Wiedział
od samego początku, że studia psychologiczne będą ciężkie. Doskonale zdawał
sobie z tego sprawę, wybierając ten kierunek. Jednak rzeczywistość przerosła
jego wyobrażenia. Miał dość tej pieprzonej masakry, jakim stało się jego życie.
Westchnął z udręką i przeczesał jedną dłonią włosy, drugą nadal podpierając
policzek. Nawet nie miał czasu ani chęci się ogolić! Wymiękł, chciał się poddać
i doskonale zdawał sobie sprawę, dlaczego tak się dzieje. Podstawowy czynnik
psychologiczny. Im bliżej końca, tym bardziej chce się zrezygnować z tego,
czemu poświęca się czas. Zostały mu ostatnie trzy egzaminy. Tydzień nauki. A on
robił wszystko, żeby się nie uczyć. Podniósł głowę i zerknął przez uchylone
okno. Miał ochotę zapalić. Coraz częściej go do tego ciągnęło, chociaż nigdy
nie miał papierosa w ustach. Całkiem możliwe, że chciał skosztować tego nałogu,
którym rozkoszuje się trzy czwarte studentów i dlatego tak się zachowuje...
Miał
ochotę odpocząć. Nie, on musiał odpocząć. Był po dwóch egzaminach i pięciu
kolokwiach. Zawsze w tym okresie zastanawiał się, czemu wszyscy wykładowcy, a
mówiąc dokładniej ćwiczeniowcy,
zostawiają sprawdzanie wiedzy na sam koniec, kiedy nikt nie wie, w co ręce
włożyć. Ponownie zerknął na swoje notatki, marszcząc z udręczeniem brwi. Od
miesięcznego pochylania jego kręgosłup błagał o zmiłowanie pańskie. Dziwił się,
że jego nadgarstki nie wysiadły w trakcie pisania na laptopie. A jeszcze
dokładniej, można powiedzieć, że fascynował go fakt, iż jego prawa ręka jest
jeszcze sprawna. O ile w robieniu pewnych notatek na laptopie funkcjonowały
obie, tak do pisania ręcznego używał tylko jednej. Zapominając, że ma w ręce
długopis podrapał się po czole.
–
Cholera jasna! – Potarł przejechane przed chwilą miejsce, jednak nie wiedział,
czy ślad rzeczywiście zszedł tak, jak tego by chciał.
Czasem
zastanawiał się, czy ludzie prowadzący zajęcia na uczelniach mają jakieś
sumienie. Materiał był tak obszerny, że wszyscy
studenci opadali z sił. Każdy z nich miał półtorej miesiąca wycięte z życiorysu.
Tak, nie raz słyszał, że chcąc coś osiągnąć, trzeba się napracować, jednak tak
jak każdemu zdarzał mu się okres, gdzie najchętniej by tylko leżał, spał i
odpoczywał. Po prostu miał serdecznie dość wysłuchiwania zmartwień znajomych,
jak to mają ciężko na studiach, bo muszą się nauczyć trzydziestu stron na
egzamin. Zawsze wtedy miał ochotę walić głową w ścianę i uświadamiać tych
ludzi, że to wcale nie jest dużo. To nie jest takie ciężkie! Jako, że przed
każdą sesją gromadził wszystkie materiały zaraz obok łóżka, zapraszając ludzi
do siebie, z a w s z e musiał tłumaczyć osobom, które były u niego po raz
pierwszy przed tak ciężkim okresem, że to nie jest materiał na pięć lat, tylko
na ten semestr. Wierzyli mu dopiero wtedy, gdy pokazywał stosy kserówek z poprzednich
egzaminów.
Był przemęczony, rozdrażniony i nie wiedział
już, co począć ze swymi emocjami. A mimo to, był usatysfakcjonowany swoim
kierunkiem. Spełniał się i lubił to, czego się uczył. Miał tylko nadzieję, że
uda mu się znaleźć pracę w zawodzie. Byłby wtedy zachwycony, przerażony,
spełniony, a zarazem najszczęśliwszy na świecie
Po
trzeciej sesji wszyscy jego znajomi wiedzieli już, że nie ma sensu zapraszać go
na imprezy, bo i tak nic go nie oderwie od książek. Po zdanych egzaminach
spotykali się jednak na wspólnym biesiadowaniu. Lilly, jego przyjaciółka już z
czasów przedszkolnych, zawsze śmiała się z ich wspólnego znajomego, że na
stronę tekstu, połowy nie potrafił zrozumieć. Kobieta jednak była na tyle
złośliwa, że nie przyznała mu się do tego samego problemu. Było to dla nich
zbyt zawiłe. Ruda studiowała finanse i rachunkowość, co dla niego było w pewnym
sensie czarną magią. Orientował się w matematyce, umiał wyliczyć to, co
potrzebował, jednak niektórych rzeczy nie potrafił przetworzyć na swoje. On musiał rozumieć materiał,
natomiast ona niekoniecznie. I tym się różnili. Lilly potrafiła zapamiętać
definicję słowo w słowo bez wkuwania jej na pamięć, on natomiast musiał ją przetworzyć
na swój język użytkowy.
Zawsze
zastanawiał go mechanizm działania plotek. Rozchodziły się szybciej, niż ciepłe
bułeczki. Diabeł wcielony, jak Oliver lubił określać swoją przyjaciółkę,
poinformowała ich wspólnych, bliższych znajomych, że w jego skromnym lokum
odbędzie się parapetówka. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie dwa małe szczegóły.
Była to druga parapetówka w tym samym mieszkaniu, a na dodatek kobieta
poinformowała go o niej, pięć minut przed przyjściem gości, gdy przyniosła do
jego domu cały stos jedzenia. W tamtej chwili był bliski mordu. Powstrzymał go
dzwonek do drzwi, oznajmiający przyjście gości. Spotykali się na tyle często w
swoim małym gronie, że lubili się z siebie pośmiać i podenerwować nawzajem, bez
obrażania. Nie mając na to czasu, nie zdążył uprzątnąć materiałów, zalegających
na stole. Jedyną metodą było przeciągnięcie ręką i zrzucenie wszystkiego do
pojemnika na papiery.
Oliver,
trzymał się myśli, że taki rodzaj poświęcenia
jest tego wart. Nie chciał wiedzieć, co przeżywają studenci medycyny. Oni
to dopiero mieli hardcore. Potarł zmęczony oczy. Nie miał czasu na odpoczynek,
nie mówiąc już o wychodzeniu z domu. Chociaż i tak uczył się rozważnie. Nie
zarywał nocy, starał się spać jak najdłużej, by wypocząć, a jednak nastąpiło u
niego przysłowiowe zmęczenie materiału. W tym przypadku jego samego. Zawsze ułatwiał
sobie naukę, rozdzielając materiał na poszczególne przedmioty zdawane w danym
tygodniu, a do tego całość dzielił na dostępne mu dni. Plusami owej sytuacji
było to, że przede wszystkim nie nudził się przedmiotem. Robił także przerwę co
godzinę lub dwie, gdy kończył czytać zadany rozdział. Nie zdawał sobie sprawy z
tego, że przy intensywnym myśleniu, czy to nad jakimś problemem, czy to nad
nauką prawie zawsze drapał się po nosie lub też trzymał mocno swoje włosy.
Od
dawna cieszył się, że jego przyjaciółka ma klucze do jego domostwa z tego
względu, że zdarzało mu się nie słyszeć dzwonka do drzwi. Nie jego winą było
to, że podczas nauki wyłączał się na wszelkie inne odgłosy. Jego rodzice zawsze
się denerwowali, gdy przez długi czas nie mogli się do niego dodzwonić, a to
tylko z powodu tego małego głupstwa. W końcu stwierdzili, że nie ma to sensu i
wysyłali mu wiadomości tekstowe, by odczytał je, gdy skończy robić to, co
robił.
Usłyszał
dzwonek do drzwi.
–
Hej kurduplu. Co tak siedzisz w domu? Chodź, idziemy na kawę. – Nim zdążył
otworzyć drzwi na oścież, jego przyjaciółka – Lilly – była u niego w pokoju.
Westchnął cierpiętniczo. Ta cholera nawiedzała go codziennie, z tym samym
tekstem. Zresztą on odpowiadał zawsze w tym samym stylu.
–
A jak myślisz? Po co kupiłem sobie ekspres do parzenia najlepszej na świecie
kawy? Nie będę przepłacał. – Uśmiech rozświetlił jego twarz. Nie jedna osoba
stwierdziła, że byliby doskonałą parą, a oni zawsze reagowali jak przedszkolaki
- udawali wymioty. Często na ulicy patrzono wtedy na nich, jakby zaszkodziły im
aktualne warunki atmosferyczne.
–
Kotenieńku, nie da się na wszystkim oszczędzać. Dobrze o tym wiesz. – Blask z
jej wyszczerzonych zębów potrafił człowieka oślepić. Przewrócił sfrustrowany
oczami.
–
Wiem, że nie da się na wszystkim oszczędzać, ale to nie ty płacisz ponad siedem
tysi za rok. A poza tym, wywalili mnie z pracy za to, że poszedłem na
kolokwium, a nie do niej, chociaż im to zgłaszałem. Jestem w sytuacji kryzysowej. Muszę oszczędzać, chociaż
może mi się to nie podobać. Pyszną kawę mogę sobie zrobić w domu. To jak,
chcesz? W końcu i tak za nią płacisz. – Nie, to nie jest tak, jak myślicie.
Lilly wiedząc, że będzie do niego wpadać na kawę codziennie, sama z siebie
kupiła paczkę droższych, ale lepszych ziaren kawy. W ten sposób dziękowała za
jej przygotowanie. Nie musiała tego robić, ale jak najbardziej chciała.
–
Skoro masz aż tak źle, czemu kupiłeś to cacuszko miesiąc temu? – Gdyby ktoś ich
posłuchał, stwierdziłby, że zachowują się jak stare, dobre małżeństwo,
ewentualnie rodzeństwo.
–
Pomyślmy… Nie wiedziałem, że dostanę popołudniówkę i termin kolokwium w jednym
czasie? Gdybym miał o tym pojęcie, moje finanse ulokowałbym gdzie indziej.
–
Czemu ci nie wierzę? – Śmiech dziewczyny rozniósł się po malutkiej kuchni.
Miała rację, uwielbiał kawę, więc wolał wydać pieniądze na ekspres, ziarna i
mleko. Pychotka.
–
Masz rację. Nie widzę już życia bez tego cudownego urządzenia.
–
Nie dziwię ci się. W końcu codziennie wpadam tu tylko po to, by się napić z
tobą tego smakołyku.
–
No wiesz, co? Jak mogłaś? Ja myślałem, że przychodzisz do mnie, bo lubisz
spędzać ze mną czas, kochasz mnie, a ty, co? Niewdzięcznico jedna! Ja ci napój
bogów serwuje, a ty gardzisz moim towarzystwem. – Głośny śmiech rozniósł się po
pomieszczeniu. Nie ich winą było to, że praktycznie tylko w ten sposób
potrafili się porozumiewać.
–
Nie gniewaj się na mnie. Nic nie poradzę na to, że jestem szczera. – Na to
wyznanie oboje roześmiali się jeszcze raz. Takie sytuacje towarzyszyły im
prawie cały czas. Jak to między przyjaciółmi bywa, tylko oni wiedzieli, o co im
chodzi. W końcu, niecodziennie spławia się faceta, stwierdzeniem, że mówi się
prawdę i tylko prawdę. Nie jej wina, że chciał, by kłamała w różnych sprawach.
To nie było dla niej.
–
Jak sesja? – To pytanie musiało paść z jego ust. Niby miał tygodniowy zakaz
mówienia o egzaminach, kolokwiach, zaliczeniach i wszelkich innych pierdołach,
ale nie umiał się powstrzymać. To było silniejsze od niego. Zresztą, kobieta
spodziewała się tego po nim, doskonale znając jego osobowość.
–
Ty znowu o tym? Wyjątkowo zgrywamy się z terminami. Przynajmniej rozłożyli nam
to tak, że najtrudniejszy mamy jako pierwszy, a później dwa lżejsze.
–
Też bym chciał mieć trzy, ale los pokarał mnie pięcioma testami. Umrę. – Długi
jęk wydostał się z jego ust. – W razie śmierci, zażalenia proszę składać na
ręce dziekana, bądź też rektora. Jak wolisz. – Grymas na ustach przyjaciółki
jakoś go nie zdziwił.
– Nie umrzesz, bo w zaświatach zrobię ci takie
paranormal acitvity, że będziesz chciał od razu wrócić na ziemię i staniesz się
zombie.
–
Ej! Z tego, co wiem, to ja będę ci mógł zrobić teksańską masakrę piłą
mechaniczną, a ty mnie nie. Jak niby chciałabyś to zrobić?
–
Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Zapomniałeś? Jestem zdolna do
wszystkiego. Muahaha. – Oliver naprawdę miał ochotę uderzyć swoją przyjaciółkę
w ten jej przeklęty czerep. Zawsze chciała mieć ostatnie słowo.
–
Nie unikaj tematu. Wiem, po co przyszłaś. O co znowu poszło? – Lilly miała
bardzo zaborczego partnera. Nikt nie mógł zrozumieć, jakim cudem z nim
wytrzymuje. Jego zakazy i nakazy zakreślały coraz szersze kręgi. Zaczynało się
powoli, niewinnie. A jednak, wszystko rozrosło się do takich rozmiarów, że
nawet jej przyjaciele wymiękli. Ostatnim razem oskarżył dziewczynę o zdradę z
Oliverem.
–
Skończyłam z nim. Nie jestem dziwką, która puszcza się z każdym facetem, na
którego spojrzała, bądź, który na nią zerknął. No proszę cię. – Przeciągnęła
uparcie wyrazy. – To wszystko zaczęło się wypalać. Czemu przysłowia nie mówią
całej prawdy? Od nienawiści do miłości jeden krok. Ale to działa także w drugą
stronę. Mam go serdecznie dość. To musiało się skończyć. – Mężczyzna nie mógł
zareagować inaczej, niż lekkim uśmiechem, a następnie przytuleniem przyjaciółki
w geście pocieszenia.
Jej
lekko zmarszczone brwi, powiedziały mu, ze nadal zastanawia się, czemu była z
takim dupkiem. Najchętniej to by facetowi przypierdolił, ale młoda kobieta
stwierdziła, że wie, co robi i nie życzy sobie, żeby się wtrącał. To wtedy,
chyba pierwszy raz od wieku nastoletniego, pokłócili się i obrazili na miesiąc.
W tym wypadku, to Oliver wyciągnął rękę na zgodę. Kupił wtedy ręcznie zbierany
bukiet od jakiejś staruszki, sprzedającej pod sklepem zoologicznym.
–
Co chcesz, żebym powiedział? Że mi przykro? Czy też, że jestem z tego powodu
szczęśliwy? Co cię bardziej satysfakcjonuje? – Doskonale zdawał sobie sprawę z
charakteru i poglądów przyjaciółki. Wolał, więc powiedzieć to, co rzeczywiście
uważał. Nastawiał się na krzyk, płacz, zgrzytanie zębów. Nie przypuszczał, że
jedyną reakcją, jaką otrzyma będzie westchnięcie i głośny śmiech. –
Zwariowałaś?
–
Nie, nie upadłam na głowę. To było do przewidzenia. Chyba… Testowałam swoją
cierpliwość. To był mój mały eksperyment. Specyficzny, w pewnych momentach
poniżający. To prawda. Ale chyba chciałam się przekonać. Nie mam zamiaru do
niego wracać. Moja miłostka wypaliła się trzy miesiące temu. Jak chcesz, to dam
ci do skserowania moje dzienniki. Ha. Pozwalam ci nawet opisać mój przypadek w
pracy magisterskiej. – Oliverowi opadła szczęka.
Czy
ona sobie jaja robiła? Wiedział, że Lilly ma coś z głową, ale nie przypuszczał,
że jest tak źle. On sam nigdy by się na coś takiego nie zdecydował. A nawet
jeśli, wytrzymałby góra kilka dni, a nie trzy, pieprzone miesiące. Czas nauczyć
się diagnozy psychologicznej i stwierdzić istniejące zaburzenia u swojej
najlepszej przyjaciółki. Ona chyba zwariowała!
–
Czyś ty zwariowała? – Nawet nie miał świadomości, że podniósł głos, a z nerwów
stał się on trochę piskliwy. Kurwa, był po mutacji, takie coś nie powinno mu
się już zdarzać. – Masz gorączkę? – Dotknął dłonią jej czoła. – A może ostatnio
walnęłaś o coś mocno głową, o ziemię? Czy ciebie, do jasnej cholery,
popierdoliło? – Sam skrzywił się na ten wrzask, ale trudno. Należało jej się. A
on się o nią tak cholernie martwił! A Lilly robiła tylko powalony eksperyment!
Nagle opadły mu wszystkie siły. Poczuł się bardziej wyczerpany, niż po dwóch
dniach nauki. – Dobrze się czujesz?
–
Nawet bardzo. – Białe zęby lśniły w uśmiechu. – Nie moja wina, że jestem
bardziej powalona od ciebie. Facet ma pecha. Nie kocham go, ale na szczęście od
pewnego czasu z nim nie spałam. – Po zapewnieniu kobiety, jego napięte do tej
pory mięśnie rozluźniły się znacząco.
Nie
rozumiał jej, ale wyjątkowo nie starał się tego robić. Przypadek klienta
skazanego na niepowodzenie. Mimo otrzymanych informacji, Oliver nie stracił
dobrego humoru. Nie raz przekonał się, że gdy jego przyjaciółka uważa, że coś
nie jest warte poświęcenia uwagi, rzeczywiście tak było. Fakt, faktem, często
się w tej opinii myliła, ale tym razem chciał jej uwierzyć. Po kolejnej dość
długiej chwili siedli razem na małej kanapie i zaczęli oglądać film dla
rozluźnienia. Nie ma to jak sesja. Samoutrudnianie* jest rzeczą pierwszorzędną
i rewelacyjną. Wszyscy studenci kochają sobie utrudniać naukę.
***
Oliver
wracał zmęczony z egzaminu. Wyjątkowo odbył się on dość późnym, niedzielnym
popołudniem. Zazwyczaj egzaminy kończyły się o godzinie piętnastej, jednak ze
względu na wykładowcę, został on z góry ustalony na siedemnastą trzydzieści.
Nie od dzisiaj wiadomo, że nauczyciele akademiccy prowadzą zajęcia na różnych
uczelniach, a pani profesor, która wykładała psychologię zdrowia, musiała do
nich dojechać z oddalonej o dwieście kilometrów miejscowości, gdzie także
przeprowadzała w godzinach dopołudniowych zaliczenia...
Jego
uczelnia była na jakimś totalnym zadupiu, gdzie autobusy kursowały raz na pół
godziny. A znając jego cudowne szczęście… Oczywiście, spóźnił się MINUTĘ na ten
właściwy. Cholera! Musiał się teraz przejść pół godziny. Teoretycznie mógł
siedzieć i czekać na zmiłowanie pańskie, jednak było ciepło, słonecznie, a
lekki wietrzyk dodawał wszystkiemu uroku. Jego nogi poruszały się niespiesznie.
Nie miał na nic siły. Nie wysypiał się, nie dojadał, uczył się całymi dniami.
Był zmarnowany, blady i schudł chyba trzy kilo przez trochę ponad tydzień. Nie
jego winą było to, że w trakcie nauki zapominał zjeść cokolwiek. Stale
towarzysząca mu butelka wody zastępowała pożywienie. Może dlatego czuł się tak,
a nie inaczej. Co mu z długich nóg, skoro jego kroki można by porównać do tych
stawianych przez pięciolatków. Był fizycznie i psychicznie wyczerpany. Jedyną
rzeczą, o jakiej marzył, to kąpiel i ciepłe łóżko. O ile nie zaśnie od razu, to
może przygotuje coś do jedzenia. Plan doskonały. Raj na ziemi. Tylko takie
określenia przychodziły mu do głowy.
Po
przejściu połowy drogi mógłby wsiąść w autobus. Los bywa przewrotny, można
wręcz powiedzieć złośliwy. Gdy Oliver zobaczył, że spóźnił się trzy minuty,
miał ochotę się zastrzelić. Eden oddalał się od niego o kolejne piętnaście
minut. Wiedział, że najlepiej mu będzie wejść w jedną z mniejszych ulic.
Przejdzie między blokami, na przestrzał, a jego droga skróci się o bezcenne
pięć minut. Jego zaspany umysł nie funkcjonował zbyt dobrze. Coraz wolniej
kojarzył fakty, chociaż nadal próbował powtarzać w głowie materiał na
przyszłotygodniowy egzamin. Zawsze w ten sposób najwięcej zapamiętywał.
Poświęcał trzydzieści minut, a po pewnym czasie pamiętał prawie wszystko, co
chciał. W sumie ta odrobina samodyscypliny pomagała mu skupić się na
najważniejszych zagadnieniach z poszczególnego dnia nauki, a to z kolei
pozwalało mu zapamiętać na przyszłość większą ilość materiału. Jego mama zawsze
się śmiała, że jest jakimś pokręconym humanistą. Orientował się zarówno w
sferze stricte humanistycznej, ale
zarazem lubił też przedmioty ścisłe, takie jak matematyka, czy biologia. Nie
raz słyszał określenie, że wszyscy
określają się humanistami, bo nie lubili matematyki. Fakt, każda dziedzina
nauki ma takie sfery, do których nie pała się sympatią. Oliver jednak nie lubił
aż tak uogólniać. Lubił myśleć o sobie jak o humaniście z doby renesansu. Nie
chodziło mu wtedy o megalomanię, tylko o postrzeganie pojęcia. Nie zgadzał się
z ideą rozprzestrzenioną w społeczeństwie. Od jednego stwierdzenia do drugiego,
jego myśli uciekły w zupełnie innym kierunku. Był dziesięć metrów przed
skrzyżowaniem, gdy nagle…
* w psychologii mechanizm
obronny, polegający na przewidywaniu niepowodzenia i jednoczesnym
przygotowywaniu takich jego wyjaśnień, które minimalizują brak zdolności jako jego możliwą przyczynę. Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Samoutrudnianie
Większość oceny masz na naszej prywatnej rozmowie a tu zamieszczę podsumowanie :)
OdpowiedzUsuńJest lekko, nie przytłaczasz nadmiarem wszystkiego i sprawnie operujesz na przedmiotach domyślnych. Bohaterowie wykreowani tak, jak lubię najbardziej i mam nadzieję, że nie staną się zwykłymi zdjęciami zamkniętymi w drewnianą ramkę. Nasuwa mi się na myśl, że wzięłaś sobie do serca pewną naszą rozmowę o bohaterach(tę o tych pokojach, zasłonkach i całej reszcie :P)
W każdym razie, wiesz, że czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam, A.Silver
Jest i pierwszy rozdział :) Długo trzeba było na niego czekać, aż go opublikujesz, ale warto było. Jak przedmówca, ode mnie też większość krytyki i pochwał zostało zamieszczone w naszych mailach i rozmowach na fb. Bardziej teraz patrzę na techniczne sprawy i cieszę się, że blogspot nie spierniczył justowania i akapitów, co się dość często zdarza. Wygląda to ładnie i tekst jest spójny. Rozdział, jak dla mnie jest dopracowany do ostatniej "kropki", kreacja bohaterów jest spójna (po części dzięki mnie :P), a całość czyta się płynnie.
OdpowiedzUsuńP.S. Jestem lekko zawiedziona, że nie wspomniałaś, kto jest Twoją Betą. Teoretycznie wg netykiety, powinnaś mieć to wyszczególnione pod ogólnym opisem bloga lub w każdej przedmowie przed notką. Ale... to Twoja decyzja, kimże ja jestem, żeby Ci to wypominać.
Pozdrawiam
Hmn, ciężko mi coś powiedzieć, ponieważ to pierwszy rozdział i akcja tak naprawdę dopiero zacznie się rozwijać, jednak zapowiada sie ciekawie :)
OdpowiedzUsuńZ chęcią będę czekać na kolejną część.
pozdrawiam, Aya
hehe, zaintrygowałaś, zaintrygowałaś :D ale ja już tak mam :) Coś co wydaje mi się, że mnie nie wciąga, później po porostu nie daje spokoju :D I nawet teraz dociekam co będzie w "Amnezji"
UsuńNie wiem jak wytrzymam do 12 :D
I, hehe, "gladiator" powiadasz? :) Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób i jakoś chciałam dopasować tło do nazwy bloga, jednak samo to, że komuś może kojarzyć się z tym filmem jest dla mnie wspaniałe :D
PS. Również zauważyłam, że zmieniłaś swój wygląd bloga :) podoba mi się, jest inne niż to u "Młodego". Widać teraz wyraźnie, że są to dwa różne opowiadania, a jednak ten sam kolor łączy je, i mi przynajmniej, przypomina, że to wciąż ta sama autorka :)
Cieszę się bardzo, że dodałaś w końcu rozdział :) W ogóle ja sobie chcę poczytać, żeby zapomnieć na chwilę o sesji, a tu co? Klimaty studenckie i to jeszcze w dobie, której sesja ma się najlepiej. Podoba mi się pierwszy rozdział i czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńDużo weny ^^
W takim momencie ? Jesteś wredna. A tak napoważnie rozdział bardzo ciekawy i dopracowany. Według mnie jest jeden błąd, trudno jest połapać się kto akurat mówi. Nie mogę się doczekać następnej notki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny
juliannast
Jako Beta może odpowiem na ten domniemany błąd, który błędem nie jest. Taki styl ma Lady M, dzięki temu czytelnik musi się skupić na tekście i podświadomie wyłapywać wypowiedzi danego bohatera, ponieważ każdy ma swój własny sposób mówienia, co wyjdzie w przyszłych rozdziałach. Jak dla mnie - ale zrozumiałam to dopiero po pewnym czasie - lepszy jest taki sposób zapisywania dialogów niż oklepane "... - powiedział Oliver; ... - powiedziała Lilly". Tak samo było w przypadku Młodego, po prostu trzeba się do tego przyzwyczaić i spróbować utożsamić się z bohaterami.
UsuńPozdrawiam :)
Juliannast dziękuję za komplement :) W tym przypadku chcę być wredna ;) Rerget wytykała mi na samym początku ten sam błąd, ale tak jak już zdążyła ci napisać - taki mam styl. Nigdy nie umiałam pisać dialogów w sposób "poprawny". Piszę opowiadania w taki sposób, jakie sama chciałabym przeczytać.
UsuńPozdrawiam LM
Jak czytałam młodego nie załważyłam tego. Przepraszam jeśli Cię uraziłam.
UsuńPozdrawiam juliannast
Juliannast nie uraziłaś :) Po prostu przedstawiłaś swoja perspektywę ;) Gdybyś mnie zwyzywała to co innego ;) Wyraziłaś swoja opinię i szanuję ją :)
UsuńPozdrawiam
LM
P.S. Mam nadzieję, że uda ci się przyzwyczaić do takiej formy tekstu :)
Trafiłam tu przypadkiem i amen, znalazłam zaczynające się opowiadanie z poprawną polszczyzną, ciekawymi bohaterami...I skończone w takim miejscu, jak mogłaś ;_; Ale cóż, poczekam z chęcią na kolejny rozdział i na pewno będę tu częściej wpadać. Podoba mi się początek, jest taki dojrzały <3 Dużo weny ci życzę i w międzyczasie zapraszam na http://hell-of-fortune.blogspot.com :D
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się pierwszy rozdział. Olivier wydaje się być fajną, ciekawie zarysowaną postacią. Trudno coś więcej powiedzieć o opowiadaniu, więc czekam na dalszy ciąg. I potwierdzam słowa poprzedniczki, że trudno się połapać co kto mówi.
OdpowiedzUsuńOliver, nie Olivier, wybacz (:
UsuńTak, jak napisałam wcześniej, trzeba się wczuć. Może w pierwszym rozdziale jest to trudne, ale zapewniam, że z biegiem czasu wychodzi to całkiem naturalnie, bo znamy już bohaterów i ich charaktery.
UsuńTak poza tym, potwierdzam, Oli jest zaje.... bardzo fajny.
Oliver czy Olivier :) Prawie to samo. W "Młodym" wiele osób zamiast Farid pisało Farad ;) Nie przejmuj się jeśli popełnisz błąd w pisaniu imion ;) Cieszę się, że postać Olivera ci się spodobała, chociaż na razie mało można na ten temat powiedzieć :) Jak już wspominałam powyżej... Nigdy nie potrafiłam pisać "poprawnych" dialogów. Taki jest mój styl. Na początku Rer także mi to wypominała, jednak moje próby przestawienia się na inny styl pisania, były katastrofalne. Przynajmniej dla mnie. Tekst wydawał mi się sztuczny.
UsuńPozdrawiam LM
P.S. Rer czemu ty odpowiadałaś szybciej ode mnie? :P Ja dopiero co tutaj zaglądnęłam. Ostatni komentarz jaki widziałam to twój w dniu wczorajszym.
:P Widzisz? Jestem bardziej na bieżąco niż Ty :)
UsuńHeeeeeej! W końcu pierwszy rozdział, z czego jestem zadowolona, gdyż ostatnio jestem ze wszystkim na bieżąco i nie miałam co czytać. Fabuła zapowiada się fajnie, zachowania dwójki bohaterów rzeczywiście czasem jest godne przedszkola, ale taka relacja xD Doskonale rozumiem przerwanie w takim momencie, robi się klimat i z pewnością czytelnicy będą zerkali codziennie aby zobaczyć czy jest coś nowego.
OdpowiedzUsuńJedyna moja uwaga, albo raczej prośba, czy możesz zrobić coś z czcionką, gdyż bardzo źle mi się czyta i szybko męczą mi się oczy? Byłabym bardzo wdzięczna.
Życzę Weny i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Trzymaj się :)
Cieszę się, że udaje ci się być ze wszystkim na bieżąco, bo dla mnie to ostatnio wyczyn prawie nieosiągalny :) Wydaje mi się, że to jedyny fragment przerwany w takim momencie, chociaż nie jestem pewna. Oliver i Lilly to specyficzna para przyjaciół, chociaż wydaje mi się, że jest w naszym otoczeniu takich wiele :)
UsuńCo do czcionki, spróbuję coś zrobić, ale nic nie gwarantuje. Moja znajomość blogspota - jest dość mizerna.
Pozdrawiam
LM
Witaj, witaj,
OdpowiedzUsuńnawet nie wiesz jak się cieszę, że już ruszyło opowiadanie... cóż miałam się wcześniej tutaj odezwać (pod którąś informacyjną notatką), że czekam, trzymam kciuki, życzę Tobie weny, pomysłu, i takie tam...., ale niestety zawsze to kończyło się na planach...
a co do samego opowiadanie to już mnie bardzo zaciekawiłaś... wspaniale ukazałaś Lilly i Oliwiera, a końcówka sama wbiła mnie w fotel...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Witaj :)
UsuńWiele naszych postanowień kończy się na planach, więc się nie przejmuj :) I tak zawsze wiedziałam, że mi tego życzysz :) Cieszę się, że opowiadanie cię zaciekawiło.
Pzdrawiam
LM
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńjuż mnie bardzo zaciekawiłaś tutaj... cudownie ukazałaś Lilly i Oliwiera, a końcówka... wbija w fotel...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńjuż wpadłam jak przysłowiowa sliwka w kompot... rozdział pierwszy dopiero za mną... a ja już bardzo zaintrygowana jestem... cudownie ukazałaś Lilly i Oliwiera, a sama końcówka... to wbija w fotel...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza