz się z nim spotkać. Dopiero wtedy
pozwolę ci się uczyć. Wcześniej, nie masz szans się mnie pozbyć. Wątpię
zresztą, że jesteś w stanie skupić się na nauce. O kolejnym egzaminie nie
wspominając. To jak? – Nie był głupi. Wiedział, że jej propozycja była nie do
odrzucenia.
– Nie stracisz dużo czasu, jeśli
zamierzasz się uczyć w autobusie. Znając ciebie, nie będziesz u niego za długo
siedział. Daję ci góra godzinę. Za dwie będziesz w domu. Ja wracam od razu.
Chyba, że Kate będzie miała czas. Nie wiem, czy nie ma rannej zmiany. Gdyby tak
było, będzie w tym czasie kończyła praktyki. Zapomniałam z nią o tym pogadać. –
Westchnęła i potarła czubek nosa, który ją zaswędział. – Zamierzam cię tam
odwieść, doprowadzić do drzwi jego pokoju, bo inaczej zwiejesz. – Skrzywił się,
ale w myślach musiał przyznać jej rację.
Najprawdopodobniej zwiałby szybciej niż
by dojechał do szpitala. Dzisiaj był na nią cięty, a ona jak na złość tego nie
zauważała. Może za dwa dni zmieni zdanie. Został przyparty do muru i nie miał
innego wyjścia, jak ustąpić. Gdyby próbował z nią walczyć, tylko by stracił
czas i ochotę na jazdę gdziekolwiek. Zaoszczędził im kłopotu. Przynajmniej tak
to sobie tłumaczył.
– Musisz mi dać kilka
minut. Muszę się przebrać.
Jednak zanim to zrobił,
spakował do plecaka dwie kserówki, trzy flamastry i dwa ołówki, wodę oraz
portfel. Dopiero potem wyciągnął z szafy dżinsy i niepoplamiony farbą
podkoszulek. Podczas ostatniego malowania w domu rodziców, ubrał swoją ulubioną
koszulkę z myślą, że za bardzo się nie ubrudzi. Jego plany starły się z
rzeczywistością. Młodsza, wredna siostra przejechała mu po plecach wałkiem
ociekającym farbą. Było to dla niego tak zabawne, że aż był bliski popełnienia
czynu karalnego, jakim jest morderstwo. Jego ulubiona koszulka! Gdy tylko
przebrał się w łazience, nie dane mu było zaznać spokoju.
– Powinieneś się ogolić,
wyglądasz jak zarośnięty zwierz. Jak ty możesz się uczyć w autobusie? – Czy
wszystkie kobiety tak narzekają? Przecież to jego broda, nie jej. Nawet się nie
całują, więc ją nic nie kłuje. Na samą myśl o całowaniu tego wrednego gnoma
dostał dreszczy. Z obrzydzenia.
– Nie zamierzam. Moja
broda. Mój wygląd. Mój problem. Twoje pytanie było bezsensowne. To tak, jak ja
bym ciebie zapytał, dlaczego chce ci się rzygać w autobusie.
– W sumie masz rację. Jak
tylko zerknę na literki to mi się nie dobrze robi. – Rudowłosa jako dziecko miała silną chorobę
lokomocyjną. Z czasem jej przeszło, jednak nie mogła sobie pozwolić na czytanie
książek, czy gazet, gdy jechała gdziekolwiek tym środkiem komunikacji lub
autem. No, chyba że chciała się szybko kogoś pozbyć i zwymiotować mu na
tapicerkę, ewentualnie buty. Bo i taka sytuacja jej się przydarzyła.
***
Pielęgniarki poznały Thomasa jako miłego, sympatycznego, a zarazem bardzo denerwującego pacjenta. Przynajmniej podczas pierwszych dni po obudzeniu. W pewnym momencie jego prośby i żądania przestały im nastręczać problemów, ponieważ posiadał duży urok osobisty. Owinął je sobie wokół palca. Każda przyniosła mu coś od siebie. To szampon, dezodorant bądź szczoteczkę do zębów i pastę. Dodatkowo niezależnie od wieku, prawie każda z nich wzdychała po cichu do przystojnego bruneta. Był czarujący - a dzięki temu kupił sobie je wszystkie.
Thomas nie był zachwycony
pobytem w szpitalu. Lekarze nie informowali go o wszystkim, a on nie lubił takiego
stanu rzeczy. Zawsze chciał wiedzieć jak najwięcej i jak najdokładniej. To z
kolei powodowało wzrost frustracji u lekarzy prowadzących, którzy nie chcieli
poświęcać mu tyle czasu, ile pragnął. Dodatkowo - przez to, że nikt go nie
szukał - traktowali go jak uciążliwego insekta. W końcu nie wiedzieli, czy ma
ubezpieczenie, bo przez brak jakichkolwiek dokumentów nie mogli sprawdzić tego
w systemie. Wiedział, że co roku rząd przeznacza setki milionów na opiekę nad
ludźmi bezdomnymi, więc nie rozumiał tego świętego oburzenia.
Sam fakt, że musiał leżeć
przez cały czas był dla niego frustrujący. Jedynymi sytuacjami, podczas których
mógł opuścić swoje chwilowe więzienie, były wizyty w toalecie i codzienna
kąpiel. Cholera. Nawet przy tym potrzebował pomocy z tym pieprzonym gipsem. Na
samą myśl miał ochotę warczeć ze złości. Ile można. Do tego musiał poruszać się
na wózku.
Oprócz tego cały czas miał
przebłyski wspomnień. Były to tylko migawki, ale to, że nie mógł nikogo na nich
rozpoznać nie było pocieszające. Przed zaśnięciem przypominał sobie twarz
młodego mężczyzny pochylającego się nad nim. Kim był? Co to wszystko znaczyło?
Neurolog i psycholog
kliniczny cały czas starali się przywrócić mu pamięć. Niestety nie mógł nic na
to poradzić, że nie odzyskuje wspomnień. Próbował, starał się, jednak jego
zabiegi kończyły się fiaskiem i migreną. Słyszał rozmowę pielęgniarki i
lekarza, w której wspominał on kobiecie, iż jego bóle głowy mogą być częste i
co powinna mu podawać. Dodatkowo planował to zapisać w jego karcie.
Thomas nie mógł zrozumieć,
czemu odzyskiwanie pamięci wiązało się z takim rodzajem bólu, ale lekarz
usilnie próbował ignorować jego pytania. Nikt niczego nie chciał mu wyjaśniać.
Był wkurwiony. Ileż można być traktowanym jak „nic”. Cholera! Chyba należało mu
się odrobinę szacunku? Z takimi myślami, zmęczony i sfrustrowany, nie wiedział,
kiedy zasnął.
"Zwłaszcza w miłości sposób dawania
znaczy więcej niż
przedmiot."
mało mi, ciągle mi mało, oby ten tydzień minął szybko, bo chce już kolejnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńpowodzenia z egzaminami
dużo weny w pisaniu kolejnych niesamowitych rozdziałów :)
Wyjątkowo cieszę się, że ci mało :) Na szczęście tygodnie szybko płyną i nowy rozdział już za nie całe siedem dni :)
UsuńNie dziękuję. Jeszcze dużo przede mną, ale dam radę.
Oj, wena się przyda. Dziękuję.
Pozdrawiam
LM
Ojej, jaka ta jego mama musi być miła...Fajnie, że ma całą rodzinę, zazwyczaj bohaterowie kończą bez jej niektórych członków (moich własnych nie wyłączając, hehe). Brawo dla Lily, że go w końcu z domu ruszyła, najwyższa pora, bo Thomas chyba powoli zaczyna lekarzy irytować >D Powodzenia na egzaminach i dużo weny :D
OdpowiedzUsuńWRESZCIE jakieś dobre opowiadanie yaoi o zwykłch bohaterach, żadne japońskie imiona. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńProszę :) Bardzo mi miło ;)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńha jaka dobrą matkę ma Oliver..., brawa dla Lili w końcu wyciągnęła go z czterech ścian... bo Thomas to powoli zaczyna lekarzy irytować, ale przyjdzie jego wybawca i będzie dobrze.... och jak ja chcę aby ten tydzień zleciał bardzo szybko ;]
powodzenia na egzaminach ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Zleci szybko :) Jeszcze tylko trochę ;) Nie dziękuję. W sobotę kolejne dwa przede mną. Ale dam radę :)
UsuńThomas zaczyna wkurzać lekarzy. To ten złośliwy typ klienta ;)
Lilly jest niezastąpiona :)
Dobra nadrobiłam wszystkie zaległości, bo się jakoś złożyło że zupełnie zapomniałam o tym że już dodajesz tu rozdziały. Ale jestem niezaspokojona! Bo tak bardzo chce wiedzieć co się już stanie jak Thomas zobaczy Oliviera! I chcę wiedzieć kim tak naprawdę jest Thomas.
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę dobry styl. I ciesze się że piszesz teraz to opowiadanie, ale Młody pozostanie moim ulubionym. Ale cóż pożyjemy zobaczymy ;) Może Amnezja wskoczy wyżej w rankingu.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńjaka dobrą matkę ma Oliver, no i brawa dla Lili w końcu wyciągnęła go z czterech ścian... ;) bo Thomas to zaczyna już lekarzy irytować, ale przyjdzie jego wybawca i będzie dobrze...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, och jaką dobrą matkę ma Oliver... wielki brawa należą się Lili za wyciągnięcie go z czterech ścian... ;) Thomas to zaczyna już nawet lekarzy irytować...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza